Szczęście Joanny- powieść

Jolanta Szymanek

Szczęście Joanny


Wydawnictwo: "Alfa"

Skład komputerowy:

Wojciech Szymanek

ISBN 978-83-936637-3-6

Wydanie I

Rok wydania 2014

                                                     Rozdział I

    Joanna odłożyła książkę. Biologia nie wchodziła jej do głowy, chociaż do matury pozostały tylko 3 tygodnie. Musiała zdać, gdyż miała ściśle zaplanowaną karierę. Chciała zostać światowej sławy biologiem i zająć się badaniem nieznanych gatunków zwierząt.                                                                        Te i podobne pomysły przychodziły jej do głowy podczas nauki, ale teraz starała się skupić. Oczywiście, jeżeli w domu był spokój. Bo gdy rodzice się kłócili, marzyła tylko o jednym, żeby uciec z domu. Zakrywała uszy poduszką, chociaż mówili ściszonymi głosami. Mimo tego do niej docierał każdy dźwięk i każdy szept przez oszklone drzwi. Mieszkali od roku w bloku nowego osiedla, gdyż ogródki działkowe, gdzie poprzednio stał ich mały domek przerobiony z ogrodowej altanki, zostały zamienione na plac budowy. Teraz mieli lepsze warunki, ale dwa pokoje okazały się za małe dla całej rodziny.  Kłótnie rodziców oczywiście zawsze były „na poziomie”, żadnych ostrych słów, żadnego wzajemnego obrażania się, ale aluzje, przytyki, złośliwości i szpile. I ciągłe wypominanie sobie dawnych pretensji, jeszcze z czasów wojny. Zdążyła się już zorientować, że tata obiecał wtedy mamie, iż wynagrodzi jej ciężkie przeżycia w niemieckim więzieniu, dokąd zabrali ją w zamian za niego, bo on w tym czasie się ukrywał.  Zaczynała zawsze mama, która chwilami nie mogła znieść swojego męża. Szydziła z tego, że się garbi, wypominała jego chłopskie pochodzenie, ciągle krytykowała jak je, mówi i śpi.                      On z kolei bronił się, przypominając, że wielka pani z miasta mieszkała w zapadłej dzielnicy i miała tylko jedną sukienkę i parę majtek. I tak ciągle i ciągle.

   Joanna nienawidziła tej atmosfery i marzyła, żeby jak najszybciej uciec z domu. Zazdrościła starszej siostrze, która wyszła za mąż i mieszkała z dala od wiecznego piekła. Przynajmniej nie musiała słuchać tego wszystkiego, chociaż w jej małżeństwie też nie było za różowo. Zmuszona mieszkać z rodzicami, przyrzekła sobie, że będzie dobrą żoną, ba, nawet idealną żoną. Jej małżeństwo będzie bardzo szczęśliwe, a już na pewno szczęśliwsze niż rodziców i siostry. „Będę szczęśliwa” powtarzała ciągle jak zaklęcie i szczerze w to wierzyła.                                                                                                Była radosną nastolatką pełną zwariowanych pomysłów i tryskającą niespożytą energią. W liceum należała do wszystkich możliwych kółek zainteresowań, sekcji sportowej i harcerstwa. Nikt nie wiedział, jak na to wszystko znajdowała czas i energię, nawet ona sama.

Miała fantazję, była idealistką i marzycielką, lecz nie można jej było nazwać sentymentalną gęsią. Kochała książki, taniec i przyrodę, a przede wszystkim zwierzęta. Uważała, że są bardzo bezbronne i nieszczęśliwe z powodu okrucieństwa ludzi. Pewnego razu zaskoczyła wszystkich, gdy zimą na ruchliwej ulicy wyrwała bat woźnicy, który okładał konia. Wóz naładowany był węglem, oblodzona jezdnia powodowała, że zwierzę nie mogło ruszyć z miejsca. Jego kopyta rozjeżdżały się na śliskiej nawierzchni, niemal padał chcąc pociągnąć ładunek, gdy woźnica okładał biedne zwierzę batem. Nagle wściekła czternastoletnia dziewczynka podbiegła i wyrwała draniowi narzędzie zbrodni. Dopiero wtedy ludzie przystanęli i zaczęli krzyczeć na wystraszonego wozaka. Skończyło się zbiegowiskiem i triumfem małej bohaterki.

Joasia potem wiele razy jeszcze stawała w obronie zwierząt, dlatego postanowiła studiować biologię. Nauka nudziła ją, ale do szkoły chodziła chętnie, gdyż lubiła towarzystwo koleżanek i kolegów. Była inicjatorką wielu zajęć i wszędzie jej było pełno. Uczyła się jednak tylko tyle, ile musiała. Miała ona szczególną umiejętność, która nie zawsze pomagała jej w życiu. Był to jakiś niezwykły optymizm i chęć czynienia dobra. Za wszelką cenę chciała być szczęśliwa i pragnęła uszczęśliwiać innych.Dlatego nigdy się nie załamywała, a dobre chwile gromadziła w swojej pamięci jak korale naszyjnika. Wybaczała tym, którzy ją krzywdzili i wierzyła, że są dobrzy. Nie umiała odpłacić „ pięknym za nadobne” i często pomagała swoim prześladowcom, ciesząc się, że może zrobić coś dobrego.

Nie przysparzało to Joasi przyjaciółek i w gruncie rzeczy nie miała żadnej, gdyż rówieśnice lekceważyły ją z powodu jej dobroci i, jak sądziły, naiwności. Jednak ona nie była naiwna, wiedziała, że świat nie jest idealny, dostrzegała zło i podłość ludzką. Niestety, była też zbyt łatwowierna. Ponieważ sama nie kłamała, zakładała, że ludzie mówią prawdę. Zawsze zaskakiwało ją, gdy odkryła kłamstwo i nigdy nie mogła się z tym pogodzić.

Joasia nie była żadną pięknością, ale subtelną i delikatną dziewczyną o marzycielskich oczach i blond, zawsze rozczochranych włosach. Nie wiedziała, czy podoba się chłopakom, gdyż żaden dotąd się nią nie zainteresował. Miała prawie osiemnaście lat, ale nie przejmowała się brakiem powodzenia ze strony chłopców. Postanowiła, że wyjdzie za mąż tylko z wielkiej miłości i będzie najlepszą żoną na świecie, a jej małżeństwo stanie się wzorem dla innych. Pokaże wszystkim, że może być ono „pasmem wiecznej szczęśliwości” jak sama sobie wmawiała.

Tymczasem Joasia bała się mężczyzn, co było skutkiem wychowania przez matkę. Kobieta ta od najmłodszych lat wpajała córkom, że seks jest czymś wstrętnym, brudnym i nieprzyzwoitym. Mężczyźni myślą tylko o jednym i czyhają, by kobietę zaciągnąć do łóżka i porzucić. Prawdopodobnie matka bała się, że córki zaczną używać życia i skończy się to niechcianą ciążą.

Zwłaszcza niepokoiła się się o młodszą. Znała łatwowierność Joasi i wiedziała, że nie widzi ona ludzi takimi, jakimi są naprawdę. Jej dobroć i umiejętność wybaczania wszystkiego niekiedy doprowadzały matkę do szału. Wiedziała, że córka prędzej czy później sama narobi sobie kłopotów. Toteż starała się otworzyć jej oczy na podłość mężczyzn w sposób, który uważała za najlepszy.

Dzięki temu Joasia stroniła od zbliżeń z chłopcami, nie pozwalała się nawet objąć, czy wziąć za rękę, co odstraszało od niej ostatecznie potencjalnych adoratorów. Zyskało jej też przydomek „nietykalskiej”.

Marzycielka, chciała jednak poznać jakiegoś chłopca, najlepiej bruneta z czarnymi oczami. Koledzy z klasy nie wchodzili w grę, myślała raczej o kimś starszym i zjawiającym się jak książę z bajki. Może dlatego przez wszystkie lata w liceum nie zdołała zaprzyjaźnić się z żadnym ze swoich rówieśników.

Wszystko zmieniło się w klasie maturalnej, gdy wszyscy już czuli, że niedługo pożegnają się być może na zawsze. Nagle poczuli więź przeżytych razem kilku lat, potworzyły się paczki, w których uczono się i bawiono. Pojawił się też Bogdan. Początkowo nie zwróciła na niego uwagi. Misiowaty, brzydki, wydawał się głupkowaty, ale żal jej było chłopaka, wyśmiewanego przez innych i dzięki temu bardzo samotnego. Nie wiadomo jak i kiedy przyczepił się do ich paczki i zaczął chodzić z nimi na koncerty organowe w oliwskiej katedrze. Były lata sześćdziesiąte, więc porządna młodzież z renomowanego liceum, do jakiego uczęszczali, nie chodziła do sopockich dyskotek czy Non-Stopu.

Paczkę Joasi stanowili dwaj koledzy i trzy koleżanki. Dobór był przypadkowy, po prostu wszyscy mieszkali w tej samej dzielnicy Gdyni, razem wracali ze szkoły i razem chodzili na zabawy szkolne w pałacu, który był siedzibą liceum.

Bogdan okazał się spokojnym słoniem o szalonych pomysłach. Jakoś tak się stało, że Joanna i on zaczęli razem powtarzać obowiązkową wtedy historię. Gdy przyjeżdżał do jej mieszkania, mama robiła kanapki, czuwając nad córką z drugiego pokoju. Bywało, że zmęczeni nauką, rozmawiali o wielu innych rzeczach niż szkoła, o swoich marzeniach i planach, o dorosłym życiu. Dyskutowali o ludziach, bogu i religii, spierali się na temat pochodzenia ziemi i praw zwierząt.

Okazało się, że mają wiele wspólnego, często myślą tak samo i zgadzają się w swoich poglądach. Po skończonej nauce przeważnie wychodzili nad morze, by zaczerpnąć świeżego powietrza i odpocząć. Żadnego trzymania się za ręce, czy obejmowania, ot, koledzy z klasy. Zresztą pucołowaty blondyn z platfusem nie był jej ideałem. Właściwie nawet jej się nie podobał i fizycznie wcale nie pociągał.

Tuż przed maturą poszli jak zwykle do lasu, prowadzącego niemal nad sam brzeg morza. Siedli na ławce w ich ulubionej bukowej alejce. Przez liście przenikały promienie zachodzącego słońca. Mimo zbliżającego się zmierzchu, ptaki nadal wyśpiewywały swoje wiosenne trele. Z oddali słychać było jednostajny, znajomy szum morza. Nagle Bogdan objął ramieniem siedzącą obok Joannę i powiedział:

  • Czy nie wydaje ci się, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń?- powiedział to ściszonym głosem.

  • Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Jest mi z tobą dobrze - odpowiedziała po chwili.

Wtedy nagle uświadomiła sobie, że chętnie z nim się spotyka, rozmawia i myśli o nim. Nie sądziła, że to miłość, więc nie powiedziała nic więcej, a on nie śmiał pytać dalej.

I tak zostało. Nie nazwali uczucia, jakie ich łączy, bali się wymówić to słowo, ale kilka dni później pierwszy raz pocałowali się. Wyszło to jakoś niezręcznie i szybko. Dla obojga był to pierwszy pocałunek, toteż byli zażenowani i onieśmieleni.

Wracali ze spaceru prawie w milczeniu i rozstali się jak zawsze, ale Joasia nie spała całą noc. Była zdziwiona, że tak wygląda miłość. Wyobrażała sobie, że będzie to nagły wybuch o sile wulkanu, tymczasem czuła miłe ciepło, radość, że ma nareszcie kogoś bliskiego, przyjaciela, którego nigdy nie miała. Już nie wydawał się brzydki i niezdarny, głupi też nie był. Stanowił typ prawdziwego oryginała i dziwaka, ale to jej już nie raziło.

Nad ranem zasnęła i miała dziwny sen. Była w wielkim sadzie. Za drzewami szumiała rzeka, śpiewały ptaki, a wiatr rozwiewał różowe płatki kwiatów jabłoni. Stała przed dużym, piętrowym domem, czy raczej starym dworem. Szare kolumny podpierały szeroki ganek, a z wielkiego dachu świeciły oczy wielu mansardowych okien. Wydawał się samotny i pusty.

Bardzo chciała wejść do tego domu, lecz nie mogła ruszyć się z miejsca. Stała tylko i patrzyła na puste okna, czekając, aż ktoś pojawi się w którymś z nich.

Nagle przebudziła się i odczuła ulgę, uświadomiwszy sobie, że to jedynie sen. Szybko otrząsnęła się z koszmaru i wróciła do rzeczywistości, jednak obraz ze snu nadal tkwił w jej świadomości, niepokoił ją i intrygował.

Nastały dni wzmożonej nauki. Bogdan i Joasia zdali matury, poszli też razem na bal maturalny. Tam wystąpili już jako para, czego nikt nie komentował.

W czasie wakacji nadal spotykali się niemal codziennie. Nie było wtedy jeszcze telefonów komórkowych, więc dzwonili do siebie z domowych aparatów lub z budki telefonicznej, żeby rodzina nie podsłuchiwała. Stali się nierozłączni. Oboje przeżywali pierwsze uczucie z radością i nadzieją. Joasia czuła, że Bogdanowi na niej zależy, że cieszy się z jej obecności i było to dla niej zupełnie nowym odkryciem.

Dotychczas nikt nie okazywał jej czułości czy nawet sympatii, a ona przestała tego oczekiwać. Teraz jednak poznała, jakim wspaniałym uczuciem jest otrzymywać tyle samo, ile daje się innym. Radość, że komuś na niej zależy, że ktoś o nią dba, troszczy się i o niej myśli, była dla niej spełnieniem najskrytszych pragnień, jakich sobie nawet nie uświadamiała.

Wakacje minęły jak szczęśliwy sen, który miał trwać wiecznie, jak oboje wtedy wierzyli.

Poszli na inne uczelnie, które jednak znajdowały się obok siebie. Spotykali się więc nadal w czasie zajęć lub „okienek”. Jeździli też razem na zajęcia i nadal byli nierozłączni. Joasia zdała wszystkie końcowe egzaminy, lecz Bogdan pierwszy rok zawalił. Skończyło się to niemal tragicznie, gdyż jego zawiedziony ojciec, spawacz ze stoczni, zadzwonił do matki Joanny z awanturą, twierdząc, że przez jej córkę syn przerwał studia. Skutek był taki, że chłopak przeniósł się na uczelnię w innym, dalekim mieście i zaczął od początku.

Ustalili oboje, że Joasia postara się także tam przenieść, jednak jej rodzice, powiadomieni o tym fakcie, stanowczo zaprotestowali. Przeważyły względy finansowe. Ojciec był urzędnikiem a matka nie pracowała. Dziewczyna nie otrzymałaby stypendium, a na opłacenie akademika nie było ich stać.

Mimo tego ciągle byli razem. Pisali do siebie i wysyłali ekspresem listy lub telegramy, nawet po dwa razy dziennie.

Opisywali w nich wszystkie myśli i deklarowali uczucia. Po pierwszej rozłące oboje płakali podczas rozmowy telefonicznej, oboje skreślali dni w kalendarzach do chwili spotkania. Gdy Bogdan przyjeżdżał, Joasia czekała na peronie, żeby szybciej go powitać. Napisała dla niego wiele wierszy, zwłaszcza jeden Bogdan bardzo lubił .:

dziękuję ci za kwiat wiśni

za serce

za słońca odbicie na samym dnie morza

za gwiazdy niosące marzenia przyszłości

za twoje uśmiechy

przynoszone w dłoniach

jak piasek

za głębię twoich oczu

jak liście młodej jarzębiny

za smak szczęścia

pierwszej miłości”

Uczucie ich ciągle trwało, mimo oddalenia i sprzeciwu obu rodzin. Jednak nigdy nie posunęli się dalej niż do pocałunku. Oboje nie byli na to gotowi, a może bali się tego pierwszego razu. O ślubie nie mówili, bo chcieli oboje ukończyć studia.

Wychowanie dziewczyny przez matkę zaczęło przynosić gorzkie owoce. Słuchając ciągle, że seks jest zły, Joasia nie była w stanie wyobrazić sobie, jak wyglądałoby jej zbliżenie z mężczyzną.

Być może Bogdan też obawiał się reakcji swojej uduchowionej dziewczyny, dlatego nie próbował posuwać się dalej. Widział, że nawet nie umiała przytulić się do niego, a w czasie pocałunku kurczowo zaciskała oczy.

Koleżanki powiedziały jej, że całując się z mężczyzną, trzeba zamknąć oczy i głaskać go po tyle głowy, bo to oni lubią, więc tak robiła.

Ponieważ marzyła o idealnym związku, więc bardzo się starała. Między nimi nie było żadnej kłótni, nawet żadnej sprzeczki. Różnice znań potrafili przedyskutować, lecz szanowali wzajemnie swoje poglądy. Umieli porozumieć się niemal w każdej dziedzinie, byli więc naprawdę idealną parą.

Tak przeszły dwa lata. Joasia kończyła trzeci rok studiów, a Bogdan utknął na drugim. Wszystko było niby jak dawniej, lecz chłopak zaczął się zmieniać. Opowiadał jej o życiu w akademiku a jej cierpła skóra ze zgorszenia i oburzenia. Głównym punktem życia studenckiego był bowiem seks i alkohol. Nie wiedziała, czy on też ma takie doświadczenia, ale brała pod uwagę i taką możliwość. Nadal chciała być idealną partnerką, więc starała się nie wyciągać jeszcze pochopnych wniosków.

W czasie wakacji znów zaczęli się spotykać, ale między nimi coś tkwiło. Joanna czuła, że nadchodzi decydujący moment i będą musieli spróbować zbliżenia fizycznego. Bała się tego nadal, ale wiedziała, że musi się na to zdecydować.

Okazja nadarzyła się niebawem. Kąpali się w morzu jak zwykle wieczorem. Bogdan wycierając jej plecy, powoli zsunął ramiączka kostiumu. Dotknął obiema dłońmi jej piersi, potem opuścił kostium niżej. Joanna chwilę stała jak sparaliżowana, nagle chwyciła ręcznik, wybąkała „przepraszam” i szybko ubrała się.

Wracali w milczeniu, dopiero przy furtce domu Bogdan powiedział:

  • Joasiu, wiesz, że cię kocham i musimy przez to przejść. Zrozum, same pocałunki mi nie wystarczą, jestem normalnym mężczyzną i chcę kochać się z moją dziewczyną.

  • Ja to rozumiem, przepraszam cię, muszę się do tego przygotować psychicznie. Postaram się następnym razem nie uciekać.

Spojrzeli na siebie i objęli w pocałunku, który miał być jakby potwierdzeniem ich umowy.

Joasia znowu nie spała całą noc. Próbowała sobie wyobrazić, jak to będzie, ale nadal czuła strach. Nie miała żadnej ochoty na zbliżenie fizyczne. Jej wystarczały listy, pocałunki i marzenia. Myślała, że tak będzie zawsze. Tak naprawdę to teraz trochę się rozczarowała. Wiedziała, że wszyscy mężczyźni to przede wszystkim samce swego gatunku, ale uważała, że Bogdan był inny. Jak ona ma rozebrać się przy nim i może rozłożyć nogi! To okropne!!!

Po czymś takim nie będzie mogła na niego spojrzeć, to już nie będzie taka wielka romantyczna miłość! Czuła się jak ptak w klatce, nie wiedziała, jak go przekonać, żeby jeszcze z tym zaczekać.

Tej nocy znów śnił jej się tamten dom.

Przeszła właśnie przez mostek na rzece i wąską dróżką szła przez sad. Szary, ponury budynek był cichy i opuszczony jak za pierwszym razem. Stanęła przed wielkimi drzwiami z ciemnego drewna. Ogromna mosiężna kołatka wyglądała groźnie i tajemniczo. Nacisnęła klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Wiedziała, że za drzwiami czai się coś złego, mimo tego zastukała. Echo poniosło hałas między puste ściany, ale nadal drzwi były zamknięte. Nagle usłyszała odgłos kroków w środku domu, zbliżały się złowrogo i nieubłaganie. Poczuła strach, chciała uciekać, ale nie mogła ruszyć nogami, jakby wrosła w ziemię... .

Obudziła się zlana potem, drżąc ze strachu. Nie rozumiała, czemu ten sen ją nawiedza, ale bała się, że to jakaś przepowiednia. W pewnym sensie była przesądna i wierzyła, że to coś znaczy.

Następnego dnia spotkali się jak zawsze, ale do sprawy seksu nie wracali. Joasia była wdzięczna za to Bogdanowi. Tak przeszły całe wakacje, czyli było jak dawniej, sentymentalnie i marzycielsko. Przy pożegnaniu ona płakała, obiecując, że przyjedzie do niego w ciągu roku.

Nie pojechała jednak, on z kolei musiał zostać i intensywnie uczyć się, żeby nie zawalić kolejnego roku. Zbliżała się sesja, miał ostatnią szansę, żeby skończyć drugi rok. Studiował już łącznie cztery lata i bał się, że cierpliwość rodziców wreszcie się wyczerpie.

Joasia miała dużo czasu na przemyślenie wszystkiego.

Wreszcie podjęła decyzję. Wiedziała, że nie zdecyduje się na seks z Bogdanem. Marzycielka i idealistka nie potrafiła wyobrazić sobie ich współżycia. Wydawało jej się, że będzie to zbrukanie ich miłości, poniżenie i sprowadzenie do zwierzęcej kopulacji. Nie umiała przejść z etapu miłości platonicznej do fizycznej. W jej mniemaniu jedna wykluczała drugą. Wiedziała, że się myli, że musi przez to przejść, by wyjść za mąż, że będzie musiała urodzić dziecko, ale nie mogła przełamać swojego strachu. Wtedy postanowiła zostać panną. Starą panną, jak sama siebie nazywała. Ostatecznie sama też będzie mogła być szczęśliwa, nie jest do tego potrzebny mężczyzna.

Napisała więc do Bogdana list:

Wybacz, wiesz, co do Ciebie czuję. Serce mi pęka, gdy to piszę. Może nie jestem normalna, może mam jakieś psychiczne zahamowania, ale wierz mi, ja naprawdę chciałabym być z Tobą. Niestety, nie ma mowy o fizycznym zbliżeniu między nami. Nie chcę tego, nie wyobrażam sobie nawet ...

Wybacz, ale wiem, co piszę, nie przeskoczę tej bariery. Ty masz prawo do normalnego życia i normalnej dziewczyny. Nie mam prawa Cię zatrzymywać, gdyż nie pozwala mi na to moja uczciwość. Nie mogę Cię zwodzić, bo to byłoby zbyt okrutne. Myślałam, że kiedyś będziemy najszczęśliwszym małżeństwem, chciałam być najlepszą żoną, ale nie jestem na to gotowa.

Życzę Ci szczęścia, może spotkamy się po latach, może znów będziemy razem, ale nie teraz...”

Płakała pisząc ten list, żal jej było wszystkich wspólnie przeżytych chwil i tego, co ich łączyło a zwłaszcza długich rozmów, gdy późnym wieczorem szli brzegiem morza do Sopotu i z powrotem. Wielogodzinne dyskusje, spory na wszystkie tematy, dzielenie się każdą myślą, to były najpiękniejsze chwile w jej życiu.

Bogdan nie odpisał i nie wiedziała, co o tym myśleć. Może miał już wtedy kogoś? Była zawiedziona i rozczarowana, spodziewała się próśb, zapewnień i wyznań. Teraz było jej gorzko. Przecież tak bardzo chciała być szczęśliwa, tak się starała, żeby być idealna i nie udało się.

Czuła tęsknotę za nim, ale studia na czwartym roku pochłonęły ją zupełnie i do końca roku akademickiego żyła w świecie nauki, wykładów, zaliczeń i egzaminów. Po zdaniu ostatniego z nich poczuła obok siebie pustkę i wtedy dawne uczucie powróciło. Żeby je zagłuszyć, wyjechała na obóz instruktorski, ponieważ od lat związana była z harcerstwem.

Tam poznała Zenona, starszego od niej o 3 lata. Kończył szkołę wojskową w Toruniu a tymczasem na obozie był zastępcą komendanta. Podobał jej się wesoły i towarzyski młodzieniec, energiczny i wiecznie tryskający pomysłami. On również zwrócił na nią uwagę.

Zaczęli szukać okazji, by porozmawiać bez świadków, niekiedy na pomoście nad jeziorem, lub przy wieczornym ognisku. Zauważyła, że jest jej z nim dobrze, chociaż nie tak jak z Bogdanem. Patrzyła na niego trochę realniej, jak na mężczyznę z krwi i kości. Rozważała, jakim będzie mężem i analizowała jego cechy charakteru pod tym kątem. Nie wiedziała, co do niego czuje, ale z pewnością nie była to już uduchowiona miłość, jak w przypadku Bogdana. Zenon podobał jej się jako mężczyzna, zwłaszcza że był wymarzonym brunetem, a jego głębokie, czarne oczy śniły jej się po nocach.

Z obozu wróciła prawie zakochana. Uważała, że Zenek jest jej ideałem, tym, na którego czekała, a Bogdan był jedynie wynikiem zauroczenia pierwszą miłością. Teraz znalazła swojego wymarzonego męża.

Będę szczęśliwa” powtarzała swoje życiowe motto. „Będę najlepszą żoną pod słońcem a moje małżeństwo będzie najszczęśliwsze”.

Zaczęły się wspólne spacery nad morze, zwierzenia i pocałunki. Tylko pocałunki. Zenon był doświadczonym młodym mężczyzną, ale nie nalegał, by rozpocząć współżycie z Joasią. Miał przed nią wiele kobiet, wiedział, jak z nimi postępować, jednak teraz coś go powstrzymywało. Była zbyt naiwna i zbyt romantyczna, co dodawało jej jednak kobiecego wdzięku, który powoduje, że mężczyzna patrząc na nią, wyobraża ją sobie nagą.

Ona nie była świadoma zupełnie takich pragnień, co go zaskoczyło. Pierwszy raz poznana kobieta nie chciała znaleźć się z nim w łóżku. Mało tego, nie prowokowała go i nie dawała znaków, że ma na niego ochotę. Dla „starego wyjadacza” było to przeżycie nowe. Nawet nie wiedział, że istnieją takie dziewczyny. Był typowym zdobywcą, więc teraz czuł się pokonany. Widział, że dziewczyna jest naiwna i niewinna, żyje w świecie marzeń i ukochanych książek, więc doszedł do wniosku, że trzeba poczekać.

Po wakacjach wrócił na swoje studia, by zdać ostatnie egzaminy. Potem zostało mu jeszcze 8 miesięcy na przygotowanie się do dyplomu. Joasi został ostatni rok nauki i obrona dyplomu. Rozstali się bez rozpaczliwych scen i obiecali do siebie pisać.

On skupił się na zajęciach i przygotowaniach do egzaminów końcowych. Przestał uczestniczyć w licznych imprezach z kolegami, zwłaszcza, że kończyły się zawsze pijaństwem i seksem z przypadkowymi dziewczynami, których zawsze pełno kręciło się obok szkół wojskowych.

Od czasu, gdy poznał Joasię, nie miał już ochoty na seks z innymi, czekał na nią. Nie chciał jej zdradzać, zwłaszcza, że dziewczyna bardzo go pociągała i myślał jedynie o niej. Wiedział, że jest to „ta jedyna”. Zerwał wszelkie kontakty ze swoimi dawnymi sympatiami i zawiadomił je, że się żeni.

Joasia natomiast czuła się jak w siódmym niebie, nie dostrzegając niemal otoczenia. Przygotowywała się do obrony pracy magisterskiej i tylko wtedy odrywała myśli od Zenona, gdy musiała się skupić na nauce. Marzyła o ślubie w białej sukni, o małżeństwie i dziecku. Czuła się szczęśliwa, była pewna, że będzie idealną żoną, a wtedy pokaże rodzicom i siostrze, jak ma wyglądać prawdziwe małżeństwo.

Nigdy nie będą się kłócić, nie będzie żadnego wypominania typu „ Bo ty zawsze...” lub „Bo ty nigdy...” Nie będzie złośliwego wbijania szpilek, krytykowania i zrzędzenia. Oni zawsze będą się szanować, dbać o siebie nawzajem i wspierać.

Postara się być bardzo wyrozumiała, czuła i troskliwa. Będzie robić wszystko, aby jej wymarzony był z niej zadowolony.

W czasie przerwy świątecznej postanowili spędzić razem kilka dni u siostry Zenona, która zapraszała ich na Sylwestra. Pojechali razem do Olsztyna. Siostra Agata była miłą osóbką, serdeczną i wylewną. Powitała Joasię jako narzeczoną brata, chociaż oni między sobą dotychczas nie mówili jeszcze o ślubie. Szwagier był wesołym i gadatliwym mężczyzną, który zamęczał wszystkich swoimi opowieściami. Na powitanie przygotowano kolację, oczywiście mocno zakrapianą. Joasia nie piła alkoholu, ale panowie owszem, chociaż trzeba przyznać, że z umiarem.

Gdy późnym wieczorem przeszli do przeznaczonego dla nich pokoju, Joasia z przerażeniem stwierdziła, że Agata przygotowała dla nich jedno wspólne łóżko. Uważała chyba, że już razem ze sobą śpią od dawna, jeżeli już ponad rok byli razem. Znała swojego brata z licznych podbojów, więc nawet jej nie przyszło do głowy, że on nie „skonsumował” dziewczyny.

Oboje nie mówili nic, gdy po kąpieli położyli się obok siebie. Miała nadzieję, że on szybko zaśnie, gdyż był mocno zamroczony alkoholem. Jednak po kilkunastu minutach zaczął spokojnie głaskać jej ciało, wreszcie rozsunął jej nogi i zaczął dotykać najbardziej intymne miejsca. Joanna nie reagowała, leżała jak sparaliżowana. Gdy położył się na niej, nie protestowała, pozwalając bez słowa na wszystko. Poczuła lekki ból, ale nie powiedziała nic ani nie okazała żadnej reakcji. Po chwili Zenon skończył, odwrócił się i bez słowa natychmiast zasnął.

Leżała w ciemności, płacząc nie wiadomo dlaczego. Żałowała, że ten pierwszy raz odbył się tak prostacko. Marzyła, że będzie to wspólne radosne zespolenie a tymczasem miała wrażenie, jakby została zgwałcona.

Nie czuła właściwie nic, ani bólu ani radości, jakby dotyczyło to innej osoby. Seks ją rozczarował i doszła do wniosku, że jest przereklamowany w książkach i filmach. Uważała, że zniesie i to, gdyż ma być idealną żoną. „Będę szczęśliwa” powtarzała jak mantrę,


Rozdział II



Po tamtej pierwszej wspólnej nocy mieli okazję do następnych zbliżeń po przyjeździe do Gdyni. Zostało jeszcze kilka dni ferii, więc spotykali się codziennie. Szli obowiązkowo na spacer, potem wracali do domu Joasi, gdzie jedli kolację, oglądali telewizję i czekali, aż rodzice pójdą spać. Potem szli do łóżka. Żyli ze sobą, jednak niewiele mówili na ten temat. Ona nie protestowała, ale seks nie sprawiał jej żadnej radości. Po prostu zgadzała się na to, czego on chciał i wydawało jej się, że tak ma być.

Wreszcie Joasia obroniła dyplom i Zenon także skończył studia wojskowe. Zaraz potem odbył się ich ślub. Joasia miała wszystko, o czym zamarzyła, długą biała suknię, bukiet z różowych stokrotek, welon. Przyjęcie było skromne, żadnego wesela, a jedynie obiad w lokalu.

Zamieszkali na razie z rodzicami Joasi, gdzie przeznaczono dla nich jeden duży pokój. Było to rozwiązanie tymczasowe, gdyż wkrótce mieli otrzymać mieszkanie służbowe z wojska.

Po ślubie Joasia w domu promieniała, czuła się szczęśliwa, tak jak sobie przyrzekła. „Jestem żoną” mówiła do siebie, powtarzając co chwila te słowa z dumą. „Jestem żoną, żoną, żoną...” śpiewała pod nosem. Nie wyjeżdżali nigdzie po ślubie, gdyż Zenek musiał następnego dnia stawić się w sztabie Marynarki Wojennej, gdzie miał być zatrudniony.

Ona zaczynała od września pracę w szkole jako nauczycielka biologii, więc teraz mogła bez przeszkód rozkoszować się rolą żony. Sprzątała, robiła pranie i przyszyła Zenkowi wszystkie brakujące guziki.

Starała się gotować tylko to, co on lubi, a nawet nauczyła się piec jego ulubione ciasta. Gdy obiad się nie udał, płakała, jakby nastąpiła straszna katastrofa. Zenek śmiał się wtedy i pocieszał ją, twierdząc, że świetnie gotuje. Bohatersko jadł przypalone kotlety i przesolone zupy, mimo jej błagań, żeby nie tego nie robił.

Po trzech miesiącach przeprowadzili się do służbowego mieszkania w innej dzielnicy. Zaczęło się urządzanie własnego gniazdka, kupowanie najpotrzebniejszych sprzętów i radosne dyskusje, gdzie co ma mieć swoje miejsce.

Teraz Joasia jeszcze bardziej czuła się żoną i panią domu. Byli sami, bez uciążliwej obecności rodziców i dopiero teraz rozpoczęli prawdziwe małżeńskie życie.

Noce również były teraz inne, seks bardziej spontaniczny, bez strachu, że ktoś nagle wejdzie do pokoju. Joasia zaczęła nawet lubić te zbliżenia, zwłaszcza gdy Zenon był czuły i namiętny. Szeptał jej do ucha słowa, które przyprawiały ją o dreszcze, tulił ją i całował. Gdy po raz pierwszy przeżyła orgazm, była zaskoczona. Dopiero teraz zrozumiała, na czym polega seks.

Zenon wiedział, że był jej pierwszym mężczyzną, toteż dumny był, że wybrała właśnie jego. Delikatnie sterował nią, nie chcąc jednak zdradzić się ze swoim doświadczeniem. Uwielbiał żonę i chciał ją uszczęśliwić, ale przede wszystkim niemal ciągle jej pragnął. Pociągała go fizycznie, może dlatego, że była niedoświadczona i nieśmiała.

Doszło do tego, że kochali się nie tylko w nocy, ale kilka razy w ciągu dnia. Niemal rzucał się na nią zaraz po przyjściu z pracy, co Joasię bardzo cieszyło. Była szczęśliwa, że rozpala w Zenonie „dziką żądzę”.

Nowe życie wiązało się też z zawieraniem nowych znajomości. Przeważnie były to małżeństwa wojskowe w ich wieku. Kiedyś zrobiła przyjęcie dla jego szefa z żoną. Zenon pochwalił ją potem za świetną organizację i pięknie podane potrawy. Dumny był z tak zaradnej żony.

Znajomi byli różni, lecz najszybciej zaprzyjaźnili się z parą, która tak jak oni, dopiero zaczynała wspólne życie. Paweł pracował w innym wydziale niż Zenon, ale często spotykali się w pracy. Joannie bardzo przypadła do serca Karola, żona kolegi, więc obie spotykały się tak często, jak na to pozwalał czas. Zostały przyjaciółkami, pomagały sobie nawzajem, udzielały rad i opowiadały o swoich mężach.

Joanna rano stawała przed lustrem.

  • No i co? Udało mi się, prawda? Jestem szczęśliwa i moje małżeństwo może być wzorem dla rodziców i siostry- powtarzała sobie z dumą.

Rodzice rzeczywiście obserwowali małżeństwo córki, ale wcale nie byli zachwyceni. Znali życie a ponadto widzieli więcej niż mówili. Bali się, że ich romantyczna i naiwna córka sparzy się i to bardzo boleśnie. Według nich Zenon nie był typem stałego i poważnego partnera. Uważali, że ma zbyt lekki stosunek do życia i jakąś nieokreśloną infantylność. Poważne sprawy traktował z humorem, ale i z niechęcią, jakby bał się podejmowania decyzji. Często rozmawiali o tym oboje.

-Boję się, że pewnego dnia Joasia obudzi się i będzie przeżywać dramat nieudanego małżeństwa.- Matka była naprawdę zmartwiona.- Wiesz, jaka to marzycielka, żyjąca we własnym wymyślonym świecie. Ona tak naprawdę nie zna życia.

-Tak, trochę to nasza wina, że pozwoliliśmy jej żyć w marzeniach, zamiast pokazywać realne strony życia. Ona zawsze była jakby z innej bajki. Ale martwi mnie jej mąż. On nie jest taki, jakim ona go widzi, to pewny siebie egoista. Nie wierzę, że będzie dobrym mężem.- Ojciec był zły na zięcia, gdyż uważał, że udaje kogoś innego, niż w rzeczywistości był.

- No to przynajmniej tu jesteśmy zgodni.

Matka uśmiechnęła się do swego męża. Nagle spojrzała na niego jak na swojego partnera i przyjaciela, jakim w rzeczywistości był. Uderzyła ją myśl, że nie docenia człowieka, który wytrzymał tyle lat z jej jędzowatym charakterem.„Będę lepsza dla niego” pomyślała i nagle przytuliła się do jego boku. Nie pytał o nic i nie dziwił się niczemu. Kochał żonę i wiedział, że jest dobrą kobietą, lecz ma bardzo trudny charakter. Nauczył się wybaczać jej i wiedział, że w trudnych chwilach była i będzie dla niego podporą. Przytulił ją bez słowa, udając, że nie widzi łez w kącikach jej oczu.

A Joasia nadal była w siódmym niebie, zwłaszcza gdy dowiedziała się, że małżeństwo siostry się sypie. Opowiadała wszystkim do znudzenia, jakim Zenon jest wspaniałym mężem i nie widziała sceptycznych min słuchaczy, nie słyszała ironicznych komentarzy i pobłażliwych uśmiechów.

Minął rok szczęśliwości, gdy stwierdziła, że jest w ciąży. Zenon szalał z radości, niemal nosił ją na rękach, nie pozwalał nic robić i poważnie przygotowywał się do roli ojca. Jeździł z nią nawet do szkoły rodzenia w Gdańsku.

Gdy na świat przyszła Kamilka, Zenon był najszczęśliwszym ojcem pod słońcem, troszczył się o nią i żonę jak najczulszy mąż i ojciec. W domu wszystko się zmieniło i cały świat nagle zaczął obracać się wokół małej. Byli przy niej oboje niemal bez przerwy, powoli przyzwyczajając się do obecności istoty, która wymaga ich opieki i troski.

Zenon starał się zaspokoić wszelkie potrzeby obydwu swoich kobiet, jak sam mówił. W tym czasie ograniczyli życie towarzyskie do minimum, zajęci własnym rodzinnym szczęściem.

  • Zenuś, jesteś ze mną szczęśliwy?- zapytała nagle pewnego dnia Joasia, gdy wieczorem leżeli już w łóżku.

  • Jestem, Joasiu, nie przypuszczałem, że będziesz taką wspaniałą żoną.- Zenon mówił to szczerze, patrząc na nią z zachwytem.

  • To dobrze, bo ja przyrzekłam sobie, że będę dla ciebie najlepszą żoną a nasze małżeństwo będzie wzorem dla wszystkich.

  • Uważam, że to ci się całkowicie udało, moja myszko.-Zenon pocałował ją namiętnie, co Joasia przyjęła z radością i oboje zapomnieli, że byli bardzo zmęczeni całodzienną bieganiną wokół małej.

Życie rodzinne zaczęło się normować dzięki zdolnościom organizacyjnym Joasi wyniesionym z harcerstwa. Ustaliła perfekcyjnie plan dnia, zawierający godziny karmienia, odpoczynku, przygotowywania potraw i innych zajęć.

W mieszkaniu nie było żadnego bałaganu, brudnych pieluch czy nieprzyjemnych zapachów. Dziecko było zadbane, nakarmione i radosne a obiady zawsze przygotowane na czas.

Zenon był dumny ze swojej wspaniałej żony i chwalił się nią przed wszystkimi, którzy chcieli go słuchać.

Ponieważ w ostatnich czasach zaczął szybko awansować, ustalili, że Joasia weźmie trzyletni urlop wychowawczy. Nie posiadała się z radości, że podjęli taką decyzję. O niczym innym nie marzyła jak o zostaniu z małą w domu. „Tak naprawdę to ja mam naturę zwykłej kury domowej” myślała niekiedy bez żalu.

Zenona coraz bardziej jednak zaczynała pochłaniać praca, więc problemy domowe zaczęły już schodzić na dalszy plan.

Pewnego razu gdy wracając z pracy, otworzył drzwi, stanęła przed nim córka na własnych nogach.

  • Kwiatuszku, ty już chodzisz? Czemu mi nic nie powiedziałaś?- zwrócił się z pretensją do Joasi.

  • Bo chciałam ci zrobić niespodziankę.- Joasia zaśmiała się radośnie.

  • No to wyciągaj z barku szampana!- krzyknął wesoło.

Świętowali we troje, jakby zdarzył się nagle cud, Był to najpiękniejszy wieczór w ich wspólnym życiu. Wtedy też Zenon opowiedział Joasi, że jego awans wiąże się z większymi obowiązkami i wyjazdami w towarzystwie przełożonego. Ceną za to była większa pensja. Joasia, chociaż ze smutkiem, okazała zrozumienie i zapewniła o swoim poparciu. Pomyślała też, że za dwa lata sama także wróci do pracy.

Tak więc Joasia była coraz częściej wieczorami sama. Z małą nie nudziła się, zajęta wprowadzaniem córeczki w świat różnych przedmiotów i pojęć.

Zenon zaczął wracać coraz później. Tłumaczył jej, że musi uczestniczyć w imprezach przełożonego, gdyż pan komandor tego wymaga. Czuć było od niego alkohol, ale on zawsze twierdził, że wypił tylko kilka kieliszków. Gorąco przepraszał Joasię, potem po cichu kładł się do łóżka.

Nadal była z nim szczęśliwa. Kochali się ze sobą już nie tak często jak kiedyś, chociaż akurat teraz ona zaczęła tego pragnąć, gdyż seks z mężem stał się ważnym punktem jej życia.

Dochodziło do tego przeważnie raz w tygodniu. Te „seanse rozkoszy”, jak nazywali wspólne zabawy, obojgu dawały wiele radości.

Gdy jednak wracał do domu nieco wstawiony, nigdy nie próbował zbliżyć się do żony. Miał poczucie winy a ponadto domyślał się, że zapach alkoholu może ją odstraszyć.

  • Zenek, czemu musisz pić z tym twoim komandorem?- Joasia próbowała porozmawiać z mężem spokojnie.

  • Kochanie, próbowałem, wiesz, że nie lubię wódki. Jak raz czy dwa odmówiłem, odpowiedział, że nie nadaję się do ich towarzystwa.

  • To znaczy, że od tego uzależnia twój awans?

  • Na to wygląda. Nawet nie mogę z nim dyskutować. Nie bój się, często wylewam gdzie się da, lub zamieniam kieliszki, więc na pewno nie wpadnę w nałóg.

  • Oby, tak się boję.- Joasia miała łzy w oczach.

  • Przyrzekam ci, że mi to nie grozi.

Zenon jednak nie wyznał jej wszystkiego. Nie opowiedział, że komandor nie tylko pije, ale także wyciąga go do spelunek gdyńskich, gdzie szuka łatwych panienek. Nie mówił o tym, jak Zenon razem z kierowcą siedzą przy filiżance kawy i czekają, aż ich szef skończy wizytę w pokoju na górze lub w odwiedzanym mieszkaniu. Nie powiedział jej, ile brudu już widział, jaki półświatek poznał i jak bardzo kobiety wydawały mu się teraz wstrętne. Nie mógł powiedzieć o tym swojej czystej, wiernej i kochającej żonie, do której z wyrzutami sumienia wracał po nocnych eskapadach.

Mijały miesiące, a mąż coraz częściej przychodził bardzo późno, gdy Joasia już spała lub udawała, że śpi. Leżała i czekała na jego reakcję. Wiedziała już, że gdy nie wypił zbyt dużo, przyjdzie do niej. Przytuli ją i szepnie do ucha słowa przeprosin. Jeżeli jednak położy się w drugim pokoju na kanapie, to może być pewna, że jest mniej lub więcej zamroczony alkoholem.

Zgodnie z własną dewizą, że będzie wzorową żoną, nigdy nie robiła wymówek i awantur. Nawet nie wspominała o jego powrocie w upojeniu alkoholowym. Może właśnie to było jej podstawowym błędem, gdyż dzięki temu on czuł się bezkarny. Rano przepraszał ją a po pracy przynosił kwiaty i przez tydzień przychodził o normalnej porze do domu.

Wówczas sama sobie gratulowała dyplomacji i spokoju, wierzyła, że zrozumiał swoje błędy.

Jednak z czasem sceny takie zdarzały się coraz częściej, co Joasię poważnie zaniepokoiło. Nadal bez kłótni i awantur, postanowiła walczyć o swoje szczęście.

W najbliższą sobotę miał odbyć się bankiet z okazji urodzin jego szefa. Dotychczas nie chodziła na przyjęcia i bankiety ze względu na małą, a ponadto nie lubiła alkoholowych imprez. Teraz jednak postanowiła iść razem z mężem.

  • W sobotę pójdę z tobą na przyjęcie.- Joasia zaskoczyła go tą wiadomością.

  • A co z Kamilką ? Przecież mówiłaś, że nie masz jej z kim zostawić.- Zenon nie wyglądał na szczęśliwego.

  • Rozmawiałam z mamą, weźmie małą do siebie na dwa dni. Muszę wyjść do ludzi, bo robię się kurą domową.- Zaśmiała się nerwowo.

  • Cudownie, moja królewno, więc szykuj się.- Zenon jakby odzyskał panowanie nad sobą.

Bankiet odbył się w jednym ze znanych gdyńskich lokali. Było kilkadziesiąt osób a wśród nich ich starzy przyjaciele. Karola od razu pociągnęła Joasię, chcąc poznać ją z pozostałymi gośćmi, których przyjaciółka jeszcze nie znała. Szef Zenona przez chwilę adorował ją, prawiąc niewyszukane komplementy, co ją trochę peszyło.

Nagle poczuła się jakby nie na swoim miejscu. Żałowała, że tu przyszła zamiast zostać z dzieckiem w domu. „To nie jest moje miejsce, ale postanowiłam być dobrą żoną, najlepszą żoną” myślała idąc obok rozmownego przełożonego. Nagle ten stanął:

  • Gratuluję, jest Pani teraz żoną kapitana. - Uścisnął jej rękę, śmiejąc się.

  • Nic o tym nie wiem-odpowiedziała szczerze.

  • Od dziś, pani kapitanowo- zaśmiał się rubasznie.

Była zła, że dowiedziała się w taki sposób, ale również ucieszyła się z tego. Po pewnym czasie odszukała męża stojącego w gronie kolegów.

  • Czemu nie powiedziałeś mi o awansie?- zapytała wprost.

  • A co, stary już się pochwalił?- Zenon roześmiał się zadowolony.- Chciałem zrobić ci niespodziankę, myszko.

Widać było, że jest już po wielu kieliszkach. Czerwony na twarzy, z błyszczącymi oczami, uśmiechał się szeroko, obejmując ją i całując.

Joasia odsunęła go z uśmiechem i rozejrzała po sali. Inni mężczyźni stali lub siedzieli z kieliszkami szampana lub innego trunku w ręku, rozmawiając i śmiejąc się. Jednak tylko nieliczni przekroczyli pewną granicę, za którą już zaczyna się stan odurzenia alkoholowego. W tej grupie najbardziej pijanym był szef Zenona a także on sam.

Joasi zrobiło się wstyd. Nagle wydało jej się, że wszyscy patrzą na nią z litością i współczuciem, jakby wiedzieli więcej niż ona, ale postanowili milczeć.„Muszę odszukać Karolę, gdziekolwiek ona jest” pomyślała rozpaczliwie. Znalazła ją w innej sali, w wesołym towarzystwie przy jednym przy barze. Nie chciała dać się początkowo wyciągnąć, ale Joasia była nieugięta. Wreszcie udało im się oddalić od reszty i znaleźć wolny stolik.

  • Mów mi wszystko, czego mi nie powiedziałaś - zaczęła bez wstępu Joasia.- Co wiesz o Zenonie? Czemu nic nie mówiłaś, że Zenon pije ?

  • Myślałam, że domyślasz się prawdy, przecież on wraca do domu, to wiesz, w jakim przychodzi stanie. Zresztą w wojsku wszyscy mężczyźni piją.- Karola nie chciała ranić przyjaciółki.

  • Ale nie tak, zlituj się. On jest już alkoholikiem!

  • Chyba jeszcze nie, nie przejmuj się tak.- Patrzyła jak przyjaciółce drżą wargi i zrobiło jej się żal.- Tylko nie rozpłacz się przy wszystkich, bo będzie afera. Wielu tych zazdrosnych o awans Zenka zapewne będzie się cieszyć- powiedziała błagalnie.

  • Nie zrobię im tej przyjemności, nie bój się.- Joasia przełknęła gromadzące się łzy i zmusiła do uśmiechu.- Ale co ja mam robić? Powiedz mi, co robić? Błagam, pomóż mi.

  • Weź się w garść i najlepiej porozmawiaj z nim szczerze. Wierz mi, ja też mam problemy z moim mężem. Chodź, idziemy do reszty. Postaraj się wyciągnąć stąd Zenka, my też już wychodzimy, bo moje szczęście ma tak samo dosyć.

Uśmiechnięte ruszyły spokojnym krokiem przez salę. Patrząc na nie, można było odnieść wrażenie, że to dwie szczęśliwe mężatki, zadowolone z życia.

Joasię jednak śledziły czyjeś zawistne oczy, z których biła nienawiść i pogarda. Ale ona nieświadoma niczego, udawała spokój i opanowanie, trzymając przyjaciółkę kurczowo za ramię.

Gdy odnalazła Zenka, już ledwo trzymał się na nogach. Podstępem i prośbą namówiła go do wyjścia, gdzie czekała wezwana już przez Karolę taksówka.

Dotarła z trudem do domu z bełkoczącym mężem. Niemal siłą wtaszczyła go na drugie piętro i zaciągnęła do mieszkania. Chwilę siedział tam zamroczony w fotelu, drzemiąc lekko. Joasia usiadła naprzeciwko i patrzyła na niego w zamyśleniu. Obrazy i myśli kłębiły jej się w głowie, powodując zamęt. To był ten sam mężczyzna, którego poznała i dla którego chciała być najlepszą żoną. Ten sam, który przełamał jej barierę strachu przed seksem, ten sam, z którym miała śliczną córeczkę. Co ma robić, jak z nim porozmawiać, jak mu pomóc ?

Nagle zauważyła, że mąż jej się przygląda. Uśmiechnęła się do niego, nie wiedząc, czy ją nawet poznaje.

  • O, moja kochana żoneczka - powiedział bełkotliwie. - A gdzie reszta towarzystwa?- Rozejrzał się, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje.

  • Zenek, jesteśmy w domu, rozbierz się i idź pod prysznic, ja przygotuję mocnej herbaty.- Joasia starała się powiedzieć to spokojnie.

  • Co? A czemu jestem w domu? Jakim prawem mnie zaciągnęłaś do domu, jak jeszcze chciałem zostać?

  • Po prostu zacząłeś się zataczać.- Poczuła nagle po raz pierwszy, że wzbiera w niej złość na niego.

  • Co ty bredzisz, jakie zataczać, daj telefon, wracam tam.- Próbował wstać, lecz zatoczył się i wstając runął po prostu na podłogę.

Patrzyła na niego bez żadnej emocji, gdy po chwili tam zasnął. Nagle wydał jej się obcym człowiekiem, w każdym razie nie tym, jakiego znała i pragnęła.

Zostawiła go na dywanie i spokojnie poszła wziąć kąpiel. Rano obudziła się wcześniej. Zenon spał rozebrany na kanapie i chrapał. Wokoło leżały porozrzucane części ubrań. Nie zebrała ich tak jak zwykle i nie odłożyła na miejsce.

Spokojnie zrobiła sobie śniadanie i zaczęła zastanawiać się, jak rozegrać to wszystko. Nadal chciała być żoną idealną, która sama radzi sobie z małżeńskimi problemami i zawsze znajduje najlepsze wyjście, by małżeństwo było szczęśliwe. Nawet przez moment nie pomyślała, że mogłoby być inaczej.

Jeszcze ten dzień mieli dla siebie, gdyż Kamilka miała pozostać u babci do wieczora. Joasia siedziała nad filiżanką kawy w kuchni, gdy mąż stanął w drzwiach.

  • Co, narozrabiałem wczoraj?- zapytał z przepraszającym uśmiechem.

  • Trochę przesadziłeś, to prawda.- Joasię jak zwykle jego uśmiech skruszonego dziecka rozbrajał.- Nawet byłeś na mnie zły, że wróciliśmy do domu.

  • Nic nie pamiętam, ale teraz chętnie wypiję kubek kawy i coś zjem.

Ponieważ nie ruszyła się, jak zwykła robić to zawsze, sam zrobił sobie kawę i zajrzał do lodówki. Gdy znalazł to, czego szukał, usiadł naprzeciw niej. Uśmiechnęła się, mimo iż zbierało jej się na płacz.

  • Przepraszam cię, myszko, jeżeli zachowałem się nie tak. Za dużo wypiłem, wiesz, to ten awans tak mnie nakręcił.

  • Tak? Czyli rozumiem, że zdarzyło ci się to pierwszy raz?- Joasia udawała, że mu wierzy.

  • Oczywiście, że pierwszy. Dotychczas tylko nieraz byłem wstawiony. To co wczoraj już nigdy się nie powtórzy, zapewniam cię.- Wstał i ucałował ją.

  • W porządku, trzymam cię za słowo. Mamy dzisiaj dzień dla siebie, może pojedziemy na półwysep?

  • Świetna myśl. Jedźmy zaraz po śniadaniu.- Zenon rzucił to z entuzjazmem prawdziwym lub udawanym, Joasia nie była pewna.

Pojechali aż na Hel, ponieważ Joanna chciała po raz kolejny zobaczyć foki, które ją szczególnie interesowały jako biologa. Było jak dawniej, jedli na plaży hamburgery, weszli na latarnię morską i dotarli do fokarium. Tu oglądali popisy zwierząt, które bawiły się, pływały i wylegiwały w słońcu. Nagle Zenon złapał Joasię za ramię. Spojrzała na niego i stwierdziła, że był biały jak ściana.

  • O Boże, co ci jest? Jesteś chory?- niemal krzyknęła.

  • Bądź cicho i dyskretnie wychodzimy.- Pociągnął ją do wyjścia.

Nie protestowała, zaskoczona zachowaniem męża, który trząsł się ze strachu. Już chciała prosić o wyjaśnienia, gdy sam zaczął.

  • Nie pytaj o nic, kiedyś ci to wyjaśnię. Spotkałem mojego śmiertelnego wroga i po prostu wpadłem w panikę.

Przyjęła to za wiarogodne tłumaczenie i o nic nie pytała, chociaż w głowie jej zaczęły się kłębić różne myśli.

Gdy wrócili, babcia już była z Kamilą, która zaraz rzuciła się na szyję mamie i po namyśle także ojcu.

Wieczorem siedli przy lampce ulubionego wina. Rozmawiali o planach na przyszłość, o wyborze przedszkola dla Kamili i podziale obowiązków.

  • Wiesz, Joasiu, jest mi bardzo przykro, że musiałaś tyle ze mną wytrzymać. Wiem, że byłem w ostatnich czasach niemożliwy, ale to się zmieni, obiecuję ci.

  • Wierzę ci i już zapomniałam o tym, co było. Pod warunkiem, że nie wrócisz do takiego trybu życia.

  • Co ty, nigdy. Wiem, co bym stracił. Kocham was obie i nie chcę narażać was na jakiekolwiek przykrości.

Tego wieczora kochali się na podłodze w sypialni, zaczynając od wzajemnego rozbierania się. Dawno nie było między nimi takiego żaru.

Joasia, leżąc znacznie później na łóżku obok śpiącego męża, znów pogratulowała sobie mądrości i cierpliwości. „Wygrałam, moje panie, tak się postępuje z mężem, a nie za pomocą awantur”- myślała z dumą i satysfakcją. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że nad jej głową gromadzą się już inne chmury i wkrótce nadejdzie dla niej czas prawdziwej próby.




Rozdział III




Kamila bez przeszkód przystosowała się do życia w przedszkolu. Była zadowolona, że ma nowe koleżanki, uczyła się nowych piosenek, bez ograniczeń mogła rysować, robiła co chciała i nauczyła się nawet tańczyć.

Joasia wróciła do pracy, którą uwielbiała. Nowe obowiązki wciągnęły ją na tyle, że wracała ze szkoły zmęczona. Tak jak się umówili, obowiązki oboje dzielili wspólnie.

Po awansie na kapitana, Zenon miał możliwość elastycznego czasu pracy, więc trzy razy w tygodniu to on odbierał córkę z przedszkola. W pozostałe dni zostawał dłużej w jednostce.

Pijaństwa i późne powroty więcej się nie powtórzyły. Być może dlatego, iż zmienił środowisko, gdy został przeniesiony do innego działu. Bankiety i przyjęcia odbywały się nadal, lecz tym razem zawsze towarzyszyła mu żona. Imponowało jej, gdy tytułowano ją panią kapitanową, czuła się doceniana i ważna.

Dlatego też starała się teraz bardziej dbać o siebie. Częściej bywała u kosmetyczki, kupowała lepsze stroje i częściej odwiedzała fryzjera.

Zenon miał teraz stanowisko i wyższy stopień, a co za tym idzie, większe uposażenie. Toteż pewnego wieczora zagadnął Joasię.

  • Wiesz, myślę o budowie domu. Co ty na to? Zamiast mieszkania służbowego, otrzymywalibyśmy ekwiwalent z wojska, a przy naszych zarobkach dom szybko by stanął.

  • Wiesz, nigdy o tym nie myślałam, chociaż przydałby się nam trzeci pokój. Ale dom, no wiesz, to byłoby wspaniałe.- Joanna była zaskoczona.

Stanęło na tym, że Zenon rozejrzy się za działką i sprawdzi ceny oraz możliwości budowy.

Wystarczyły 3 miesiące i oboje byli już właścicielami działki w tej samej dzielnicy. Zenon załatwił wszelkie pozwolenia, wybrali razem projekt i dom ruszył.

Oboje teraz żyli budową. Często chodzili z córeczką w tamtą stronę na spacer, żeby tylko zobaczyć swój przyszły „pałac”.

Jednocześnie Zenon stał się nerwowy i zaczął złościć się bez powodu, czego nigdy do tej pory nie robił. Joanna sądziła, że przytłacza go budowa domu i pożałowała, że w ogóle ją zaczęli.

Pewnego dnia miała radę pedagogiczną i Zenon musiał odebrać małą z przedszkola, mimo iż nie był to „jego” dzień.

Wracając ze szkoły, znalazła w drzwiach kartkę:”Pani Joanno, nikt nie odebrał Kamili, więc wzięłam ją do siebie...” i dalej podany był adres nauczycielki. Trzęsącymi się rękami otwarła drzwi mieszkania, rzuciła zakupy i pobiegła pod wskazany adres.

Wracając ze szczebioczącą córeczką, zastanawiała się, co się mogło stać. Może zapomniał? Może miał wypadek? Ale wtedy na pewno ktoś by zadzwonił. Postanowiła poczekać na męża.

Późnym wieczorem położyła dziecko spać i nadal czekała. O 24 sama również udała się do łóżka. Leżała próbując zasnąć, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Już chciała wstać i zapytać, co się stało, lecz usłyszała, że Zenek mamrocze coś pod nosem bełkotliwym głosem. Po odgłosie poznała, że uderzył się o szafkę na buty, widocznie musiał być mocno pijany.

Wbrew sobie stanęła w drzwiach i zapaliła światło. Był tak zamroczony, że nie mógł powiedzieć słowa. Z jego ust wydobywał się nieartykułowany bełkot. Mundur miał rozpięty i brudny, widocznie kilka razy musiał przewrócić się na ulicy. Patrzyła na jego opuchniętą twarz i mętne oczy. Z ust ciekła mu ślina.

Joasia nagle poczuła odrazę do tego człowieka. To nie był mężczyzna, za jakiego wyszła! Wstrząsnęła się z obrzydzenia, odwróciła i spokojnie poszła spać, nie zajmując się nim więcej.

Leżała, czując powoli rosnący żal z powodu zawiedzionych nadziei. Przecież tak się starała, chciała być bardzo dobrą żoną, idealną żoną, a on to wszystko niszczy. Poczuła żal do niego, do wojska, do losu i do siebie.

Wzbierał w niej cichy płacz, a łzy bezsilności wsiąkały w poduszkę, którą kurczowo trzymała w objęciach. Po raz pierwszy zwątpiła w sens swojego postępowania. Może była za dobra, za idealna? Może trzeba było więcej od niego wymagać?

Ale czy nadmiar dobroci może zaszkodzić?

Przecież kochał ją i Kamilę, więc dlaczego tak robi? Dlaczego? Czemu pije? Przecież jego ojciec i bracia nigdy nie pili. Pomyślała, że być może Zenek ma słaby charakter, dlatego stał się alkoholikiem. Próbowała go usprawiedliwiać.

Nie spała całą noc, rozmyślając nad jakimś rozwiązaniem. Gdy odprowadzała Kamilę do przedszkola, on jeszcze spał. Wróciła wcześniej z pracy i stwierdziła, że mąż dopiero się budził.

  • Co tak na mnie patrzysz, jakbym ci matkę zabił!- krzyknął niemal głosem pełnym agresji.

  • Nie odebrałeś wczoraj Kamili, choć wiedziałeś, że ja mam radę- odparła, przerażona jego tonem, lecz siląc się na spokój.

  • No i co z tego? Stało się coś? Przestań się mnie czepiać. Miałem delegację ze Szczecina i nie mogłem.

  • A musiałeś się upijać? Przecież przyrzekałeś.

  • Widocznie sprawia mi to przyjemność, daj mi spokój i wreszcie pozwól mi żyć! Ciągle mnie dręczysz, mam już tego dosyć. Rób to, nie rób tego. Krępujesz mnie, ot co, nie mogę być sobą przy tobie!

Joasię zatkało. Nigdy nie słyszała takich słów a zwłaszcza powiedzianych tym napastliwym tonem. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wszystko, co mówił, było niesprawiedliwe. Nigdy mu nic nie nakazywała, jedynie nie chciała tolerować jego picia, to wszystko.

Nie odpowiedziała nic, ale nagle w tej chwili coś w niej pękło. Patrzyła na niego i wreszcie zaczynała sobie uświadamiać, że nie znała tego człowieka. Kochała mężczyznę, którym mógł być, a nie tego, jakim był. Jak każda kobieta, kochała nie prawdziwego mężczyznę, lecz wyobrażenie o nim. Chciała, żeby był idealny, starała się nie widzieć jego wad, udawała, że ich nie ma.

Wiedziała, że teraz będzie musiała gorzko zapłacić za swoją pomyłkę. Teraz, patrząc na niego, czuła, jak łzy płyną po jej policzkach, lecz nie starała się ich wycierać.

  • Czego zaraz się mażesz!- wrzasnął Zenon.- Na litość mnie nie weźmiesz. Weź się w garść i idź po małą, a nie becz.

Bez słowa ubrała się i wyszła. Nadal nie mogła uwierzyć. Nie, to już nie był ten sam człowiek, tylko ktoś inny, ktoś, kogo nie znała. Dlaczego? Co się stało? Próbowała zrozumieć to wszystko, ale w głowie miała mętlik. Otarła łzy, gdy była w pobliżu przedszkola i po wejściu już z uśmiechem powitała córeczkę.

Gdy wróciły do domu, jego już nie było. Joanna poczuła ulgę i zajęła się Kamilą, chociaż nie przestawała myśleć o jego dzisiejszym zachowaniu. Przyjdzie pewnie znów skruszony z kwiatami i będzie przepraszał, a ona jak zwykle mu przebaczy.

Ale tak się nie stało. Gdy już zasypiała, przyszedł do domu i bez słowa położył się obok niej. Czuć było od niego alkohol i Joannie zrobiło się niedobrze. Szczęście, że mieli dwa zestawione razem łóżka, więc mogła odwrócić się i przesunąć na swoją połowę. W nocy poczuła, jak zaczyna jej szukać, wreszcie wziął ją bez wstępu, bez jednego słowa, bez czułości, potem odwrócił się i zasnął. Nie broniła się, zaskoczona i wściekła, że potraktował ją jak dziwkę.

Teraz trzęsła się ze złości i obrzydzenia. A więc może być i tak. Nieraz czytała o tym, jacy potrafią być mężowie, ale zawsze uważała, że jej to nie dotyczy, bo jej Zenon jest inny. Teraz wiedziała, że niczego nie może już być pewna.

Rano Zenon zachowywał się, jakby nic się nie stało i nawet przed wyjściem pocałował ją w policzek jak zawsze.

Nie wrócili już do ostatnich wydarzeń i przez tydzień było prawie jak dawniej. Prawie. Joanna już teraz nie wpadała w zachwyt i zadowolenie. Wiedziała, że małżeństwo to domek z kart, który zaraz może się rozlecieć. Teraz zaczął towarzyszyć jej nieustanny strach.

Po tygodniu, późnym wieczorem, usłyszała dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się wizyt o 23 godzinie a Zenon miał klucz. Gdy narzuciła podomkę i otworzyła, z wrażenia zaniemówiła. Dwóch młodych wojskowych w granatowych mundurach podtrzymywało nieprzytomnego Zenona.

  • Przepraszamy za najście, ale przyprowadziliśmy kapitana- powiedział jeden.

  • Nagle pan kapitan źle się poczuł- dodał drugi z wesołym błyskiem w oczach i powstrzymywanym uśmiechem.

  • Dziękuję panom- odparła próbując zachować godność.- Proszę go wprowadzić do pokoju.

Posadzili go w fotelu, zasalutowali i cicho odeszli. Małżonek leżał i chrapał nieprzytomny, więc zostawiła go i spokojnie poszła spać. Było jej obojętne, co się z nim stanie, jednak bała się porannego spotkania. Tego udawania, że nic się nie stało, uśmiechów i rozmów, które miały tuszować to, co ich dręczy. Rano zastała go tam, gdzie go zostawiła w nocy. Ucieszyło ją to, cicho przygotowała Kamilę do przedszkola i z westchnieniem ulgi wyszła.

W szkole musiała się skupić, gdyż uczniowie świetnie wyłapywali każdy przejaw nieuwagi z jej strony. Lubiła swoją pracę. Biologia zawsze była jej pasją i umiała nią zarazić niektórych uczniów, co ją zawsze cieszyło.

Całe przedpołudnie myślała tylko o pracy, lecz po lekcjach, w drodze do przedszkola, znów dopadły ją dręczące myśli.

Czy to możliwe, żeby popełniła jakiś błąd? Byli już małżeństwem 6 lat, przedtem znali się ponad 2 lata. Więc musiała go dobrze poznać, chyba że on maskował swoją prawdziwą naturę.

Wstrząsnęły nią dreszcze, gdy sobie to uświadomiła, ale zaraz odpędziła takie przypuszczenie, uważając je za absurdalne.

Próbowała jak zwykle go usprawiedliwiać. Może on ma jakieś kłopoty, może żyje w ciągłym stresie z powodu swojej funkcji?

Nie wiadomo, jak mu się układa z przełożonymi i podwładnymi. Tak, to musi być przyczyna, musi delikatnie z nim porozmawiać, może gdy zwierzy jej się ze swoich kłopotów, wtedy będzie mu lżej i wszystko wróci do normy?

W domu przygotowała dobry obiad i czekała na Zenka.

Przyszedł o zwykłej porze, ale zauważyła, że jest spięty. Zjadł trochę, wymawiając się, że nie ma apetytu. Potem siadł w fotelu z gazetą w dłoniach. Joanna zaciskała zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem, wreszcie po uprzątnięciu wszystkiego, podeszła do niego, siadła spokojnie naprzeciw i zagadnęła.

  • Zenek, co się z tobą dzieje? Dlaczego ostatnio chodzisz taki zdenerwowany i spięty? Może masz jakieś problemy? Przecież zawsze mi o wszystkim mówiłeś, więc co się teraz stało? Zmieniłeś się.

  • Wydaje ci się, jestem taki jak zawsze. Mam problemy, ale to tajemnica wojskowa i nie mogę ci powiedzieć. Przestań mi robić wymówki.

Aż zaniemówiła. Jakie wymówki? Przecież nic mu nie wytykała, chciała tylko szczerze porozmawiać. Jakby mówili w dwóch różnych językach. Uważał rozmowę za skończoną i powrócił do czytania, więc przeszła do pokoju córki.

Jeszcze nie wierzyła, że poniosła klęskę, jeszcze miała nadzieję i postanowiła czekać.

Następne dni były niemal takie same, poza tym, że dawny czuły i troskliwy małżonek i ojciec gdzieś zniknął. Jego miejsce zastąpił gburowaty buc, często zbyt pijany, żeby chociaż dostrzec, że ma dziecko.

Powoli przyzwyczajała się do tego, że na męża nie może liczyć w niczym. Zaczęła żyć tak, jakby nie istniał. Chodziła z córką na spacery, sama organizowała jej zabawy i pomagała w rozwiązywaniu dziecięcych problemów. Przestała o cokolwiek go pytać i samodzielnie decydowała o wielu wspólnych sprawach. Na budowie domu, która postępowała powoli nadal, była częstym gościem i to jej radzili się wykonawcy w kwestii różnych szczegółów, gdyż Zenon prawie wcale tam nie pokazywał się.

Rzadziej od pewnego czasu przychodził do domu pijany, lecz jednocześnie bardzo zmienił się.

Rodzina zaczęła się rozpadać. Przedtem wieczorami lubili opowiadać sobie o tym, co robili w ciągu dnia. Ona mówiła o szkole i uczniach, on o podwładnych a Kamila o koleżankach w przedszkolu i swojej pani. Teraz Zenon nawet nie przychodził do kuchni, gdy wieczorem obie siedziały, rozmawiając przy kuchennym stole. Z ich życia wyłączył się zupełnie, jakby stał się nagle obcym człowiekiem. Z radosnego kiedyś i czułego męża i ojca, stał się ponurym i wiecznie rozdrażnionym gburem. Nie było między nimi żadnej serdeczności, a czasy przytulania i pocałunków, kwiatów i niespodzianek, należały bezpowrotnie do przeszłości.

Zawsze znajdował powód do wściekania się i zawsze wyładowywał swoją złość na niej.

  • Czy te cholerne buty muszą tu stać?- wściekał się.

  • Zawsze tu stały i nie przeszkadzały ci dotychczas, ale możemy je przenieść do łazienki- odpowiadała Joasia słodkim głosem.

Milkł wtedy, by po jakimś czasie wyskoczyć z czymś nowym:

  • Nie mam zamiaru oglądać głupiego serialu, chcę popatrzeć na mecz.

I przestawiał kanały. Żona bez słowa wychodziła z pokoju i starała się zająć czym innym. Ale po meczu były następne wymówki, pretensje i złość:

    - Czy musisz robić takie beznadziejne kanapki? Już mi zbrzydły!

    - Dlaczego zmieniłaś światło w pokoju, teraz jest za ciemno!

    - Co tak długo się kąpałaś ? Nie wiesz, że mamy jedną łazienkę i też chciałbym skorzystać?

I tak ciągle. Złośliwości, przytyki i „szpile”. Atakowana nawet nie broniła się, czekając, aż minie mu złość. Ale nie mijała, więc zaczęła oddychać swobodniej dopiero, gdy Zenona nie było w domu. Była bardzo wrażliwa, a on swoimi uwagami wpędzał ją w takie kompleksy, że zaczęła wierzyć, iż jest głupia, brzydka i niezgrabna.

Najbardziej nienawidziła generalizowania typu „ty zawsze...” i „bo ty nigdy...”. „Bo ty zawsze stawiasz wszystko na niewłaściwym miejscu” gdy przypadkowo postawiła czajnik na innej półce. „Bo ty nigdy nie zdążysz na czas” gdy jeden jedyny raz spóźniła się z obiadem, ponieważ zatrzymano ją w przedszkolu.

Do szału doprowadzało ją także porównywanie z matką, „bo twoja matka jest taka sama...”. Krytykował, oceniał, ranił, lecz ona nie odpowiadała tym samym.

Jednak wszystkie te słowa zapadały głęboko w jej umysł i kumulowały się, jak wzbierająca rzeka, by wreszcie znaleźć ujście. Nagle nie wytrzymała, dość miała takiego życia i takiego traktowania. Była dobrą żoną, starała się stworzyć wspaniały dom i rodzinę, ale jej mąż niszczył z premedytacją wszystko, co zbudowała.

Joanna postanowiła przeprowadzić decydującą rozmowę. Kamilę po pracy zawiozła do mamy, o czym nie powiadomiła wcześniej Zenona. Nie chciała, by zrobił tak jak zwykle i został dłużej w pracy, żeby uniknąć sam na sam z żoną.

Wracając, poszła do fryzjera, potem do kosmetyczki. Przygotowała kolację z winem, ubrała się w wizytową suknię i czekała. Wrócił pod wieczór, tym razem trzeźwy i stanął zaskoczony, widząc nakryty stół.

  • Co to znowu za cyrk?- zapytał grubiańsko.

  • Chciałam z tobą zjeść kolację, to wszystko.- Joanna była opanowana jak nigdy.

  • Tak? Masz jakąś okazję?- nadal był obojętny.

  • Może.

Poczekała, aż usiądzie przy stole. Nie namawiała go i nie prosiła. Wiedziała, że lubi dobre jedzenie a na widok ulubionej sałatki, nie oprze się. Spróbowała porozmawiać na temat Kamili. Po pierwszym kieliszku Zenon rozluźnił się trochę, a w każdym razie zrezygnował z pozycji obronnej wyrażanej za pomocą agresji słownej.

  • Zenuś, może pojedziemy zimą do Zakopanego? Co o tym myślisz? - Joanna starała się być szczególnie słodka.

  • Możemy pomyśleć, ale to dopiero za dwa miesiące. A może zabierzemy małą do Grecji?

  • To byłoby wspaniale, zobaczyłaby trochę świata, ale czy otrzymasz urlop?

  • Postaram się załatwić to.- Uśmiechnął się nawet do żony, co dawno mu się nie zdarzyło.

Patrzyła na niego i nagle uderzyła ją myśl, że jednak coś go w niej denerwuje w ostatnim czasie. Może jej uległość i dobroć, może umiejętność wybaczenia wszystkiego.

  • Powiedz mi Zenek szczerze, czy jestem dla ciebie dobrą żoną?

  • Jesteś, tego nie mogę ci odmówić.

  • To dlaczego ostatnio tak zmieniłeś się? Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego? Bardzo cię o to proszę. Może ja popełniam jakieś błędy? Może czymś zawiniłam? Zrozum, zależy mi na naszym małżeństwie i na tobie. - Joanna mówiła to ze spokojem i opanowaniem, bez żałosnego tonu pretensji, bo wiedziała od koleżanek, że taki ton denerwuje mężczyzn.

  • Nie zauważyłem, żebym się zmienił, ale może rzeczywiście zrobiłem się nerwowy.

Zenek spojrzał na żonę. Nadal jej pragnął, a już dawno nie było między nimi zbliżeń. Teraz miał ochotę na gwałtowny seks na dywanie, jak kiedyś. Gotów był przyznać jej rację we wszystkim, aby na nowo ją uwieść. Im bardziej ona była spokojna i opanowana, tym mocniej on rozpalał się.

  • Czy wobec tego spróbujesz opanować się i być miły dla mnie i naszej córki?

  • Wszystko, co rozkażesz, królewno.

Wstał nagle i siła wyciągnął ją z fotela. Zaskoczona nie opierała się, myśląc, że chce ją pocałować. Ale on pociągnął ją brutalnie na podłogę, aż upadła, uderzając biodrem o fotel. Próbowała wyzwolić się z jego silnego uścisku, ale on przycisnął ją swoim ciałem i uniósł sukienkę bez słowa.

Nie pomogło odpychanie, gdyż miał siłę niedźwiedzia i korzystał z niej. Wziął ją jak nigdy, brutalnie i gwałtownie, bez czułości i jednego słowa. Gdy zmęczony leżał obok niej, Joasia wstała, poprawiła suknię i wzięła ze stołu wazę z resztą sałatki. Podeszła do leżącego jeszcze i obróciła naczynie, wysypując zawartość prosto na jego głowę.

  • Co robisz, kretynko!- wrzasnął.

  • Nic, traktuję cię tak jak ty mnie. Nic do ciebie nie dociera, w żaden sposób nie chcesz się zmienić, staczasz się. Niedługo wylądujesz w rynsztoku!- Ostatnie słowa niemal wykrzyczała.

Wstał otrzepując się i nie ukrywając złości, która wykrzywiała jego twarz.

  • O, nareszcie jakiś ludzki odruch! Brawo, królewna obudziła się!

  • Zamknij się, jesteś wstrętny!

  • Bardzo dobrze, nareszcie jesteś normalna a nie lalka z cukru. Mdliło mnie już od tej twojej dobroci i łez. Idę spać i ma być spokój. Żadnych pretensji i lamentów.

Odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Joanna poszła spać po północy, gdy usłyszała chrapanie męża. Od dawna każdy z nich miał swoją kołdrę, a łóżko było szerokie, więc nie musieli wcale dotykać się. Odsunęła się, jak najdalej mogła. Czuła obrzydzenie i upokorzenie. Teraz zrozumiała, jak czuje się kobieta zgwałcona przez własnego męża, w co wiele osób nie wierzy.

Przedtem ona również uważała to za bzdurę i czysty wymysł, ale teraz wiedziała, że jest to przeżycie bardziej jeszcze poniżające niż gwałt w parku. Bo gwałcicielem jest człowiek, któremu się wierzy i którego kocha się lub kochało. Poza tym zrozumiała, że gwałt boli, niezależnie przez kogo jest dokonany. Boli fizycznie i psychicznie.

Zasnęła późno i znów miała znajomy sen.

Stała przed drzwiami dworu. Jak zawsze kwitły drzewa w sadzie. Słyszała śpiew ptaków i brzęczenie pszczół. Dom był cichy. Nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte. Zaczęła obchodzić go dookoła a droga wydłużała się dziwnie. Szła i szła wzdłuż szarych ścian i zamkniętych okien, wreszcie stanęła przed małymi drzwiczkami, od których biegła mała ścieżka w stronę rzeki. Patrzyła na drzwi, zastanawiając się, dokąd prowadzą. Już chciała je otworzyć i wtedy obudziła się.

Leżała, próbując wrócić do rzeczywistości. Niepokój ze snu jednak nie ustępował. Czuła się, jakby straciła jakąś szansę, jakby coś jej umknęło.

Szybko doszła do siebie i z ulgą stwierdziła, że Zenona już nie ma. Wiedziała, że wróci późno, żeby się z nią nie spotkać.

Ten dzień stał się początkiem odmiany Joanny. Odtąd już nie milczała i nie słuchała potulnie jego wymówek, lecz odpłacała mu tym samym:

  • A co, pan kapitan nagle postanowił raz w miesiącu się umyć?- rzucała złośliwie jako odpowiedź na jego uwagę.

  • Wycieraj najpierw buty, a potem je stawiaj!

  • Nie smakuje ci, to gotuj sobie sam.

I tak codziennie. Ich dialogi stały się ciągiem kłótni, co bardzo źle wpływało na ich córkę. Mała miała kłopot ze spaniem, zaczęła się moczyć i była apatyczna. Joanna starała się unikać kłótni przy niej, ale nie zawsze jej się to udawało.

Nie wiadomo, jak potoczyłyby się ich dalsze losy, ale zdarzyło się coś, czego Joasia nie przewidziała.

Wiosna zagościła już na dobre, na trawnikach rozkwitły kwiaty a drzewa pełne były świergotów i ptasich treli.

Joanna była sama w domu i czytała książkę. Dzisiaj miała mniej lekcji i po Kamilę zamierzała iść do przedszkola dopiero o trzeciej. Te piątkowe wolne trzy godziny były jej skarbem, własnym czasem tylko dla siebie, kiedy mogła odprężyć się i zrobić coś, na co normalnie brakowało czasu. Zagłębiła się w lekturze, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi.

Wstała, otwarła je i zobaczyła nieznajomą kobietę, trochę młodszą od niej, z rocznym dzieckiem na ręku.

  • Przepraszam, ja do pana kapitana.- zaczęła ta szorstko bez wstępu.

  • Męża nie ma, wróci o dwudziestej.- Joasia była zdziwiona i zaskoczona.

  • Nie mam z kim zostawić dziecka, bo idę do szpitala, więc on, jako ojciec, powinien chyba się nim zająć- rzuciła jednym tchem przybyła.

  • Co za bzdury, kim pani jest!- Joanna prawie krzyknęła i w tej samej chwili uświadomiła sobie, że stoją na korytarzu. Zaraz wyjrzą zaciekawienie sąsiedzi.- Proszę, niech pani wejdzie.- Cofnęła się o krok.

Weszły do mieszkania, lecz Joanna nie zapraszała kobiety do pokoju.

  • O co pani chodzi? Chce pani wmówić mężowi, że to jego syn?- rzuciła z niedowierzaniem.

  • Nie muszę wmawiać, bo on o tym wie. Teraz spodziewam się drugiego jego dziecka. Gdyby pani nie upierała się, że nie da mu rozwodu, dawno byłby z nami.

  • Jakiego rozwodu? Przecież nic nigdy nie mówił o rozwodzie, pani jest chyba chora.

  • Po co te kłamstwa i tak on panią nie kocha, tylko mnie.

  • Proszę natychmiast wyjść! - krzyknęła otwierając drzwi.

Dopiero po wyjściu kobiety siadła w fotelu, czując, jak cała dygocze. Podeszła do barku, nalała sobie duży kieliszek wódki. Wypiła jednym tchem i dopiero gdy poczuła rozchodzące się ciepło, zaczęła myśleć.

A więc to jest powód odmiany wspaniałego małżonka! Drugie intymne życie!” Nie rozumiała tylko, dlaczego rzeczywiście nie powiedział, że chce rozwodu. Może bał się, że straciłby możność awansu? Teraz czekał na stopień komandora, więc może rozwód by mu zaszkodził?

Zastanawiała się, czy powiedzieć mu od razu o tej wizycie, czy czekać, aż sam powie. Przyprowadziła Kamilę z przedszkola, poszły na spacer, zrobiła zakupy. Niby było jak zwykle, ale ona cały czas myślała o wizycie nieznajomej kobiety. Wreszcie wieczorem mała zasnęła w swoim pokoju.

Krótko potem zazgrzytał klucz w zamku. Joasia zadygotała ze zdenerwowania. Udawała, że czyta książkę, gdy wszedł do pokoju. Rzucił krótkie „cześć” i siadł spokojnie przed telewizorem.

  • Chcesz coś zjeść, to w lodówce jest sałatka- powiedziała spokojnie z uśmiechem.

  • Nie, dziękuję, jadłem w kasynie- odpowiedział prawie potulnie.

Joanna zrobiła się czujna. Widocznie wiedział już o wizycie swojej kochanki, więc nie ma sensu udawać, że nic się nie stało. Patrzyła na niego przez chwilę, jakby nagle zobaczyła zupełnie obcego człowieka. Dopiero teraz zauważyła, że ma podkrążone oczy i opuchniętą twarz. Alkohol zmienił jego fizjonomię znacznie, a ona nawet tego nie zauważyła. Poza tym wydał jej się jakiś niechlujny.

  • Zapewne wiesz już o wizycie twojej znajomej?- Joanna starała się zachować spokój.

  • Wizycie? O czym ty mówisz?- Był naprawdę zaskoczony, co oznaczało, że jednak o niczym nie wiedział.

  • Była tu kobieta z rocznym dzieckiem i twierdziła, że jesteś jego ojcem a ponadto spodziewa się drugiego dziecka z tobą. Pytała też, dlaczego nie zgadzam się na nasz rozwód.- Joanna dygotała, mówiąc te słowa.

Zauważyła, że Zenon zbladł. To jeszcze bardziej zbiło ją z tropu. Przez chwilę nie mówił nic, jakby zbierał siły.

  • Dawno miałem ci powiedzieć, ale nie miałem odwagi. Ona mówiła prawdę. Mam z nią syna, o drugim dziecku nie wiem.

  • Czy jesteś w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego? Czemu mnie oszukiwałeś? Czemu mnie zdradzałeś, żyjąc od dłuższego czasu z inną?

  • To się zaczęło dwa lata temu. Ona jest córką mojego byłego szefa. Często odwoziłem go do domu a on zaczął mnie do siebie zapraszać na strzemiennego. Tak poznałem jego córkę. Chciał, żebym z nią był, bo miał z nią wiele kłopotów.

  • To jeszcze nie jest powód, żeby zdradzać żonę, która podobno jest idealna.

  • Mój awans zależał od niego, więc robiłem to, co chciał. Proponował, że załatwi nasz rozwód, ale nie zgodziłem się. Nie chciałem naszego rozstania, bo wiem, jak bardzo się starałaś, poza tym kocham cię-powiedział cicho.

  • A po awansie i zmianie szefa, co cię przy niej trzymało?

  • Nie wiem, ale nie umiałem już tego przerwać. Nie wiem, co mnie przy niej trzyma. Nie kocham jej, ale ona działa na mnie jak narkotyk.

Tego było Joannie za wiele. Nie wierzyła mu, prawdopodobnie fakty były takie, że chciał szybszego awansu i postanowił przespać się z córką szefa. Teraz miała już dość.

Nie powiedziała ani słowa, wzięła swoją pościel ze wspólnego łóżka i spokojnie przeniosła do pokoju dziecka, na rozkładany fotel.

Tego wieczoru nie rozmawiali więcej. Rano nie widzieli się, gdyż Zenon wyszedł bardzo wcześnie.

O dziwo, całe zdenerwowanie Joasi minęło. Czekała na rozwój wypadków. Nie miała zamiaru radzić się nikogo bliskiego, gdyż nie chciała przyznać się do swojej porażki. Przecież zamierzała być najlepszą żoną pod słońcem a jej małżeństwo miało być pasmem szczęśliwości. Podczas kiedy to pierwsze jej się udało, w drugim punkcie poniosła fiasko. Jadąc do pracy, znów zastanawiała się, gdzie popełniła błąd.

Po pracy miała jeszcze dwie godziny do odebrania dziecka z przedszkola. Poszła do kawiarni, gdzie zawsze było dużo ludzi. Chciała w otoczeniu tłumu spokojnie przemyśleć swoje sprawy. Zaszyła się w najdalszym kącie z filiżanką kawy. Patrzyła na wchodzących i wychodzących, na pary przy stolikach rozmawiające półgłosem i myślała.

Nurtowało ją, dlaczego jej teoria okazała się błędna. Założyła, że każde małżeństwo będzie szczęśliwe, jeżeli żona postara się być najlepszą partnerką pod słońcem. Przecież ona taka właśnie była! Cierpliwa, wyrozumiała, dbająca o męża, wierna i gospodarna. Poza tym starała się dbać o siebie. Zenon nigdy nie zobaczył ją z wałkami na głowie, w przybrudzonym szlafroku i rozdeptanych kapciach. Zawsze umalowana, starannie uczesana i gustownie ubrana.

W łóżku też się starała. Mąż wiedział, że jest jej pierwszym i jedynym mężczyzną i że ona nie ma jeszcze doświadczenia. Ale pytała go a on był jej instruktorem i twierdził, że jest mu z nią dobrze. Często dawał też dowód, że pociąga go fizycznie.

Nagle jakby ją olśniło. Uświadomiła sobie, że to ona się starała, a nie on.

Właściwie dopiero teraz pierwszy raz powiedział, że ją kocha. Nigdy przedtem tego nie mówił. Ona po prostu założyła, że tak jest, nie przyjmując jakichkolwiek wątpliwości do wiadomości. Nagle ogarnęła ją złość. Jeżeli jej nie kochał, to dlaczego się z nią ożenił? Przecież nie musiał, nikt go do tego nie zmuszał. Czemu zniszczył życie jej i dziecku?

Doszła do niej także druga prawda. Jej ukochany Zenon nie był takim mężczyzną, jakim ona go widziała. Uświadomiła to sobie już dawno, ale dotąd jeszcze miała nadzieję, że się myli. Tymczasem okazał się zwykłym karierowiczem i człowiekiem całkowicie pozbawionym zasad. Jednocześnie okłamywał obie kobiety, prowadząc podwójne życie. Jakim ojcem był dla swoich dzieci? Joanna doszła do wniosku, że nie chce z nim dłużej mieszkać i żyć. Nie odbuduje zaufania do niego, nawet gdy on dokonałby wyboru.

Tego dnia przyszedł pijany do domu, więc nie mogli porozmawiać. Rano wyszedł, zanim obie wstały, więc także nie było możliwości rozmowy. Powtarzało się to przez tydzień, wreszcie Joanna wstała na tyle wcześnie, żeby złapać go, zanim wyjdzie.

  • Co zamierzasz teraz?- zapytała bez wstępów, gdy oboje znaleźli się w kuchni.- Może powiesz, jak dalej chcesz ułożyć sobie życie?

  • Nie wiem. Nie chcę was opuszczać.

  • Więc zerwiesz z tamtą kobietą?

  • Nie wiem, czy potrafię, ona też nie jest niczemu winna.

  • Jesteś zwykłym gnojem, śmieciem w mundurze.- Joanna już nie panowała nad sobą.- Możesz zostać nawet generałem, a zawsze będziesz śmieciem, na którego nawet nie warto splunąć.

  • A co ty reprezentujesz! Panienka cnotliwa i idealna, nudna żona, która ciągle ma jakieś pretensje. Aż mdło mi się robiło, gdy szedłem z tobą do łóżka. Tamta wie przynajmniej, co powinna robić kobieta z mężczyzną!- Wykrzyczał to z twarzą wykrzywioną złością.

  • To wynoś się do tej kurwy, już się zbieraj, draniu! I nie pokazuj mi się na oczy!

Nagle w drzwiach stanęła wystraszona Kamila, zwabiona krzykami rodziców. Joanna pociągnęła ją do pokoju i próbowała odwrócić jej uwagę. Ale mała nie dała się uspokoić. Często słyszała ich rozmowy podniesionymi głosami, ale teraz była świadkiem prawdziwej awantury. Wyczuwała instynktem dziecka wzajemną agresję rodziców.

Wtedy do Joanny dotarło, że jeżeli dłużej będą mieszkać we troje, skończy się to tragedią, a dziecko przeżyje koszmar, który później zniszczy jej życie. Gdy próbowała uspokoić dziecko, usłyszała trzaśnięcie drzwi.

Wróciła do ich pokoju i stwierdziła brak walizki i części jego rzeczy. Zrozumiała, że Zenon wyprowadził się. I wbrew temu, co kiedyś sobie przyrzekała, teraz nie zamierzała już walczyć o utrzymanie tego małżeństwa. Wiedziała, że skończyło się, a marzenia o szczęśliwym życiu prysły jak bańka mydlana. Przeszła do kuchni i usiadła. Rozważając sytuację, doszła do dwóch wniosków.

Po pierwsze przegrała w walce o szczęście, poniosła prawdziwą osobistą klęskę.

Po drugie jej błędem nie było takie czy inne postępowanie, ale wybór partnera. Wiedziała, że od początku nie był to mężczyzna dla niej. Teraz widziała jego wady i prawdziwy charakter z całą ostrością. Bucowaty egoista i słaby człowieczek, pragnący piąć się wszelkimi metodami w górę jak większość polityków.

Żal jej się zrobiło tych lat spędzonych razem, zwłaszcza chwil, gdy byli szczęśliwi a przynajmniej tak jej się zdawało. Żal jej było marzeń, które się nie spełniły mimo jej starań. Żal jej było także, że zaufała człowiekowi, który nie był tego wart.

Wszystko to rozlewało się w niej goryczą przeżytych zawodów i rozczarowań. Poczuła niechęć do niego i siebie, a może i do wszystkich ludzi. Rosło w niej gorzkie przeświadczenie, że nikomu nie warto ufać.

Jednak Joanna nie przewidziała, że życie przyniesie jej jeszcze cięższe chwile i każe zmierzyć się z problemami, o jakich nawet jej się nie śniło. Były mąż bowiem okaże się dużo gorszy niż przypuszczała.



Rozdział IV




Tydzień po wyprowadzeniu się Zenona, Joanna postanowiła podjąć pieniądze ze wspólnego konta, żeby zrobić zakupy na następny tydzień. W banku okazało się jednak, że na ich koncie nie ma żadnej gotówki. Poprosiła urzędniczkę, żeby sprawdziła jeszcze raz, ale okazało się, że cała kwota została wypłacona mężowi przed dwoma dniami. Stała blada przed pracownicą, nie mogąc zrozumieć, o co chodzi. Przerażona nie mogła zrobić kroku. Ktoś ukradł z konta ich pieniądze, taka myśl kołatała jej się po głowie, gdy urzędniczka powtórzyła:

  • Proszę pani, pani mąż, Zenon, wypłacił przedwczoraj wszystkie pieniądze.

  • Przepraszam, chyba zapomniał mi powiedzieć- zdołała wykrztusić po chwili z wielkim trudem.

Wyszła z banku jak automat. Wracając do domu nie myślała o niczym. Dopiero gdy usiadła w kuchni, wróciła jej zdolność logicznego myślenia. „ On chce zapewnić byt swojej nowej rodzinie moim kosztem!” To była jej pierwsza myśl. A co z nimi? Ona ma córkę i będzie musiała ją utrzymać z własnej nauczycielskiej pensji. Nagle zerwała się i szybko podeszła do komody, gdzie trzymała cenną biżuterię po swojej babci oraz kilka prezentów od męża. Na szczęście były. Szybko spakowała je i włożyła do swojej torebki.

Rozejrzała się po mieszkaniu, zastanawiając, co może on wynieść z domu. Meble? Obrazy? Sprzęt?

Jak się przed nim bronić? Materialnej strony rozstania nie brała pod uwagę, myślała, że podzielą wszystko sprawiedliwie. Tymczasem on pobrał dużą kwotę pieniędzy z banku, nie zawiadamiając jej. Jeszcze nie wierzyła, że wziął to dla siebie, sądziła, że zadzwoni w najbliższych dniach i zaproponuje jej połowę kwoty. Może nawet spotkają się u adwokata?

Ale minął następny tydzień i nic takiego nie nastąpiło. Wtedy Joanna zrozumiała, jak bardzo się myliła. Zdesperowana poszła natychmiast do adwokata, którego wyszukała w książce telefonicznej.

Okazał się nim człowiek w średnim wieku, energiczny i sympatyczny. Po kilku minutach jej zdenerwowanie minęło na tyle, że mogła spokojnie omówić swoją sytuację. Gdy zażądał, aby podała wykaz wszystkich wspólnych części majątku, nagle uświadomiła sobie, że mają dom w budowie. Okazało się, że mąż mógłby sprzedać go bez jej zgody. Wprawdzie w Księdze Wieczystej figurowali oboje, ale on miał jej pełnomocnictwo.

Adwokat w pierwszej kolejności postanowił natychmiast zastrzec w sądzie wpis do KW i unieważnić pełnomocnictwo. Uniemożliwiłoby to Zenonowi sprzedaż domu bez jej zgody. Joanna uspokoiła się i do domu wróciła już w pogodniejszym nastroju.

O dziwo, Kamila nie zapytała o ojca ani razu w czasie jego nieobecności, jakby nie interesował jej. Faktem było, że rzadko go widywała, a ostatnimi czasy, nawet gdy był w domu, nie szukał z dzieckiem żadnego kontaktu. „Nie był dla niej żadnym ojcem” nagle uświadomiła sobie smutną prawdę. „Byłam ostatnią idiotką, że sobie tego dotychczas nie uświadamiałam”. Wiedziała już, że obie nie będą go żałować.

Tymczasem kilka tygodni później kochany mąż zadzwonił z awanturą i groźbami za zastrzeżenie zrobione w KW przez jej adwokata.

  • Jak śmiałaś to zrobić, co ty sobie wyobrażasz?- ryczał wściekły do słuchawki.

  • Dokładnie tak samo jak ty mogłeś podjąć nasze pieniądze bez porozumienia ze mną- powiedziała trzęsąc się z jakiegoś irracjonalnego strachu. Nie będę rozmawiać z tobą, podaję ci adres mojego adwokata.

I nie czekając na odpowiedź, podała mu nazwisko i adres prawnika, po czym wyłączyła się. Tydzień wcześniej zmieniła zamki w drzwiach, więc nie bała się już jego wizyty.

Jednak doświadczony adwokat zasugerował, aby jak najrzadziej wychodziła z domu sama, gdyż może „przypadkowo” ktoś dopaść ją na ulicy. Znał on niestety kilka takich przypadków.

To wszystko sprawiło, że czuła się osaczona, bała się o siebie i córkę, chociaż mimo wszystko nie wierzyła, że kochający niegdyś człowiek byłby w stanie zrobić jej krzywdę a zwłaszcza własnemu dziecku. Na szczęście Zenon więcej nie zadzwonił.

Wkrótce po tym pan Nowicki, adwokat Joanny, złożył w sądzie pozew rozwodowy. Po dwóch nieprzyjemnych rozprawach uznano małżeństwo za nieważne. Faktem decydującym było opuszczenie rodziny, wiarołomstwo i brak chęci powrotu.

Ponadto po przedłożeniu wyciągu bankowego, sąd nakazał zwrot połowy kwoty byłej żonie oraz całkowity podział majątku. Zasądzono także niewielkie alimenty dla ich córki.

Joanna odetchnęła z ulgą, witając odzyskaną wolność. Po długiej walce Nowicki zmusił Zenona do zwrotu zagarniętej kwoty. Pozostawała nadal sprawa nieruchomości.

Pół roku po rozwodzie Zenon zadzwonił do Joanny, prosząc o spotkanie w kawiarni. Poszła, jednak nie sama, lecz w towarzystwie adwokata, co Zenon powitał ze wściekłością. Chcąc nie chcąc, musiał przy nim poinformować ją, że chce sprzedać dom. Umówili się, że zawiadomi, gdzie i kiedy mają się stawić oboje w celu podpisania umowy. I to było całe spotkanie.

Ale mecenas już zdążył przyjrzeć się Zenonowi na rozprawach i doskonale orientował się, jakie są zamiary tego człowieka. Toteż po jego wyjściu wymógł na Joannie, że kategorycznie zawiadomi go o terminie spotkania. Była tak zdezorientowana, że chętnie przyjęła jego pomoc.

Po pewnym czasie były mąż zadzwonił i poinformował, że mają spotkanie u notariusza. Bez słowa komentarza podał godzinę, datę i adres, po czym wyłączył się. Joanna oczywiście natychmiast zawiadomiła swojego mecenasa, który obiecał być na spotkaniu.

W umówiony dzień stawili się wszyscy w biurze notarialnym. Zenon na widok prawnika wyraźnie się zdenerwował, co Joanna stwierdziła ze zdziwieniem. Nagle zrobił się czerwony, a jego zaciśnięte wargi drżały. Usilnie próbował ukryć nieprzyjemne wrażenie, jakie wywarł na nim widok Nowickiego.

Pani notariusz przystąpiła do odczytania aktu, przygotowanego już wcześniej. Budowa miała być sprzedana za 200 tysięcy złotych. Po odczytaniu treści, zapytała sprzedających, czy kwota wskazana w umowie została już wypłacona.

  • Tak, oczywiście.- Zenon szybko potwierdził, nie patrząc na zebranych.

Joanna milczała zaskoczona, jednak Nowicki natychmiast wkroczył do akcji.

  • Nieprawda, kwota nie została zapłacona mojej klientce.- Powiedział to poważnym i zdecydowanym głosem, patrząc na Zenona.- Nie podpisze ona umowy, jeżeli tu, w kancelarii, nie dostanie swojej części.

Nastąpiła konsternacja, pani notariusz spojrzała na byłego męża Joanny, a kupujący wyraźnie zdenerwował się.

  • Ten pan twierdził, że ma zgodę żony i chciał, żebym jemu wypłacił całą kwotę. Proszę zatem o wezwanie policji! To jakieś oszustwo!- prawie krzyczał.

  • Proszę pana o zwrot kwoty należnej byłej żonie, w przeciwnym razie rzeczywiście zawiadomię ograny ścigania.- Pani notariusz była zirytowana cała sytuacją. Spojrzała na dystynkcje Zenona z rozczarowaniem.

Zenon zrozumiał, że w tej chwili ważą się losy jego kariery wojskowej i dalszego życia. Czerwony na twarzy, bez słowa otworzył teczkę i wyjął plik banknotów.

Mecenas Nowicki spokojnie wziął się do liczenia pieniędzy i po skończeniu wręczył 100 tysięcy Joannie. Nikt nie odezwał się ani słowem. Pani notariusz ponowiła pytanie:

  • Czy sprzedający oświadczają, że kwota wymieniona w umowie, została im wręczona?

  • Tak, została- powiedziała Joanna.

  • Tak- Zenon kiwnął głową.

Po podpisaniu aktu notarialnego i wręczeniu zainteresowanym kopii, wszyscy rozeszli się z niesmakiem, nie patrząc na siebie.

Joanna była teraz świadoma, że gdyby nie mecenas, z pewnością nie zobaczyłaby ani grosza z sumy uzyskanej ze sprzedaży wspólnego domu.

Zaprosiła Nowickiego do kawiarni, ale ten przedtem wymógł na niej, by wstąpili do banku. Tam Joanna na własne, założone po rozwodzie konto, wpłaciła uzyskaną sumę.

W kawiarni podziękowała swojemu prawnikowi, przyznając, że gdyby nie jego interwencja, były małżonek ograbiłby ją ze wszystkiego.

  • Wie pan, nadal nie mogę zrozumieć, że ten człowiek byłby do tego zdolny.

  • Bo pani jest naiwna i łatwowierna. Proszę mi wierzyć, ludzie są zdolni do gorszych rzeczy. Nawet jeżeli przedtem bardzo się kochali.

  • Rozumiem, że w pracy ma pan wiele takich spraw.

  • Nawet pani nie wie, jak dużo. Prawnicy rozwiązują ludzkie konflikty w sposób ostateczny na drodze sądowej, więc trafiają do nas różne ciężkie przypadki.

  • To smutne, że ludzie są nieuczciwi i bezwzględni dla siebie. Wie pan, ja założyłam sobie, że będę bardzo dobrą żoną i okazało się, że też poniosłam fiasko.- W oczach Joanny pojawiły się łzy.

  • Musi pani pogodzić się z tym. Może znajdzie pani kogoś odpowiedniejszego, kto zasługuje na panią.

Rozstali się jak dobrzy znajomi a Nowicki zapewnił ją, że zawsze pomoże, gdy będzie potrzebowała pomocy prawnej.

Joanna zjawiła się w kancelarii jeszcze raz, aby uregulować rachunek za usługi prawne, ale z mecenasem nie widziała się, gdyż był na rozprawie, jak poinformowała jego sekretarka.

Była więc nie tylko wolna, ale i byt córki był zabezpieczony, dzięki uzyskanej kwocie. Teraz już nie martwiła się o jej przyszłość. Nie myślała też o żadnym nowym związku. Była pewna, że już nigdy nie zaufa drugiemu mężczyźnie. Nadal bolało ją postępowanie męża, chociaż nic już do niego nie czuła poza pogardą.

Żal jej było tych siedmiu lat, ale musiała jednocześnie przyznać się sama przed sobą, że czuje ulgę na myśl, iż nie spotka być może więcej swojego byłego małżonka. Miał on wprawdzie sądownie przyznane spotkania z córką, ale ani razu przez trzy miesiące z tego nie skorzystał. Oznaczało to, że nie zależy mu na jakichkolwiek kontaktach z Kamilą. To tylko potwierdzało fakt, że jest człowiekiem nieodpowiedzialnym.

Joanna cały czas poświęcała córce, która nie pytała nigdy o ojca, rozumiejąc być może, że opuścił ich na zawsze.

Matka była dla niej całym światem i to jej wystarczało.

Drugim życiem Joanny była praca. Lubiła uczyć, zawód nauczyciela dawał jej dużo satysfakcji i radości. Uczniowie lubili ją i nie miała nigdy większych kłopotów wychowawczych. Koledzy z pracy wiedzieli o problemach małżeńskich Joanny, więc unikali pytań o jej sprawy rodzinne. Czuła, że jej współczują lub litują się nad nią, ale starała się tym nie przejmować.

Gorzej było z rodziną. Nigdy nie odważyła się powiedzieć matce, że już rozwiodła się z Zenonem. W razie potrzeby, gdy musiała córce zapewnić opiekę na kilka godzin, korzystała z pomocy sąsiadki. Teraz jednak postanowiła wreszcie powiedzieć prawdę. Bała się jednak reakcji rodziców i siostry. Wiele razy wytykała siostrze złe postępowanie względem swojego męża, radziła jej i pouczała ją. Tymczasem małżeństwo siostry trwało nadal, urodziło im się dwoje dzieci, a szwagier okazał się wspaniałym ojcem.

Joanna musiała przełknąć i tą gorzką pigułkę, więc postanowiła przy najbliższej okazji powiedzieć im wszystko.

Akurat matka, zaniepokojona długim milczeniem córki, zaprosiła ją w niedzielę na obiad razem z rodziną. Może swoją matczyną intuicją wyczuwała, że coś jest nie tak?

Joanna przyszła z Kamilką. Na pytania o Zenona nie odpowiedziała od razu. Gdy spokojnie usiedli w pokoju, a Kamila poszła do koleżanki, Joanna wreszcie oświadczyła:

  • Przepraszam, że mówię wam dopiero teraz, ale Zenon nie przyjdzie już tutaj nigdy. Po prostu od 8 miesięcy nie jest już moim mężem- powiedziała jednym tchem.

Przez chwilę panowała cisza. Rodzice siedzieli jak skamienieli. Wreszcie odezwała się mama:

  • Szkoda, że nie mówiłaś nam wcześniej, że macie jakieś problemy. Może pomoglibyśmy wam?

  • Raczej nie moglibyście pomóc. Zenon był alkoholikiem i oszustem. Nie tylko pił, ale miał od lat kochankę a z nią syna oraz drugie dziecko w drodze.- Joanna powiedziała to ze złością, jakby wracała dawna wściekłość i rozgoryczenie.

  • Jeżeli tak, to dobrze, że nie ma go już w twoim życiu- powiedział po raz pierwszy ojciec.- Zasługujesz na dobrego partnera i szczęśliwy związek, córeczko.

Ojciec powiedział to, głaszcząc ją po ręce zupełnie tak samo jak wtedy, gdy była małą dziewczynką i miała jakiś problem.

Dotychczas trzymała się dobrze i sądziła, że już uodporniła się, stała się twarda i pewna siebie a sentymentów na zawsze już się pozbyła. Dopiero ta ojcowska pieszczota sprawiła, że nagle Joanna rozpłakała się.

Matka natychmiast przytuliła ją, chcąc uspokoić córkę. Oboje rodzice byli zmartwieni i żal im było dziecka, które zastało w tak okrutny sposób skrzywdzone. Wiedzieli, że ich Joasia jest wrażliwa i uczuciowa, a takich ludzi najłatwiej skrzywdzić.

Sprawdziły się obawy matki i zawiodły optymistyczne prognozy ojca, ale teraz ważne było jedynie to, że mają przed sobą okaleczone psychicznie własne dziecko.

Joanna nadal szlochała rozpaczliwie w ramionach matki, nie mogąc się uspokoić. Gdyby rodzice, jak się spodziewała, robili jej wymówki, krytykowali lub wypominali cokolwiek, byłoby inaczej. Ale ich troska i próba pocieszenia były ponad jej siły.

Płakała teraz nad sobą i tym, co straciła: wiarę w ludzi, optymizm i młodzieńczą radość. W tym momencie nagle dorosła. Teraz właśnie w jednej chwili żegnała na zawsze swoje dzieciństwo i młodość, wchodziła w dorosłe życie, mając 30 lat.

Co jej ono przyniesie? Nie była ciekawa. Postanowiła skupić się na swojej córce i zapewnić jej życie, o jakim zawsze dla niej marzyła.

Nagle rodzinną scenę przerwało wejście siostry, która stanęła zaskoczona w progu.

  • Co się tu dzieje? Joanna jest w ciąży?- wykrzyknęła radośnie.

Nikt jej nie odpowiedział i znów zapanowało milczenie, które przerwała mama.

  • Joasia rozwiodła się z Zenonem- powiedziała spokojnie, błagając ją wzrokiem, by nie rzuciła czasem jakiejś złośliwej uwagi.

  • Biedactwo, widocznie nie był ciebie wart- rzuciła współczująco siostra, zrozumiawszy ostrzeżenie otrzymane od matki.

Joasia rozszlochała się jeszcze mocniej. Sytuacja stawała się niezręczna dla wszystkich, wreszcie mama przypomniała sobie o obiedzie i pobiegła do kuchni.

Joanna wreszcie uspokoiła się, teraz poczuła, jakby spadł jej kamień z serca. Gdy zasiedli wszyscy do stołu, była pogodna i nawet próbowała żartować.

  • Właściwie teraz jestem wolna, mogę robić, co chcę.

  • To wykorzystaj ten czas i żyj wesoło.- Siostra była praktyczna.

  • A jak moja mała wnuczka?- Mama próbowała zmienić temat.

  • Jest spokojna i nie tęskni za tatusiem. Uczy się angielskiego.

  • Obyś tylko nie miała później z nią problemów. Dziewczynka potrzebuje ojca.

  • Nic na to nie poradzę, muszę jej go zastąpić.

Po skończonym obiedzie Joanna wzięła Kamilę i wyszła. Nie zatrzymywano ją, gdyż rodzice wiedzieli, że muszą oswoić się z tą wiadomością i postanowić, co dalej z córką i wnuczką.

Po wyjściu z mieszkania Joanna odetchnęła głęboko. Już po wszystkim, jakoś to przeszła. Teraz zaczynała nowe życie, mądrzejsza o tamte przeżycia. Zaczęła zastanawiać się, co dalej.

Mieszkanie ma zapewnione, gdyż może nadal mieszkać w służbowym od wojska, tyle że dadzą jej mniejsze. Otrzymała już konkretną propozycję i przeprowadzi się tam z radością. Dwa małe pokoje dla niej i córki zupełnie wystarczą. Jej pensja plus zasądzone niewielkie alimenty także pozwolą jakoś żyć. Pieniądze, które oddał jej Zenon, pozwolą na remont kapitalny nowego mieszkania, które było bardzo zaniedbane.

Kwoty ze sprzedaży domu postanowiła absolutnie nie ruszać, gdyż miał to być posag Kamili lub rezerwa na wypadek choroby. Przyszłość nie rysowała się więc najgorzej i Joanna już spokojnie mogła pomyśleć o teraźniejszości.

W następną niedzielę już uspokojona poszła z córką nad morze, potem do sali zabaw dla dzieci, wreszcie na film rysunkowy, który Kamila bardzo chciała obejrzeć. Do domu wróciły zmęczone i roześmiane, ale tam Joanna doznała szoku. Przed domem stał samochód policyjny, a w jej mieszkaniu kręciło się dwóch funkcjonariuszy.

  • Co się tu stało- zapytała zbielałymi wargami.

  • Sąsiedzi zawiadomili nas, że ktoś się włamuje do pani mieszkania. Ujęliśmy sprawcę, gdy już wychodził z łupem.- Policjant nie ukrywała zadowolenia.- Proszę, oto odebrane mu przedmioty.

Pokazał Joannie radiomagnetofon, odtwarzacz video i jedyny obraz, który stanowił jakąś wartość, podarowany jej przez dziadka. Była to mała akwarela nieżyjącego już artysty z Wybrzeża.

Zapytana, potwierdziła, że są to przedmioty należące do niej, uzyskane na podstawie sądowego podziału majątku z mężem.

Policjant zapisał wszystko, zadzwonił też do znanego im ślusarza, który w godzinę później oddał Joannie klucze do nowych zamków. Podziękowała serdecznie sąsiadom za czujność i wreszcie została sama. Była wystraszona i zła na złodzieja, który wybrał akurat jej mieszkanie. Na szczęście nie trzymała w domu pieniędzy a biżuterię powierzyła mamie, ale wystraszyła się o dokumenty. Po sprawdzeniu okazało się, że wszystkie były na miejscu, ale postanowiła znaleźć dla nich dogodne schronienie. Może odwiedzi swojego mecenasa? Może on jej coś poradzi?

Nie był to jednak koniec nieszczęśliwych wydarzeń w życiu Joanny.

Minęło lato, Kamila poszła do „zerówki”, nowe mieszkanie było wygodne, Joanna dzieliła czas między córkę i pracę.

W listopadzie był Dzień Nauczyciela, czyli nauczycielskie święto, w jej szkole obchodzone zawsze uroczyście. Po części oficjalnej koledzy i koleżanki umawiali się na wieczorną zabawę w lokalu. Przychodzili niemal wszyscy, ale bez współmałżonków. Bawili się w swoim gronie zadowoleni, że mogą wyrwać się spod opieki swoich partnerów.

Było ciemno, gdy Joanna wracała do domu, odprowadzana przez kolegę. Pożegnał ją przed bramą domu, odwrócił się i odszedł, podczas gdy ona spokojnie weszła na klatkę schodową. Już miała sięgać do włącznika światła, gdy poczuła uderzenie w głowę tak silne, że natychmiast straciła przytomność. Upadając czuła straszliwy ból głowy, potem zapadła ciemność.

Obudziła się w szpitalnym łóżku. Obok siedzieli rodzice, trzymając ją za obie ręce.

  • Co się stało? Dlaczego tu jestem?- Joanna zdołała wychrypieć szeptem.

  • Zostałaś napadnięta w bramie domu. Byłaś w ciężkim stanie. Nic nie pamiętasz?

Nie odpowiedziała, gdyż właśnie wkroczyła pielęgniarka z kroplówką w rękach. Przeprosiła wszystkich i spokojnie podłączyła urządzenie, poprawiła pościel i dała do połknięcia tabletki.

  • Proszę teraz się przespać, straciła pani dużo krwi i ma pani poważne urazy. Musi pani dojść do siebie, więc zalecany jest odpoczynek.

Joasia nie miała siły odpowiedzieć. Oczy same się zamknęły i znów zasnęła, oddychając głęboko.

Rekonwalescencja trwała kilka tygodni, które były dla chorej niekończącym się koszmarem. Kamila chwilowo zamieszkała u rodziców. Rodzina regularnie ją odwiedzała.

Musiała przeżyć też kilka wizyt policjantów, wypytujących ją o różne szczegóły, które według niej nie miały nic wspólnego z tą sprawą. Protokółowano jej zeznania przy świadkach, co ją bardzo złościło. Uważała, że są zbyt wścibscy i za bardzo dociekliwi. Bo co ich może obchodzić jej życie z byłym mężem? To nie jest ich sprawa i tyle.

Ojciec przyjechał po nią do szpitala i odwiózł do domu rodziców. Po latach zamieszkali oboje w małym domku z ogródkiem. Otrzymali go w spadku po bezdzietnej siostrze ojca.

Kamila ucieszyła się na widok mamy i zaczęła opowiadać, jakie koleżanki ma w nowej szkole. Joanna słuchała uważnie, lecz po pewnym czasie zmorzył ją sen. I tak było codziennie. Większość czasu przesypiała, lecz stan jej się stopniowo poprawiał.

Pewnej nocy śnił się jej znajomy dom. Stała po drugiej stronie rzeki, ale nie mogła przejść na drugą stronę. Znajomego mostku nie było. Chodziła w jedną i drugą stronę wzdłuż płynącej wody, ale nie znalazła żadnego sposobu na przekroczenie nurtu. Zaczęła się denerwować, wiedziała, że musi wejść do widzianego po drugiej stronie domu. Zaczęła krzyczeć ...i obudziła się cała spocona.

Następne tygodnie minęły szybko. Joanna czuła się, jakby wróciła do czasu swego dzieciństwa. U rodziców była bezpieczna i kochana, więc zapomniała o przykrych przeżyciach ostatnich miesięcy, zwłaszcza o nieszczęsnym napadzie.

Po powrocie do pracy życie potoczyłoby się jak dawniej, gdyby nie wynik działań policji. Poszła na wezwanie otrzymane z komisariatu. Tam czekała ją wiadomość, jakiej nigdy by się nie spodziewała.

  • Chcieliśmy panią poinformować, że ujęliśmy już sprawcę oraz inicjatora zarówno napadu jak i włamania.- Policjant zaczął urzędowym tonem.

  • A co ma jedno do drugiego? - Joanna miała już dosyć policji i ich głupich wniosków.

  • Najpierw przypomnimy pani o napadzie. Została pani uderzona w głowę kawałkiem metalowej rury. Potem nieprzytomną skopano panią, łamiąc dwa żebra, o czym pani już wie. Torebki pani nie zabrano. Wszystko wskazywało od początku na to, że celem napadu nie było obrabowanie pani, lecz pozbawienie życia.

  • Co? Dlaczego ktoś chciałby mojej śmierci? Co pan opowiada? To jakaś bzdura.- Czuła, jak jej wargi drętwieją i wiedziała, że blednie.

  • Spokojnie, na to wskazują fakty. Ujęliśmy sprawcę napadu, ponieważ pozostawił narzędzie zbrodni ze śladami. Ktoś go spłoszył. Okazał się nim notowany przestępca. Natomiast morderstwo zlecił mu pani były mąż.

Joanna zbladła jeszcze bardziej i osunęła się bez słowa na krzesło. Ktoś krzyknął o szklankę wody, zaczęto ją cucić.

Nadal była w szoku, patrząc w oczy policjantowi.

  • Niech pan to powtórzy- powiedziała cicho.

  • Ten człowiek wskazał pani męża bez żadnych wątpliwości. Również włamanie do pani mieszkania było na zlecenie pana komandora.

  • Ale dlaczego? Co dałaby mu moja śmierć?- powiedziała Joanna, zdumiona, że Zenon mimo wszystko awansował.

  • Może zemsta. Będziemy to wiedzieć, gdy rozpocznie się proces. Obecnie został już tymczasowo aresztowany i czeka na rozprawę sądową.

Nic więcej nie chciała już wiedzieć, ta wiadomość dostatecznie ją ogłuszyła, toteż pospiesznie opuściła komisariat.

Jej Zenon, kochany Zenuś, który kiedyś ją na rękach niemal nosił. Ojciec jej dziecka, człowiek, który był jej pierwszym mężczyzną. Mąż, który przysięgał wierność w zdrowiu i w chorobie. „Póki śmierć nas nie rozłączy” pomyślała z goryczą, dlatego pewnie chciał przyspieszyć jej śmierć.

Wyobrażała go sobie w więzieniu i mimo wszystko było jej go żal. Tak wysoko zaszedł i tak nisko upadł!




Rozdział V




Minęły dwa lata. Życie Joanny biegło swoim torem, spokojnie, bez wielkich wydarzeń i wzruszeń. Kamila poszła do szkoły i żyła swoimi problemami. Poznała nowe koleżanki a nauka w drugiej klasie zaczęła jej sprawiać przyjemność.

Okazała się zdolną uczennicą, a także utalentowaną gimnastyczką. Joanna zaczęła przeżywać razem z córką jej sukcesy i porażki. Jeździła na zawody, uczestniczyła w treningach i w ogóle żyła jej życiem. Właściwie były nierozłączne i czas po pracy matka poświęcała przede wszystkim córce. Joanna nie potrzebowała innego towarzystwa, wystarczała jej obecność Kamili.

Ojciec i mąż otrzymał wyrok w zawieszeniu i nigdy już obie nie miały go oglądać. Joanna zmieniła mieszkanie, przeprowadziła się do innej dzielnicy, więc miała okazję zerwać kontakt z dawnymi znajomymi. Gardziła nimi za to, że nie powiedzieli jej prawdy o mężu, chociaż wszystkim była ona znana.

Cieszyła się, że ma córkę i to jej wystarczało. Nie pragnęła już w swoim życiu żadnego mężczyzny i sądziła, że pozostanie sama do końca.

Joasia żyła problemami córki i to ona stała się dla niej centrum świata. Czuła, że brakuje małej ojca, więc chciała go zastąpić najlepiej jak umiała. Stworzyła jej dom otwarty, gdzie ta mogła zawsze przyprowadzić koleżanki. Kamila z dumą opowiadała jej, że wszyscy zazdroszczą jej takiej fajnej mamy.

Była to dla matki największa nagroda, więc niczego jej do szczęścia nie brakowało.

Kariera gimnastyczki, jaką rozpoczęła Kamila, wiązała się z dużymi wydatkami na kostiumy, stroje, prywatne treningi czy wyjazdy. Joasia postanowiła zainwestować w córkę, ale nauczycielska pensja i niewielkie alimenty nie wystarczały. Ponieważ znała biegle angielski, zajęła się tłumaczeniami. Pomogła jej koleżanka z pracy, która dostawała zbyt dużo zleceń. Teraz wykorzystywała każdą wolną chwilę, żeby zarobić dodatkowe pieniądze. Często też pisała teksty wieczorami i nocami.

Joanna wiedziała, że jej poświęcenie z miłości do córki stanowi rodzaj protezy emocjonalnej zamiast miłości do mężczyzny. Nie widziała w tym niczego złego, szczęśliwa, że ma dla kogo żyć. Miała 33 lata i wydawało jej się, że nie zaufa już żadnemu mężczyźnie.

Mijały miesiące, Joanna powoli zaczynała odzyskiwać wiarę w siebie i przestała obwiniać się o fiasko jej małżeństwa. Dotarło do niej wreszcie, że nie zawsze w życiu wychodzi to, co sobie zaplanowaliśmy.

Niemal zapomniała o Zenku i była z tego powodu bardzo zadowolona. Kamila także go nie wspominała, szczęśliwa, że ma taką mamę.

Opieka nad córką i praca nie przesłaniały już teraz całego świata Joannie. Zaczęła realizować marzenia, o których już dawno zapomniała. Zapisała się na kurs włoskiego i zajęcia z tańca nowoczesnego solo, więc czas miała zapełniony i rozplanowany na cały tydzień. Zaczęła też jeździć na wycieczki razem z córką. Żyła teraz radośnie, pełnią życia i zapomniała o złych latach.

Rodzice nie komentowali jej małżeństwa, rozumiejąc, że to nie ona ponosi winę za jego rozpad.

Z siostrą miała kontakt wyłącznie telefoniczny. Mimo wiecznych kłótni, małżeństwo jej trwało, a mąż powoli łagodniał. Zwłaszcza po przyjściu na świat syna, zmienił się nie do poznania. Okazał się wspaniałym ojcem, a jego uczucia do żony znacznie wzrosły. Joanna była zdziwiona, gdyż zawsze uważała, że jest to bardzo niedobrana para a ich małżeństwo nie przetrwa nawet trzech lat. Teraz nie przyznawała się nawet sama przed sobą, że zazdrości siostrze, chociaż tak było naprawdę.

Tymczasem Kamila doznała kontuzji na treningu. Joanna wiedziała, że mała miała talent.

Czy teraz, po urazie ręki, będzie mogła nadal uprawiać gimnastykę? Czy ona ma na to pozwolić? Czy będzie musiała namówić ją do rezygnacji z kariery? Joanna bała się, jaki będzie werdykt lekarzy po zakończeniu badań i leczenia. Przede wszystkim obawiała się reakcji Kamili.

Ale ta wcale nie zmartwiła się zbytnio.

Po wielu badaniach wróciła do domu z ręką w gipsie. Ponieważ miała zwolnienie lekarskie, do końca roku nie wróciła już do szkoły. Ostatni miesiąc nauki pozostała w domu. Od września miała iść do klasy czwartej, lecz Joanna zdecydowała, że kategorycznie przenosi córkę do szkoły, w której sama uczy i nie obchodzi jej żadna rejonizacja. Nie był to dobry układ, ale przynajmniej mogła nad nią w pewien sposób czuwać.

Z uwagi na kontuzję, dziewczynka musiała zrezygnować z uprawiania sportu. Joanna próbowała podtrzymać córkę na duchu. Gdy zaczęły się wakacje, razem wyjechały w podróż do Grecji, potem na wieś do dalszej rodziny, gdzie znalazła sobie nowe przyjaciółki.

Po powrocie Kamila powoli godziła się z sytuacją, która miała także dobre strony. Przedtem cały jej wolny czas, nawet w czasie wakacji, pochłaniały treningi i wyjazdy na zawody. Dzięki temu nie znała wielu rozrywek i przyjemności, jakie były udziałem jej koleżanek. Teraz miała dużo czasu dla siebie i mogła nim dysponować, jak chciała. Przede wszystkim zaczęła dużo czytać. Uwielbiała książki i teraz wręcz pochłaniała je. Zwłaszcza zachwyciła ją „Ania z Zielonego Wzgórza” i wszystkie następne z tego cyklu. Nie wiedziała, że kiedyś jej matka a przedtem babcia, też uwielbiały historie o Ani, gdyż była to książka, od wielu lat zachwycająca młode dziewczęta.

W nowej szkole dziewczynka początkowo czuła się źle, lecz już po kilku tygodniach zaczęła uczestniczyć w życiu swojej klasy i nowych zajęciach. Bardzo polubiła plastykę i okazało się, że ma talent. Joanna cieszyła się, że ma córkę blisko siebie, lecz wszelkie odkryte w niej talenty nie traktowała poważnie. Już nie pragnęła z córki zrobić gwiazdy, lecz zwykłą, zdrową i mądrą dziewczynkę, która nie wyróżnia się niczym specjalnym.

Teraz razem wychodziły z domu i przeważnie wracały razem, więc obie spędzały ze sobą więcej czasu. Joanna nie widziała w tym nic złego, ale prawda była taka, że przesadnie uzależniła ją od siebie. Ponieważ żyła tylko problemami córki, chciała, by ta dzieliła z nią wszystkie swoje myśli. Ingerowała w jej przyjaźnie, radziła w sprawach szkolnych i wybierała sposoby wspólnego spędzania czasu.

Kamila wyrastała już z okresu wczesnego dzieciństwa i opieka matki zaczynała jej ciążyć. Jako 12latka potrzebowała trochę swobody, chciała mieć swoje tajemnice i bardziej kusiło ją towarzystwo koleżanek niż matki. Toteż coraz częściej wykręcała się od wspólnych wypadów z matką, co Joanna ciężko przeżywała.

Pewnego razu przyszła jej mama.

  • Joasiu, wiesz, że nigdy nie wtrącam się do twoich spraw, ale źle postępujesz z Joasią.- Matka nie lubiła podchodów i mówiła zawsze szczerze i prosto w oczy to, co chciała.

  • Ja źle postępuję?- Joanna zareagowała złością.- Jestem jej matką i najlepszą przyjaciółką !

  • No właśnie, a ona ma koleżanki, rówieśnice i z nimi powinna najczęściej przebywać, a nie z matką.

  • Koleżanki! Rozwydrzone pannice, które mogą ją tylko zdeprawować. Zresztą ona najchętniej przebywa ze mną.

  • Czyżby? Często musi kłamać, żeby wyjść do koleżanki.

  • Kamila? Przecież bym jej nie broniła!

  • Naprawdę? A jak byś zareagowała? Zaraz wymyśliłabyś jakiś bilet do kina lub wyjście na lody.

  • I co w tym złego?

  • Nic, poza tym, że wkrótce cię znienawidzi albo wpadnie w złe towarzystwo, żeby pokazać ci, że jest samodzielna i nie potrzebuje twojej opieki.

Joanna milczała, zastanawiając się na słowami matki. Ostatnio rzeczywiście Kamila miała bardzo dużo zajęć w szkole i rzadziej razem wychodziły. Czyżby to były jej wykręty? Musi z nią porozmawiać i poprosić o wyjaśnienie.

Podziękowała swojej mamie i postanowiła przemyśleć to, co usłyszała.

Okazja nadarzyła się wkrótce. Kamila przyszła ze szkoły i oświadczyła:

  • Cześć mamuś, we wtorek idę na szkolną dyskotekę z Beatą i Mirką i mam nadzieję, że tym razem nic dla nas nie zaplanowałaś?

Joanna miała właśnie powiedzieć, że we wtorek mają iść do dziadków, ale ugryzła się w język.

  • Oczywiście, nic nie zaplanowałam i możesz pójść. Nie wiedziałam, że się z nimi przyjaźnisz.

  • Bo o moich koleżankach zawsze mówisz źle, dlatego nic nie mówiłam.- Kamila mówiła spontanicznie i szczerze, ale w głowie Joanny zadźwięczał pierwszy dzwonek i odebrała to jako pewną złośliwość.

  • Nieprawda, tylko chcę, żebyś nie wpadła w złe towarzystwo.

  • To znaczy w jakie? Skąd wiesz, jakie to dziewczyny? Podobała ci się kiedyś słodka Dorota, której rodzice są lekarzami, a tymczasem ona chodzi sama do pewnego internatu męskiego i chłopcy z różnych pokoi „zamawiają” ją sobie na noc.

  • Zmieńmy temat, Kamila. Masz rację, już jesteś na tyle duża, że powinnaś sama wybierać sobie koleżanki. Ale uważaj, żeby cię nie wciągnęły w jakieś narkotyki.

Córka spojrzała na matkę z rezygnacją i zaszyła się w swoim pokoju. Joanna po raz pierwszy poczuła się samotna. Wiedziała, że straci córkę, teraz dla koleżanek, potem dla jakiegoś chłopaka. Będzie musiała oddać ją mężczyźnie, który być może ją unieszczęśliwi.

Nie wiadomo, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wypadki, które nastąpiły później.

Był już koniec zimy, lecz mróz nie popuszczał ani trochę. Marzec był skuty lodem, toteż wracając z pracy, Joanna nieszczęśliwie poślizgnęła się na oblodzonej jezdni. Skutkiem było skomplikowane złamanie lewej nogi.

Do szpitala przybiegli rodzice, zabrawszy uprzednio ze szkoły Kamilę. Okazało się, że Joanna zostanie tu trzy tygodnie, toteż ustalono, że Kamila przeprowadzi się do dziadków, którzy wyraźnie się z tego ucieszyli. Sami starzeli się i nudzili już ze sobą a obecność dziewczynki mogła wnieść w ich życie wiele dobrego.

Tak więc matka i córka zostały rozłączone bez jakichkolwiek starań z ich strony. Joanna czuła dreszcze na myśl, jak rodzice rozpieszczą jej córkę, ale musiała to zaakceptować. Kamilę mogła widzieć jedynie w czasie wizyt w szpitalu. Mała cieszyła się z nowej sytuacji, bo babcię lubiła i powierzała jej sekrety, jakich nie zwierzyłaby matce. Liczyła też na większą swobodę i samodzielność.

Po wyjściu ze szpitala zaczęła się długa rehabilitacja w ośrodku umieszczonym daleko w górach, toteż kontakt między nimi jeszcze bardziej osłabł. Z listów Kamili wynikało, że dobrze jej u dziadków, chociaż bardzo tęskni za matką. Uczy się i zachowuje bez zarzutu i dziadkowie ją uwielbiają.

Początkowa gorycz, jaką odczuwała Joasia, ustąpiła radości z powodu córki. Wiedziała już, że dawne czasy nie wrócą, że teraz trzeba będzie wypracować nowe ścieżki porozumienia między nimi.

Zrozumiała, że ona ma też własne życie i zaczęła patrzeć inaczej na otaczającą ją rzeczywistość. Nagle zauważyła, że świat jest pełen sympatycznych mężczyzn, którzy mogą być podporą dla kobiety samotnej. Tak poznała Andrzeja.




Rozdział VI




Wracając do zdrowia, Joanna zaczęła nowe życie. Andrzej był także na rehabilitacji. Oboje pomagali sobie w czasie zajęć, uczestniczyli w koncertach, a nawet, gdy noga przestała jej dokuczać, chodzili na zabawy taneczne.

Byli tylko parą znajomych, bez żadnych podtekstów uczuciowych. Spędzali razem czas jak kumple, to wszystko.

Andrzej był zresztą żonaty i nie krył tego, więc nie było mowy o żadnym romansie. Nie mówił nic o swoim małżeństwie i o żonie, a ona o nic nie pytała.

Gdy Joanna wyjeżdżała, wymienili jednak numery telefonów. Mieszkali niedaleko siebie, więc umówili się, że kiedyś pójdą razem na kawę.

Po przyjeździe wróciła do pracy, nadrabiając zaległości programowe. Zbliżał się koniec roku szkolnego a dwa miesiące nieobecności skutkowało koniecznością zwiększenia tempa pracy. Sprawdziany, testy, oceny, wszystko to pochłonęło ją całkowicie.

Kamila uprosiła ją, żeby do końca roku mogła zostać u dziadków i tam skończyć piątą klasę. Nie zgodziłaby się może, ale ojciec zaczął wyraźnie podupadać na zdrowiu. Był on bardzo przywiązany do wnuczki, która nagle zainteresowała się jego hobby, jakim była astronomia. Czytała razem z nim prenumerowane czasopismo Urania. Oglądali razem księżyc przez niewielka lunetę a nawet teleskop, który udostępnił im przyjaciel ojca, pracujący w Szkole Morskiej.

Jednak widać było, że ojciec starzeje się, a choroba serca powoduje w jego organizmie duże zmiany. Joannie żal było zabierać mu ostatnią radość życia, bała się, że jego stan się pogorszy.

Była też zdziwiona zmianą Kamili, która w jakiś sposób spoważniała, wydoroślała. Nie była już tak zamknięta i zbuntowana, potrafiła rozmawiać na wiele tematów i myślała po swojemu. Joanna ze smutkiem stwierdziła, że córka jakoś jej się wyślizgnęła z rąk. Stała się bardziej samodzielna, wiele decyzji podejmowała sama, bez pytania jej o zdanie. Miała swój własny sposób widzenia świata, nie zawsze zgodny z jej naukami. Dotyczyło to również oceny ludzi i zdarzeń.

Dziwniejsze jeszcze bardziej dla matki było to, że córka zaczęła babci pomagać w wielu pracach domowych, podczas kiedy w ich mieszkaniu nigdy nie garnęła się do pomocy.

Teraz jednak potrafiła wstać wcześniej, żeby dziadkowi przygotować śniadanie a nie czekać sama na gotowe, jak to było wcześniej. Pamiętała o podaniu mu na czas lekarstwa, robiła drobne zakupy i pomagała babci sprzątać. Joanna jej nie poznawała a babcia tylko uśmiechała się, słysząc komentarze Joanny.

  • Zawsze mówiłam ci, że robisz z niej porcelanową lalkę- skwitowała uwagi córki.

  • Ale nieraz w domu prosiłam ją o pomoc, lecz ona zawsze miała jakieś wymówki.

  • Bo nie byłaś konsekwentna. Ona potrzebowała wyraźnego określenia obowiązków. Teraz sama mi nawet chętnie pomaga i wyręcza w wielu obowiązkach. Dla nas jest ona dobrodziejstwem, uwierz mi.

Joanna poczuła ukłucie zazdrości, że to nie ona uczy tego, co zazwyczaj matki przekazują swojej córce. Teraz mała umiała samodzielnie ugotować kilka prostych potraw a nawet upiec ciasto, wiedziała jak obsłużyć pralkę i od czego zacząć sprzątanie mieszkania. Zrobiło jej się wstyd, że wyręczając Kamilę we wszystkim, zrobiła z niej księżniczkę, która niczego nie umiała, bo nie musiała.

  • Mamo, masz rację, zrobiłam jej krzywdę . Dobrze, że otworzyłaś mi oczy, teraz będzie inaczej, zobaczysz.

  • Wiem, nie jesteś głupia i umiesz przyznać się do błędów. Cieszę się, że rozumiesz, jak masz teraz postępować.

Mama uściskała Joannę, zadowolona z wyniku rozmowy.

Tymczasem praca i rodzina nie wypełniały do końca czasu i uczuć Joanny. Ze zdziwieniem stwierdziła, że tęskni za wieczorami z nowym znajomym, który pewnie także wrócił do domu. Przy nim czuła się swobodnie, nie musiała grać i udawać, bo nie zależało jej, co on o niej pomyśli. Był tylko przelotnym znajomym. A jednak teraz brakowało jej długich rozmów, jakie prowadzili godzinami na wszystkie tematy.

Potrzebowała kogoś, z kim mogłaby szczerze porozmawiać, wymienić myśli, poradzić się. Mama należała do innej epoki, więc nie wszystko już rozumiała. Przyjaciółek nie miała, gdyż wszystkie znajome były mężatkami i niechętnie spotykały się z osobą samotną. Może bały się o wierność swoich mężów a może nie miały wspólnych tematów.

Często bowiem zdarza się, że najlepsza koleżanka uwodzi męża przyjaciółki, więc wolały ustrzec się od takich niebezpieczeństw.

Pewnego dnia na początku wakacji zadzwonił telefon.

  • Witaj, pamiętasz swojego znajomego z czasu rehabilitacji?- odezwał się głos.

  • Andrzej? Myślałam, że o mnie zapomniałeś. Co u ciebie?- Joanna nie kryła radości.

  • Może spotkamy się gdzieś? Chciałbym zaprosić cię na kawę, co ty na to?

Ucieszyła się na propozycję spotkania, toteż szybko uzgodnili czas i miejsce. Nie wiązała ze spotkaniem żadnych nadziei, ale miło było zobaczyć znajomego, z którym mogła rozmawiać na interesujące tematy.

Andrzej był inteligentny i bardzo oczytany. Interesował go cały świat i miał otwarty umysł tak jak ona. Dobrze się z nim czuła, był pierwszym mężczyzną o błyskotliwej inteligencji i dużej wiedzy, jakiego w ogóle znała. Oboje prowadzili dyskusje jak kiedyś z Bogdanem i to jej się bardzo podobało.

Spotkali się kilka dni później w kawiarni na piętrze, gdzie zagłębieni w głębokich fotelach, powrócili do wydarzeń sprzed trzech miesięcy. Początkowe skrępowanie zniknęło po pierwszym łyku wina i rozmowa potoczyła się swobodnie.

Przyjrzała mu się. Wyglądał jakoś mizerniej, albo miasto tak zmieniało człowieka. Tam w dresach na leśnej polanie czy nad górskim potokiem każdy wyglądał podobnie, rześko i zdrowo.

Zobaczył, że się mu przygląda.

  • Co, tak się zmieniłem?- zapytał znienacka.

Speszyła się w pierwszej chwili.

  • Nie, ale jakbyś wyglądał mizerniej niż tam.

  • Nic dziwnego, miałem wiele przykrych przejść w rodzinie.- Jakby czekał, aż zapyta o to.

  • Współczuję ci, chociaż nie wiem nic o twojej rodzinie.

  • Jestem żonaty, jak wiesz, ale nie mieszkam z żoną, czego nie wiesz. Mieszkam od 3 lat ze swoją matką w Sopocie. Ale nie wyprowadziłem się z domu, aby zająć się mamą, tylko żeby nie widzieć mojej żony, która z mojego życia zrobiła piekło.

Joanna milczała. „ Jakie to banalne i żałosne”, myślała. Ciągle te same problemy nieudanych małżeństw. Czy nie ma już szczęśliwych par? Po co wobec tego istnieje instytucja małżeństwa? Po co się pobierać?

Myślała tak, słuchając jednocześnie siedzącego naprzeciw mężczyzny.

  • No tak, tak bywa w życiu. Bardzo trudno znaleźć osobę, z którą życie będzie pasmem szczęścia. Znam to z własnego doświadczenia. Nie zapominaj, że jestem kilka lat po rozwodzie- Joanna rzuciła gorzko.

  • Więc rozumiesz mnie trochę. Może i ja nie byłem bez winy.- Zamyślił się nagle, lecz po chwili uśmiechnął się do niej.- Było, minęło i koniec.

Rozmowa zeszła na inne tematy, więc więcej się Joanna nie dowiedziała. Odprowadził ją do samego domu i umówili się, że pójdą razem do teatru.

Joanna żegnała go z mieszanymi uczuciami. Było jej żal człowieka, którego żona nie umiała zatrzymać. Z drugiej strony żal jej było samej siebie, że nie trafiła wcześniej na kogoś takiego jak on. Z pewnością umiałaby go docenić. Czuła się tak, jakby ominęła ją jakaś szansa, jakby straciła coś cennego. Jakby los z niej zadrwił. Ale szatan podpowiedział jej myśl: „ A jakby on też zmienił się nie do poznania po kilku latach?” Aż wzdrygnęła się ze strachu.

Spotkali się ponownie za dwa dni. Po wyjściu z teatru wstąpili jeszcze do małej kawiarni, by porozmawiać. Na zakończenie Joanna spontanicznie zaprosiła Andrzeja na kolację w przyszłym tygodniu u siebie w domu.

Gdy przyszedł, przy lampce wina opowiedział jej o swoich problemach. Był informatykiem, pracował w dużej firmie i dobrze zarabiał. Ożenił się z miłości z kobietą, która od początku go nie akceptowała. Niestety, zaślepiony uczuciem nie zauważył tego.

Awantury zaczęły się już po miesiącu. Jej nie podobało się nic, co zrobił, ale mimo wszystko urodziło im się dziecko. Synkiem jednak zajmował się wyłącznie on, gdyż żonę to nie interesowało. To on wstawał w nocy, by przewinąć małego i podać butelkę z herbatką. To on jeździł po lekarzach, gdy mały zachorował.

Ona jakby przestała interesować się nie tylko dzieckiem, ale i nim. Tak minęły dwa lata, potem było jeszcze gorzej. Firma Andrzeja splajtowała a on musiał szukać nowej pracy. Oboje mieszkali w domu jej rodziców, zajmowali całą górę, czyli dwa pokoje z kuchnią i łazienką. Syn poszedł do przedszkola, żona do pracy, a Andrzej biegał po różnych firmach w poszukiwaniu nowego zatrudnienia.

Przez kilka miesięcy pobierał zasiłek dla bezrobotnych, a wtedy żona przestała kupować jedzenie i lodówka całymi tygodniami stała zupełnie pusta. Wszystkie posiłki ona jadła razem z synem na dole u teściów, podczas gdy on chodził pieszo kilka przystanków, żeby zjeść obiad u swojej matki.

Codziennie słyszał, że darmozjadów jego żona żywić nie będzie. Znosił to ze względu na syna, poza tym przejął na siebie wszystkie domowe obowiązki, ale żona nadal była niezadowolona.

Próbował kopać rowy, przeprowadzać dzieci przez jezdnię i tak doczekał nowego zatrudnienia. Wtedy życie wróciło do normy, ale od tego czasu wyrósł między nimi mur. Jeszcze próbowali stworzyć pozory małżeństwa, aż pewnego dnia wszystko skończyło się.

Przyszli do nich znajomi, z którymi utrzymywali kontakty od dawna. Przy kolacji i kieliszku wina rozmowa zeszła na umiejętności mężczyzn i wtedy żona Andrzeja wypaliła:

  • Ty? Ty do wszystkiego masz dwie lewe ręce, zresztą w łóżku też jesteś do niczego.

Zapanowała na chwilę niezręczna cisza, którą przerwał Andrzej:

  • To nie tylko moja wina. Jak kobieta leży jak kłoda, to odechciewa się wszystkiego.

Niby potraktowano to jako żart, ale znajomi szybko poszli do domu. Andrzej nie powiedział nic, ale jeszcze tego wieczoru wziął pościel i przeniósł się do pokoju syna.

Od tamtego czasu zamieszkał z małym, a żona urządziła swój pokój tylko dla siebie. Kilka miesięcy nie rozmawiali ze sobą, jednak potem zaczęli traktować się jak dwoje znajomych. Mijali się w łazience, unikali spotkań w kuchni i tak wegetowali do momentu, gdy ona poprosiła go, żeby się wyprowadził z domu jej rodziców.

Ustalili podział opieki nad synem, który uczęszczał już do szkoły i Andrzej z ulgą opuścił dom, w którym czuł się i tak bardzo źle. Teraz od trzech lat mieszka ze swoją matką i nie ma ochoty wiązać się z nikim.

Joanna słuchała zwierzeń i myślała o swoim małżeństwie.

  • Witaj w klubie. Powiedz, dlaczego oboje wybraliśmy niewłaściwych partnerów? Czy miłość aż tak zaślepia, że człowiek nie widzi prawdziwego oblicza tego, kogo się kocha?

  • Na to wygląda. Ewa zachwyciła mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczami i boskimi nogami. Dzisiaj myślę, że tylko to wtedy widziałem. Nie zwracałem uwagi na aluzje znajomych i rady matki.

  • Mnie nikt nie otworzył oczu, ale pewnie też bym nie wierzyła. A co teraz? Szukasz kogoś?

  • Szczerze? Nie, mam dosyć związków i nie chcę się znowu zaangażować. Jestem z natury uczuciowy i wiem, że znów będę cierpiał. Dlatego zadzwoniłem do ciebie, ponieważ byłaś świetnym kumplem i nie próbowałaś mnie podrywać.

  • Broń Boże! Ja też mam dosyć jednego związku i nie szukam innego. To dobrze, że sobie trochę wyjaśniliśmy.

Na pożegnanie uścisk dłoni i to wszystko. Od tego dnia chodzili razem na imprezy, wycieczki i właściwie wszędzie. Towarzyszyła im bardzo często Kamila. Joanna dopiero teraz zauważyła, jak tej trzynastoletniej dziewczynce brakowało ojca. Do Andrzeja przylgnęła od razu, radziła się go, pytała o wiele rzeczy i często z nim rozmawiała.

Między Joanną a nim „nie zaiskrzyło” i oboje byli z tego zadowoleni. Wszyscy brali ich za parę, czego oni nie prostowali. Andrzej niekiedy nocował u Joanny, miał nawet osobną, „swoją” pościel, bez żadnych aluzji i podtekstów. Siedzieli wtedy do późnych godzin, słuchając muzyki lub oglądając film. Potem każdy szedł do innego pokoju, a rano na zmianę robili śniadania.

W czasie wakacji Kamila pojechała z dziadkami na wieś, a Joanna wybrała się z Markiem na tydzień do ośrodka w lesie nad jeziorem. W domku było jedno szerokie łóżko, więc poprosili o drugą kołdrę i spali jakby oddzielnie, nie dotykając się zupełnie.

Mimo tego, a może właśnie dlatego, byli dla siebie serdeczni, uczynni i wyrozumiali. Łączyła ich tylko przyjaźń, więc nie mieli wobec siebie zobowiązań. Niekiedy on objął ją lub pocałował w policzek a ona przytuliła się, gdy siedzieli przy ognisku. I było im z tym dobrze. Nie tłumaczyli jednak rodzinie ani znajomym, na czym polega ich związek, ponieważ słusznie sądzili, że i tak nikt im nie uwierzy.

Nie znaczyło to jednak, że nie mieli potrzeb fizycznych jak inni, po prostu nie brali pod uwagę współżycia ze sobą.

Joanna w tym celu od czasu do czasu spotykała się z kolegą z pracy. Był żonaty, więc odbywało się to dyskretnie i zawsze w innym mieście. Nie miała wyrzutów sumienia, gdyż oboje traktowali się jak partnerzy od seksu a poza tym nic ich nie łączyło.

Andrzej wiedział o tych jej spotkaniach i nie robił na ten temat żadnych uwag. Sam niekiedy spotykał się z dawną swoją dziewczyną, która była pierwszą jego miłością. Nie mówił jednak nic Joannie o tych spotkaniach.

Mieli więc także swoje osobne intymne życie.

Taki układ trwał dwa lata. Kamila skończyła szkołę podstawową, Joanna awansowała na zastępcę dyrektora szkoły a Andrzej uzyskał wreszcie rozwód.

Właśnie było lato, gdy wyjechał razem z synem na wczasy. Z byłą żoną prawie się nie widywał. Joanna z kolei pojechała z Kamilą na wymarzoną wycieczkę do Szkocji.

Gdy spotkali się po powrocie, było jakoś inaczej. Rozmowa rwała się, Andrzej był zamyślony, wreszcie powiedział:

  • Muszę ci coś wyznać, na prośbę syna zgodziłem się wrócić do byłej żony. Ona nie mieszka już u rodziców, ma mieszkanie w Sopocie. Syn błagał mnie o to, bo jego matka zaczęła poważnie chorować na raka i wymaga teraz opieki.

  • Myślisz, że tym razem będzie lepiej? Nie mieszkaliście już 5 lat razem. A może ona wcale się nie zmieniła?

  • Biorę to pod uwagę, ale żal mi mojego Kajtka, bo ona wykańcza go psychicznie. Odgrywa się na nim, za mnie. Muszę go przed nią bronić, zrozum. Przy mnie może przestanie go dręczyć, będę go chronić.

  • Masz powody, więc musisz sam postanowić, ja ci w tym nie pomogę. A dlaczego nie weźmiesz go do siebie?

  • Chciałem, ale ona nie zgadza się. Musiałbym walczyć o przyznanie praw rodzicielskich, a to będzie długo trwało, w dodatku nie wiem, czy wygram.

  • No to masz problem.

  • I to jaki. Nie sypiam po nocach.

    Bałem się powiedzieć ci, bo nie wiedziałem, jak zareagujesz. Wiem, że mnie kochasz.

Joannę zamurowało na moment.

  • Co? Co takiego? Co ty bredzisz? Przecież byliśmy tylko parą przyjaciół, kumpli, co ci strzeliło do głowy?

Andrzej speszył się nieco.

  • Chcesz powiedzieć, że nie byłaś we mnie zakochana?

  • No pewnie, że nie. Co z tobą?

  • No to kamień mi z serca spadł, bo bałem się, że cię zranię i ty się załamiesz.

Joanna nagle zaczęła się śmiać, co go wyraźnie uraziło. Siedział skrzywiony, czekając, aż skończy. Potem wstał, pożegnali się serdecznie, uścisnęli i obiecali dzwonić i pisać. Jednak Joanna wiedziała, że to tylko taka obietnica. Nie obchodziło jej, jak on ułoży sobie dalsze życie. Trochę była zła, że traci towarzysza i przyjaciela, który wiele pomógł jej i Kamili, ale zawsze uważała, że nie będzie tak trwać wiecznie. Poza tym czuła się urażona jego przypuszczeniem. Zakochana, też coś. Mężczyźni myślą bardzo schematycznie. Małe rozumki.

Po miesiącu jej życie wróciło do normy i początek roku szkolnego powitała z nową energią, tak samo jak jej córka, teraz już uczennica liceum.

Z Andrzejem nie utrzymywała żadnego kontaktu, mimo iż parę razy dzwonił. Nie zgodziła się na spotkanie, wreszcie przestała odbierać telefony od niego. Nie chciała być powodem plotek i nieporozumień w jego rodzinie.

Żal jej było tej znajomości, ale po jakimś czasie prawie o nim zapomniała. Gorzej było z Kamilą, która dąsała się i chodziła naburmuszona. Bardzo przywiązała się do Andrzeja i traktowała go jak własnego ojca, którego nawet już nie pamiętała.

Joanna wiedziała, że córce potrzebny jest mężczyzna, który stałby się wzorem jej przyszłego męża. Zaczęła częściej odwiedzać rodziców, aby Kamila miała większy kontakt z dziadkiem. Odwiedzała także siostrę, gdyż jej mąż okazał się mądrym człowiekiem i dobrym ojcem dla dwójki swoich dzieci.

Niestety, wkrótce potem spotkało ją nieszczęście. Ojciec nie przeżył drugiego zawału. Jej rozpacz była ogromna. Ta śmierć spowodowała, że na długie miesiące pogrążyła się w apatii. Nie mogła przeżyć odejścia kochanego ojca. W nocy płakała bezradnie, w dzień nie była zdolna do niczego. Obowiązki domowe przejęła na siebie córka i to ona dbała o ich posiłki i zakupy. Z pracy otrzymała zwolnienie na jakiś czas.

Napisała wtedy:

tak łatwo odejść

przekroczyć zasłonę niebytu

wymknąć się

szczelinami niewiadomego

na przekór

tak trudno zostać

grzebiąc starannie ułożone dni

godziny

lata

nawlekać paciorki żalu

w cieniu skradających się za oknem

wspomnień

Po pewnym czasie Joanna wróciła do życia. Kamila kończyła już liceum, gdzie znalazła przyjaciółkę, z którą zaczęła spędzać większość czasu. Miały obie studiować na tej samej uczelni, więc miały wiele wspólnych tematów.

Tak minęło kilka miesięcy.

Nagle pewnego dnia, Joanna odebrała niezwykły telefon, którego nigdy by się nie spodziewała. Dzwonił Bogdan, który nie odezwał się ani razu po jej nieszczęsnym liście. Ze zdumienia nie mogła w pierwszej chwili powiedzieć słowa, ale potem rozmawiali ponad godzinę. Okazało się, że mieszkał w Szwajcarii, gdzie wyjechał jeszcze przed stanem wojennym. Skończył studia na politechnice, ożenił się i zdążył rozwieść. Przyjeżdża do Polski na miesiąc i chce się z Joanną spotkać.

Po chwili wahania zgodziła się, ciekawa, jak zmienił się mężczyzna, który był jej pierwszą miłością. Bała się powitania po latach, jednak czuła, że to pierwsze uczucie nadal tli się w niej głęboko małą iskierką.

Tęskniła do słodkich marzeń pierwszej miłości, pierwszych pocałunków i czułych listów. Potrzebowała tego zawsze, lecz nie znalazła później mężczyzny, który dałby jej to wszystko.

Pierwszy był szorstkim egoistą, drugi tylko przyjacielem.

Czy Bogdan nadal jest taki sentymentalny jak kiedyś? Czy ich wspaniałe porozumienie jest jeszcze możliwe? Dopiero teraz uświadomiła sobie, że oni nigdy nie kłócili się, nawet o nic nie sprzeczali i żal jej się zrobiło tego związku.

Może byli sobie przeznaczeni? Na myśl o tym zrobiło jej się gorąco. Czyżby stracili taką wspaniałą szansę na harmonijny związek?

Co ja zrobiłam?” pomyślała z żalem.



Rozdział VII



Spotkali się w jednej z nowych kawiarni. Celowo wybrała miejsce, które nie przywoływało żadnych wspomnień. W pierwszej chwili go nie poznała. Łysiejący, stateczny pan z lekkim brzuszkiem nie był podobny do jej dawnej miłości, ale na dźwięk jego głosu coś w niej drgnęło.

Zapomniała, że to ona z nim zerwała. Dawne uczucie na moment rozżarzyło się jak iskierka, którą dotknie powiew wiatru. W pierwszej chwili patrzyli na siebie bez słowa, chcąc połączyć widziany teraz obraz z do tamtym widokiem sprzed lat.

Wreszcie Bogdan odezwał się:

  • Witaj, trochę się zmieniłaś. Spoważniałaś i wypiękniałaś, chociaż dla mnie zawsze byłaś piękna- powiedział, całując ją w policzek.

  • Dziękuję, ty też zmieniłeś się. Nie wiem, czy poznałabym cię na ulicy.

  • Tylko nie mów o moim brzuszku, bo jestem uczulony na wszystkie uwagi w tym temacie.- Roześmiał się głośno.

Jego śmiech brzmi tak samo” przemknęło przez głowę Joanny, zaraz jednak skarciła się za takie myśli. Obiecała sobie, że nie będzie żadnego powrotu do przeszłości. Jest teraz zupełnie inną kobietą i nie ma zamiaru wracać do tamtej romantycznej i naiwnej miłości.

Patrzyła na niego z uwagą, analizując każde wypowiedziane zdanie. Stwierdziła, że pozuje na światowca, nosił drogi garnitur i buty, był starannie ostrzyżony i uczesany. Gdzie mu do tamtego zaniedbanego chłopaka! Pewniejszy siebie niż dawniej, elokwentny i dowcipny. Widać było, że ma pieniądze.

Ciekawe, kiedy go tu okradną?” pomyślała złośliwie. Jego złoty sygnet rzucał się wyraźnie w oczy, tak jak i szwajcarski, drogi zegarek i złoty łańcuch na szyi. Słuchała jego opowieści o życiu w Szwajcarii i nie odzywała się.

Mam nadzieję, że nie będzie demonstrował wypchanego obcą walutą portfela” zaniepokoiła się nieco, zwłaszcza że zauważyła dwóch przyglądających mu się młodych mężczyzn.

  • Dlaczego rozwiodłeś się?- Joanna nagle zadała mu obcesowo pytanie, które najbardziej ją nurtowało.

  • Wychowywałem nie swoją córkę, o czym żona poinformowała mnie, gdy zjawił się prawdziwy tatuś. Opuściła mnie, udowodniła w sądzie, że córka nie jest moja i wyjechali gdzieś w nieznane. Banalna historia, chociaż gorzka.

  • Oboje przeżyliśmy banalne historie, ale to może lepiej, że nie wspólnie. Myślę, że oboje dostaliśmy nauczkę.

  • Niewątpliwie. Teraz mam zamiar zacząć nowe życie.

  • A co właściwie robisz w tej Szwajcarii?- Joanna wykazała zainteresowanie, chociaż niewiele ją to obchodziło.

  • Interesy, moja droga, interesy. Konkretnie skupuję samochody używane i przesyłam do Polski ludziom, którzy ich potrzebują.

  • Rozumiem, że nie jesteś żadnym gangsterem albo czymś takim?

  • No wiesz, za dużo czytasz kryminałów. Jasne, że wszystko robię legalnie. Nie jestem żadnym rekinem, ale drobnym biznesmenem.

Jakoś nie przekonał jej, zwłaszcza, że zakończył jakimś nieszczerym śmiechem. Jak wtedy, gdy oświadczał jej, że on nie prowadzi takiego życia jak jego koledzy z akademika. Wiele lat potem dowiedziała się przypadkowo, że już wtedy ją zdradzał.

Toteż teraz nie uwierzyła mu tak całkowicie.

Zawsze się bała. Wiedziała, że Bogdana interesowało kiedyś życie na granicy marginesu. Często śledził przez wiele godzin bezdomnego lub obserwował żebraków, podejmował rozmowy z cinkciarzami albo siadał na dworcu, przyglądając się podróżnym. Uważała to za nieszkodliwą ciekawość życia, ale teraz wszystko przypomniało jej się niezwykle wyraźnie. Może jest sutenerem lub prowadzi klub hazardowy?

Tymczasem on znów przybrał minę sympatycznego chłopca i poprowadził rozmowę na inny temat, wspominając stare czasy.

  • Przez te wszystkie lata żałowałem, że się rozstaliśmy, miałem żal do ciebie.

  • Ale nie odezwałeś się. Gdybyś wtedy zadzwonił lub napisał, to ja bym wróciła do ciebie.

  • Byłem urażony i wściekły. Poza tym wiesz, byłem normalnym mężczyzną, a ty stroniłaś od tego, co kobieta może dać mężczyźnie.

  • Wiesz dobrze, że się bałam.

  • Ale jednak wyszłaś za mąż. Urodziłaś córkę, więc musiałaś przestać się bać.

  • To nie takie proste. On był ode mnie starszy i doświadczony, a może bardziej stanowczy od ciebie. Ale było jeszcze coś. Bałam się bliższego poznania cię. Zawsze miałeś jakieś tajemnice, które zachowywałeś tylko dla siebie. Ale teraz nie ma sensu tego wszystkiego wspominać, było, minęło.

  • Masz rację, życie toczy się dalej. Może jednak spotkamy się jeszcze? Poszlibyśmy razem do teatru.

  • Czemu nie, dawno nigdzie nie byłam. W sobotę mam czas.

Umówili się za kilka dni. Wracając do domu Joanna próbowała zanalizować swoje uczucia po tym spotkaniu. Czy nadal czuła do niego sentyment? Trochę tak, ostatecznie był jej pierwszą miłością. Nawet to, że zmienił się zewnętrznie, nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Jego uśmiech pozostał taki sam i spojrzenie zielonych oczu, które uwielbiała. Niektóre gesty i sposób mówienia też przypominały dawnego chłopaka, bliskiego i kochanego.

Jednak obce było jego zdecydowanie, twarde niekiedy słowa, jakimi oceniał innych ludzi i może zbyt nadmierna pewność siebie.

Postanowiła nie przywiązywać żadnej wagi do ich spotkania. Nie wiązała z nim żadnych nadziei i planów. Był już innym człowiekiem, nie tamtym nieśmiałym i zagubionym chłopakiem. Przeżył niejedno, co na pewno pozostawiło w nim ślad. Poza tym oboje mieszkali w innych krajach i nie mieli ochoty na odgrzewanie dawnej znajomości.

Tak myślała Joanna, jednak życie ułożyło inny scenariusz.

Nie poszli do teatru, gdyż on zawiadomił ją, że musi wracać. Prosił ją o spotkanie, gdyż chciał się pożegnać. Tym razem był nieco inny, bardziej podobny do dawnego chłopaka. Zaprosił ją na obiad, dużo mówił o dawnych czasach i odgrzebywał stare wspomnienia. Bawiła się świetnie w jego towarzystwie. Zapomniała, że dzieli ich tyle osobno przeżytych lat i czuła się, jakby na chwilę wróciła dawno zapomniana przeszłość..

To wszystko sprawiło, że pozwoliła sobie na odrobinę serdeczności, a jakikolwiek cień nieufności zniknął.

To był jej dawny Bogdan, bliski, mądry i dobry. On nie skrzywdziłby jej tak jak jej mąż i na pewno byliby razem szczęśliwi. Pożałowała naprawdę po raz pierwszy, że nie zostali małżeństwem. To, że źle wybrała męża, wiedziała od dawna, ale dopiero teraz uświadomiła sobie jasno, że powinna była od wyjść wyłącznie za Bogdana. To on był jej prawdziwą miłością i nie trzeba było słuchać rodziców i koleżanek, ale wyjść właśnie za niego.

Przy pożegnaniu wręczył jej małe złote serduszko na łańcuszku i poprosił, by je zawsze nosiła. Nie było mowy o uczuciach, jakie ich łączą, czy kiedyś łączyły. Zaprosił ją razem z Kamilą do Szwajcarii na całe wakacje i obiecał, że wkrótce się odezwie.

Minął miesiąc od tego spotkania, ale Bogdan nie dał znaku życia. Serduszko leżało w szufladzie a Joanna nie miała zamiaru podtrzymywać na siłę tej znajomości.

Po następnych dwóch tygodniach niemal o nim zapomniała. Rok szkolny kończył się i tylko kilka dni dzieliło ją od upragnionych wakacji. Pewnego dnia, wracając ze szkoły usłyszała, ciche wołanie. Odwróciła się i ze zdziwieniem stwierdziła, że to Bogdan. Uśmiechał się szeroko, jakby jego pojawienie się w tym miejscu było całkiem naturalne.

  • Witaj, nareszcie cię spotykam- krzyknął i otwarł ramiona do uścisku.

  • Witaj, co tu robisz? Miałeś być w Szwajcarii.- Joanna zręcznie wywinęła się z jego uścisku.

  • Byłem, ale teraz jestem tu, żeby się z tobą zobaczyć. Miałem dużo spraw na głowie, poza tym byłem w międzyczasie w Tajlandii. Wiesz, interesy.

  • Jesteś bardzo tajemniczy, nadal nie wiem, czym się naprawdę zajmujesz.

  • Mówiłem ci, handluję samochodami, dlatego często wyjeżdżam. Ale czemu nie nosisz mojego serduszka? Prosiłem cię o to wyraźnie. Nie podoba ci się?

  • Nie, nie, jest piękne, ale bałam się, że zgubię je w szkole. Raz już zginął mi tam cenny wisiorek i nikt mi go nie zwrócił.

  • No dobrze, dobrze, tym razem daruję ci. No co, idziemy na obiad teraz, czy chcesz się przebrać?

  • Wolałabym się przebrać i wykąpać. Zawsze po lekcjach jestem zmęczona.

  • Dobrze, jedziemy do ciebie.

Gdy dojechali, nie wszedł z nią na górę, tylko oświadczył, że przyjedzie za trzy godziny. Joannę trochę zdziwiło, że tak zadecydował, ale machnęła ręką, sądząc, że to jego nowe dziwactwo. Kamila była u koleżanki, więc zostawiła jej karteczkę z informacją, gdzie idzie i z kim. Dawno obie umówiły się, że będą informować się w ten sposób, by jedna o drugą nie musiała się zamartwiać.

Kąpiel, makijaż i chwila relaksu przy muzyce orzeźwiły ją całkowicie i już z większą energią przystąpiła do wybierania odpowiedniej sukni.

Była gotowa na umówioną godzinę. Oczywiście zawiesiła na szyi jego serduszko. Zdążyła jeszcze rzucić okiem na swoje od bicie w lustrze, gdy zadźwięczał dzwonek i Bogdan stanął w drzwiach.

Lokal wybrał elegancki i Joanna była zadowolona, że założyła swoją najlepszą suknię. Jedzenie było znakomite, rozmowa toczyła się gładko i atmosfera była przyjemna.

Po kilku kieliszkach wina oboje rozluźnili się i minęło pierwsze skrępowanie. Zaczęli nawet z siebie żartować.

  • Pamiętasz, jak nie chciałaś ze mną żadnych zbliżeń? Byłem wtedy bardzo rozczarowany.

  • Dlatego zacząłeś spotykać się z innymi?

  • Dlatego. Byłem normalnym facetem, co chcesz. A ty zgrywałaś cnotkę.

  • Czemu mi nie powiedziałeś?

  • Przestań, który mężczyzna powie ukochanej, że ją zdradza.

  • Który? Może uczciwy.

  • Uczciwość. Nie żartuj. Kto dzisiaj jest uczciwy!

  • Zrobiłeś się cyniczny.

  • Życie mnie zrobiło. Powiedz mi wobec tego uczciwie, żałowałaś rozstania ze mną?

  • Czy żałowałam? Ja rozpaczałam przez prawie dwa lata!

    W moich wspomnieniach byłeś zawsze moim wspaniałym chłopcem.

  • Który teraz zmienił się w poważnego biznesmena. Odpowiada ci ten wizerunek?

  • Nie bardzo, wolałam chłopca marzącego o dalekich podróżach.

  • Byłem wtedy młody i naiwny, myślałem, że świat stoi przede mną otworem i że go zawojuję. A tymczasem to on zawojował mnie.- Roześmiał się głośno ze swojego dowcipu.

Joanna patrzyła na niego i próbowała sobie wyobrazić, że jest jej mężem, ale to jej nie wychodziło. Obecny Bogdan nie pasował do jej wizerunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz