Moja Gdynia


                                         Moja Gdynia


   Mojej Gdyni już nie ma. Została wymazana z historii miasta i historii kraju. A przecież dla tysięcy moich rówieśników z pokolenia urodzonego po wojnie był to czas dorastania i młodości. To niesprawiedliwe, to nie nasza wina, że żyliśmy w tamtym ustroju.
Tymczasem na czasowych wystawach, w muzeum i w prasie lokalnej  nawet nie wspomina się o czasach powojennych.
 Czy dlatego, że były to czasy PRL-u, mam potępić wszystko, co się tu działo? Razem ze mną rosły w Gdyni domy, budowano szkoły, istniały teatry, kina, lokale. Na horyzoncie codziennie widać było sunące wolno statki, zarówno połowowe jak i transportowe. Polskie statki, których obecnie już nie ma. Czy można tamto miasto wykreślić?
Nie jestem zwolenniczką starych czasów. W grudniu 1970 roku byłam nauczycielką w szkole ZSBO przy Stoczni i. Komuny Paryskiej w Gdyni i to ja odprowadzałam moich uczniów na dworzec, by wrócili bezpiecznie do domów. Potem stałam w tłumie przed urzędem miejskim, gdy z helikoptera strzelano do nas jak do kaczek. To mój uczeń został bestialsko pobity. przez policję i ZOMO.
To ja niemal straciłam pracę, gdy w czasie stanu wojennego powiedziałam oficerowi, dowódcy czołgów otaczających szkołę, w której uczyłam, co myślę o ich postawie i przemocy. To ja kilka lat później, stojąc w tłumie, płakałam na Skwerze Kościuszki, gdy podpisano deklarację przy okrągłym stole. Wierzyłam w nowe, wspaniałe czasy, kiedy będziemy wolni spod jarzma komunistycznego.
   Potem z bólem patrzyłam na niszczenie naszego wspólnego majątku poprzez złodziejską prywatyzacje, na likwidację stoczni gdyńskiej, z którą związana byłam z racji zawodu. Pogodziłam się z postawą „ważnych polityków”, którzy za grosze sprzedawali polskie fabryki i wielkie przedsiębiorstwa, biorąc za to wielkie pieniądze ( czytaj: łapówki).
Czy chciałam takiej Polski? Nie, nie chciałam. Ani takiej, gdy kolejne partie biorą się „za łby”, aby dobrać się do milionów, których symbolem stały się nieszczęsne ośmiorniczki.
   Skreślono moje dzieciństwo i młodość w mieście, w którym dorastałam, z którego nie umiałam odejść, do którego wracałam jak ptak do gniazda. 
Dlatego postanowiłam opisać Gdynię jako miasto mojego dzieciństwa, miasto, które już nie istnieje, zmienia się, unowocześnia. Miasto, którego już nie ma, tak jak nie ma już tamtych ludzi. Zmienił się nie tylko ustrój ale i sposób bycia, poziom technologii, mentalność i warunki. Zmieniła się wreszcie cała Europa.
Żyją jednak ludzie, którzy widzą to miasto innymi oczami, dla których jest to ukochane miasto ich młodości. Stają niekiedy zamyśleni i przypominają sobie sceny, jakie w tym miejscu przeżyli. Wspominają „swoją” Gdynię, która będzie żyć tak długo, jak oni sami.
Dlatego książkę tą poświęcam tym wszystkim, którzy wychowali się w tym mieście i pamiętają inną Gdynię, miasto naszej młodości.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz