Jolanta Szymanek
Rozdział I
Rozparty na ławce patrzył tępo przed siebie. Zmierzch zacierał już kontury krzewów i parkowych alejek. Tkwił tu dłuższą chwilę, poddając się usypiającej ciszy. Czekał, aż działanie alkoholu zmaleje, co pozwoli mu podnieść się z ławki i powlec do domu, którego nienawidził. Wyprostował nogi i podniósł opadającą na piersi głowę, gdy niespodzianie dotarł do niego odgłos kroków na żwirowej alejce. Ożywił się, przezwyciężając działanie nadmiernej ilości wypitego piwa. Ze zdziwieniem zobaczył w niewielkim oddaleniu kobiecą sylwetkę. Szła szybko, oglądając się za siebie ze strachem, jednak nie dostrzegła ukrytego w cieniu krzewu mężczyzny.
Zadowolony odgadł, że dziewczyna boi się, gdyż przyspieszyła kroku, prawie biegła. Zapragnął nagle zatrzymać ją i zrobić wszystko, by zobaczyć z bliska jej przerażenie, ból, błaganie o pomoc i rozpacz. Pragnienie było tak silne, że otrzeźwiał w jednym momencie. Kilkoma skokami znalazł się na jej drodze. Próbowała go ominąć, zaczęła krzyczeć, gdy dopadł ją i przewrócił, zaciskając palce na jej gardle. Patrzył z rozkoszą w jej oczy pełne przerażenia i bólu. Jej strach podniecał go coraz bardziej, toteż nie chciał od razu jej zabijać. Chciał chłonąć jej przerażenie i swoje okrucieństwo. Czuł się szczęśliwy jak nigdy. Wreszcie odnalazł siebie. Alkohol jednak osłabił go na tyle, że mimowolnie rozluźnił palce. Ofiara wyczuła to, ostatkiem sił wyrwała się z jego uścisku i stojąc już, z całej siły kopnęła go w głowę, po czym nie oglądając się, pobiegła krzycząc przed siebie. Wstał z trudem, klnąc ze złości. „ Suka, jeszcze ją dopadnę” odgrażał się, obmacując zranioną twarz.
Rozdział II
Asia siedziała na piasku, obserwując drepczące przy brzegu morza mewy. Kochała wszystkie żywe stworzenia, ale ptaki szczególnie. Wydawały jej się wolne, gdy swobodnie wznosiły się w niebo. Pragnęła tak jak one ulecieć, oderwać się od ziemi i szybować na skrzydłach wiatru. Myślała, że ptaki są szczęśliwe i radosne, mają swoje ciepłe gniazda i mogą lecieć, gdzie chcą. Jako mała dziewczynka zawsze marzyła, żeby spotkać wróżkę, która zmieni ją w ptaka. Minęło wiele lat i chociaż już nie czekała na nią tak rozpaczliwie, nie przestała marzyć.
Patrząc teraz na mewy zastanawiała się, która z nich jest zaczarowaną wróżką. Jedna stanęła niedaleko i zaczęła przyglądać się dziewczynce, przekrzywiając łepek. Ich spojrzenia spotkały się i Asia poczuła, jak głośno bije jej serce. Wstrzymała oddech i trwała w bezruchu przez długą chwilę. Ptak, nie odwracając głowy, krzyknął cicho, lecz nie odlatywał, wpatrując się nadal w dziewczynkę. Asia czekała w napięciu na dalszy ciąg, wpatrzona w ptaka jak zahipnotyzowana.
Tę niezwykłą chwilę przerwał jakiś człowiek przechodzący plażą. Ptak odleciał, obserwowany przez dziewczynkę, która uśmiechała się na myśl o przeżytej chwili. Czuła się, jak obudzona z głębokiego snu. Była pewna, że spotka tego magicznego ptaka jeszcze nieraz, że on odmieni jej życie i spełni jej życzenia, że będzie ją od tej chwili chronił, że to jej wymarzona wróżka wcieliła się w tego właśnie ptaka. Była to jej mała chwila szczęścia, którą postanowiła zachować na zawsze, jej najdroższa tajemnica. Czuła się, jakby to spotkanie dało jej siłę i odwagę do spotkania ze wszystkimi złymi chwilami w jej życiu.
Wracając do domu już nie martwiła się, że ojciec wróci wieczorem zmęczony i nawet się do niej nie odezwie, że mama będzie spała lub leżała pijana na kanapie. Nie bała się, że starszy brat kilka razy ją uderzy gdzie popadnie, ot tak, dla rozrywki. Nie przejmowała się, że w domu nie będzie dla niej obiadu, bo mama nie miała czasu go ugotować. Wszystko to było teraz nieważne i już nie bolało tak bardzo.
Wesoło uśmiechnęła się do sąsiadki, która nigdy i tak nie odpowiadała na jej powitania. Wchodząc do domu pozdrowiła serdecznie siedzącego w fotelu brata, który ze złością rzucił w nią butem. Mama była tym razem w kuchni i gotowała zupę, co bardzo ucieszyło Asię. Próbowała pocałować ją w policzek, ale ta odsunęła ją szorstko, gdyż nie lubiła żadnych czułości córki.
Niezrażona tym dziewczynka, nucąc wesoło, zaczęła zbierać rozrzucone w dużym pokoju ubrania brata. Robiła to codziennie po szkole, więc szło jej to sprawnie. Teraz, w czasie wakacji ,miała więcej czasu na zajęcie się domem i ogrodem.
-Co się tu pętasz, gówniaro, pewnie przeszukujesz moje rzeczy! - wrzasnął brat.
-Zrobić ci herbaty? - odpowiedziała z uśmiechem, jakby nie słyszała jego wrzasku.
- Odczep się i spadaj!
Wyszła spokojnie, myśląc, że jest chory albo ma jakieś kłopoty. Nie miała do niego żalu, że źle ją traktuje, pogodziła się już dawno z myślą, że Kazio jej nie lubi.
Nie miała też pretensji do matki, że nigdy, jak pamięta, nie pocałowała jej i nie przytuliła. Może też jej nie lubi? Może ona za mało się stara? Tłumaczyła sobie w ten sposób bardzo często postępowanie obojga i jeszcze bardziej starała się być pomocna w domu. Bywało, że pod nieobecność mamy posprzątała całe mieszkanie jak na święta, ugotowała zupę i nakryła stół. Czekała z bijącym sercem, że matka wreszcie ją przytuli, pochwali albo chociaż nagrodzi uśmiechem. Nigdy jednak nie doczekała się tego. Przeważnie ta wytykała jej, że źle zrobiła to czy tamto.
Mimo wszystko Asia miała nadzieję, że przyjdzie taki dzień, gdy mama się zmieni. Tak samo jak czekała na moment, gdy wszyscy będą uśmiechać się do siebie i mówić sobie miłe słowa. Tak samo jak wierzyła, że tata przyjdzie raz do domu z uśmiechem i kwiatami dla mamy i swoją córkę pogładzi po włosach, a może i przytuli.
Joanna, bo tak miała naprawdę na imię, kochała wszystkie stworzenia i wszystkich ludzi, ponieważ jej nikt nie kochał. Mimo tego była dziewczyną radosną i dobrą, co wykorzystywano zarówno w domu jak i w szkole. Koleżanki prosiły ją o różne przysługi, koledzy zjadali jej śniadanie, gdy takie przyniosła, nauczyciele traktowali z lekceważeniem bo była cicha i nieśmiała. Przyjaciółek nie miała.
Nie mając już nic do zrobienia wyszła do ogrodu, by zagrabić liście pokrywające trawnik. Na chwilę stanęła, patrząc na drzewko jabłonki. Wyobraziła sobie, że jest Anną, córką księcia. Ma na sobie wspaniałą białą sukienkę, a w stajni czeka jej ukochany konik. Wyszła właśnie przejść się samotnie po ogrodzie, by obejrzeć szpaler ulubionych róż. Rzeczywiście są piękne, koloru wina, z aksamitnymi płatkami. Zaraz usłyszy wołanie i radośnie wbiegnie na taras, by paść w ramiona kochanej mateczki, która przytuli ją serdecznie i obsypie pochwałami.
Stała tak rozmarzona przez krótką chwilę do momentu, gdy obudził ją ostry krzyk sroki. Spojrzała przytomnie. Kazik celował właśnie z wiatrówki do zaniepokojonego ptaka. Gwałtownie zamachała rękami, więc ten spłoszony poderwał się z szumem skrzydeł.
-Ty idiotko, przeszkodziłaś mi w polowaniu – krzyknął brat.
- Po co strzelasz do ptaków? Co one ci zrobiły? – odparła oburzona.
- Bo lubię je zabijać, debilko. Poczekaj, zapłacę ci za to – rzucił z nienawiścią.
Po jego odejściu po raz pierwszy ogarnął ją strach. Wiele razy brat zapowiadał swoją zemstę, ale ona wierzyła, że w gruncie rzeczy nie jest taki zły. Jednak dzisiaj... Po raz pierwszy zobaczyła w nim kogoś groźnego, złego. Zawsze znęcał się nad nią i groził jej, ale dzisiaj po raz pierwszy pomyślała, że mógłby spełnić swoje groźby. Otrząsnęła się z tej myśli i machnęła ręką. Przecież on nie jest zły!
Była niepoprawną marzycielką i bardziej żyła w swoim wyimaginowanym świecie niż realnej rzeczywistości. W jej świecie nie było zła, niesprawiedliwości i krzywdy. Otaczającą ją rzeczywistość widziała w różowych barwach, jakby przez kolorowe szkiełko, które rozmywa ostre kontury i wyraźne kształty. Była jak ślepiec na arenie cyrkowej w otoczeniu tłumów gapiów.
Nie umiała wyciągać wniosków ze swoich porażek i niepowodzeń. W każdym razie nigdy nie winiła o nie innych a jedynie samą siebie. Uważała, że za mało okazywała ludziom miłości i życzliwości. Nie wiedziała, że im bardziej się stara, tym gorzej jest traktowana. W szkole stała się prawdziwym „chłopcem do bicia”. Wszystkie przewinienia przypisywano właśnie jej, ponieważ nie potrafiła się bronić. W domu nigdy nie poskarżyła się ani na koleżanki ani na brata. Sądziła, że i tak nikt jej nie wysłucha.
Właściwie Kazik nie był jej rodzonym bratem lecz przyrodnim. Asia straciła matkę we wczesnym dzieciństwie. Jej ojciec został sam z niemowlęciem, które początkowo podrzucił swoim rodzicom. Byli to ludzie życzliwi, ale ze względu na podeszły wiek nie mogli długo opiekować się małym dzieckiem. Zresztą babcia zmarła, gdy Asia miała zaledwie dwa latka. Dziadek ciężko zachorował i wkrótce dołączył do niej.
Ojciec dobrze zarabiał jako księgowy, więc koło zaradnego wdowca zaczęły kręcić się samotne kobiety w różnym wieku. Wreszcie znalazła się taka, która rozpaliła w nim płomień uczucia. Była matką samotnie wychowującą pięcioletniego synka. Kobieta wydawała się idealną partnerką dla niego. Stosunkowo szybko wzięli ślub i od tego czasu Asia miała starszego braciszka. Pierwsze lata były względnie spokojne. Przybrana matka starała się wywiązywać ze swojej roli dobrej macochy. Z czasem jednak jej stosunek do dziewczynki się zmienił. Nie okazywała jej ani odrobiny serdeczności i widok przybranej córki zaczął ją denerwować. Starała się jej unikać, obarczając coraz to nowymi obowiązkami. Ponieważ dziewczynka nigdy nie narzekała i nigdy nie skarżyła się, złościło ją to jeszcze bardziej.
Być może zmiana stosunku matki do pasierbicy miała pewną konkretną przyczynę. W tym czasie pojawiły się kłopoty z jej własnym synem. Kobieta wyszła za ojca Asi jedynie z powodu dziecka. Nie wiedziała, kto był jego ojcem, więc nie udało jej się uzyskać alimentów. Dobrze zarabiający wdowiec był dla niej idealną partią. Miała duże doświadczenie w obcowaniu z mężczyznami, toteż nie było dla niej specjalnie trudną sztuką rozkochać w sobie dojrzałego mężczyznę. Jedynym jej celem było zapewnienie synowi dobrobytu i zabezpieczenie jego przyszłości za pomocą majętnego ojczyma. Jego córka stanowiła pewną przeszkodę, ale miała nadzieję, że uda się ją usunąć. Nie miała jeszcze konkretnego planu, ale była dobrej myśli.
Tymczasem jej ukochany synek zaczął sprawiać kłopoty już w wieku 13 lat, gdy przyłapano go z paczkami narkotyków. Sąd uniewinnił go z powodu młodego wieku i przydzielił mu dozór kuratora. Od tamtego czasu wiele razy matka musiała stawiać się na wezwania do szkoły. Kazio wyrastał na łobuza. Palił papierosy, pił po kryjomu alkohol i był brutalny wobec słabszych jak każdy chłopak z kompleksami. Do kobiety powoli zaczęło ocierać, że jako matka poniosła klęskę. Jak wielu słabych ludzi w takich sytuacjach, przestała walczyć, coraz bardziej obojętniejąc na wszystko. Zdawszy sobie sprawę, że wychowała potwora, zaczęła szukać zapomnienia w alkoholu. Początkowo po to, aby zapomnieć o kłopotach z synem i zagłuszyć niepokój o jego przyszłość. Stopniowo jednak z dnia na dzień alkohol stał się jedynym środkiem, który utrzymywał ją przy życiu. Rzadko zdarzało się, by tak jak dzisiaj, zajęła się rodziną.
Kazio nie szanował matki, była dla niego niczym. Zwłaszcza gdy na każde żądanie dawała mu pieniądze, które mąż powierzał jej na utrzymanie domu. Wiedziała, że ojciec Asi nie zapyta, na co je wydała. Już dawno go rozgryzła. Był miękki i tchórzliwy, podatny na wszelkie manipulacje. Mogła go urabiać jak wosk. Udawał, że nie widzi jej pijaństwa i zachowywał się tak, jakby wszystko w rodzinie było w najlepszym porządku. Nie dostrzegał błagalnych spojrzeń córki, jej gwałtownej potrzeby miłości i akceptacji. Nie zastanawiał się nad jej potrzebami, przekonany, że jego żona dobrze odgrywa rolę matki.
Zresztą ta potrafiła wmówić mężowi, że jest troskliwą i dobrą dla Asi, czego on nie próbował nawet sprawdzić. Nadmiernym zmęczeniem po pracy usprawiedliwiał swoją obojętność, a w rzeczywistości jak tchórz bał się szczerze porozmawiać z córką. Rozgrzeszał się tym, że przecież dziewczynka nigdy się nie skarży, więc na pewno jest szczęśliwa.
Asia nie wiedziała, że mogłoby inaczej wyglądać jej rodzinne życie. Nie miała pojęcia, że jej rodzina jest chora. Zamiast podstawowych wartości, jakie stanowią miłość, czułość i akceptacja, otrzymywała obojętność, lekceważenie i pustkę uczuciową. Prawdą jest, że przeważnie z takich domów wyrastają dzieci „trudne”, próbujące agresją i pozorną pewnością siebie zagłuszyć głód uczuciowy.
Ale z Joasią było odwrotnie. Chcąc być kochaną, starała się kochać wszystkich. Sądziła, że w ten sposób zmusi innych do miłości. Nie wiedziała, że w życiu jest akurat odwrotnie. Warunki, w jakich dorastała, jednak odcisnęły na jej psychice niezatarte piętno i stały się przyczyną jej zamknięcia się i wyobcowania. Wiecznie pijana matka, zapracowany i obojętny ojciec oraz nienawidzący jej brat. Nic dziwnego, że powoli coraz bardziej odsuwała się od ludzi, uciekając do swojego wymyślonego świata marzeń. Cieszyła się z każdej chwili samotności, gdy mogła zanurzyć się w swoim ukochanym świecie. Pomagały jej w tym książki, w których żyła razem z bohaterami. Kochała swoją Anię z Zielonego Wzgórza i bohaterów powieści Curwooda, których przygody czytała z bijącym sercem. Świat realny przestawał się liczyć, jakby stanowił jedynie przykry dodatek do prawdziwego i wspaniałego świata bohaterów.
Gdyby ktoś obserwował dziewczynę, zauważyłby jej wycofanie i oderwanie od rzeczywistości, jednak nikt nie przejmował się jej losem. Coraz bardziej milcząca, Asia była szczęśliwa, gdy nikt jej nie zaczepiał, więc starała się pozostać niezauważona.
ROZDZIAŁ III
Od owego spotkania oko w oko z „ptakiem- wróżką” Joasia jeszcze mocniej wierzyła, że będzie szczęśliwa. Już teraz wyrobiła w sobie niezwykłą zdolność do zapominania przykrych momentów, jakie były jej udziałem a wyolbrzymiania dobrych. Nie zawsze było to dobrze odbierane przez otoczenie, gdyż ludzie uważali ją za nieco ograniczoną. Może psychiatra miałby tu coś do powiedzenia i pomógłby dziewczynce, ale nikt jej do niego nie zaprowadził.
Żyjąc w swoim radosnym świecie wewnętrznym siedemnastoletnia Asia ukończyła z dobrymi ocenami trzecią klasę liceum. Nie złamały jej szykany polonistki, intrygi złośliwych koleżanek i bolesne docinki kolegów. Nadal żyła w swoim świecie, do którego nikt nie miał dostępu, a jej serdeczne nastawienie do wszystkich nie zmieniło się ani trochę. Może dlatego nie miała żadnej przyjaciółki, gdyż zbyt różniła się od swoich rówieśnic. Dziewczyny, podekscytowane budzącą się kobiecością, zajęte były śledzeniem najnowszych trendów z dziedziny mody, makijażu i nowinek muzycznych. Na ich tle Asia wyglądała jak szara myszka. Kosmetyki, fryzury, tatuaże i nowe kreacje to nie była jej bajka.
Nie robiła niczego, aby zwrócić na siebie uwagę a wręcz przeciwnie. Była niemal chorobliwie nieśmiała i gdy któryś z rówieśników chciał zamienić z nią słowo, czerwieniła się, nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku. Zaczęła unikać chłopców, więc uznano ją za dziwoląga, co jej wcale nie przeszkadzało. Poza nauką i obowiązkami domowymi miała swoje chwile szczęścia, gdy udało jej się usiąść gdzieś samotnie z książką i zagłębić w świat wyobraźni. Co było niezwykłe, nie lubiła tracić czasu przy komputerze. Uważała, że świat kreowany w internecie jest jakiś sztuczny, zimny i obcy. Natłok informacji ją męczył, a w portalach społecznościowych nie chciała nawiązywać kontaktów z powodu swojej nieśmiałości i kompleksów, z których sama nie zdawała sobie sprawy. Tylko gdy nauczyciel żądał, by wykonać zadanie i wyszukać wiadomości w internecie, niechętnie włączała swojego laptopa. A co najbardziej dziwiło koleżanki, nie lubiła tak jak one SMS-ować godzinami. Miała telefon, lecz używała go jedynie w przypadkach, gdy było to konieczne. Niechętnie odpowiadała na zaczepki i większość SMSów pozostawiała bez odpowiedzi. Zdarzało się, że specjalnie zostawiała aparat w domu, aby nie zakłócano jej spokoju beznadziejnymi, jak uważała, tekstami. Na tle klasy była dziwadłem, ale ponieważ uczyła się bardzo dobrze, często korzystano z jej pracy domowej. Nie odmawiała pomocy nikomu, dlatego pomimo jej dziwactw zostawiano ją w spokoju.
Te wakacje mimo obowiązków, jakie ją czekały, wydawały jej się jak zaczarowana księga. Przyjmowała wszelkie drobne radości z niezwykłym entuzjazmem. Ktoś obserwujący ją z boku mógłby pomyśleć, że dziewczynka cieszy się życiem i tak naprawdę było.
Rozdział IV
Od owego dnia, gdy obserwowała mewę, minęło kilka dni. Był słoneczny poranek, wyszła więc jak zwykle nad morze, by posłuchać szumu fal, który uwielbiała. Nawet nie zauważyła, kiedy obok niej na kamieniu usiadła nieznajoma kobieta. Długo przyglądała się jej, wreszcie zagadnęła:
-Widzę, że tak jak ja uwielbiasz morze.
- Asia drgnęła jak obudzona ze snu:
-O tak, ja się nad morzem urodziłam – odparła z entuzjazmem.
-Naprawdę? – odpowiedziała tamta patrząc na nią uważnie.
Coś zaniepokoiło dziewczynę w tym pytaniu.
-Tak, urodziłam się tu, w Gdyni.
Tamta pokiwała głową bez słowa. Asia gwałtownie wstała.
- Muszę iść do domu, przepraszam.
Odeszła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Gdyby to zrobiła, zobaczyłaby, jak kobieta patrzy za nią z tajemniczym uśmiechem.
Od tamtej chwili nadmiernie wrażliwą dziewczynę zaczął dręczyć jakiś nieokreślony niepokój a nawet strach, jakby zapowiedź czegoś nieznanego, groźnego. Nie chciała tego, bo obawiała się, że będzie musiała opuścić swój świat marzeń i wyjść na spotkanie czegoś nowego i strasznego. Przez kilka dni nie chodziła nad morze, bojąc się, że spotka znów tamtą kobietę. Sama nie wiedziała, dlaczego czuje do niej niechęć pomieszaną ze strachem. Ton jej głosu wydawał się jej jakiś denerwujący, tajemniczy. Bała się jej, jakby przeczuwając, że ta zniszczy jej dotychczasowy spokój. Marzyła niekiedy o innym życiu, lecz kobieta nie wyglądała na taką, która mogłaby to marzenie spełnić.
Miął tydzień, zanim znów poszła nad morze. Na szczęście nikogo nie było. Posiedziała na „swoim” kamieniu, patrząc na fale, po czym odwróciła się z zamiarem powrotu. W tym momencie stanęła twarzą w twarz z nieznajomą.
-O, znów się spotykamy, Joanno – powiedziała tamta pospiesznie.
-Przepraszam, ale muszę wracać. Ale... skąd pani zna moje imię?
-A nie mówiłaś mi poprzednio?
-Nie wydaje mi się. Muszę iść.
Prawie biegła. Była pewna, że nie powiedziała swego imienia. Teraz bała się jeszcze bardziej. „Skąd ona zna moje imię, kim ona jest ?Może chce mnie porwać?” kołatało w jej głowie. Na wszelki wypadek przestała chodzić w tamto miejsce.
Tydzień później wracała z zajęć popołudniowych w szkole. Już miała minąć ostatni zakręt, gdy usłyszała podniesione głosy. Ze zdziwieniem rozpoznała głos swojego ojca i jakiejś kobiety. Krzyczeli na siebie ze złością, co dla niej było prawdziwym szokiem, ponieważ ojciec nigdy nie podnosił głosu i nie pamiętała, by kiedykolwiek krzyczał. Wyszła zza zakrętu i stanęła zaskoczona. Niedaleko ich domu ojciec i ta dziwna nieznajoma prawie jednocześnie krzyczeli na siebie. Gdy ją dostrzegli, zamilkli nagle, a kobieta odwróciła się i szybkim krokiem odeszła. Podeszła do ojca:
-Tato, o co się z nią tak kłóciłeś? I kim jest ta kobieta?
-Nie znam jej. Wydaje jej się, że jestem jakimś jej znajomym. Chyba mnie z kimś pomyliła.
Asia nie przyjmowała do wiadomości, że ktoś może nie mówić prawdy, bo sama nigdy nie kłamała. Wyjaśnienie ojca wydawało jej się logiczne, więc uwierzyła w nie, jednak czuła jeszcze większy niepokój.
Od tego dnia jakby w jej domu coś się zmieniło. Wprawdzie matka piła jak zawsze a może jeszcze częściej, ale ojciec chodził bardziej milczący. Gdy próbowała go o coś zapytać, odpowiadał po chwili, jakby błądził gdzieś myślami. W ogóle był jakiś nieobecny. Brat za to coraz częściej ją zaczepiał. Przeważnie miał ciągłe pretensje i próbował uprzykrzać jej życie. Znosiła to z pozornym spokojem, lecz naprawdę starała się unikać go ze strachu. Posiłki jadała dopiero wtedy, gdy on wyszedł już z kuchni. Wychodziła pod byle pretekstem, gdy tylko zostali w domu sami. Na szczęście chodzili do różnych szkół. Kazik miał dwadzieścia lat i uczył się w technikum. Powtarzał klasę, gdyż często opuszczał zajęcia w szkole, włócząc się z dziwnymi typami po mieście i okolicy. Asia domyślała się, że wpadł w złe towarzystwo, lecz bała się cokolwiek powiedzieć rodzicom. Zresztą czy to by coś dało? Matka i tak się go bała, a ojciec nie umiał zmusić go do posłuszeństwa.
-Nie jesteś moim ojcem, więc nie rozkazuj mi! – krzyczał chłopak.
-Ale ja pracuję na ten dom i mam prawo wymagać!
-Gówno masz prawo. Będę robił, co mi się podoba. Nie wyrzucisz mnie z domu, bo matka na to nie pozwoli!
I odwracał się z pogardą, demonstrując swoją niezależność. Ojciec nie reagował. Wiedział, że nie poskutkują ani prośby ani groźby. Nie miał sposobu, by go do czegokolwiek zmusić. Przemocy fizycznej nie mógł stosować, a kary finansowe w postaci odebrania kieszonkowego tylko rozśmieszałyby chłopaka. Zarabiał teraz więcej niż ojciec na handlu dopalaczami. Był zakałą rodziny, która i tak nigdy nie była idealna.
Rozdział V
Asia powróciła do swoich spacerów. Ani razu nie spotkała już tamtej kobiety, ale gdy pewnego dnia wracała ze sklepu, zobaczyła znów ojca w jej towarzystwie. Tym razem nie kłócili się. Zdziwiła się. Przecież sam mówił, że jej nie zna, że wzięła go za kogo innego. Czyżby się jednak znali? Gdy ją zobaczyli, kobieta znów szybko odeszła. W domu, gdy byli przez chwilę sami, zapytała:
-Tato, nie wytłumaczyłeś jej, że wzięła cię za kogoś innego?
-Właśnie spokojnie wytłumaczyłem. – wyraźnie się speszył.
Czuła, że chodzi o coś więcej. Kim była nieznajoma? Dlaczego ojciec nie chce jej powiedzieć?
Kilka dni później poszła na cmentarz odwiedzić grób mamy. Bywała tu często, o czym nikomu nie mówiła. Zawsze przynosiła bukiecik polnych kwiatów i siadała na ławeczce przy pomniku. Znała mamę tylko ze zdjęć, jakie znalazła w albumie. Wyobrażała sobie, że siedzi obok niej i w myślach z nią rozmawiała. Opowiadała jej wszystko, co się zdarzyło w jej życiu, chociaż pomijała złe momenty „żeby jej nie martwić”, jak sobie mówiła. Mówiła o swoich tęsknotach, o ukochanych bohaterach z przeczytanych książek, o tym co ją zachwyciło. Lubiła te chwile, były to jej sekretne „spotkania z mamą”, jak je nazywała.
Tego dnia aż się zatrzęsła z oburzenia, gdy przed grobem mamy zobaczyła nieznajomą. Już chciała odwrócić się i odejść, gdy zauważyła ze zdziwieniem, że kobieta płacze. Szlochała z chusteczką przy oczach, głośno i rozpaczliwie. Nie zauważyła stojącej blisko Asi. Wreszcie nieco uspokoiła się i podniosła głowę. Na widok dziewczyny ponownie się rozszlochała. Asia chciała odejść, ale żal jej się zrobiło nieznajomej. Może spotkało ją coś strasznego? Może znała jej mamę i dlatego tak płacze, może była dla niej kimś bliskim? Wreszcie kobieta uspokoiła się. Długą chwilę siedziały obok siebie na ławeczce. Wreszcie Asia zdobyła się na pytanie, z trudem pokonując swoją nieśmiałość:
-Kim pani jest?
-Mam na imię Ula. Mieszkam w pobliżu Krakowa.
-Skąd zna pani mojego ojca i mamę? Bo znała ich pani, prawda?
-Tak, znałam. To długa historia, nie mogę ci powiedzieć.
-Macie jakieś tajemnice?
Ula westchnęła.
- Może powinnam ci powiedzieć wszystko...
Zamyśliła się na moment, zanim zapytała:
- Czy możesz mi opowiedzieć o swoim życiu? Czy jesteś szczęśliwa?
Asia milczała. Szczęśliwa? W swoich marzeniach tak, ale o tym nikomu nie powie. A o prawdziwym życiu? Czy mogła opowiedzieć o matce, obojętnym i wiecznie nieobecnym ojcu i bracie, którego się właściwie boi? Nikomu nigdy o tym nawet nie wspomniała? Nie chciała o tym mówić. Ula domyśliła się.
-Nie chcesz o tym mówić. Dlaczego?
- Bo pani nie znam. Dlaczego to panią interesuje?
Zapadło milczenie. Asia czekała z niepokojem na wyjaśnienie. Może wreszcie dowie się, kim jest ta kobieta i zrozumie swój niepokój odczuwany w jej obecności.
- Widzisz, byłam przyjaciółką i siostrą twojej mamy. Wcześnie straciłyśmy rodziców i wychowałyśmy się razem w tej samej rodzinie zastępczej. Nie znasz mnie, bo byłaś malutka, gdy twoja mama zmarła. Bardzo cię kochała, byłaś jej największym skarbem. Gdy się urodziłaś, obiecałam jej, że będę nad tobą czuwać i nie pozwolę cię skrzywdzić. Dlatego tu jestem.
Milczały obie. W powietrzu słychać było jedynie brzęczenie owadów. Asia czuła, że ma ochotę się rozpłakać, że za chwilę pęknie jej serce. Czuła żal do tej kobiety, która przychodzi i spokojnie wyznaje, że nie dotrzymała słowa danego jej mamie. Jej mamie, która bardzo ją kochała.
-Przez siedemnaście lat pani się mną nie interesowała. Dlaczego? Może potrzebowałam pani wcześniej - nagle poczuła złość. Ona znała jej mamę, jej prawdziwą mamę! Wzbierające pod powiekami łzy żalu wypełniły oczy. Gdyby mama żyła, może jej życie wyglądałoby inaczej. Ale co ona mówi?
-Czuję się winna, ale twój ojciec zabronił mi kontaktować się z tobą. Wyjechałam z kraju bardzo daleko. Potem byłam ciężko chora. Dopiero niedawno wróciłam.
-To dlaczego teraz...
-Moje listy ostatnio wracały bez odpowiedzi a twój ojciec zerwał ze mną kontakt, więc się zaniepokoiłam.
-Co mój ojciec powiedział pani o mnie ?
-No właśnie niewiele. Dlatego bardzo cię proszę, abyś mi powiedziała prawdę. Muszę ją znać.
Asia dopiero teraz spojrzała na nią uważnie Była młoda, zaledwie kilkanaście lat starsza od niej, bardzo ładna, ale jakaś zgaszona, jakby dużo przeżyła. W kącikach ust czaiła się jakaś gorycz, co kontrastowało z dużymi pięknymi oczami. Pierwsze wrażenie jej młodego wieku zniknęło.
Kobieta delikatnie ujęła dłoń dziewczyny i jeszcze raz odezwała się:
- Joasiu, bardzo cię proszę.
Coś w jej głosie poruszyło dziewczynę, jakiś proszący i serdeczny ton. Nie przywykła do serdeczności, toteż nie umiała się obronić przed nią. Długo tłumiona tęsknota za czułością i bliskością w pierwszej chwili obezwładniła ją. Jednak zerwała się z ławki gwałtownie, gotowa do ucieczki, ale nieznajoma była szybsza. Złapała ją za ramiona i objęła mocno, przyciskając do siebie:
-Proszę cię, zostań.
Asia zadrżała. Dygotała w objęciach nieznajomej jakby w gorączce, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Czuła, że zapada się w ciemność, że zaraz zemdleje, że upadnie. Chciała uciec, schować się, odgrodzić od tej kobiety, a jednocześnie pragnęła, by ta wzięła ją za rękę i zaprowadziła gdzieś daleko do innego świata jak wróżka. Ale teraz ona żądała, by opowiedzieć o swoim prawdziwym życiu. Prawdziwym? Co jest prawdziwe? Jak odrzucić różowe okulary, przez które patrzyła na świat?
-Nie wiem, czy potrafię. Dla mnie to za trudne.
-Spróbuj opowiedzieć mi, jakbyś opowiadała o innej dziewczynie.
-Mam swój własny świat...
-Bardzo cię proszę, spróbuj.
Trochę trwało, zanim Asia wyszeptała.
-Proszę mnie puścić. Opowiem wszystko.
Usiadły. Wokoło słychać było delikatne trele ptasie. Wtórowały im brzęczenia owadów krążących nad bukietami kwiatów przyniesionych przez odwiedzających cmentarz. Letni gorący dzień w tym miejscu nastrajał do zadumy o życiu i tajemnicy przemijania, zanurzenia się w swoje myśli i uczucia. Zapadła cisza. Obie siedziały bez słowa, wsłuchując się w odgłosy życia przyrody. Wreszcie Ula zrozumiała, że w ten sposób dziewczyna nie otworzy się. Postanowiła zacząć od specjalnie dobranych pytań. Asia odpowiadała po namyśle, jakby za każdym razem zastanawiała się głęboko nad odpowiedzią. Początkowo nieskładnie, cicho, z przerwami, jakby się jeszcze wahała. Pytania o szkołę, ojca, matkę, brata jakby otwierały szczelnie zamknięte pudełka w jej wyobraźni. Odpowiadała szczerze, wyszukując w pamięci fakty i prawdy, które dotychczas spychała na samo dno zapomnienia.
Dzięki tym dręczącym, dociekliwym pytaniom musiała powrócić do tego, o czym starała się zapomnieć. Czuła się, jakby ta nieznana kobieta siłą otwarła jej oczy i kazała spojrzeć na to, co najbardziej boli. Broniła się przed tym, buntowała, lecz powoli nieświadomie wyrzucała z siebie cały nagromadzony przez lata żal. Dziewczyna nie czekała już na pytania, mówiła, jakby do siebie, jakby sobie opowiadała o swoim życiu.
- Nie pamiętam, czy mama mnie kiedyś pochwaliła lub przytuliła. Jakby mnie nie widziała. Chociaż nie. Był raz taki moment, gdy w przedszkolu pani mnie pochwaliła. Wtedy mama przy wszystkich mnie przytuliła. A tata? On pracuje i nie ma czasu, żeby ze mną porozmawiać, ale chyba mnie kocha.
Ula nie przerywała jej. Wiedziała, że w tym momencie Joasia przekracza niewidzialną granicę między dzieciństwem a młodością, że dokonuje rozrachunku z przeszłością, spojrzawszy po raz pierwszy trzeźwo na otaczający ją świat. Może obudziła ją ze snu, który stanowił dla niej tarczę obronną przed smutnym życiem, o którym starała się dotychczas nie myśleć? Kobieta rozumiała doskonale, że Asia oszukiwała się, że odsuwała od siebie fakty, które doskonale znała. Tworząc sobie własny świat stosowała jedyną możliwą samoobronę przed rzeczywistością, która ją otaczała. Teraz poruszona nieznaną serdecznością sprawiła, że ten mur, który tak skrzętnie budowała runął, a obnażona brutalnie prawda niemal ją poraziła. Rozumiała, jakim wstrząsem dla tego niekochanego dziecka jest to jej wyznanie.
Wiedziała z własnego doświadczenia, że po tym musi przyjść oczyszczenie jak po burzy w słoneczny dzień. Wtedy dopiero będzie mogła odrzucić balast przeszłości i rozpocząć nowe życie, w przeciwnym razie jej skrywane kompleksy zniszczą ją. Była pewna, że chowane głęboko urazy, żale i przykrości stworzyły w psychice dziewczyny wrzód, który teraz pękł pod naciskiem jej serdeczności. Zamilkła na moment.
- Oprócz tamtego zdarzenia w przedszkolu nie pamiętam, aby mnie kiedyś ktoś brał na ręce albo przytulał. Marzyłam o tym, że może jak będą święta albo urodziny. Ale o moich urodzinach też nikt nie pamiętał. Raz tylko pamiętam, że dostałam od nauczycielki książkę.
-Czego ci najbardziej brakowało?
-Żeby ktoś mnie pochwalił, powiedział, że coś umiem, że robię dobrze. Tak się przecież starałam. Dobrze się uczyłam, pomagałam w domu...
Nagle wbrew sobie Asia rozpłakała się gwałtownie. Szlochała głośno, nie wycierając nawet płynących z oczu łez. Łkała żałośnie i długo, żegnając swoje gorzkie dzieciństwo. Żal i wspomnienie przeżytych upokorzeń wydostały się z najgłębszych zakamarków jej istoty i wypłynęły nagle jak górski potok. Ula objęła ją ramieniem i otarła chusteczką kapiące łzy. Długo trwało, zanim dziewczyna uspokoiła się. Siedziała bez ruchu w objęciach nieznajomej i chciała, żeby chwila ta trwała wiecznie. Poczuła niezwykłe ciepło w sercu, jakąś nieznaną serdeczność i radość. Była wdzięczna nowej znajomej za to, że nie pyta, nie komentuje. Podniosła głowę i ze zdziwieniem dostrzegła, że tamta ma oczy pełne łez. Poczuła się, jakby znalazła coś cennego.
-Wybacz, kochałam twoją matkę. Zawiodłam ją. Byłyśmy siostrami i powinnam była wcześniej interweniować w twojej sprawie. Mam wyrzuty sumienia.
- Co mogłaby pani zrobić?
- Może udałoby mi się przekonać twojego ojca, żebyś mogła ze mną zamieszkać. Jestem samotna, nie mam rodziny.
Asia zamknęła oczy. Mieszkać z nią. Bez brata, który ją gnębi, bez stosu butelek, które musi chować, by ojciec się nie martwił jeszcze bardziej. Mieszkać w czystym mieszkaniu, spokojnie móc się uczyć. Poznać w nowej szkole nowe koleżanki, które nie będą szydzić z jej niemodnej kurtki z ciucholandu.
-Nie, to byłoby za piękne. Ojciec by się nie zgodził.
- Mam list od twojej matki, w którym powierza mi opiekę nad tobą w przypadku, gdy będzie ci się działa krzywda. Spotkajmy się jutro. Tutaj.
- Dobrze, ale teraz muszę już iść.
Na pożegnanie Ula przytuliła ją jeszcze raz i długo trzymała, jakby nie chciała wypuścić. Asia odchodziła spokojniejsza niż zazwyczaj. Nie bała się powrotu do domu. Przepełniała ją radość, że jej życie może się zmienić. Nie wierzyła, że ojciec zgodzi się oddać swoją córkę przyjaciółce matki. Jednak sama świadomość, że jest ktoś, komu zależy na niej, kto o niej myśli, już była dla niej powodem do ogromnej radości.
Tego wieczora była bardziej niż dotychczas zamyślona. Nawet nie wiedziała, że bezwiednie uśmiecha się. Dotychczas czujna w otoczeniu rodziny, teraz zapomniała, że powinna skrywać swoje prawdziwe uczucia. Ojca to zaniepokoiło, ale nie potrafił już z córką rozmawiać, więc o nic nie pytał. Bał się, że być może spotkała się z tamtą, ale wolał wytłumaczyć sobie, że zakochała się, jak na nastolatkę przystało i machnął lekceważąco ręką.
Kazika jednak denerwował rozanielony uśmieszek siostry. Najchętniej by jej zrobił taką krzywdę, aby krzyczała z bólu i wyła ze strachu. Chciał zobaczyć przerażenie w jej oczach i grymas cierpienia zamiast tego głupiego uśmieszku. Gdyby nie rodzice, dawno już nauczyłby ją posłuszeństwa i wyjaśnił, gdzie jest jej miejsce. Postanowił skorzystać z pierwszej nadarzającej się okazji.
Jeszcze tego samego dnia niespodziewania taka się trafiła. Rodzice zostali zaproszeni na imieniny znajomej. Joasia miała zostać w domu z bratem. Chcąc zrealizować swój szatański plan, brat zapowiedział, że idzie do kolegi, z którym będzie oglądać film. Asia odetchnęła zadowolona, że zostanie sama. Po wyjściu rodziców i brata wzięła książkę i położyła się na tapczanie w swoim pokoju. Pogrążona w innym świecie nie usłyszała cichego brzęku klucza w drzwiach wejściowych. Dopiero gdy stanął nad nią, poderwała się ze strachem.
-No i co gówniaro? Nikogo nie ma w domu. Teraz cię nauczę, he he he...
-Odejdź, zostaw mnie – skoczyła na równe nogi, próbując zasłonić się fotelem.
Zauważyła, że jest pijany i ledwo stoi samodzielnie.
-Nie denerwuj mnie suko, chodź tu i kładź się.
Wykonał mimo zamroczenia błyskawiczny skok i złapał ją za gardło. Zaczęła się krztusić, nie mając siły stawić mu oporu. Wtedy rzucił ją na tapczan i sam zwalił się na nią, przygniatając całym ciałem. Jego wolna ręka błądziła powyżej kolan, wbijając się między zaciśnięte kurczowo uda. Wiedziała, co chce zrobić i strach dodał jej siły. Ręce miała wolne, wbiła więc paznokcie obu rąk w jego twarz, celując w oczy.
Zawył, podnosząc ręce, chcąc ją uderzyć, ale skorzystała z chwili jego słabości i wydostała się spod niego. Strach dodał jej nadludzkiej niemal siły, wypadła z pokoju i w kilku skokach pokonała schody. Szarpnęła drzwi. Były zamknięte. Podbiegła do okna, słysząc za sobą jego oddech. Jej prześladowca już wyciągał ręce. Chwyciła największą doniczkę w chwili i odwróciwszy się, uderzyła z całej siły w czerwoną z wysiłku twarz. Wrzasnął przeraźliwie, zachwiał się i upadł.
Zobaczyła krew zalewającą jego twarz. „Zabiłam go” pomyślała. Nie oglądała się więcej, chcąc jak najszybciej uwolnić się, uciec z tego domu. Otwarła okno i wyskoczyła. W szoku nie wiedziała, gdzie biegnie, ogarnięta jedną tylko myślą, by więcej tam nie wracać. W jej uszach ciągle dźwięczał jego przeraźliwy krzyk. „Zabiłam go, na pewno zabiłam” powtarzała w kółko, nie mogąc uwierzyć w to, co mówi. Był wieczór, ale ona biegła w stronę plaży, która była jej azylem, miejscem schronienia. W poświacie księżyca widziała już migotliwy blask fal. Już dobiegała do kamienistego brzegu, gdy jej noga zaczepiła o wystający korzeń. Próbowała wyrwać stopę, szarpnęła z całej siły, lecz druga noga nie znalazła oparcia na wilgotnym kamieniu. Upadła, uderzając głową o jeden z głazów.
Rozdział VI
Otwarła oczy i przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest. Nie poznawała otoczenia. Czy to sen? Te odrapane ściany, zamalowane dziwnymi napisami i rysunkami. Otaczający ją smród i dziwny jednostajny dźwięk, jakby dalekie wycie. Usiadła. Znajdowała się w jakimś pomieszczeniu bez okien. W miejscu drzwi widniała szeroka dziura w ścianie. Leżała na kłębowisku brudnych szmat, w kącie piętrzyła się sterta pustych butelek. Wystraszyła się. Gdzie jest? Czemu nie w domu, w swoim łóżku?
Nagle zadrżała. Przypomniała sobie ostatnią scenę z domu, czerwoną twarz brata i błysk nienawiści w jego oczach. Zaczęła dygotać, gdy pojawiła myśl: „Zabiłam go, jestem morderczynią. Nigdy nie wrócę tam, nigdy”. W tym momencie w norze zrobiło się ciemno. Podniosła głowę. W drzwiach stała dziwnie ubrana młoda kobieta. Miała długie rude włosy związane sznurkiem.
-O, księżniczka się obudziła – zaśmiała się chrapliwie.
-Gdzie ja jestem?
-Jak to gdzie. W pałacu, złociutka. Znalazłam cię na plaży w nocy. Bełkotałaś coś o morderstwie. Nie wiem, coś ty za jedna i nie chcę wiedzieć. Jak jesteś głodna, to weź, znalazłam trochę chleba. – podała jej brudną kromkę.
-Nie, dziękuję, nie jestem głodna – starała się nie okazać wstrętu.
-No, jeszcze się brzydzisz, ale potem będziesz wybierać ze śmietnika, zobaczysz, królewno. Jestem Kara. Jak mam ciebie zwać?
-Dana – rzuciła szybko – jak i gdzie mnie znalazłaś?
-Na brzegu morza. Jeszcze trochę a byłabyś topielcem. Znalazłam cię nie sama, mój kumpel mi pomógł.
-To nie mieszkasz tu sama?
-Coś ty. Mieszka tu ten, kto chce. Nieraz jest dużo osób, nieraz nikogo. Budynek jest duży, ma kilka salonów – zaśmiała się.
-Chyba muszę już iść.
-Dokąd, skarbie? Masz dokąd iść? Masz jakiś dom albo coś?
-Nnnooo nie mam. Nie mogę wrócić do domu. Nie mogę!
-To zostań, sieroto. Pomożesz mi zbierać śmieci, a i trawka do palenia się znajdzie. Ćpasz?
-Nie, skądże.
-Nie szkodzi, ja tak, chociaż nie za często. Nie chcę wpaść w ciąg jak moja kumpela.
-Też tu mieszka?
-Niezupełnie. Trochę dalej i głębiej. Dwa metry pod ziemią. Zaćpała się. Idziesz ze mną?
Asia słuchała coraz bardziej przerażona. Nie znała środowiska narkomanów ani bezdomnych. Nie znała w ogóle innego życia niż tego w domu przy rodzicach. Teraz wydawało jej się, że znalazła się w samym środku piekła. Zaraz obudzi się i wszystko okaże się złym snem. Wyszła posłusznie za Karą. Przed nimi rozciągały się gęste zarośla, wokoło otaczał ich las. Usłyszała w dali szum morza. Odwróciła się. Stała przed niskim i długim budynkiem, jakby wychodzącym ze zbocza klifu. Wokoło ciągnęły się pozostałości ogrodzenia zwieńczonego drutem kolczastym. Część słupków była przewrócona, ogrodzenie przerwane. Kara zauważyła zdziwione spojrzenie Asi.
-Co tak patrzysz, jesteś w dawnej składnicy wojskowej. Nawet jest tu działo, tam, wyżej. W środku bunkra, dwa piętra niżej można znaleźć jeszcze konserwy i inne dobra. Ale ja tam nie chodzę, boję się. Mówią, że tam można wejść i już nigdy nie wyjść.
-A co to za dźwięk?
-Właśnie. Nie interesuj się tym. Lepiej mniej wiedzieć, koleżanko Dano, czy jak tam masz na imię.
Nie odpowiedziała. Było jej wszystko jedno. Odrętwiała i załamana nie myślała o przyszłości. Poszła jak bezwolna kukła za nową znajomą. Morze było tuż za kępami krzaków. Był już lipiec, woda ciepła, więc wzorem Kary zrzuciła ubranie i obie zanurzyły się w morskie fale. Kąpiel była jak oczyszczenie. Czuła, jak ostatnie przeżycia bledną, a strach i niepewność słabną.
Minęło kilka dni. Zrezygnowana pogodziła się już z losem, przekonana, że nie czeka jej już nic dobrego. Starała się nie myśleć o niczym, pogrążyła się w bezmiarze obojętności. Mechanicznie robiła to, co jej polecała starsza koleżanka, gdy penetrowały razem kontenery z odpadami przy marketach. Było jej wszystko jedno. Nie odczuwała wstrętu ani zmęczenia, jakby nic do niej nie docierało. Obojętna i nieczuła była jak mechaniczna kukła pozbawiona cech ludzkich, pusta w środku.
W kryjówce mieszkało oprócz nich jeszcze pięć osób, w tym jedna kobieta. Nie przeszkadzali sobie, a nawet istniało między nimi coś w rodzaju solidarności, jak to bywa wśród towarzyszy niedoli. Dzielili się swoimi zdobyczami ze wszystkimi i nikt nie miał o to pretensji.
Asia chodziła z Karą po mieście głównie w poszukiwaniu jedzenia. Na szczęście działały z dala od dzielnicy, w której mieszkała. Zresztą mało prawdopodobne było, że ją ktoś rozpozna w szerokiej sukni cyganki i kwiecistej chustce na głowie.
Szybko poznała brutalne układy w tym świecie. Wolno im było odwiedzać tylko niektóre ulice i sklepy. Nie mogły wkraczać na tereny należące do innych grup. Wszystkim kierował tajemniczy Bolo, któremu trzeba było świadczyć pewne usługi w zamian za „opiekę”. Do usług tych należało rozprowadzanie narkotyków, o czym Asia nie wiedziała. Wychodziły bardzo wcześnie rano lub po zmroku. Minęły tak dwa tygodnie. Pewnego dnia Kara dała jej znaleziony płaszcz, całkiem czysty i niezniszczony.
-Masz, ubierz się przyzwoicie, bo jutro pójdziesz do Bola – powiedziała.
-Tego szefa? Po co?
-Jesteś taka głupia, czy udajesz? Jak to po co. Chce ciebie i koniec. Ja też przez to kiedyś przeszłam i żyję.
-Ale przez co? O czym ty mówisz?
-A co mężczyzna robi z kobietą? Może też nie wiesz? Może wierzysz, że dzieci przynosi bocian?
-Mam iść do niego...
Powoli zaczynała rozumieć. Ma iść do niego, bo tak sobie życzy. Ma zrobić to, przed czym uciekła z domu. Nie mogła w to uwierzyć.
-No właśnie, wreszcie zrozumiałaś. Nie bój się. Jest trochę brutalny, ale dobrze dyma, będziesz zadowolona.
-Brutalny? Co to znaczy?
-Lubi uderzyć w twarz albo pasem przez plecy.
-Ale dlaczego mam iść do niego?
-Bo on rządzi całą dzielnicą. Jak ktoś go nie słucha, to może skończyć w morzu. Taka jedna Flora tak skończyła.
Nagle jakby obudziła się z głębokiego snu. Poczuła dreszcze w całym ciele. Powoli docierał do niej sens słów budzący uśpioną z takim trudem bestię. Strach. Tego było jej za wiele. Ma ją bić a potem... Wszystko w niej się buntowało przeciw temu, co ją czeka. Nigdy nie szukała zbliżenia z żadnym chłopcem, chociaż jej koleżanki miały już za sobą nie tylko ten pierwszy raz i wcale tego nie ukrywały. Wręcz przeciwnie, opowiadały sobie o swoich „podbojach” ,wymieniały się partnerami i doświadczeniami.
Tylko ona jedna pozostała nietknięta i teraz ma ją wziąć jakiś brudny król śmieciarzy? Obrzydzenie i strach odebrały jej mowę. Przerażenie podsunęło jej jedyne możliwe wyjście. Wiedziała, że musi sama działać, nikt jej tu nie pomoże. By nie zdradzić swojego zamiaru, udała, że jest zadowolona z wyróżnienia. Późnym wieczorem poszła w stronę plaży, by wykąpać się po całym dniu grzebania w śmietnikach. Wzięła ze sobą przyniesiony przez Karę płaszcz. Na szczęście towarzyszka zasnęła mocno po zażyciu swojej działki narkotyku. Poczekała na plaży, aż zapadnie całkowita ciemność, wtedy skulona i owinięta płaszczem oddaliła się biegiem, byle dalej od tego miejsca. Wiedziała, że musi zniknąć z miasta, bo macki Bola sięgały bardzo daleko, o czym wspominała Kara. „O czym ona mówiła? Że jak będzie chciał, to mnie znajdzie i wymierzy okrutną karę” powtarzała sobie.
Nagle stanęła. Wróci do domu, niech się dzieje, co chce. Niech ją zamkną w więzieniu. Opowie wszystko, że on rzucił się na nią, że musiała się bronić. Lepsze to, niż życie wśród bezdomnych narkomanów. Biegła przez las oświetlony nikłym blaskiem księżyca, wreszcie zobaczyła uliczne latarnie i odetchnęła z ulgą, chociaż nie była jeszcze bezpieczna. Ktoś z ludzi Bola mógł zauważyć ją i zatrzymać. Biegła, unikając oświetlonych miejsc, kryjąc się w cieniu.
Długo trwało, zanim znalazła się przed domem. Ciemne okna wydały jej się groźne i złowrogie. Nagle opuściła ją odwaga, gdy wyobraziła sobie, że wejdzie, obudzi rodziców i powie: „To ja zabiłam mojego brata”. Wzięła głęboki oddech i już zamierzała zapukać do drzwi, gdy w pokoju brata zabłysło nikłe światełko nocnej lampki. „Kto mieszka w jego pokoju?” pomyślała zdziwiona i jednocześnie ujrzała Kazika na tle okna. Na szczęście zdążyła schować się za krzakiem. Widziała, jak otwiera okno i staje w nim z butelką piwa. Stała bez ruchu, modląc się, by jej nie zauważył.
A więc żyje. Ona go nie zabiła. Ma tylko krótko obcięte włosy i biały opatrunek na głowie zamiast wiecznie brudnych loków. Wbrew sobie czuła się rozczarowana. Nie pozbędzie się swego prześladowcy. Nawet jak powie o wszystkim rodzicom, nie uwierzą jej. Mama powie, że zmyśla, bo jej syn nigdy by tego nie zrobił. Może jeszcze ukarzą ją, bo uciekła z domu? Przecież nie było jej tyle dni. A on znów będzie czatował na nią i na pewno to zrobi, co zamierzał. Zrobiło jej się niedobrze. Nikt jej przed nim nie obroni, nikt nie pomoże. Wróci i znów będzie tak samo... Z żalu i bezsilności rozpłakała się cicho jak małe dziecko. Stała tak kryjąc się w cieniu. Czuła spływające po policzkach łzy lecz wiedziała już, co musi zrobić. Ostatni raz z żalem spojrzała na dom, po czym odwróciła się i odeszła w ciemność. Czuła, że porzuca nie tylko dom rodzinny ale i całe swoje smutne dzieciństwo. Przed nią otwierał się niebezpieczny świat, który zdążyła już poznać podczas pobytu wśród bezdomnych, ale nie podejrzewała nawet, co ją czeka.
Rozdział VII
Idąc myślała o jedynej osobie, przy której mogłaby czuć się bezpieczna. Przy niej nic by jej nie groziło, ona jedna mogła ją ochronić. Przyjaciółka i siostra matki, Ula. Tylko gdzie jej szukać? Nie zna jej adresu ani numeru telefonu. Nie zapisała, bo miały się spotkać następnego dnia. Mówiła coś o Wejherowie, że ma tam znajomą, u której się zatrzymała. Może ją spotka na ulicy? Będzie chodzić i pytać, może spotka ją przypadkiem. „Mamo, pomóż mi, pozwól ją znaleźć, to twoja przyjaciółka” szeptała gorączkowo. „ Mamo, błagam, daj mi znak, żebym mogła ją znaleźć”. Postanowiła dostać się do Wejherowa, co w jej sytuacji wydawało się niemal niemożliwe. Bez dokumentów, bez pieniędzy, ubrana jak żebraczka. Mimo tego zdecydowana była zrobić wszystko, żeby znaleźć jedyną życzliwą jej osobę, jak myślała. Jeżeli trzeba będzie, to nawet przejdzie pieszo wszystkie ulice w mieście, pójdzie na policję albo....
Powoli ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, jak długo idzie. Była głęboka noc, gdy znalazła się na parkingu obok dworca. Przyjrzała się stojącym tam samochodom, chowając się w cieniu. Poza kręgiem światła stał niewielki samochód dostawczy z opuszczoną plandeką. Krążyli obok niego jacyś ludzie. Dwaj mężczyźni wyjmowali z pojazdu skrzynki i zanosili do otwartego sklepu. Przez chwilę nasłuchiwała.
Rozmawiali niezrozumiałym językiem, jak początkowo jej się zdawało. Gdy dotarły do niej głośniej wypowiedziane słowa, uśmiechnęła się. Mieszkając całe życie nad morzem znała tą mowę. Nagle uderzyła ją myśl: „ Jeżeli mówią po kaszubsku, to może są z Wejherowa? Może mnie podwiozą?”. Spojrzała na rejestrację, była rzeczywiście wejherowska. Jeszcze wahała się, czy podejść i poprosić. Przecież wyglądała jak bezdomna żebraczka, na pewno ją przegonią.
Stała niezdecydowana, gdy sytuacji nagle zmieniła się. Jeden z mężczyzn został w sklepie, a drugi skierował się do samochodu. W szoferce przez chwilę porządkował jakieś papiery i nie patrzył na tył pojazdu. Po chwili wyszedł ponownie i zniknął a sklepie. Skradając się cicho, podbiegła do zwisającej plandeki i zajrzała. Wnętrze wydawało się puste, tylko w kącie majaczyły skrzynie i jakieś worki. Szybko wśliznęła się do środka. Worki okazały się mocno zniszczonym kocem. Zmęczona ułożyła się za skrzynkami owinięta szmatą, mając nadzieję, że nikt jej nie zauważy.
Już zasypiała, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi i po chwili samochód ruszył. Po jakimś czasie blask latarni przestał oświetlać wnętrze i zapanowała ciemność, przerywana co jakiś czas reflektorami mijanych pojazdów. Domyśliła się, że wyjechali poza miasto i znów zasnęła. Obudził ją trzask zamykanych drzwi. Wyjrzała przez szparę. Byli na małym rynku oświetlonym latarniami, przypominającymi jej ilustracje bajek Andersena. Wiedziała, gdzie się znajduje. Znała ten stary ratusz oświetlony teraz tak, by w mroku nocy można było dostrzec jego piękno. Pamiętała, że od rynku odchodzą uliczki z rzędem pięknych starych kamieniczek widocznych w świetle latarni.
Widziała sylwetkę oddalającego się kierowcy, więc szybko wyskoczyła i przeszła na drugi koniec placu. Częściowo osiągnęła swój cel. Miała szczęście, że przypadkiem zawieziono ją właśnie do Wejherowa. Była pewna, że ktoś czuwa nad nią. „Dziękuję ci, mamusiu, że mi pomogłaś” pomyślała. Teraz już wierzyła gorąco, że znajdzie przyjaciółkę matki. Siadła na ławce zmęczona i głodna. Zastanawiała się, co dalej, gdzie pójść. Na policję nie mogła, bo pewnie rodzice jej szukają i odwiozą ją do domu, a wtedy znów rozpocznie się jej gehenna. Szkoły były pozamykane z powodu wakacji. Postanowiła iść do kościoła albo na plebanię i poprosić o schronienie. Powie, że jest sierotą i zgubiła się. Już wstawała, gdy tuż za nią rozległ się głos:
-Co tu robisz laleczko, może szukasz wrażeń?
Spojrzała. Głos należał do starszego brodatego mężczyzny ubranego w dres. Obleśny uśmiech odsłaniał braki w uzębieniu. Zrobiło jej się słabo z obrzydzenia, gdy tymczasem on przysunął się, chcąc ją objąć. Z krzykiem odskoczyła, gotowa do ucieczki. Rzuciła się do przodu i upadła nagle na nierównym bruku. Prawie w tym samym czasie usłyszała gniewny kobiecy głos:
-Znów chcesz zarobić, durniu? Mało ci było odsiadki? Zmiataj stąd.
-Chciałem ją tylko nastraszyć. Idę już, idę, stara wiedźmo.
I obleśny dziadyga podniósł się z ławki, by po chwili zniknąć za rogiem. Tego Asia nie widziała, zajęta rozcieraniem rozbitego kolana tuż pod latarnią. Podniosła głowę. Przed nią stała kobieta o jasnych długich włosach. Uśmiechała się do niej serdecznie, a padające światło latarni tworzyło na jej twarzy srebrne refleksy. Wydało jej się, że ma przed sobą dobrą wróżkę, która zabierze ją do krainy wiosny. Ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego usłyszała:
-Co tu robisz, moja droga?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Milczała.
-Nie masz dokąd pójść? Nie będę cię pytać, widocznie masz powody. Jeżeli chcesz, możesz iść ze mną.
Zawahała się.
-Nie mieszkam sama, nie bój się. Razem ze mną mieszkają dwie siostry. Chodź, umyjesz się i przebierzesz, a potem sama zadecydujesz, czy będziesz chciała zostać.
Asia chciała odmówić. Dotychczas naiwna i łatwowierna, po raz pierwszy miała wątpliwości. Po tym, jak jej brat okazał się przestępcą, chcącym ją zgwałcić, po tym jak spokojne życie wśród bezdomnych okazało się innym rodzajem niewoli i zależności, jej wiara w ludzi wreszcie została mocno nadszarpnięta. Zaczęło docierać do jej świadomości, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, że ludzie potrafią kłamać i niekiedy robią złe rzeczy. Powoli zaczynała otwierać oczy i widzieć świat takim, jakim był naprawdę, a nie takim, jakim go sobie wymarzyła. Jakby budziła się ze snu, w czym duży udział miała zaradna Kara. To ona ofiarowała Asi skrócony kurs życia, pokazując jego mroczne strony i wbijając jej do głowy, że nie należy wszystkim ufać. Ta doświadczona przez życie dziewczyna w jakiś sposób ocaliła Joannę od zguby, do jakiej w przyszłości mogła doprowadzić jej nieznajomość świata, naiwność i łatwowierność. Zamiast chować się w swoim wygodnym świecie marzeń, musiała stawić czoła światu, którego nie znała i błyskawicznie dorosnąć.
Teraz postanowiła być ostrożna, jednak po namyśle zgodziła się iść za nieznajomą. Przyjrzała się kobiecie. Ubrana była skromnie, ale jej strój był nieco dziwny, jakby z innej epoki. Długa ciemna spódnica i taki sam żakiet zapięty pod szyję a do tego śmieszny czepek. Przypominała kobiety z dawnych portretów, jakie widziała w muzeum.
Mieszkanie nowej znajomej było niedaleko, w stojącym na uboczu małym domku.-
- O, jesteś siostro Beato– powitała ją kobieta, która otwarła drzwi – widzę, że przyprowadziłaś kogoś.
- To jest Asia, która trochę u nas pozostanie, siostro Anielo.
„Siostro? Czyżbym trafiła do jakiegoś zakonu?” pomyślała Asia i poczuła nie wiadomo dlaczego niepokój. Nigdy nie zetknęła się z zakonnicami, były dla niej jak postacie z innego świata. Jednak wychowana w rodzinie katolickiej ufała osobom związanym z wyznawaną religią. Uczono ją o szlachetnych uczynkach świętych, o dobroczynności i miłości bliźniego, była więc przekonana, że zostanie uratowana przez te kobiety. Wierzyła, że to jej mama doprowadziła ją tutaj. „Dziękuję ci mamo” szepnęła do siebie.
Siostry zaprowadziły ją do łazienki, gdzie mogła umyć się i zrzucić brudne ubrania. Siostra Aniela zabrała jej nędzne odzienie i przyniosła czarną długą suknię. To utwierdziło Asię w przekonaniu, że ma do czynienia z zakonem. Pod tunikę miała włożyć długą białą koszulę i to wszystko. Trochę to Asię krępowało, ale na zapytanie o inną bieliznę usłyszała odpowiedź:
-Po co ci to? My chodzimy bez desu, tak jak nasze prababki. A w trudnych dniach dostaniesz opaski.
Zdziwiona nie odezwała się i po ubraniu za siostrą Beatą. Rozglądała się wokoło, lecz nie zauważyła nigdzie świętych obrazów ani krzyża. Natomiast na ścianach wisiały wszędzie wizerunki trójkąta otoczonego promieniami, a w nim otwarte oko. Patrzyło przenikliwie, jakby groźnie. „Patrzy z nienawiścią jak Kazik” pomyślała i zadrżała ze strachu.
Chwilę później posadzono ją przy stole w towarzystwie obu sióstr. Przed nią stał talerz z dwiema dużymi kromkami suchego chleba i kubek z bezbarwnym płynem. Siedziały w milczeniu, aż weszła do pokoju trzecia siostra, dużo młodsza od pozostałych. Kiwnęła głową i usiadła milcząc obok nich. Wtedy dopiero zaczęły jeść. Chleb był bardzo dobry i głodna Asia zjadła wszystko, popijając wodą z kubka. Przy stole nikt się nie odzywał, więc i ona nic nie mówiła. Po posiłku najmłodsza sprzątnęła naczynia, a Asię zaprowadzono do pokoju z trzema łóżkami.
-Dzisiaj nie musisz odmawiać modlitwy, jesteś już zmęczona. Połóż się, to jutro porozmawiamy.
- Dziękuję, siostro, a w czym mam spać?
- Zdejmij tylko suknię. Sypiamy w koszulach.
Nie komentowała tego. Zmęczona natychmiast zasnęła.
Obudziło ją jasne słońce i głos kobiecy.
- Wstań już, zaczynamy dzień.
Przypomniała sobie wszystkie zdarzenia dnia poprzedniego. Nadal nie wiedziała, gdzie jest, ale zaczynała wierzyć, że nie spotka jej już nic złego. Śniadanie było takie same jak kolacja i Asia nadal czuła głód, odchodząc od stołu. Siostra Aniela serdecznie ją objęła:
- Musimy porozmawiać Asiu, zgadzasz się?
Kiwnęła tylko głową, zaskoczona tym serdecznym gestem. W pokoju, do którego przeszły, umeblowanie było bardzo skromne. Na środku stał niski okrągły stół a wokół niego cztery fotele. Usiadły naprzeciw siebie.
- Może powiesz mi coś o sobie? Dlaczego znalazłaś się sama w nocy na ulicy- łagodnie zaczęła Aniela ze słodkim uśmiechem.
Zaskoczyło ją to pytanie i sposób, w jaki zostało zadane. Jeszcze bała się powiedzieć o wszystkim, wahała się, niepewna, jakie skutki spowoduje wyznanie prawdy.
- Nie bój się, zaufaj mi. Jestem twoją przyjaciółką. Nic ci nie grozi.
Kobieta uśmiechała się serdecznie do dziewczyny.
- Powiem, ale nie chcę wrócić do domu, nigdy! – odpowiedziała gwałtownie.
Skuliła się, czekając na krzyk oburzenia Anieli. Lecz ta spokojnie z tym samym uśmiechem rzuciła:
- Na pewno masz jakiś ważny powód. Widzisz, ja kiedyś uciekłam z domu, trafiłam potem do bandy złodziejskiej, wreszcie próbowałam skoczyć z mostu do rzeki. A teraz popatrz na mnie. Wszystko się zmieniło, gdy poznałam siostrę Beatę.
- Naprawdę? Ja nie mogę wrócić, bo mój brat zrobi mi coś złego.
- Tak uważasz? Opowiesz mi o tym? Może będę mogła ci pomóc.
Z wahaniem zaczęła nieskładnie opowiadać o Kaziku i jego ostatnim postępku. Wiele ją to kosztowało, gdy przypominała sobie jego agresywne zachowanie, swój wielki strach i niechęć do niego. Opowiadając zdała sobie nagle sprawę, że zawsze budził w niej strach, ale wtedy próbowała sobie wmówić, że jest inaczej.
- Nie mogę wrócić do domu. Pewnie już zawiadomili policję i mnie szukają. Będą chcieli mnie zaprowadzić do domu!
- Asiu, nie myśl o tym, tutaj jesteś bezpieczna wśród nas. Nikt cię nie znajdzie.
- Na pewno?
Iskierka nadziei pojawiła się nagle. Może rzeczywiście tu nic złego jej nie spotka?
- Na pewno. Zastanawiałaś się pewnie, kim jesteśmy, prawda?
- Myślę, że należycie do jakiegoś zakonu.
- Mniej więcej. Należymy do Kościoła Boskiej Wiedzy. Poprzez modlitwy nawiązujemy kontakt z Bogiem. Dowiesz się wkrótce wszystkiego. Teraz podaj mi dłonie i powtarzaj za mną.
Poczuła spokój. Strach i rozpacz gdzieś zniknęły. Ciepło dłoni Anieli i jej łagodny głos były jak balsam na boląca ranę. Zamknęła oczy i zaczęła powtarzać słowa niezrozumiałej modlitwy. Poczuła się bezpieczna i spokojna. Koszmar, który ją dręczył, jakby oddalił się. Przestała myśleć o tym, że szuka jej policja, że ojciec może się martwi. Uporczywa myśl, że nie może nigdy wrócić do domu nie była już taka straszna. Zostanie tu z tymi serdecznymi siostrami, będzie im pomagać i może dzięki nim odnajdzie Ulę. Nagle na jej wspomnienie zrobiło jej się żal. Pewnie myśli, że nie chciała się z nią spotkać, a tak bardzo chciała bliżej ją poznać i w końcu z nią zamieszkać. Jak dwie przyjaciółki. To byłoby wspaniałe! Tego jednak nie powiedziała siostrze. Wydało jej się, że tak będzie lepiej. Może ją znajdzie sama, może pomoże jej w tym mama, tak jak pomogła tu dotrzeć.
Po skończeniu modłów Aniela objęła Asię i wyprowadziła z pokoju. Poszły obie do ogrodu i usiadły na ławeczce stojącej w cieniu drzew. Kobieta nie wracała do wyznań Asi lecz opowiadała o sobie i innych siostrach, o ich kłopotach i o wspaniałym i bezpiecznym życiu w ich wspólnocie. Asia słuchała zaciekawiona i już uspokojona. Zrozumiała, że pozwolono jej tu zostać i nic jej nie grozi. Powoli ogarniała ją radość i wdzięczność dla tych, którzy bez oporów ją przygarnęli. Gotowa była zrobić wszystko, żeby zostać w tej społeczności. Wyznała to szczerze siostrze.
Podeszła do nich siostra Beata i trzecia, najmłodsza Gala. Na wieść o pozostaniu Asi w zakonie, obie pogratulowały jej, ściskając ją i okazując niezwykłą radość. Asia czuła, jak pod powiekami gromadzą się łzy radości. Potraktowano ją z taką serdecznością, podczas gdy dotychczas nikt nigdy nie cieszył się tak bardzo z jej obecności.
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa, że zostaniesz naszą siostrą – wykrzyknęła Gala – siostro Anielo, czy możemy dzielić tą samą komnatę? Będę się nią opiekować.
- Na razie będziecie razem, póki nie zdobędziecie drugiego stopnia Wiedzy. Wiesz dobrze, że wtedy dołączycie do reszty braci i sióstr, Galu.
- Wiem i cieszę się, że obie będziemy mogły brać udział w życiu naszego Kościoła.
Gala serdecznie przytuliła Asię, którą utwierdziło to w przekonaniu, że jest tu mile widziana i niemal oczekiwana. Czuła po raz pierwszy w życiu, że jest dla kogoś ważna, że otaczają ją osoby serdeczne i życzliwe. Czuła, że rozpoczyna nowy etap życia w drodze do dorosłości.
Rozdział VIII
Następne dni były jak sen i dziewczyna początkowo bała się, że zaraz się obudzi i wróci do domu, gdzie nikt jej nie kochał i gdzie doznała tylu krzywd. Dopiero teraz zrozumiała, że dotychczas była bardzo samotna jak na bezludnej wyspie. Jedynym jasnym promykiem w jej życiu była rozmowa z nową znajomą Ulą i Asia żałowała, że więcej jej nie spotka i nie dowie się, jaką ważną wiadomość miała jej przekazać. Postanowiła nie przestawać w poszukiwaniach, ale teraz zostanie z tymi serdecznymi siostrami.
Już następnego dnia siostry rozpoczęły przygotowania do wprowadzenia dziewczyny do Kościoła. Wręczono jej „Księgę Wiedzy”, w której spisano wszystkie zasady postępowania w bractwie. Musiała przeczytać i zapamiętać podstawowe reguły. Wszyscy w zakonie byli „oświeconymi” po przejściu Rytuału Przyzwolenia, który miał się odbyć w głównej siedzibie zwanej „Skarbnicą Wiedzy”.
Codziennie przed południem Asia razem z Galą i Beatą pracowały w ogrodzie. Asia miała duże doświadczenie w tego typu pracy, gdyż w domu jedynie ona zajmowała się ogrodem, więc szło jej to sprawnie i szybko, co bardzo podobało się siostrom.
Po obiedzie natomiast rozpoczynała medytacje nad przepisami z Księgi w obecności Anieli, która tłumaczyła jej niezrozumiałe zagadnienia. Początkowo nie mogła pogodzić tego, czego nauczono ją w szkole i w kościele z wiadomościami przekazywanymi jej przez siostry. Jednak serdeczność i wyraźnie okazywana jej miłość zrobiły swoje, toteż bez zastrzeżeń zaczęła przyswajać sobie ich wiarę. Powoli powzięła pewność, że tylko tu znalazła prawdę, że dotychczas była oszukiwana przez ludzi, którzy chcieli ją skrzywdzić. Czuła się szczęśliwa, że została wybrana do poznania prawdziwej wiedzy o życiu i wszechświecie.
Aniela rozwiewała jej ostatnie wątpliwości.
- Świat został stworzony przez wyższą wiedzę czyli istotę wszechwiedzącą, którą nazywamy Bogiem Wiedzy. Tylko część tej wiedzy przekazał człowiekowi, dlatego tyle tysięcy lat trwało odkrywanie tajemnic świata. Teraz tylko wybrani osiągną szczęście poznania, ale o tym zadecyduje Bóg Wiedzy.
- Tymi wybranymi będziemy my?
- Tak, pod warunkiem, że zasłużymy na jego dobroć, żyjąc w zgodzie i miłości.
- Dowiemy się o tym, jaki jest cały wszechświat, inne gwiazdy i ich mieszkańcy?
- Tak, o tym jak Bóg Wiedzy stworzył planety i życie oraz dlaczego to zrobił. Poznamy prawdę, kim jesteśmy we wszechświecie i jaką rolę Bóg wyznaczył człowiekowi. Trzeba ciągle uczyć się i medytować. Tylko głęboka medytacja pozwoli na połączenie z Wiedzą Boga. Żeby pogrążyć się w niej, trzeba odgrodzić się od świata, zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Dlatego my spędzamy wiele godzin na medytacjach.
- To wspaniałe. Chcę nauczyć się medytacji. Dzisiaj przez sześć godzin robiłam ćwiczenia oddechu i kontroli myśli.
- Bardzo dobrze. Potem nauczysz się więcej. Czy jesteś tu szczęśliwa?
- Bardzo. Dziękuję za to, że mogę tu zostać, chciałabym nigdy stąd nie wychodzić.
- Po siedmiu dniach nauki zaprowadzimy cię do naszej kaplicy i poznasz naszego Wielkiego Nauczyciela. On przyjmie cię i nada święte imię, którym będziesz się posługiwać.
- Nie mogę się doczekać tego szczęścia!
Minęło siedem dni wypełnionych pracą w ogrodzie oraz wieczornymi medytacjami. Rozmowy z Anielą sprawiły, że zaczęła głęboko wierzyć, iż tylko wyznawcy Kościoła Wiedzy znają prawdę o świecie i człowieku, a wszyscy inni mylą się i błądzą po omacku albo kłamią. Czuła radość i dumę, że poznała prawdę. Żyła w przekonaniu, że kiedyś wreszcie pozna tajemnice wszechświata i życia. Wieczorem siódmego dnia Aniela weszła do jadalni z tajemniczą miną:
- Dziś twój wielki dzień. Oznajmiam ci, że skończyłaś już przygotowania i jutro rano odprowadzimy cię oraz Galę do Skarbnicy Wiedzy, gdzie już czeka na was Wielki Nauczyciel.
- Naprawdę? To wspaniale. Dziękuję.
- Przygotuj się duchowo. Masz dzisiaj czas po południu i poświęć go czytaniu naszych prawd.
Nocą prawie nie spała z podniecenia, przejęta tak ważnym dla niej wydarzeniem. Rano, zaraz po śniadaniu, pożegnała z siostrą Beatą. W drodze towarzyszyła jej Aniela i Gala, co bardzo ucieszyło ją. Gala miała zostać w Skarbnicy razem z nią. Nie wiedziała, że jedna z sióstr znalazła rozwieszone w wielu widocznych miejscach w mieście ogłoszenia, które we wszystkich okolicznych miastach rozwieszała zrozpaczona Ula. Przy informacji o zaginionej widniało zdjęcie Asi. Postanowiła nie informować o tym nikogo, zerwała kilka z nich i ukryła tak, by nie wpadły w niczyje ręce.
Pod domem czekał na nich niewielki ciemny samochód typu bus. Kierowca nawet nie spojrzał na nią, jakby jej tam nie było. Nie odpowiedział też na pozdrowienie. Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymali się przed wysokim ogrodzeniem z desek. Aniela nacisnęła guzik dzwonka i po chwili z domofonu rozległa się cicha melodia oraz głos mężczyzny:
- Witaj, z czym przychodzisz?
- Siostra Aniela, bracie, z nowymi siostrami, które chcą wstąpić do naszego bractwa.
Rozległ się trzask i Aniela pchnęła furtkę. Gdy weszły za ogrodzenie, Asia stanęła zdumiona. Wrażliwa na piękno, aż zachłysnęła się z radości. Z zachwytem patrzyła na długą alejkę prowadzącą do okazałego domu z kolumnami przed wejściem i zielonymi okiennicami. Wydawało jej się, że ma przed sobą pałac. Otoczony barwnymi kobiercami kwiatów i pięknymi krzewami, które widziała po raz pierwszy, robił rzeczywiście niezwykłe wrażenie. „Tonie w powodzi kwiatów” pomyślała rozmarzona, idąc razem z siostrami w stronę wejścia. W progu powitał ich brodaty chudy mężczyzna:
- Witamy, siostro Anielo, Wielki Nauczyciel już czeka.
Rozdział IX
Tymczasem w domu rodzinnym Asi wypadki rozegrały się zupełnie inaczej niż sobie wyobrażała. Po uderzeniu doniczką Kazik na chwilę stracił przytomność, lecz sam ocknął się z zamroczenia. Pomacał bolące czoło i wyczuł dużego guza. Dłoń była czerwona od krwi, co wskazywało na rozciętą skórę. Ból był dotkliwy, toteż nie od razu podniósł się z podłogi. Usiadł z trudem. Powoli wracała mu świadomość, wreszcie przypomniał sobie wydarzenia tego wieczora.
- To ta cholerna gówniara, zabiję ją! – krzyknął do siebie – Zgwałcę i zabiję!
Wstał powoli trzymając się za głowę. Z trudem dowlókł się do łazienki i mokrym ręcznikiem okręcił głowę. Nie słyszał żadnych głosów, więc uznał, że w domu nie ma nikogo. Usunął doniczkę i kwiatek, który wypadł razem z ziemią. „Nikt nie może dowiedzieć się, co tu się stało, bo będą się czepiać” myślał. Założył sobie sam prowizoryczny opatrunek i zmęczony siadł przed telewizorem. Ból nadal pulsował w miejscu uderzenia, toteż pomyślał o butelce piwa w lodówce, jednak nie miał siły wstać. Patrząc w ekran snuł plany, jak dopaść siostrę. Nienawidził jej od zawsze, gdy jego matka wyszła za mąż za tego „mięczaka”, jak nazywał ojczyma. Gardził nim, chociaż starał się tego nie okazywać.
Już zdążył zauważyć, że od przybranego ojca zależą wszystkie sprawy finansowe w rodzinie. Udając dobrego syna potrafił zawsze wyciągnąć od niego pieniądze na „konieczne wydatki”, jak nazywał swój wkład w liczne balangi z kolegami i narkotyki. Ojciec udawał, że wierzy w każdą jego bajeczkę i nie zastanawiał się nawet, na co przybrany syn wydaje wyłudzone od niego kwoty. Niekiedy może pojawiła się myśl, że Kazik już powinien skończyć technikum i iść do pracy, ale nie podejmował tematu, bojąc się kłótni w rodzinie. Tego wieczoru rodzice wrócili w złych humorach lecz trzeźwi oboje. „Pewnie znów się pokłócili” pomyślał. Ojciec przyjrzał mu się uważnie. Zauważył opatrunek na czole i jego niezwykłą bladość, lecz nie odezwał się. Za to jego żona zaraz zasypała syna pytaniami:
- Co ci się stało? Miałeś jakiś wypadek? Jesteś blady.
- Nic się nie stało, tylko uderzyłem się o drzwi. Zachwiałem się i uderzyłem, nie rób afery – odparł opryskliwie.
Dała mu spokój i udała się do sypialni. Ojciec zawahał się, gdy zobaczył resztki źle uprzątniętej ziemi na parapecie i brak doniczki z kwiatem. „ Coś tu się zdarzyło” pomyślał „pewnie przyprowadził kolegę, który po kilku piwach narozrabiał”.
- Asia jest u siebie?
- Nie wiem, nie pilnuję jej - odparł opryskliwie.
Zapukał do drzwi pokoju córki. Nie było odpowiedzi, więc doszedł do wniosku, że dziewczyna już zasnęła. Rano nie widział jej, gdyż jak zwykle wychodził bardzo wcześnie do pracy. Matka nie miała zwyczaju interesować się pasierbicą, zwłaszcza że wstawała zwykle później niż ona. Gdy wreszcie postanowiła wstać, stwierdziła, że w domu nie ma nikogo. Nie wiedziała, że syn udał się na pogotowie, gdyż ból głowy znacznie się nasilił. Tam wyczyszczono ranę i założono mu szwy.
Tego dnia kobieta była trzeźwa. Trochę zdziwiła się, że Asi nie ma, ale pomyślała, że jak zwykle poszła nad morze. W porze obiadu jednak dziewczynki też nie było. Do stołu zasiadła matka i Kazik z obandażowaną tym razem głową. Gdy ojciec wrócił z pracy, w drzwiach przywitała go żona:
- Nie widziałeś dzisiaj Joanny? Może była u ciebie w pracy
- Nie, skądże, a dlaczego pytasz?
- Bo nie widziałam jej dzisiaj. Może poszła do koleżanki?
- Na cały dzień? To jej się nie zdarza – odparł zniecierpliwiony.
Nie przyznał się, ale czuł niepokój. Wczoraj spotkał Ulę i bał się, że ta zechce porozmawiać z dziewczyną i powiedzieć jej to, czego ta miała się nigdy nie dowiedzieć. Może jednak jej się udało? Może gdy córka poznała prawdę, postanowiła z nią zamieszkać. „Ostrzegałem ją, proponowałem pieniądze. Obiecała, że nie spotka się z nią, ale ja jej nie wierzę. A może ją uprowadziła?” Nie interesował się dotychczas córką, więc nie wiedział, gdzie Asia zwykła spędzać czas. Poszedł nad morze w nadziei, że ją znajdzie. Plaża była pusta, tylko wzdłuż brzegu przechadzał się młody człowiek z psem. Zapytany, czy nie widział nastolatki, zaprzeczył. Już chciał wrócić do domu, gdy nagle z daleka zobaczył Ulę stojącą nieruchomo nad brzegiem i patrzącą na morze, jakby wypatrywała statku na horyzoncie. Dobiegł do niej z krzykiem:
- Oddaj mi córkę, inaczej zawiadomię policję!
Drgnęła zaskoczona.
- Co? Co ty bredzisz? Zniknęła? Co z nią zrobiliście? Gadaj zaraz draniu! Na pewno coś jej zrobiłeś albo ukryłeś przede mną!
- Nie udawaj, spotkałaś się z nią i pewnie dlatego uciekła z domu!
- Spotkałam się, ale nic jej nie mówiłam, dopiero zamierzałam. Jak to uciekła?
- Nie ma jej od wczoraj – zawahał się.
Przypomniał sobie rozbitą głowę Kazika i skorupy rozbitej doniczki w śmietniku.
- Może ten twój przybrany synalek coś jej zrobił? - powiedziała, jakby odgadła jego myśli. -Panicznie się go bała.
- Nie wtrącaj się, obiecałaś mi to!
- I co z tego? Co zrobiłeś z jej życiem? Jest nieszczęśliwa i nie dziwię się, że uciekła. Twoja żona to pijaczka a jej synalek to zwykły bandzior. A ty? Wolałeś udawać, że nie widzisz, jak jest samotna i nieszczęśliwa.
- Ona ci to powiedziała?
- A jak myślisz? Nikt jej nie zauważał, dla was była nikim. Przysięgam, że zapłacisz mi za to, nie daruję ci tego! Teraz najważniejsze, żeby się odnalazła. Idziemy na policję. Natychmiast!
Poszedł za nią posłusznie. To on musiał zgłosić zaginięcie, gdyż przyjaciółka nieżyjącej matki nie miała właściwie żadnych praw, o czym Ula wiedziała. Po złożeniu meldunku wyszli z komisariatu oboje w złych humorach, przekonani, że policja nic nie zrobi w tej sprawie. Kobieta była zmartwiona:
- Zawiadomisz mnie, gdy ją znajdziesz? Bardzo cię proszę.
- Zawiadomię. Mam twój telefon. Ale wiesz, czego od ciebie żądam.
- Wiem. Ja dotrzymuję słowa. Widziałam się z nią, więc mogłam jej wszystko powiedzieć, ale milczałam. Doceń to.
Odwróciła się i szybkim krokiem odeszła, nie oglądając się za siebie. Była wściekła i rozżalona. Czyżby Asia uciekła po rozmowie z nią? Nie wierzyła w to. Musiało stać się coś innego. Na pewno to sprawka tego młodocianego bandyty. „Zniszczyli to biedne dziecko, złamali ją, ale to też moja wina, przez tyle lat mnie nie było” powtarzała sobie w duchu. „Znajdę ją, muszę jej szukać, muszę uratować, muszę...choćby mnie to kosztowało życie”.
Ojciec Asi patrzył za nią przez chwilę, po czym odwrócił się i odszedł. Analizował w myślach wszystko, co powiedziała ta kobieta i powoli zaczęła do niego docierać gorzka prawda. „Ona ma rację, to ja ponoszę winę, tylko ja, wolałem udawać, że wszystko jest w porządku i chowałem głowę jak struś. Teraz biedne dziecko płaci za moją podłość”. Nagle uderzyła go nowa myśl, aż stanął. Przypomniał sobie jej słowa o przybranym synu. Czyżby i tu miała rację? Chłopak był draniem, ale czy do tego stopnia? Czy byłby zdolny do takiej podłości? Az zadrżał. Znał go dobrze i wiedział, że syn żony zdolny jest i do tego. Starał się to ukrywać, ale sam się go trochę bał. Niewątpliwie chłopak miał skłonności przestępcy.
Gdy po kilku dniach dziewczyna nie znalazła się, dano ogłoszenie w gazecie. Na pierwszej stronie codziennej prasy umieszczono duże zdjęcie Asi a pod nim komunikat policji o zaginionej. Ula wycięła to zdjęcie i włożyła ostrożnie do portfela. „Mam chociaż jej zdjęcie, łatwiej będzie jej szukać” pomyślała. Postanowiła skontaktować się z biurem detektywistycznym i zlecić szukanie dziewczynki. To oni rozwieszali ogłoszenia we wszystkich pobliskich miejscowościach.
Rozdział X
Stanęły przed „pałacem”.
- Tu będziemy mieszkać? - zapytała Asia z niedowierzaniem.
- Niezupełnie. Dla was przygotowano budynek położony nieco dalej – Aniela odwróciła głowę, nie patrząc na dziewczyny.
Weszły do wielkiej okrągłej sali. Na krześle przypominającym tron siedział mężczyzna ubrany w długą białą szatę ozdobioną niebieskim haftem. Jego długie kasztanowe włosy sięgające ramion i tej samej barwy broda nadawały całej postaci dostojeństwa i przywodziły na myśl obrazy świętych apostołów.
- Witam moje drogie siostry- zawołał z uśmiechem – cieszę się, że dołączycie do nas, by posiąść najwyższą wiedzę.
Aniela pokłoniła się i przedstawiła obie dziewczyny. Uśmiechały się niepewnie, onieśmielone obecnością dostojnego mnicha, który uważnie je obserwował. Emanował jakąś nieznaną siłą, która kazała im pochylić głowy. Po ceremonii przywitania Aniela wprowadziła je do sali zwanej Świątynią, . Zapełniały ją rzędem ustawione ławki zwrócone w stronę ściany, na której widniała wielka mapa obu półkul ziemskich. Sufit przedstawiał obraz nieba z zaznaczonymi ciałami niebieskimi. Niektóre z nich otoczono złotym okręgiem.
W pierwszej ławce siedziały trzy kobiety, które nie odpowiedziały na ich powitanie. Aniela kazała im usiąść i zaczekać, a sama wyszła bez słowa. Siedziały w milczeniu, bojąc się naruszyć panującą w sali ciszę. Jedyne dwa okna przesłonięte ciężkimi kotarami nie przepuszczały zbyt dużo światła, toteż panował tu półmrok potęgujący atmosferę powagi i jednocześnie działający uspokajająco i niemal sennie.
Asia czuła się szczęśliwa, jakby wreszcie znalazła swoje miejsce. Była przekonana, że zostanie tu na zawsze. Nie żałowała niczego, co zostawiła za sobą. Bo czego miała żałować? Obojętnego ojca, wiecznie pijanej i gderającej matki i brutalnego brata? Przyjaciółek czy nawet dobrych koleżanek nigdy nie miała, chłopaka też nie. Jedynie na wspomnienie nowej znajomej pani Uli, poczuła ukłucie żalu, ale szybko je odpędziła.
Medytacje przerwała Aniela, która nakazała im iść za sobą. Gdy wyszły z kaplicy, uśmiechnęła się:
- Muszę się z wami pożegnać. Życzę, abyście znalazły tu szczęście. Teraz waszą opiekunką jest siostra Oliwia.
Pożegnała się pospiesznie. Nowa siostra zaprowadziła je do stojącego w dali za domem budynku. Stanowił wielki kontrast z elegancką i bogato wyposażoną willą. Był to murowany piętrowy dom z drewnianymi okiennicami. Już z dala robił smutne wrażenie, a gdy podeszły bliżej, rzuciły im się w oczy liczne zacieki na ścianach i dziury po odpadającym tynku. Niegdyś zielone okiennice były stare i częściowo spróchniałe. Asia zaskoczona była kontrastem, jaki stanowiły oba domy.
Wewnątrz jednak budynek okazał się względnie zadbany, ściany świeżo pomalowane w jasne wesołe kolory. Minęły przedsionek zastawiony kilkoma fotelami i weszły do korytarza, w którym po obu stronach widniały szeregi zamkniętych drzwi. Doszły do ostatnich po lewej stronie. Oliwia otwarła je, zachęcając dziewczyny do wejścia. Okazało się, że jest to pokój z widokiem na pole. Umeblowany był skromnie, lecz sprawiał wrażenie przytulnego ze względu na piękne ręcznie tkane kolorowe kilimy na ścianach oraz na drewnianej podłodze.
- Tu będziecie mieszkać do czasu „przejścia”- krótko oznajmiła Oliwia.
Asia wiedziała, co to oznacza. Przejście oznaczało zdanie egzaminu i wstąpienie na Drugi Stopień Wtajemniczenia, co było możliwe dopiero po jakimś czasie od przyjęcia do bractwa. W pokoju stały cztery drewniane łóżka a obok nich małe szafki. Poza tym w rogu stała szafa i pod jedną ze ścian drewniany stół z czterema krzesłami. Siostra wskazała przydzielone im łóżka i objaśniła, gdzie znajduje się część sanitarna budynku oraz gdzie i kiedy spożywa się posiłki.
- Dzisiaj zjecie posiłek główny w swoim pokoju, lecz potem będziecie musiały jadać ze wszystkimi – poinformowała Oliwia.
Nie wyjaśniła, co oznacza owe „później”, lecz one nie pytały. Wkrótce wyszła i obiecała zająć się nimi wieczorem. Asia siadła na wyznaczonym łóżku.
- Zobacz, jaki piękny widok. Same pola i łąki. Będziemy miały tu jak w niebie.
- Mam taką nadzieję, Asiu.
Obiad przyniosła im milcząca siostra, która uśmiechała się do nich serdecznie. Jedzenie stanowiła zupa z dużą ilością warzyw i po dwa kawałki chleba dla każdej. Niedługo potem usłyszały głos bębna i prawie natychmiast zjawiła się Oliwia.
- Zbierajcie się prędko, moje kochane. Ten dźwięk oznacza, że wszyscy muszą się udać na zgromadzenie – mówiła gorączkowo.
Zaprowadziła je do ogrodu, gdzie na metalowych słupach rozpostarto wielki brezentowy dach. Już czekał tam Nauczyciel a obok niego kilkanaście kobiet i mężczyzn ubranych w jednakowe białe suknie z niebieskimi obszyciami i wizerunkiem oka w trójkącie. Tylko one miały jeszcze na sobie swoje czarne ubiory. Nauczyciel zawołał, wskazując nowo przybyłe:
- Powitajmy nasze dwie nowe kochane siostry, które odtąd dzielić będą z nami szczęście prawdziwego oświecenia.
Podszedł i uściskał serdecznie każdą z nich, po czym pozostali zrobili to samo. Każdy mówił jak bardzo się cieszy, że może je powitać. Asia była szczęśliwa, że została tak serdecznie przyjęta, ale nie był to koniec niespodzianek.
- Podejdźcie do środka koła – powiedział Nauczyciel – abyśmy mogli powitać was w naszej świątyni.
Weszły obie do koła przy dźwiękach bębnów. Po chwili do dziewcząt podeszły dwie starsze wiekiem siostry i zdjęły z nich czarne suknie. Nowicjuszki przez chwilę stały ubrane jedynie w swoje długie koszule, lecz zaraz nałożono im białe długie tuniki haftowane w niebieskie wzory, jakie nosili pozostali wyznawcy.
- Jesteście przyjęte do grona naszych braci i sióstr. Tobie Galu nadano już imię, lecz twoja towarzyszka musi także je otrzymać. Będziesz nazywać się Sara. To imię wskazały nam gwiazdy – powiedział Nauczyciel, wkładając na jej głowę wianek z polnych kwiatów podany przez siostry- okażcie teraz swoją miłość naszym nowym siostrom. Przyjmujemy je z miłością.
Na te słowa zgromadzeni, tak jak poprzednio, zaczęli podchodzić kolejno do każdej z dziewcząt, by ją objąć i uściskać, zapewniając o swej radości i sympatii. Asia a właściwie już siostra Sara ze wzruszenia nie mogła wyjąkać nawet słowa. Nigdy nie usłyszała tylu miłych słów. Była wdzięczna za tak wiele oznak serdeczności i zdziwiona, że tyle osób cieszy się z jej obecności, że jest dla nich ważna. Czuła, że jej miłość obejmuje każdego z tych ludzi, że są jej siostrami i braćmi, że jest częścią wspaniałej rodziny. Zapragnęła nigdy już nie wracać do dawnego świata. Tylko tu jest jej miejsce. Tylko tu będzie szczęśliwa.
Tymczasem uroczystość trwała dalej. Obie nowicjuszki zostały wciągnięte do kręgu. Wśród wiernych krążyła już Oliwia i jeden z braci, podający wszystkim po kolei małe gliniane czarki z żółtym płynem. Każdy natychmiast wypijał go, więc nowe siostry zrobiły to samo. Teraz zgromadzeni podali sobie ręce i koło powoli zaczęło rytmicznie tanecznym krokiem obracać się w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara. Z boku stała para nalewająca nadal do małych czarek tajemniczy napój i podająca go kolejnym tańczącym. Asia poczuła po chwili, jakby unosiła się na nimi. Patrzyła z góry na wirujący w takt bębna krąg przez chwilę, potem zapadła ciemność.
Obudził ją ostry dźwięk gongu. Siadła na łóżku, nie mogąc się zorientować, gdzie jest. Rozejrzała się po sali. Gala już przecierała oczy.
- Zbierajmy się, zaraz śniadanie – powiedziała.
Asia powoli wracała do rzeczywistości. Nie przyznała się, że w głowie kręci jej się jakby zeszła z karuzeli. Wytężyła wszystkie siły, by wstać i podejść do łazienki. Ledwie zdążyły się umyć, gdy przyniesiono chleb i po kubku wody. Zaraz potem do pokoju wpadła Oliwia.
- Najmilsze siostry, pospieszcie się, macie być już w kaplicy. Nasz Nauczyciel ojciec Aron już czeka, a wszyscy bracia i siostry przesyłają wam słowa miłości. Przyniosłam wam czarne suknie, które zostały na placu. Jeszcze się wam przydadzą.
W świątyni zwanej kaplicą zgromadzili się wszyscy wierni. Przed nimi stał Nauczyciel z rękami podniesionymi do góry.
- Podziękujmy wielkiemu Stworzycielowi za ukazanie nam prawdy i prośmy o więcej wiedzy
- Dziękujemy ci wszechwiedzący – odpowiedzieli
- Prawda została nam objawiona. Tylko my dostąpiliśmy zaszczytu poznania jej. Wszechświat to wiedza a człowiek stworzony został, by poznać ją i przekazać następnym istotom. Dzięki wiedzy wkrótce dostąpimy szczęścia przejścia do prawdziwego bytu. Poznamy inne byty zasiane na wielu planetach i gwiazdach i razem stworzymy wielki uniwersalny model szczęśliwości. Doznamy wielkiej rozkoszy i szczęścia i pogrążymy się w światłości .
Asia znała już słowa modlitwy nowej wiary, lecz teraz wypowiadane łagodnym lecz donośnym głosem Arona docierały do jej świadomości jak coś nowego. Słuchając tego silnego głosu rzucającego z przekonaniem wielkie prawdy czuła dumę i radość, że należy do grona wybranych. Z radości łzy napłynęły jej do oczu. Gdyby rozejrzała się, zobaczyłaby, że wielu z zebranych zareagowało tak samo.
-A teraz idźmy pokazać nasze uwielbienie dla Stworzyciela i zanurzmy się w modlitwę pracy.
Aron wyciągnął przed siebie ręce z otwartymi dłońmi, pozostali zrobili to samo. Chwilę stali nieruchomo, po czym Nauczyciel dał znak i zgromadzeni w ciszy wyszli na zewnątrz kaplicy, podczas gdy on sam został, stojąc nadal nieruchomo z wyciągniętymi przed siebie dłońmi.
Rozdział XI
Poprowadził ich jeden z braci na pole, widoczne z okien pokoju dziewczyn. Cały teren otaczało wysokie drewniane ogrodzenie, które zasłaniało świat poza nim. Szli w ciszy mijając rzędy upraw, których koniec ginął gdzieś w dali. Wreszcie stanęli. Wszystkim rozdano ciemne długie fartuchy i powiedziano, jakie mają przed sobą zadanie, po czym wszyscy zabrali się do pracy. Asia z Galą zostały wyznaczone do zbierania truskawek, inni zajęci byli przy uprawie warzyw.
Dziewczynie zajęcie to nie było obce. Sama pielęgnowała ogród przy domu, truskawki też zbierała tylko ona, chociaż jedli je wszyscy domownicy. Zabrała się teraz ochoczo do pracy, mimo iż po wczorajszej uroczystości jeszcze szumiało jej w głowie. Zrywanie owoców i noszenie wypełnionych koszyków trwało wiele godzin. Słońce stało wysoko, gdy nakazano przerwanie pracy. Całe szczęście, gdyż skwar mocno dawał się we znaki pracującym. Teraz zebrali się koło przyniesionych dzbanów z wodą i koszy pełnych świeżego chleba. Asia usiadła obok Gali.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Bo mnie boli trochę głowa i nie mogę złapać tchu, gdy niosę dwa pełne kosze.
- To minie, zobaczysz. Pomyśl, że robisz to dla dobra bractwa, to poczujesz radość i ból minie – odparła poważnie Gala.
Asia zawstydziła się. Wszyscy ofiarnie pracują, aby pomóc utrzymać święte zgromadzenie a ona narzeka. Postanowiła już więcej nie okazywać słabości. Zabrała się do pracy z nową energią. Monotonia wykonywanych czynności sprawiła, że pracowała niemal automatycznie jak maszyna. Przestała myśleć o czymkolwiek, skupiona jedynie na rozpaczliwym pragnieniu, aby wytrwać do końca. Skwar słoneczny zelżał już, słońce chyliło się ku zachodowi, ale pragnienie stawało się nie do zniesienia. Kosze wydawały się teraz zbyt ciężkie, podnosiła je z trudem, by przejść kilkanaście kroków do stojących z boku pojazdów.
Opanowało ją jedyne pragnienie, by nie upaść, chociaż miała ochotę położyć się w bruzdę i nie wstać. Gdy poczuła gromadzące się pod powiekami łzy, przeraziła się. „Jak zawiodę tych braci i Wszechmocnego, to mnie stąd odeślą, nie pozwolą mi tu zostać”. Ostatkiem sił podniosła oba kosze, chwiejąc się nieco, gdy usłyszała znajomy dźwięk bębnów. Domyśliła się, że jest to znak zakończenia pracy lub krótkiego odpoczynku, zwłaszcza że pozostali zaczęli zbierać koszyki i otrzepując się, kierować swe kroki w stronę zabudowań. Uśmiechali się przy tym, jakby zamiast zmęczenia czuli radość z pracy, która była drogą do błogosławieństwa, jak mówił Nauczyciel. Odkładając ostatni kosz, dziękowali sobie nawzajem za to, że mogli razem pracować. Asi wydało się to bardzo miłe i już nie czuła się tak bardzo zmęczona. Kolejny raz poczuła wdzięczność, że tu trafiła.
Niosąc kosze nie zauważyła, jak jeden z kierowców bacznie ją obserwuje. Był nieco starszy od niej, wyglądał na dwadzieścia lat. Przystojny, dobrze zbudowany blondyn pozornie nie interesujący się pracownicami, jednak z uwagą śledził każdy ruch dziewczyny. Po zakończeniu ładowania wsiadł do samochodu i wolno odjechał. Pracownice udały się do swojego baraku, gdzie zdążyły umyć ręce i twarz oraz zdjąć przybrudzone fartuchy, gdy przyniesiono im zupę i chleb. Asia nie miała ochoty na jedzenie. Takiego zmęczenia nie czuła nigdy, nawet gdy musiała cały dzień zbierać z Karą odpadki po śmietnikach. Jedynym jej marzeniem było położyć się i zasnąć.
Niestety, po posiłku musiały tak jak wszyscy zgromadzić się w kaplicy na wspólnych modłach, które miały potrwać do późnego wieczora. Bracia i siostry witali się wesoło uściskami i serdecznymi słowami. Dwoje z nich krążyło podając każdemu małe czarki z „boskim napojem”. Wszyscy pili pod czujnym okiem przywódcy, który z serdecznym uśmiechem wznosił toast za boską wiedzę i objawienie, jak mówił. Mimo zmęczenia Asia wytrwała, chociaż chwilami musiała walczyć z ogarniającą ją sennością. Docierały do niej jedynie niektóre wyrazy wypowiadane silnym lecz bardzo melodyjnym głosem Nauczyciela. Po wspólnej modlitwie do Wszechwiedzącego i wypiciu napoju mogła wreszcie udać się na spoczynek. Czuła się podobnie jak poprzednio. Zawrót głowy i ogarniająca ją słabość były ostatnimi wrażeniami tego dnia. Zasnęła natychmiast nieświadoma, co się z nią dzieje.
Następny dzień rozpoczął się tak samo. Tym razem praca wydawała się Asi lżejsza, chociaż nadal bolały ją ręce i plecy. Znając rozkład dnia mogła rozłożyć siły tak, by wytrwać do przerwy. Wiedziała już, że muszą pracować dziesięć godzin a więc do zachodu słońca. Chciała, żeby wszyscy byli z niej zadowoleni, pragnęła zasłużyć na pochwałę Nauczyciela i zgromadzonych braci, dlatego postanowiła wytrwać. Minęło kilka dni. Asia coraz sprawniej pracowała, co zostało dostrzeżone mimo jej obaw. Na wieczornych modłach Nauczyciel oznajmił:
- Nasza kochana siostra Sara otrzymuje za bardzo dobrą pracę nasze błogosławieństwo i pozwolenie wolnej modlitwy w Świątyni.
Zaskoczyło ją, że ktoś docenił jej wysiłek. Jej wdzięczność i zachwyt nie miały granic. Nareszcie ktoś ją pochwalił, co dotychczas w jej życiu zdarzało się bardzo rzadko, a na czym tak bardzo jej zależało. Czuła się szczęśliwa i wdzięczna losowi, że ją tu doprowadził. Była przekonana, że znalazła swoje miejsce w życiu. Świat poza zgromadzeniem wydawał jej się teraz bardzo odległy, wręcz nierealny. Z niecierpliwością czekała na najważniejszy w zgromadzeniu Rytuał Przejścia, składający się z wielu stopni wtajemniczenia, jak mówiła siostra Aniela.
Dzień później do ich salki wprowadziły się dwie nowe siostry a Gala i Asia uzyskały zgodę, by jadać ze wszystkimi w dużej jadalni znajdującej się na tyłach Świątyni, co było wyróżnieniem za dobrą pracę. Udały się obie na posiłek wieczorny. Sala była już pełna. Przez środek ciągnął się długi stół zastawiony wazonami pełnymi polnych kwiatów. Przy nim siadali kolejno bracia i siostry, pozdrawiając je z serdecznym uśmiechem. Gala gdzieś przepadła i Asia stała niezdecydowana. Ponieważ nikt nie wskazał jej miejsca, usiadła z podanym jej przy wejściu talerzem na najdalszym wolnym miejscu.
- Witaj, kochana siostro- usłyszała.
Spojrzała czerwieniąc się nieco. Obok niej właśnie siadał brat, którego pamiętała z pracy na polu, gdzie jako kierowca przywoził i odbierał napełnione kosze. Uśmiechał się do niej serdecznie.
-Witaj bracie – odpowiedziała szybko, spuszczając oczy.
- Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię dotychczas.
Nie odpowiedziała od razu. Nie chciała rozpoczynać żadnej znajomości w tym miejscu. Miała zamiar zająć się jedynie pracą i modlitwą, bo tylko wtedy będzie naprawdę spokojna i bezpieczna.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty na rozmowę. Nie gniewaj się.
- Rozumiem i przepraszam. Jak będziesz miała ochotę porozmawiać, zapytaj o Sama – uśmiechnął się przepraszająco.
Mówiła prawdę, starała się unikać wszelkich spotkań i rozmów. Skupiała się na pracy i medytacjach w kaplicy oraz udziale we wspólnych modlitwach. Nie wiedziała, ile czasu minęło od przybycia do Centrum Wiedzy. Nie myślała o tym, tak jak nie wspominała swego poprzedniego życia, pogrążona w rozmyślaniach nad prawdami głoszonymi przez Nauczyciela. Mimo jej wycofania i małomówności zgromadzeni bracia i siostry niezmiennie okazywali jej serdeczność i miłość. Nauki i kazania Nauczyciela miały ten skutek, że myślała tak, jak jej nakazano, nie oceniając i nie zastanawiając się nad prawdziwością głoszonych przekonań. Żyła teraz jakby w spokojnym śnie. Nie miała ochoty stąd odchodzić, mimo wyczerpującej pracy.
Skończyły się truskawki, więc pracowali teraz przy warzywach. Okazało się, że na końcu pola stoją wielkie foliowe tunele z uprawami. Była połowa sierpnia. Lato zmierzało ku końcowi i w powietrzu snuły się już nitki babiego lata, gdy Asia nagle zachorowała. Ciężka praca była dla wątłej dziewczyny zbyt dużym wysiłkiem, a skromne wyżywienie nie pozwalało na regenerację organizmu. Słaba i wychudzona leżała w gorączce od kilku dni. W zgromadzeniu nie uznawano lekarzy, jedynie leczenie metodą naturalną za pomocą ziół, toteż stan dziewczynki nie poprawiał się.
Rozdział XII
Gdy Joasia walczyła z chorobą, Ula na własną rękę prowadziła poszukiwania. Na jej apel o jakąkolwiek wiadomość o zaginionej dziewczynie otrzymała kilka zgłoszeń, ale po sprawdzeniu okazało się, że są fałszywe. Biuro detektywistyczne nie miało dla niej żadnej wiadomości. Postanowiła odwiedzić okoliczne miasta, tłumacząc sobie, że nie mogła odejść daleko bez pieniędzy i dokumentów, jak twierdził jej ojciec.
Po kilku dniach skontaktowała się z nią Kara, która zobaczyła jedną z ulotek i poznała Asię na zdjęciu. Zażądała zapłaty za wiadomość. Początkowo Ula sądziła, że dziewczyna kłamie, aby zdobyć pieniądze, lecz gdy ta dokładnie opisała znamię, jakie Asia miała od urodzenia na plecach, uwierzyła jej. Jej opowieść wstrząsnęła kobietą, ale nie dała jej żadnych wskazówek, gdzie szukać zaginionej. Dowiedziała się jedynie, że dziewczyna bała się wrócić do domu, co potwierdziło jej podejrzenia, że stało się tam coś złego, zapewne za sprawą brata. Postanowiła jeszcze raz rozmówić się z jej ojcem, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Szuka pani pewnej dziewczyny, prawda? Może się spotkamy, bo nie chciałabym mówić przez telefon- powiedziała kobieta nie przedstawiając się.
- Dobrze, gdzie mam przyjechać – odparła drżącym ze zdenerwowania głosem.
Ustaliły miejsce i godzinę. Najdziwniejsze było, że miały się spotkać w mieście, w którym ona chwilowo mieszkała. Sama rozwieszała ogłoszenia również tu, lecz dziwnym trafem następnego dnia już ich nie było. Ktoś złośliwie zrywał je i przypuszczalnie niszczył. Powitała ją młoda kobieta ubrana tak, jakby nie chciała rzucać się nikomu w oczy. Cała jakaś szara, począwszy od chusteczki na głowie do szarych pończoch i butów. Robiła dziwne wrażenie. Przywitały się.
- Jestem Zuzanna. Mam pewne podejrzenie, ale muszę wiedzieć, dlaczego pani jej szuka.
Kobieta badawczo popatrzyła w oczy Uli.
- To moja siostrzenica, jej matka przed śmiercią powierzyła ją mojej opiece. Niestety, zawiodłam i nie wywiązałam się ze swojej roli. A to biedne dziecko zostało bardzo skrzywdzone przez rodzinę. Zamierzałam jej to wynagrodzić, niestety nie zdążyłam. Uciekła czując się niekochana i samotna. Sądzę też, że spotkało ją w domu coś bardzo złego.
- Jeżeli tak, to chyba moje podejrzenia są prawdopodobne.
- Błagam, pani coś wie, proszę mi powiedzieć!
Proszący ton i łzy w oczach Uli wydawały się prawdziwe, lecz Zuzanna nadal była ostrożna. Nie chciała zaszkodzić dziewczynie i sobie.
- Wie pani coś o sektach?
- Myśli pani, że dostała się do jednej z nich?
- Byłaby świetnym celem. Wybierają osoby z problemami, które nie potrafią znaleźć miejsca w swoim środowisku, osoby nieszczęśliwe a w związku z tym podatne i łatwo poddające się manipulacji. Sama pani powiedziała: skrzywdzona przez rodzinę. Miała powód, żeby uciec?
- Chyba tak. Nie znam szczegółów ucieczki. Ale gdzie jej szukać ? Jest pełno sekt w Polsce.
- Ale tylko jedna tu w pobliżu. Bardzo blisko.
- To na co czekamy? Chodźmy tam.
- W ten sposób niczego nie zdziałamy, oni są sprytniejsi. Gdy ktoś już raz się do nich dostał, ciężko go stamtąd wyciągnąć. Przeważnie już nie wychodzi a samotna ucieczka jest niemożliwa. Znają świetnie wszelkie techniki psychomanipulacyjne jak na przykład „bombardowanie miłością” czy reguła wzajemności czyli oddanie i świadczenie. Inną ich metodą jest system stopniowania przysług, które należy wykonać i wymuszanie konsekwencji.
- Robią im pranie mózgu i ich ofiara po jakimś czasie zaczyna wierzyć, że jest kochana i akceptowana jedynie w ich świecie,więc nie chce powrotu do normalności. A próby ucieczki są okrutnie karane, proszę mi wierzyć. Niekiedy może dojść nawet do morderstwa upozorowanego na samobójstwo. Podejrzewam też, że młode dziewczyny sprzedają do burdeli w Niemczech i Austrii lub gdzie indziej.
- Dużo pani o tym wie. - Ula czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy.
- Tak, jest czego się bać. Wiem o tym, bo sama byłam w tej sekcie i do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć. Uciekłam, ale nadal się ukrywam. Jak pani widzi staram się nie rzucać w oczy. Zresztą oni się mnie boją. Wykradłam im dokumenty, które obiecałam oddać policji, jeżeli mnie nie zostawią w spokoju. W razie mojej śmierci trafią tam bez trudu.
- Jak więc wydostaniemy dziewczynę?
- Mam tam zaufaną osobę. Proszę, niech pani nic nie robi. Nie podam adresu, żeby nie zrobiła pani jakiegoś głupstwa. Proszę przypomnieć sobie jakiś znak szczególny, żeby wiadomo było, że chodzi o tę samą osobę. Gdy dowiem się, że to ona, zawiadomię.
Ula opisała znamię Asi na plecach, kolor oczu i inne szczegóły, po czym rozstały się.
Rozdział XIII
W siedzibie Skarbnicy Wiedzy tymczasem Asia jakby zaczęła wracać do zdrowia. Nie był to jednak skutek leczenia metodami naturalnymi i modłami, lecz rezultat codziennych potajemnych odwiedzin Sama, który przynosił jej owoce i jedzenie, które udało mu się wynieść z kuchni oraz niemal cudem zdobyte antybiotyki. Wiedział, że tylko zwykli członkowie bractwa jedzą skromnie, gdy sam Nauczyciel i jego dwaj pomocnicy jadali osobno w gabinecie Komitetu, delektując się wyszukanymi potrawami przyrządzanymi w kuchni, do której nikt z „wiernych” oprócz kucharek nie miał wstępu. Sam jako kierowca miał możliwość opuszczania zboru, woził bowiem wszelkie zakupy i produkty na sprzedaż. Był też zaufanym Nauczyciela i mieszkał tu na tyle długo, że nikt nie podejrzewałby go o próbę ucieczki lub jakiekolwiek działania przeciw bractwu.
Kim był naprawdę? Był tak zwanym złotym młodzieńcem z bogatego domu. Jak wielu młodych ludzi, buntował się przeciw wszystkim i wszystkiemu. W rzeczywistości był egoistą zapatrzonym w siebie i dbającym jedynie o własne potrzeby. Gwałtowny i cyniczny nie kochał nikogo. Rodzicami szczerze gardził, gdyż wierzyli, że jest dobrym chłopcem i spełniali każde jego żądanie. Tak naprawdę to nie interesowali się zbytnio synem, zajęci swoimi karierami. Ewentualne wyrzuty sumienia próbowali zagłuszyć obsypując go drogimi prezentami, jak wielu innych bogatych rodziców. Na osiemnaste urodziny otrzymał nowy samochód, który sam wybrał sobie w salonie. Wkrótce odebrał prawo jazdy i zaczął szaleć na nielegalnych wyścigach z kolegami, gdzie rozładowywał swoją agresję. W domu był spokojniejszy i wydawało się, że zmienia się na lepsze. W rzeczywistości bał się, gdyż doprowadzony do ostateczności ojciec zagroził mu, że jeżeli się nie zmieni, odbierze mu samochód.
Bogdan, bo takie było jego prawdziwe imię, w towarzystwie innych złotych młodzieńców był stanowczy i konsekwentny jedynie w jednej sprawie. Nigdy nie tknął narkotyków. Mimo ciągłych nacisków i prób wciągnięcia go w te praktyki, nie zgodził się na zażycie jakiegokolwiek środka odurzającego. Po jakimś czasie zresztą zaczęło to budzić respekt i podziw dla niego. W swoim środowisku stał się znany jako „Boguś niezłomny”. Koledzy i znajomi pogodzili się z decyzją chłopaka, lecz czuli się przy nim niekomfortowo. Podczas gdy na imprezach i spotkaniach leżeli odurzeni w transie, on siedział trzeźwy i rozluźniony. Denerwowało ich to. Przez jakiś czas starano się nie zapraszać go na tego typu spotkania, lecz jego pieniądze i dobry samochód zbyt im imponowały, toteż zaakceptowali jego dziwactwa.
Bogdan nie był jedynakiem, miał młodszą o dwa lata siostrę. Magda była rozsądną i poważną dziewczyną. W odróżnieniu od Bogdana nie sprawiała żadnych kłopotów wychowawczych. Dobrze uczyła się i kochała rodziców oraz brata. Wiecznie zajęta nauką oraz działalnością na rzecz ochrony środowiska i obrony zwierząt, nie interesowała się właściwie życiem brata. Bogdan jednak kochał siostrę. Uważał się za jej opiekuna i bronił ją przed zaczepkami kolegów. Starał się spędzać z nią czas i nawet włączał się niekiedy w jej akcje, przygotowując ulotki i transparenty na marsze protestacyjne i demonstracje przed zakładami trującymi środowisko toksycznymi wyziewami. Od czasu gdy mógł jeździć własnym samochodem, często zabierał ją na wspólne wypady do lasu lub nad jezioro.
Tego dnia nie było lekcji, więc umówił się z kolegami na miejscu, gdzie organizowali wyścigi. Był to pas startowy nieczynnego lotniska jeszcze z czasów wojny. Ścigali się przy aplauzie gromady rówieśników, wśród których była też Magda. Bogdan wygrał wyścig, zaprosił więc przyjaciół do znanego wszystkim klubu „Astoria”. Zamówiono drinki i towarzystwo bawiło się wesoło. Wszystko skończyłoby się jak zawsze, gdyby nie jeden z kolegów Bogdana, Zenek. Nie lubił go, wręcz nienawidził za jego pewność siebie i pozycję, jaką miał w paczce. Długo udawał przyjaciela, wreszcie postanowił go zniszczyć. Gdy inni zajęci byli zabawą i rozmową, niepostrzeżenie wsypał coś do szklanki Bogdana. Po jakimś czasie chłopak poczuł się źle, ale nie stracił kontroli nad sobą. Magda od razu zauważyła, że z bratem dzieje się coś niedobrego. Myślała, że to efekt działania drinka z alkoholem.
- Boguś, chodź, wracamy do domu – poprosiła.
- W głowie mi się kręci. Poczekam, może przejdzie. Madzia, wszystko jest okej, baw się dobrze. Wypiłem tylko jednego drinka.
- Wracamy do domu. Samochód zostaw, weźmiemy taksówkę, proszę cię.
- Jak chcesz wrócić, to Karol cię odwiezie. On nie pije nigdy.
- Ale proszę cię, nie mogę cię zostawić, bo siądziesz sam za kółkiem.
I zła siadła obok, obserwując zachowanie brata. Nabrała przekonania, że jest pijany albo naćpany. „ Przecież on nie tyka narkotyków, co jest?” myślała rozpaczliwie. Domyśliła się, że coś jest nie tak. Ktoś musiał bratu coś dosypać, więc tym bardziej musi go pilnować. Gdy zobaczyła, że Bogdan z trudem usiłuje utrzymać równowagę na fotelu, zawołała jego kolegę.
- Karol, piłeś coś?
- Przecież wiesz, że ja nie piję.
- Wiem, tak tylko pytam. Możesz odwieźć mnie i Bogusia do domu?
- Jego furą? A pozwoli mi poprowadzić?
- Jest nieprzytomny. Chyba ktoś mu coś dosypał.
- Coś ty, a to gnoje!
Oboje wzięli pod pachy Bogdana, żegnani docinkami pozostałych. Zabawa trwała na całego i wielu nawet nie zauważyło, że główny bohater imprezy wychodzi. Umieścili chłopaka na tylnym siedzeniu. Z przodu obok kierowcy usiadła Magda. Karol zachwycony samochodem sprawdził biegi, posłuchał chwilę cichego mruczenia silnika i ruszył. Zaskoczony gwałtownym przyspieszeniem przyhamował nieco. „ No, no, ale zrywny” pomyślał i dalej jechał już spokojnie, uważając by nie przekroczyć prędkości. Minęli kilka skrzyżowań, gdy nagle z bocznej ulicy po prawej stronie wyjechał rozpędzony samochód. Karol próbował odbić w lewo, lecz nie uniknął uderzenia prosto w miejsce pasażera.
Nie wiadomo, kto zawiadomił pogotowie i policję. W wyniku zderzenia do szpitala trafili we troje. Bogdan wyszedł z wypadku cało, Karol miał złamane obie nogi, ale Magda nie odzyskała przytomności i po kilku dniach zmarła w szpitalu.
Wypadek ten całkowicie odmienił życie Bogdana. Przede wszystkim nie mógł pogodzić się ze śmiercią siostry. Obwiniał o to siebie. Gdyby nie jego zamroczenie, pojechaliby razem do domu i Magda by żyła. Nie mógł sobie poradzić z własnym poczuciem winy. Egoista zapatrzony jedynie w siebie nie widział, jak ciężko przeżyli śmierć córki jego rodzice. Nie zauważył nagle posiwiałej głowy ojca i głębokich cieni pod oczami matki. Mimo tragedii nie obarczali go winą, nie dali mu tego odczuć. Jednak Bogdan zaczął powoli odsuwać się od wszystkich. Po lekcjach milczący snuł się samotnie po okolicy w miejscach, które odwiedzał razem z siostrą. Gdy nikt nie widział, płakał rozpaczliwie z żalu.
Pewnego dnia, gdy siedział nad rzeką, podszedł do niego nieznany młody mężczyzna. Bez słowa usiadł koło niego i milczał. Bogdan zirytowany podniósł się i powlókł do domu. Następnego dnia nie poszedł nad rzekę. Zbliżał się termin matury, więc musiał nadrobić zaległości, jakich się nazbierało w ostatnich miesiącach.
Dopiero kilka dni później znów zobaczył nieznajomego, który siedział w miejscu ich pierwszego spotkania. Bogdan przeszedł obok niego bez słowa, chociaż tamten skinął mu głową. Tak było przez kilka dni. Gdy chłopak wychodził do parku, lasu czy nad rzekę, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki pojawiał się nieznajomy. Wreszcie któregoś dnia nie wytrzymał.
- Czy ty mnie śledzisz? Kim jesteś?
- Nie śledzę cię. Tak samo jak ty lubię chodzić własnymi drogami. Może chcesz pogadać?
- O czym? Nie znam cię i nie mam zamiaru na rozmowę.
Już chciał odejść, gdy nieznajomy zaczął:
- Przeżyłem załamanie po śmierci brata, który zginął przeze mnie.
I nie pytając, zaczął opowiadać. Bogdan usiadł obok niego i słuchał jego historii o żalu, miłości braterskiej, wyrzutach sumienia i chęci samobójstwa. „To prawie tak jak ze mną” pomyślał. Gdy skończył, obaj milczeli jakiś czas.
- Teraz już jestem na prostej. Wiele zrozumiałem i wiem, że to było nieuniknione.
- Bzdura, wina pozostaje zawsze winą.
- Niekoniecznie. Życie ma też inne aspekty, człowiek jest tylko częścią wszechświata i kto inny kieruje naszą wolą.
Nie zgadzał się z tym, ale zaczęli dyskutować. Przez kilka dni spotykali się w tym samym miejscu, by rozmawiać o tym, co boli. Bogdan z wielkimi oporami zaczął słuchać teorii znajomego i stwierdził, że zaczyna się uspokajać i godzić na to, co daje los.
- Jeżeli chcesz znaleźć spokój a jednocześnie uzyskać przebaczenie, chodź ze mną. Jestem bratem ze stowarzyszenia, które pomoże ci zrozumieć siebie i świat. Mamy kontakt z najwyższą wiedzą o ludzkości i życiu. Moje imię Krystian.
- Za tydzień zdaję maturę. Przemyślę twoją propozycję.
- Dam ci mój numer telefonu. Zadzwoń, jak będziesz gotów.
Wrócił do nauki spokojniejszy jakiś i cichy. Rodzice starali się pomóc synowi, ale sami również nie mogli wrócić do równowagi. Syn oświadczył, że po zdanej maturze wyjedzie na samotną wędrówkę. Wiedzieli, że go nie zatrzymają, że jest mu potrzebna chwila samotności, inaczej nie rozpocznie samodzielnego życia i nie pogodzi się z ich wspólną tragedią. Zdał maturę bez problemów i kilka dni później spakował plecak, zabierając tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ojciec zasilił jego konto kwotą, jaka wystarczyłaby na podróż dookoła świata. Postanowił jej nie ruszać.
Wybrał dzień, gdy oboje byli w pracy, nie chcąc się z nimi żegnać. Podejrzewał, że chcą się go pozbyć z domu, gdyż przypominał im o śmierci siostry. Przesiedział na dworcu kilka godzin, rozmyślając o swoim życiu, wreszcie kupił bilet na najbliższy pociąg. Akurat jechał do Zakopanego. Przez następne dwa tygodnie wędrował i żył samotnie, unikając ludzi. Spał w szałasach, chodził po mało uczęszczanych ścieżkach lub leżał na górskich łąkach wpatrując się w sunące nad głową chmury. Jadł suchy chleb, który kupił u góralki i popijał wodą ze źródła. Był prawie szczęśliwy, gdy ból i wyrzuty z powodu śmierci siostry nieco zmalały. W obliczu majestatycznych i groźnych szczytów jego nieszczęście nagle zbladło, wydało się dalekie i nierealne. Widok ten uświadomił mu, jak maleńkim pyłkiem jest w obliczu całego świata. Zrozumiał, jakim darem jest życie, jakim cudem wobec ogromu wszechświata. Jakby oczyszczony, w nowej już skórze, postanowił nagle zadzwonić do brata Krystiana, gdy zejdzie z gór.
Umówili się za kilka dni w mieście, którego nazwy nigdy nawet nie słyszał. Dotarł tam jednak bez przeszkód i nieco zdenerwowany wysiadł z autobusu. Miał rozpocząć nowy rozdział życia w szczęściu i wspólnocie duchowej. Tak trafił do bractwa.
Podobało mu się tu i na swój sposób był szczęśliwy. Ciągłe modły i kazania sprawiły, że zaczął myśleć zgodnie z głoszonymi naukami. Powoli pamięć o dawnym życiu oddalała się, bledła, a wszystko co dotychczas przeżył przybierało jakiś nierealny wymiar niby senny majak. Pogrążając się w rozważaniach nad istotą bytu wszechświata i szukając prawdy o świecie i życiu, coraz bardziej odsuwał się od tego, co było poza zgromadzeniem. Dla niego nowa wiara była jakby „produktem zastępczym” zamiast rozpaczy i rozpamiętywania własnych win i grzechów. W każdym razie wyciszył się i uspokoił, a o to głównie mu chodziło. Nie analizował postępowania innych, nie oceniał głoszonych prawd. Wierzył i chciał wierzyć, to wszystko. Taki okres stagnacji psychicznej trwał jakiś czas, więc zdobył dzięki temu zaufanie głównego przywódcy, Nauczyciela. Zamiast ciężkiej fizycznej pracy na polu powierzono mu rolę kierowcy transportowego busa.
W tym czasie w bractwie pojawiła się młoda dziewczyna. Była w wieku jego siostry, jakaś zagubiona, jakby wystraszona. Nie zwróciłby może na nią uwagi, gdyby nie zobaczył w odległej dzielnicy miasta ogłoszenia z jej podobizną. Zabrał je ze sobą, sam nie wiedział dlaczego. Początkowo miał zamiar pokazać plakat Nauczycielowi, jednak zamiast tego ukrył go w szopie. Wiedział, że siostry przeszukują wszystkie rzeczy osobiste członków bractwa, a nie chciał, żeby wiedziano o poszukiwaniach dziewczyny. Postanowił zdobyć jej zaufanie i dowiedzieć się, jak tu się znalazła, dopiero wtedy pokaże jej ulotkę. Zapisał jedynie w telefonie numery, na które należało zadzwonić w przypadku znalezienia zaginionej.
Kilka dni później, gdy zagadnął Asię w jadalni, stwierdził, że jest nieśmiała i zagubiona. „ Jak słaba roślinka w lesie” pomyślał. Od tego dnia dyskretnie obserwował ją z obawy, że spotka ją coś złego. Przypominała mu siostrę i może dlatego czuł się w pewnym sensie jej opiekunem. Jednocześnie ukrywał zainteresowanie dziewczyną, czując, że w ten sposób sprowadziłby na nią kłopoty.
Rozdział XIV
Kilka dni później otrzymał zadanie zawiezienia do miasta, do mieszkających tam sióstr, pewnej młodej dziewczyny. Była całkowicie owinięta białą szatą, łącznie z głową i twarzą. Widać było jedynie jej czarne oczy, jakby zasnute mgłą. Powiedziano mu, że jest chora i siostry mają ją umieścić w szpitalu. Rzeczywiście ledwie trzymała się na nogach, gdy sadzano ją na siedzeniu obok kierowcy. W czasie drogi zatrzymał samochód, bo wydawało mu się, że klapa z tyłu jest niedomknięta. Stanął i spojrzał na swoją pasażerkę. Biała szata odchyliła się nieco i ujrzał jej łydki. Były fioletowe od sińców i ran. Dziewczyna miała zamknięte oczy jakby spała. Odwinął delikatnie jej rękaw i zobaczył następne sińce. Jeszcze nie rozumiał. Spojrzał na jej twarz i zobaczył, że otwarła oczy. Czaił się w nich potworny strach.
- Będziesz mnie bił? - wyszeptała ledwie słyszalnie.
- Dlaczego mam cię bić?
- Bo oni mnie bili i gwałcili.
- Jacy oni? Miałaś wypadek?
Nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i jakby zapadła w sen. Nic nadal nie rozumiał. Czuł, że musi się dowiedzieć, kto jej to zrobił i dlaczego. Wiedział, że nie ma dużo czasu, gdyż byli już blisko domu sióstr. Obudził ją:
- Kto cię pobił, musisz mi powiedzieć. Jak masz na imię?
- Mara. Nauczyciel i jego pomocnicy. Bo chciałam uciec...
Nie powiedziała nic więcej, jakby zemdlała. Ruszył dalej, nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Gdy stanął przed domem sióstr, wziął dziewczynę na ręce w stronę wejścia do willi. Kazały mu położyć ją na łóżku w jednej z sypialni i wyjść. Posłuchał bez słowa, wsiadł do samochodu, by po chwili cicho wysiąść i skradając się dotarł do otwartego okna. Zmrok już zapadł i była szansa, że nikt go nie zauważy.
- Zobacz, w jakim stanie ją przynieśli. Jak mamy ją przygotować?
- Na szczęście ma całe nogi i ręce. Wystarczy kilka tygodni i będzie dobra.
- Gdzie ma potem jechać?
- Tam gdzie zawsze, za Odrę a potem dalej.
Szybko przemknął do frontu budynku i udawał, że ogląda oponę. Zrobił to w ostatniej chwili, bo właśnie na progu ukazała się siostra Aniela.
- Jeżeli nie ma dla mnie poleceń, to już pojadę. Mogę przyjechać kiedyś uporządkować ogród, jeżeli siostry zechcą – powiedział siląc się na obojętny ton, chociaż niemal drżał z oburzenia i strachu.
- Dobrze, zgłosimy to. Rzeczywiście przydałoby się uprzątnąć wszystko, bo niedługi już jesień – Aniela jak zawsze obdarzyła go słodkim uśmiechem.
Tym razem nie uwierzył w jej serdeczność. Wiedział już, że jest udawana. Może wszyscy udawali, może to bractwo to przykrywka? Siadł za kierownicę i odjechał. Stanął na skraju lasu, gdzie nie mógł być już widoczny z okien domu. Wiele już w życiu przeżył, ale po raz pierwszy czuł taki strach. Cały dygotał jakby w gorączce. Myśli kłębiły mu się w głowie i pojawił się szereg pytań, na które nie znał odpowiedzi. „ Co mnie to obchodzi, chciały tu przyjść to ich sprawa” mówił sobie, ale widok pobitej dziewczyny nie znikał sprzed jego oczu. Zazwyczaj nie przejmował się losem innych, gdyż uważał, że każdy jest kowalem swego losu. Nie zamierzał i teraz wtrącać się do niczyjego życia.
Zły otrząsnął się i ruszył. Mimo wszystko, wbrew sobie, zaczął zastanawiać się, jak ma postąpić. Powoli w jego głowie pojawił się pewien plan, chociaż sam nie wierzył, że uda się go zrealizować. Wiedział, że nie może się absolutnie niczym zdradzić, jeżeli chce przeżyć. Zdawał sobie sprawę, że Nauczyciel jest dobrym psychologiem i od razu pozna po nim, że ten coś wie. Jedynym sposobem było udać chorobę w sposób wyjątkowo wiarygodny, ale to także było ryzykowane. Wymyślił coś innego.
Dojechał już do siedziby bractwa i stanął w pobliżu szopy, w której znajdowały się narzędzia i różne potrzebne przedmioty. Otworzył klapę silnika i zaczął niby czyścić coś, mocno się przy tym brudząc. Wytarł brudną ręką twarz, z której teraz nie można było wyczytać niczego. Wtedy właśnie usłyszał kroki, tak jak się spodziewał. Zatrzasnął pokrywę silnika.
- Co się stało, Samie? Coś z samochodem? - powiedział brat Jaro.
- Tak, miałem problem z zapłonem. Okazało się, że akumulator jest słaby, właśnie go wyjąłem do naładowania. Muszę też umyć brykę, bo jeszcze w mieście zatrzyma mnie policja.
Jaro spojrzał uważnie. Rzeczywiście pod ścianą stał akumulator w trakcie ładowania. Na szczęście nie zajrzał pod maskę, bo zobaczyłby, że drugi akumulator tkwi na swoim miejscu, a pod ścianą stał zapasowy, który Bogdan podłączył dzień wcześniej.
- Wszystko w porządku?
- Jak zawsze, bracie Jaro.
- To przyjemnego mycia ,bracie.
Pożegnali się serdecznymi uśmiechami i uściskami, po czym Bogdan zabrał się za mycie pojazdu. Tego dnia starał się unikać zgromadzonych. Na szczęście Nauczyciel nie wołał go ani razu, by wydać polecenie. Kręcił się koło braci i sióstr pracujących przy zbiorze warzyw, starając się jak najmniej rzucać w oczy i próbował zachowywać się tak jak zawsze.
Nie spał całą niemal noc, analizując to, co usłyszał. Zrozumiał, że dziewczyny są wywożone do Niemiec. Na pewno do burdeli, był tego pewien, albo gdzieś do Chin czy Japonii jako żywe manekiny do zadawania cierpień i mordowania, by dostarczyć azjatyckim bogaczom prymitywnych przyjemności. Słyszał, że dla nich stanowi to wyrafinowaną i bardzo pożądaną rozrywkę. To powodowało, że nienawidził Azjatów, czyli „skośnookich”, jak ich nazywał.
Dopiero teraz pojął to, co go ciągle zastanawiało. Przybywały tu młode a nawet bardzo młode dziewczyny, a po jakimś czasie znikały. Aż siadł z przerażenia. Dobrze, że miał samodzielną sypialnię, bo zaczął w ciemnościach chodzić, łapiąc się za głowę. Mówiono, że wyjechały do innego zgromadzenia sióstr. Jasne, że wyjechały. To dranie! A te nauki? Te wszystkie nauki o miłości? Teraz uświadomił sobie, jakim oszustwem jest cała ta niby-religia, rzekomo jedyna prawdziwa. Chciał wierzyć, szukał oczyszczenia i spokoju, życzliwych ludzi i prawdy. A co znalazł? Zakłamanie, wyzysk fizyczny i handel żywym towarem! „ A może to nieprawda? Może źle usłyszałem?” próbował sam siebie przekonać i jak zwykle bał się spojrzeć prawdzie w oczy. Tej nocy nie zmrużył oka.
Następnego dnia poszedł jak zwykle na poranne medytacje. Słuchał już dobrze znanych słów i starał się odnaleźć w nich swój spokój i radość z przynależności do najwspanialszej grupy ludzi na świecie. Niestety, tym razem nie udało mu się pogrążyć w modlitwach. Gdy zamknął oczy próbując wyobrazić sobie Boga Wszechświata, ciągle powracał obraz skatowanej dziewczyny a zwłaszcza jej oczy pełne strachu.
Nagle dotarła do niego prawda jak błyskawica rozjaśniająca niebo. Rytuał Przejścia! Poddawano mu wszystkie kobiety do lat czterdziestu pięciu. Starsze przechodziły do wyższego stopnia wtajemniczenia automatycznie z racji wieku! Musiały jedynie przez trzy dni modlić się w kaplicy w obecności Nauczyciela. Po trzech dniach siostra wychodziła z uśmiechem i od tej pory mogła modlić się samotnie w Białej Świątyni a nie ze wszystkimi w kaplicy.
Młodsze nowicjuszki natomiast przeprowadzano przez stopnie kolejnych tajemnic bez udziału pozostałych. Kandydatka ubrana w lekką białą szatę i wianek z polnych kwiatów na głowie była odprowadzana do specjalnej Niebiańskiej Komnaty przez dwóch doradców Nauczyciela. Co się dalej z nimi działo, było najgłębszą tajemnicą. Część z nich nie wracała do zgromadzenia. Najmłodsze miały możność opuszczenia Świątyni na zawsze, przynajmniej tak mówił Nauczyciel. Bogdan wzdrygnął się nagle. Nie było żadnych dowodów, że tak było w rzeczywistości! Żadna z nich później nie kontaktowała się z bractwem.
Kazanie dobiegało końca, gdy nagle usłyszał Nauczyciela mówiącego: „ Z przykrością pożegnaliśmy naszą siostrę Marę, która wróciła do swojego ziemskiego życia”. Szybko pochylił głowę, udając, że się modli i ukrył twarz w dłoniach. Bał się, że Nauczyciel spojrzy na niego i domyśli się, że on wie o wszystkim. Udało mu się na szczęście zapanować nad nerwami i po modlitwie szybko poszedł do swoich zajęć.
Zły był sam na siebie. Dotychczas nie kochał nikogo poza siostrą. Kłopoty i cierpienia innych nie dotyczyły i nie obchodziły go. Żył sam dla siebie, a tu znalazł się, bo szukał spokoju. Tymczasem teraz nie mógł sobie znaleźć miejsca, domyślając się, co musiała znieść tamta dziewczyna. Martwił się o nią i jej los. „ Co mnie to obchodzi. Mogła tu nie przychodzić” mówił sobie. A jednak nie mógł nie myśleć o niej i o Gali. Zaczął zastanawiać się, jak przynajmniej tą ostatnią uwolnić, zanim wywiozą ją do Niemiec. Najchętniej uciekłby stąd, miał przecież wiele okazji, lecz nie mógł zostawić jej i innych dziewczyn w rękach zbrodniarzy. Wiedział, że nie znalazłby spokoju.
Bogdan zdenerwował się na myśl o Asi. Miała niewiele ponad siedemnaście lat, więc może być dla nich szczególnie cenna. Jej osiemnastoletnia towarzyszka Gala też zostanie tak samo potraktowana jak ta nieszczęsna Mara. Zupełnie świadomie zaczął je pilnować. Codziennie sprawdzał, czy są w pracy i próbował z nimi dyskretnie rozmawiać. Stwierdził, że są nieświadome niczego, ślepo wierzące w każdą naukę Nauczyciela. Doszło wreszcie do tego, że biegł co rano do kaplicy i gdy je zobaczył na porannych modłach, oddychał z ulgą. Dawny egoista zaczął teraz troszczyć się o dwie naiwne dziewczyny, a nawet czuł się za nie odpowiedzialny, jakby to on ponosił winę za ich pobyt w tym fałszywym bractwie. Zdenerwował się, gdy nie zobaczył Asi za zbiórce w pracy. Dopiero gdy dowiedział się o jej chorobie i sprawdził, że rzeczywiście leży w łóżku, uspokoił się.
Rozdział XV
Tydzień później Gala poddała się rytuałowi Przejścia. Po ceremonii uradowana szła do Niebiańskiej Komnaty prowadzona przez doradców Nauczyciela. Po trzech dniach wróciła zupełnie inna. Nie chciała rozmawiać nawet z Asią i tylko snuła się milcząca po polu i salach. W sypialni nie odezwała się do nikogo.
Bogdan zaniepokojony był zmianą w jej zachowaniu, zaczął więc ją śledzić. Odkrył, że codziennie przychodzi po nią wieczorem jeden z doradców i prowadzi do Białej Sali na modły. Było to normalne i nikt się nie dziwił, lecz on podejrzewał najgorsze. Niestety, jego przypuszczenia miały się potwierdzić.
Asia powoli wracała do zdrowia, już wychodziła na modły i posiłki, lecz jeszcze nie wróciła do pracy. Mogła samotnie siedzieć w pokoju lub kaplicy i nikt nie miał do niej pretensji. Zaczęła też otrzymywać niewielkie porcje warzyw i owoców. Gdy czuła się już zdrowa, stało się coś dziwnego. Gala zniknęła. Asia próbowała pytać o nią, lecz jedyną odpowiedzią była cicha uwaga Oliwii:
-Kochanie. Lepiej nie pytaj i nie interesuj się nią, bo skończysz tak samo.
Co znaczyło, że skończy tak samo? Może ją usunęli z Kościoła? Bała się pytać. Przy posiłku, spożywanym jak zawsze wspólnie wieczorem, Sam siadł obok Asi. Dziewczyna była bliska płaczu. Bardzo bała się o towarzyszkę i nie rozumiała nic z tego, co mówiła Oliwia.
- Podobno szukasz Gali – powiedział cicho.
- Nie, już nie szukam. Chyba odeszła stąd. Przykro mi, że się ze mną nie pożegnała. Może miała jakieś kłopoty?
- Skąd wiesz, że jej tu nie ma?
- Nie mieszka ze mną i nie widziałam jej rano przy posiłku ani na modłach. Tylko...
Zawahała się nagle, jakby coś ją zastanowiło.
- O co chodzi? Czy zabrała ze sobą swoje rzeczy? Ubrania i drobiazgi?
- Przecież nie mamy tu żadnych innych ubrań, bo wszystko oddaliśmy, jak przyjmowano nas do bractwa i nosimy tylko nasze święte stroje. Ale nie wzięła swojego ukochanego łańcuszka z koniczynką. Był dla niej bardzo cenny, bo dostała go od babci. Jej rodzice zginęli w wypadku i wychowywała ją babcia zanim razem z siostrą trafiły do domu dziecka. Zdejmowała go tylko, gdy szła na pole, bo bała się go zgubić. Gdyby odeszła, na pewno zabrałaby go ze sobą. A poza tym ona nie ma dokąd iść, bo nie ma już żadnej rodziny. Siostra mieszka za granicą. Jej babcia zmarła...
Przerwała, bo w drzwiach stanął jeden z doradców i zaczął się im przyglądać.
- Racja, przepraszam, zapomniałem. Może dowiem się czegoś o niej. Spotkajmy się wieczorem. Będę czekał przy szopie na narzędzia koło siedliska. Tylko postaraj się, żeby nikt cię nie zobaczył.
Bogdan dokończył picie czarnej niesłodzonej kawy, udając spokój. Podejrzewał najgorsze i postanowił poszukać dziewczyny. Kiwnęła mu głową, chociaż niczego nie rozumiała. Po co te tajemnice? Nauczyciel mówił, że wszystkie wątpliwości i pytania trzeba zanosić do niego. Mimo tego wyszła wieczorem z sypialni pod pozorem potrzeby. Była ufna i żarliwie wierzyła w nauki głoszone przez Nauczyciela, więc nikt jej nie zatrzymywał. Sam czekał niedaleko wejścia.
- Chodź ze mną, szybko!
Pociągnął ją za rękę i skuleni przebiegli kilka kroków. Zatrzymał się przed drewnianą szopą bez okien, stojącą w rogu pola, niewidoczną z okna baraku ani willi. Wyjął dwie deski z boku i wszedł do środka, dając znak, by poszła za nim. W ciemności w pierwszej chwili nie widziała nic, dopiero po chwili zobaczyła coś leżącego pod ścianą i usłyszała jęk. Już chciała zerwać się do ucieczki wystraszona, że chłopak chce jej zrobić krzywdę, gdy usłyszała szept:
- Ratujcie mnie, umieram.
Znajomy głos! Nagle zrozumiała.
-
- Gala? Co tu robisz?
Sam poświecił czymś i ukazała się twarz dziewczyny. Ale jaka twarz! Napuchnięta i sina, ze śladami wielu ran.
- Co ci się stało? Czemu tu jesteś? Czemu stąd nie wyjdziesz?
- Jestem przykuta łańcuchem do desek.
Sam poświecił niżej i zobaczyli poranione nogi dziewczyny owinięte łańcuchem, którego koniec przybity był do belki podtrzymującej dach. Nagle usłyszeli szmer i zamarli w ciemnościach. Chłopak pociągnął dziewczynę w druga stronę. Niemal siłą wepchnął ją do ciemnego kąta a sam wyszedł na zewnątrz. Stała przyklejona niemal do ściany, gdy Sam podszedł do przygotowanego wcześniej wózka na dwóch kołach i zaczął robić hałas, ładując puste skrzynie.
- Kto tu jest? - odezwał się męski głos.
- To ja, Sam, bracie. Muszę przewieźć skrzynie.
- A, to pracuj, bracie, bo jutro zwozimy ziemniaki.
Mężczyzna oddalił się spokojnym krokiem. Sam dalej spokojnie ładował skrzynie. Gdy dał znak, Asia wyszła z ukrycia dygocząc ze strachu.
- Co ona zrobiła? Co tu się dzieje?
Chciała stąd uciec i złapali ją.
- To nie można stąd wyjść, kiedy się chce?
- Jak widzisz nie. Karzą za to straszliwie. Uciekaj już do sali.
- Ale co z nią. Uwolnij ją, błagam!
- Myślisz, że to takie proste? Uciekaj do sali, bo nas wszystkich zgubisz.
Biegła skulona do pokoju niemal chora ze strachu. Gdy pozostałe siostry wróciły z modłów, Asia leżała w łóżku rozpalona i dygocząca. Uznały, że nie jest jeszcze całkowicie zdrowa. Teraz pod wpływem wstrząsu, jakiego doznała widząc skatowaną Galę, jej choroba jakby wróciła z większą siłą. Trzęsła się nie tylko z gorączki ale i z przerażenia. Nie była w stanie niczego zrozumieć. Czemu Gala chciała uciec? Przecież mówiła, że nie ma żadnej rodziny. Dlaczego nie wolno stąd uciec? Przecież Nauczyciel mówił, że mogą opuścić zgromadzenie, gdy stracą wiarę. Dlaczego nie tylko zatrzymali Galę ale i pobili. Może to zrobili jacyś zbrodniarze spoza zboru a Nauczyciel o niczym nie wie? On jest dobry i chce tylko szczęścia dla swoich wiernych. Może trzeba go o tym wszystkim zawiadomić? Postanowiła to zrobić następnego dnia, ale na szczęście straciła przytomność. Nie wiedziała, że właśnie uniknęła śmierci.
W tym samym czasie Sam wrócił z pola i spokojnie udał się do kaplicy, aby wszyscy wychodzący mogli go zauważyć. Wiedzieli, że do niego należy przygotowanie pracy na następny dzień, toteż często był zwolniony z reżimu, jaki obowiązywał pozostałych wiernych. Nie zawsze brał udział w modlitwach, chodził sam na pole i zwoził plony lub rozkładał skrzynki i kosze nawet wtedy, gdy ogłoszono ciszę i zgromadzonym nie wolno było poruszać się po terenie wspólnoty.
Starał się teraz nie wzbudzać żadnych podejrzeń, chociaż myśl o cierpiącej dziewczynie była dla niego nie do wytrzymania.
Z trudem ją znalazł. Szukał, sądząc, że się gdzieś ukryła. Jako zaufany kierowca miał dostęp do wszystkich pomieszczeń gospodarczych, więc przeszukał szklarnię, szopę na produkty rolne i warsztat. Dopiero w szopie na skrzynie i zbiory odkrył zamaskowaną ścianę a za nią zamknięte pomieszczenie, z którego słychać było cichy jęk. Właśnie tu wieczorem przyprowadził Asię i otwarł sprytnie zasłoniętą skrytkę.
Domyślał się, co zobaczy, ale widok zmaltretowanej Gali wstrząsnął nim. Sam nie wiedział, kiedy stał się wrażliwy na cudzą krzywdę. Miał zamiar krzyczeć, biec i bić tych, którzy jej to zrobili, ale szybko się opanował. Obiecał sobie, że zemści się na oprawcach obu dziewczyn, bo nie przestawał myśleć o tamtej, którą wtedy zawiózł do sióstr w mieście. Niestety, niczego nie mógł zrobić teraz.
Tak jak przewidywał, następnego dnia polecono mu zawieźć Galę do sióstr. Wiedział, że tam ją wyleczą i tak jak Marę i doprowadzą do stanu pozwalającego wywieźć za granicę. Czekał już w samochodzie, gdy jeden z „pomocników” Nauczyciela zwany Ben przyprowadził dziewczynę owiniętą od głowy do stóp białą długą szatą. Twarz miała zasłoniętą i mocno kulała, ledwie trzymając się na nogach, ale była przytomna. Nie przyglądał się jej, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Tylko dowieź ją w całości- zarechotał Ben.
- Nie bój się, włos jej z głowy nie spadnie. Znam swoją rolę, bracie – odpowiedział z cynicznym uśmiechem.
Widocznie był przekonywujący, bo Ben zatrzasnął drzwi kabiny i pomachał ręką. Gdy samochód skrył się już za kępami krzaków i nie był widoczny z posiadłości bractwa, zapytał.
- Jak się czujesz? Wytrzymasz drogę? To nie jest daleko.
- Postaram się. Jestem cała obolała. Najchętniej uciekłabym teraz, ale mam zwichniętą stopę.
- W takim stanie nie dasz rady, a poza tym oni cię będą szukać i na pewno znajdą. Zresztą masz gdzie uciec?
- Nie, nie mam kontaktu z siostrą. Znajdę jakieś schronienie, może ukryję się wśród bezdomnych.
- Nie łudź się, ich macki mogą sięgać i tam. Posłuchaj, zrobię wszystko, by cię wyciągnąć. Twoja zwichnięta stopa może nam pomóc.
- Zwariowałeś? A co ona ma do tego?
- Jak długo będziesz chora, to cię nie wyślą tam, gdzie zamierzali. Za chorą lub kalekę nie zapłacą im. Jak najdłużej udawaj, że kulejesz.
Pomyślał, że gdy okaże się całkowicie nieużyteczna, mogę ją zamordować. Miał nadzieję, że zdąży. W czasie drogi nieszczęsna kobieta opowiedziała mu o wszystkim. Prawda była gorsza niż przypuszczał.
Rozdział XVI
Rytuał Przejścia, o którym marzyły młode kandydatki na siostry, był w rzeczywistości gwałtem zbiorowym. Uczestniczył w nim Nauczyciel i jego dwaj „doradcy”. Gdy adeptka przeszła do Komnaty Przejścia, kazano jej rozebrać się do naga i położyć na wielkim łożu. Wtedy Nauczyciel dokonał aktu. Zaskoczona nie broniła się, bojąc się obrazić Nauczyciela okazaniem niechęci czy oburzenia. Jej prośby zostały skwitowane śmiechem. Następnie zmuszono ją do wypicia jakiegoś płynu, zapewne narkotyku, gdyż przestała się opierać i poczuła ogarniającą ją słabość.
Po zgwałceniu jej przez Nauczyciela, to samo kolejno zrobili jego dwaj pomocnicy, po czym zostawili płaczącą dziewczynę w sali, zamykając ją na klucz. Pomieszczenie nie posiadało okien, więc Gala nie wiedziała, jak długo leżała uwięziona. Gdy udało jej się wstać, w rogu za kotarą odkryła drzwi, lecz prowadziły tylko do maleńkiej łazienki, również bez okna. Po jakimś czasie usłyszała zgrzyt klucza w zamku i weszła starsza siostra, która przyniosła jej chleb i czarną kawę oraz ręcznik, po czym wyszła bez słowa. Tego samego dnia „rytuał” z udziałem Nauczyciela i jego dwóch doradców powtórzył się. Trwało to trzy dni. Gala czuła, że traci siły i opanowuje ją gorączka. Wreszcie ubrano ją i wyprowadzono z sali jakimś bocznym korytarzem do innego pomieszczenia. Nie miała pojęcia, gdzie idą, zresztą była już tak słaba, że z trudem utrzymywała równowagę. Wkrótce znalazła się w zupełnie innym pomieszczeniu.
Pokój z oknami na ogród był ładnie urządzony i nie miał krat, co zauważyła natychmiast. Pozwolono jej się położyć i zasnąć. Pewnie trwało to długo, gdyż obudziła się, gdy na zewnątrz było już ciemno. Pierwszą jej myślą była ucieczka. Okno dało się otworzyć, więc zrobiła to, starając się zachować największą ostrożność i ciszę. Pomieszczenie znajdowało się na piętrze, lecz ona gotowa była stracić życie, byle uwolnić się z rąk prześladowców. Wyrzuciła przez okno kołdrę, następnie skoczyła. Poczuła ból w kostce lecz nawet nie pisnęła. Spróbowała stanąć, zrobiła kilka kroków, gdy poczuła uderzenie w plecy, które ją zwaliło z nóg. Po następnym ciosie w głowę straciła przytomność. Pobita ocknęła się dopiero w szopie.
Opowiadała o tym wszystkim Samowi z zamkniętymi oczami, co chwilę przerywając, gdy ból był zbyt silny. Bolało ją całe ciało, opuchnięte i sine od zadawanych razów, ale szczególnie nie do wytrzymania był ból uszkodzonej stopy. Na szczęście już dojeżdżali. Bogdan zdążył ją zapewnić:
- Uwolnię cię, obiecuję.
- Dzięki, ale uratuj też małą, bo ona tego nie przeżyje. Jest taka czysta i naiwna, że nie przeżyje.
- Uwolnię was obie. Tylko postaraj się jak najdłużej chorować, żebym miał czas. Rób wszystko, żeby cię nie wywieźli.
Nie powiedział, gdzie mieliby ją wywieźć, ale liczył na to, że sama się domyśli. Wrócił do zgromadzenia najszybciej jak tylko potrafił. Z obojętną twarzą nie dał po sobie poznać, że wie o wszystkim.
Wieczorem chciał zawiadomić Asię, lecz nie przyszła na wieczorną modlitwę. Przypomniał sobie, że przy obiedzie też jej nie widział. Zaczął się niepokoić, ale jedna z sióstr wyjaśniła mu, że dziewczyna jest bardzo chora i leży w łóżku. W czasie medytacji zachował kamienną twarz i udawał zamyślenie, chociaż bał się przenikliwego wzroku Nauczyciela, który bacznie go obserwował. Spodziewał się, że będzie śledzony, gdyż wiedział zbyt dużo i mógł mocno zaszkodzić bractwu. Starał się z nikim nie rozmawiać i z tego powodu nie odwiedził też Asi, aby nie sprowadzić na nią nieszczęścia. Wiedział już, że są zdolni do wszystkiego.
Nie był zdziwiony, gdy wieczorem wezwano go do gabinetu Nauczyciela.
- Bracie Samie, jesteś bardzo pomocny i godny zaufania, czyż nie tak?
- Staram się, mistrzu i nauczycielu, bo wierzę w naszą prawdziwą misję.
- Tak, widzę to. Dlatego chcę cię wywyższyć za twoje zasługi. Jeden z moich doradców zostaje wysłany na placówkę zagraniczną i szukam godnego jego następcę - powiedział serdecznym głosem.
„ Aha, ma zostać kierownikiem burdelu w Niemczech” pomyślał. A głośno odparł:
- Nie wiem, czy jestem godzien tak wielkiego zaufania i takiego zaszczytu.
- Przeszedłeś już próbę i czas na dalsze wtajemniczenie, bracie. Przygotuj się na swoje dostojne posłannictwo. Za trzy księżyce zostaniesz przyjęty i podpiszesz zobowiązanie do zachowania świętej tajemnicy pod groźbą kary, jaką nasz Wszechmogący spuści na ciebie, jeżeli jej nie dochowasz.
Dopiero teraz Bogdan zauważył, jaki stek bzdur głosi Nauczyciel. Zdziwiony był, że dotychczas wierzył w takie wypowiedzi doszukując się w nich świętości i uduchowienia. Teraz zawstydził się własnej głupoty i zaślepienia. Pochylił głowę udając szacunek i wdzięczność. Odszedł dziękując z udawaną radością. Dopiero za drzwiami wziął głęboki oddech, bo niedobrze mu się zrobiło, gdy wyobraził sobie swój udział w Rytuale Przejścia. Wiedział, że tego nie wytrzyma . „ Trzeba być draniem bez sumienia, żeby tak potraktować te dziewczyny. Ja może jestem zepsuty, ale nie tak jak oni” myślał.
Wierzył, że uratuje Galę a może i Marę. Musiał minąć przynajmniej tydzień, żeby dziewczynie zagoiły się rany a siniaki zniknęły, inaczej cena za kobiety byłaby dużo niższa. Musiały być piękne i zdrowe, więc przygotowanie ich należało do obowiązków sióstr. Jeżeli noga Gali w kostce została złamana, jej wysyłka opóźni się jeszcze bardziej. Nie wiedział jeszcze, jaką niespodziankę szykuje mu ich przywódca.
Następnego dnia, idąc na pole, zajrzał przez okno do pokoju Asi, która nadal była chora i szepnął, że Gala jest u sióstr. Asia odetchnęła z ulgą i od razu poczuła się lepiej. Bogdan słusznie przypuszczał, że jej choroba dotyczy nie tylko ciała ale i duszy.
Wrażliwa, łatwowierna i szczera dziewczyna wreszcie zrozumiała, że ludzie nie są tacy, jak sobie wyobrażała. Dotychczas nawet życie wśród bezdomnych nie złamało jej wiary w uczciwość i prawdę. Nawet tam potrafiła dostrzec jedynie dobre strony natury ludzkiej. Dopiero teraz ten gmach, jaki sobie zbudowała, zaczął chwiać się w posadach. Jeszcze wmawiała sobie, że to pomyłka, że Nauczyciel o niczym nie wie, że winni są jego oprawcy, że on jest dobry i szlachetny, że doprowadzi ich do szczęścia i boskiej wiedzy. Nadal broniła się przed ponurą prawdą, lecz powoli otwierała oczy na świat taki, jaki był naprawdę. Zaczęła uświadamiać sobie, że jej spokojna przystań okazała się oszustwem. Wiadomość, że stąd nie można już uciec, że jest więźniem bractwa, załamała ją. Nareszcie nabrała nieufności do otaczających ludzi, do tego co mówią i jak postępują. Czuła, że się dusi, a wspomnienie widoku pobitej Gali prześladowało ją w dzień i w nocy. Słusznie przypuszczała, że zrobią z nią to samo. Na szczęście nie znała jeszcze całej prawdy.
Wieczorem Bogdanowi udało się wejść do jej sali i ubłagać ją, by nikomu niczego nie ujawniała, żeby udawała, że o niczym nie wie. Gdy siostry przyniosłyby jedzenie, miała udawać, że śpi, aby nie odpowiadać na pytania. Nie umiała kłamać i obawiał się, że niechcący zdradzi ich tajemnicę.
Tymczasem na wieczornych modłach Nauczyciel oznajmił, że do Przejścia przygotowuje się następna siostra. Bogdan rozejrzał się i stwierdził, że jedyną niewtajemniczoną poprzez Rytuał jest właśnie Asia, bowiem pozostałe siostry były znacznie starsze. Wpadł w panikę. Postanowił, że uciekną jeszcze tej nocy.
Szczęściem noc była ciemna, wiał gwałtowny wiatr. Asia leżała sama, gdyż obie jej towarzyszki kilka dni temu przeniosły się do drugiego końca budynku. Ubrany w ciemny kombinezon roboczy Bogdan podczołgał się pod okno wychodzące na pole. Sprawdził, dało się otworzyć. Zdjął buty, by bezszelestnie dostać się do sali, od której dzieliło go kilka kroków. Drzwi były otwarte, wystarczyło tylko obudzić Asię. Przycupnął za jej łóżkiem i nasłuchiwał. Nie usłyszał żadnych podejrzanych dźwięków, więc nachylił się nad nią, zakrywając jej usta dłonią, żeby nie krzyknęła:
- Ani słowa, to ja, Sam. Uciekamy stąd.
Mimo osłabienia chorobą podniosła się szybko. Strach dodał jej sił. Szybko pomógł jej założyć przyniesione męskie ubranie robocze i tą samą drogą wydostali się z budynku. Starali się zachować jak najciszej, chociaż mieli nadzieję, że wszyscy mieszkańcy baraku śpią twardym snem zmęczeni wielogodzinną pracą na polu.
Droga do ogrodzenia trwała bardzo długo. Czołgając się między bruzdami ziemi posuwali się jednak naprzód. Strach i nadzieja uwolnienia się dodawały Asi sił. Bogdan odnalazł obluzowaną wcześniej deskę i wkrótce byli już po drugiej stronie. Bez słowa wstali, kierując się nie w stronę miasta lecz pobliskiej wsi. Szli, chowając się w cieniu drzew lub za kępami krzaków. Bogdan podtrzymywał słabą jeszcze dziewczynę, toteż nie mogli iść zbyt szybko. Już dochodzili do pierwszego domostwa, gdy nagle na Bogdana zwalił się jakiś cień. Upadł pod ciosem.
- Uciekaj do ludzi! - zdążył krzyknąć, zanim poczuł ostrze noża wbijające się pod żebra i stracił przytomność.
Asia gnana strachem dopadła najbliższego domu i zaczęła walić pięściami w drzwi, krzycząc:
- Policja, bandyci, ratunku!
Nagle popchnięta z tyłu upadła na ziemię, lecz nie przestała krzyczeć. Już czuła wielkie dłonie chwytające ją za gardło, gdy nagle błysnęło światło i rozległy się męskie głosy. Napastnik puścił ją, odskoczył i zniknął w krzakach. Podniosła się z trudem, przyjmując podaną dłoń. Przed nią stało dwóch mężczyzn potężnej budowy, a za nimi ukazała się głowa starszej kobiety:
- Dziecko, co się stało?- krzyknęła.
- Napadli nas. Mój brat, chyba go zabili!!
- Zabili? Gdzie? Idziemy! Gdzie siekiera, weź latarkę!- wrzasnął jeden z mężczyzn.
Wybiegli z domu w stronę gęstych zarośli. Kobieta wciągnęła trzęsącą się Asię do domu. Nie pytała o nic, podała kubek wody i owinęła kocem.
Tymczasem mężczyźni odszukali ciało Bogdana. Leżał niedaleko. Wydawało się, że nie żyje, jednak starszy z mężczyzn pochylił się nad nim, po czym stwierdził:
- Dycha jeszcze, leć do matki, niech da ręcznik i dzwoni po karetkę, bo inaczej kipnie.
Syn wpadł do domu z krzykiem:
- Matka, szybko ręcznik! Żyje jeszcze, dzwoń po karetkę i do Michała!
Chwycił ręcznik i wybiegł jak wicher. Stary próbował zatamować krew. Nieraz opatrywał rany swoje i cudze po bijatyce na wsi, więc miał już pewną wprawę. Syn uważnie rozglądał się, czekając na atak ze strony niewidocznego bandyty. Siekierę trzymał w pogotowiu, gotów w każdej chwili uderzyć z całą siłą. Tak doczekali ambulansu pogotowia. Ratownicy natychmiast zajęli się rannym i szybko odjechali na sygnale. W drodze minęli radiowóz policyjny.
Gdy kobieta przekazała Asi wiadomość, że jej towarzysz żyje, ta rozpłakała się z radości. W czasie, gdy czekano na pomoc, zdołała z Asi wydobyć nieco informacji i natychmiast zadzwoniła do syna, który pracował w policji. Syn i ojciec wrócili do domu razem z policjantami. Kobieta przekazała im wiadomości przekazane jej przez Asię.
-Czy wiesz, kto was napadł?- zapytał jeden z nich.
- Nie widziałam go, ale to może być jeden z pomocników Nauczyciela z bractwa.
- Dlaczego tak uważasz?
- Oni patrolują okolicę i pilnują, czy ktoś nie ucieka. Poza tym... Gdy złapał mnie za gardło, poczułam taki metalowy pierścień z kolcami. Tylko jeden człowiek taki nosi, w dodatku na kciuku. To jeden z nich.
Rozdział XVII
Po przesłuchaniu uprosiła, by zawieźli ją do szpitala. Policjanci musieli sprawdzić stan zdrowia poszkodowanego, więc zabrali pasażerkę, która była dla nich cennym świadkiem. Po drodze opowiedziała im o losie Gali i sekcie. Nie wiedziała, że jej opowieść jest przekazywana przez mikrofon prosto do komendy.
- Błagam, ratujcie Galę, oni ją zabiją albo wywiozą!
Myśleli, że straciła rozum albo nadal jest w szoku.
- Mów jaśniej, kogo i gdzie mamy ratować!
- Uciekłam z sekty dzięki temu rannemu chłopakowi . W mieście jest uwięziona dziewczyna, którą chcą gdzieś wywieźć lub zamordować.
Policjanci słuchali z zainteresowaniem, zwłaszcza, że mieli już wiele anonimowych doniesień o sekcie i prowadzili w tej sprawie dochodzenie. Dziewczyna znała adres willi sióstr, podała też szczegóły otoczenia domu. Nie zdradzili, że znają ten dom i jego mieszkańców. Od jakiegoś czasu obserwowali to miejsce i gromadzili dowody. Nie musieli teraz o nowych faktach zawiadamiać przełożonych, ponieważ w trakcie jazdy słyszeli każde słowo. W komendzie zrobił się ruch. Natychmiast zarządzono akcję, a do szpitala wysłano ochronę dla rannego Bogdana.
Właśnie był operowany, więc Asia musiała poczekać na korytarzu przed salą. Zapytana o imię i nazwisko brata, nie umiała powiedzieć, jak się naprawdę nazywa, ale wytłumaczyli to sobie szokiem po napadzie. Na szczęście chłopak miał przy sobie prawdziwe dokumenty, które oddali mu w bractwie, gdy zaczął jeździć do miasta w charakterze kierowcy na wypadek, gdyby policja chciała go sprawdzić.
Siedziała dygocząc z emocji i gorączki, niezdolna wydobyć z siebie słowa. Obok niej dyżurował policjant, pilnując zarówno rannego, któremu nadal mogło grozić niebezpieczeństwo, jak i ważnego świadka, jakim była ta słaba płacząca dziewczyna. Nagle usłyszała dobrze znany głos i zobaczyła jednego z „braci”. Znała go, zajmował się pilnowaniem ich na polu. Zawsze uśmiechnięty nie szczędził złośliwych uwag, gdy któraś z nich pracowała mniej wydajnie. Wszyscy bali się go, chociaż udawał serdeczność i troskę, gdyż była w nim jakaś brutalność i prostactwo. Silnej budowy kulturysta musiał budzić respekt wśród słabych kobiet i mężczyzn. W rzeczywistości był to brutalny oprawca, który zdolny był do zadawania cierpień. To on, Ben, pobił, a potem torturował Marę, którą wiózł swego czasu Bogdan.
Teraz przyszedł tu, szukając dziewczyny i jej pomocnika. O ucieczce i pogoni dowiedzieli się od Roba, który twierdził, że zabił Sama, lecz dziewczynie udało się uciec. Gdy z okna pałacu zobaczyli pędzącą na sygnale karetkę, Nauczyciel wysłał Bena, by sprawdził, czy uciekinierzy nie znajdują się w szpitalu. Miał ich natychmiast zabić bez względu na wszystko. Siedział w przeciwnym kącie korytarza i udawał, że na kogoś czeka. Nagle policjant odebrał telefon, wstał i odszedł za róg, żeby swobodnie porozmawiać. Asia chciała iść za nim lub krzyczeć, żeby nie odchodził, lecz sparaliżowana strachem nie mogła zrobić kroku. Otwarła usta i nie wydobył się z jej gardła żaden dźwięk. Na korytarzu nie było nikogo. Ben natychmiast zerwał się i rzucił w stronę Asi. Próbowała się wyrwać mimo osłabienia, kopała go po nogach, gryzła, wiedząc, że walczy o życie. Uderzył ją w twarz i ciągnąc z trudem w stronę windy syczał:
- Spróbuj uciec, a zobaczysz, co z tobą zrobię.
Nadal nie mogła wydać ani jednego dźwięku z przerażenia, jakby ją zablokowało. Jego ręce trzymały ją jak w kleszczach.
Nagle z windy wysiadła pielęgniarka i widząc, jak mężczyzna szarpie dziewczynę, wrzasnęła przeraźliwie, rzucając się z pomocą. Błyskawicznie wyjęła z kieszeni jedyną broń, jaką miała, nożyczki i wbiła je w ramię napastnika. Ten krzyknął z bólu i puścił dziewczynę, chcąc zdzielić kobietę pięścią, ale zaalarmowane już dwie salowe już biegły z odsieczą. Jedna prysnęła mu w oczy jakimś płynem, druga zdzieliła wielka butlą wody w momencie, gdy już dobiegał do nich policjant, który sprawnie zapiął na przegubach bandyty kajdanki. Był czerwony z irytacji, że tak lekkomyślnie naraził świadka na niebezpieczeństwo. Wiedział, że będzie się musiał tłumaczyć z takiego błędu i zapewne poniesie karę.
Zrobiło się zamieszanie, pojawiło się kilku policjantów i przeklinającego ordynarnie zbrodniarza z krwawiącą ręką wyprowadzono. Asia siedziała na ziemi i płakała, pielęgniarka pytała ją o coś, salowe sprzątały korytarz. Nagle jedna z nich pochyliła się nad nią.
- Jestem Zuzanna, a ty jak masz na imię?
Prawie zapomniała już swojego prawdziwego imienia.
- Asia a właściwie Joanna.
- Chodź, dam ci jakieś ubrania, przebierzesz się.
Jej męskie ubranie było brudne i przemoczone, więc propozycja ją ucieszyła, jednak się wahała. Kiedyś poszłaby bez oporów, ufna i wierząca każdemu słowu nieznajomych, ale teraz już nauczyła się, że ludzie kłamią i nie można wierzyć wszystkim. Z ociąganiem poszła za nią, gotowa w każdej chwili rzucić się do ucieczki..
Nie chciała wejść do małego pokoiku pełniącego rolę ich szatni, poczekała więc na korytarzu, gdzie Zuzanna przyniosła sweter i spodnie. Były nieco za duże, ale można było zawinąć rękawy i nogawki. Gdy zdjęła roboczy, mocno ubrudzony i podarty kombinezon, została tylko w luźnej koszuli na ramiączkach. Zuzanna zerknęła na jej widoczne teraz łopatki i dostrzegła między nimi ciemne znamię w kształcie śliwki. Teraz już miała pewność, ale nie zdradziła się niczym. Wiedziała, że musi zdobyć zaufanie dziewczyny, dopiero wtedy powie jej wszystko, co powinna wiedzieć. Inaczej ta znowu ucieknie i tym razem być może z tragicznym skutkiem. Widziała, że Asia jest u kresu sił, zapewne chora, gdyż dygotała jak w gorączce. Gdy obie wracały korytarzem, nagle zemdlona osunęła się na ziemię. Natychmiast położono ją na wolnym łóżku i zbadano. Okazało się, że ma zapalenie płuc, jest wycieńczona i niemal zagłodzona. Temperatura znacznie wzrosła, jej oddech stał się świszczący. Podłączono ją do respiratora. Zaczęła się walka o jej życie.
Tymczasem Bogdan przeszedł poważną operację. Był w stanie ciężkim, chociaż lekarze nie tracili nadziei na uratowanie go. Dopiero następnego dnia po operacji odzyskał przytomność i od razu poprosił o rozmowę z policjantem, przy którym z trudem wyszeptał:
- Ratujcie dziewczynę, którą sekta chce wywieźć do Niemiec do burdelu. Uciekłem stamtąd. Ona ma osiemnaście lat, jest pobita, ale mogli już ją wywieźć jak wiele innych dziewcząt. Błagam, proszę o szybką interwencję, bo będzie za późno!
Policjant uspokoił go:
- Spokojnie, już zrobili obławę dzięki pana młodej towarzyszce. Pamiętała dobrze adres. Zresztą od jakiegoś czasu mieliśmy ich na oku. Czekaliśmy tylko na zdobycie dowodów.
- Co z nią? Gdzie jest?
- Jest tu w szpitalu. Jakiś drab chciał ją porwać. Leży chora. Ma zapalenie płuc.
Opadł na poduszki i zamknął oczy. „Dobrze, że im powiedziała, na pewno uwolnią Galę, jeżeli tam jest. Ale mała jest chora...” Zmartwił się, że naraził ją na to wszystko. Mógł inaczej zorganizować ucieczkę, ale nie miał już czasu, musiał działać, inaczej spotkałoby ją to samo co Galę. Co z nią? Czy ją uwolnili?
Dawny egoista teraz bardziej martwił się o obie dziewczyny niż o swoje zdrowie. Nie myślał o tym, że sam jest ciężko ranny i grozi mu poważne niebezpieczeństwo. Policjanci zmieniali się przed jego drzwiami, spodziewając się zemsty sekty na najważniejszym świadku.
Niespodziewanie stan chłopaka pogorszył się i poddano go następnej operacji. Lekarzom z trudem udało się wygrać i tą walkę. Po tygodniu jego stan poprawił się na tyle, że mógł go odwiedzić znajomy policjant, by opowiedzieć o przeprowadzonej akcji zakończonej sukcesem, który był możliwy dzięki jego odważnej decyzji. Słusznie przypuszczał, że wiadomość ta pozwoli chłopakowi opanować chorobę i pomoże w powrocie do zdrowia.
Rozdział XVIII
Akcję tę planowano już od dawna.
O sekcie wiedziano już wcześniej, jednak brakowało im wiarygodnych świadków, którzy mogliby potwierdzić ich podejrzenia. Dopiero napad na Bogdana, później na Asię, dał policji sygnał, że natychmiast trzeba działać. Dotychczas nikt z byłych „wiernych” nie chciał zeznawać na ten temat. Zastraszano każdego, kto odszedł z sekty, na przykład z powodu ciężkiej choroby. Zresztą tak się dziwnie składało, że każdy z byłych członków bractwa krótko po wyjściu ginął lub umierał w tajemniczych okolicznościach. Dlatego zeznania Asi pchnęły wreszcie sprawę do przodu i stały się sygnałem do otwartej walki z sektą.
Ściągnięto błyskawicznie posiłki z pobliskich placówek. Akację przeprowadzono jednocześnie w obu siedzibach sekty. Dołączyły służby specjalne i otoczono dom sióstr. Gdy uzbrojeni policjanci wtargnęli do domku, okazało się, że zdążyli w ostatnim momencie. Na posesji stał gotowy do drogi bus z zaciemnionymi szybami a w nim cztery młode dziewczyny związane i zakneblowane. Zatrzymano dwóch obywateli niemieckich oraz fałszywe siostry i jednego z członków sekty. Przestępcy próbowali zlikwidować dowody, lecz nie spodziewali się tak szybkiego ataku. Nie zdążyli nawet ruszyć. Okazało się, że w ich bagażach znajdowały się narkotyki i duże ilości gotówki w różnej walucie.
Najważniejsze jednak, że Niemcy nie zdążyli ostrzec kompanów w swym kraju. Policja niemiecka jeszcze tej samej nocy zrobiła nalot na domy publiczne należące do szajki i aresztowała całą bandę. Wśród zmuszanych tam do pracy kobiet znajdowało się kilka Polek wywiezionych z pomocą sekty. Uwolnione oczekiwały teraz na transport do kraju.
Policjant nie krył zadowolenia.
- Ty też masz w tym swój udział. Gdyby nie twoja odwaga, nie wiadomo, co by się stało z tymi dziewczynami.
- Dziękuję w ich imieniu. Tak się bałem, że nie zdążycie – opadł na poduszki z ulgą – a co z innymi członkami sekty?
- Druga grupa z pomocą oddziału antyterrorystów otoczyła siedzibę sekty. Ten wasz guru też zamierzał uciec razem ze swoim pomagierem. Przez chwilę goniliśmy go, bo uciekał samochodem, ale zarządziliśmy blokadę wszystkich dróg. W pałacu znaleźliśmy znaczną ilość narkotyków, którymi was odurzano. Będziesz musiał zeznawać, wiesz o tym.
- Jeżeli stąd wyjdę, to powiem wszystko, co wiem. Dobrze, że teraz nic mi już nie grozi.
Nastąpiła chwila ciszy. Policjant westchnął.
- Niestety, muszę cię ostrzec. Sekta to cała machina. Guru być może otrzyma dożywocie, ale może nadal rządzić z więzienia. Znamy już takie przypadki. Tacy potrafią świetnie manipulować ludźmi, dlatego zawsze im się udaje omotać wielu naiwnych. Może mścić się zza krat. Oni nie przebaczają zdrady.
- Rozumiem. - westchnął- Teraz chyba już zawsze będę się oglądał za siebie.
- Okazało się, że na terenie ośrodka zdarzały się nawet zgony. Właśnie badamy przyczyny. Więcej nie mogę ci powiedzieć. Dzielnie się zachowałeś, chcąc ratować tą małą i pozostałe, jesteś odważny i uczciwy. Zwłaszcza, że o mało nie straciłeś życia. Było z tobą naprawdę źle.
Uścisnął leżącemu rękę na znak uznania i wyszedł. Bogdan zamknął oczy, czując napływające łzy. Pomyślał, że nie potrafił uratować swojej siostry. Czy to wszystko mogło być odkupieniem za jej śmierć? Zamyślił się, chcąc odpowiedzieć sobie na nurtujące go od pewnego czasu pytanie. Czy uratowanie tych dziewczyn uwalnia go od winy?
Kiedyś udawał gruboskórnego twardziela, który ma za nic życie innych, gotowego łamać przepisy i zasady międzyludzkie. Nie znał współczucia czy litości. Uważał, że słabość jest dobra dla mięczaków. Nie kochał nikogo a rodziców wręcz nienawidził. Gwałtowny i cyniczny egoista buntował się przeciw wszystkim i wszystkiemu. Jego przywiązanie do siostry było jedynym cieplejszym uczuciem, jednak nawet jej nie próbował zrozumieć i wysłuchać, traktując jak swoją własność.
Teraz pod wpływem słów porucznika ciężar winy, który nosił w sobie za śmierć siostry, nieco zmalał. Uratował tyle biednych dziewczyn skazanych na śmierć lub życie w straszliwym poniżeniu. Pierwszy raz był zadowolony z siebie. Niespodziewanie poczuł spokój i chęć pogodzenia się ze wszystkimi. Pomyślał o rodzicach i za chwilę zasnął osłabiony rozmową. Przed drzwiami jego sali nadal siedział uzbrojony policjant.
Wśród uwolnionych dziewcząt znajdowała się Gala, którą przyjęto do szpitala z powodu mocno spuchniętej nogi. Okazało się, że musi przejść operację z powodu złamanej kostki. Była też Mara, której nie udało się wywieźć ze względu na liczne blizny i niezagojone rany. Obie przesłuchano prawie natychmiast.
Pozostałych wiernych zboru spisano na podstawie odnalezionych w biurze Nauczyciela prawdziwych dokumentów, które zabierano przybyłym wiernym natychmiast po wejściu do sekty, tak jak i telefony komórkowe i pieniądze, jeżeli ktoś miał je ze sobą. Po przesłuchaniach każdy z byłych członków bractwa wrócił tam, skąd przyszedł, chociaż nie wszyscy mieli gdzie wrócić. Byli wśród nich i tacy, którzy zrzekli się swoich dóbr materialnych na rzecz sekty, sprzedali swoje domy i mieszkania, by pomóc w prowadzeniu rzekomej działalności charytatywnej. Wierzyli, że znaleźli niebo na ziemi, toteż ziemskie dobra nie miały już dla nich znaczenia. Dotyczyło to zwłaszcza osób starszych lub w średnim wieku, bowiem musiały wnieść swój wkład materialny do bractwa. Jedynie młode kobiety zwolniono z tego obowiązku, ponieważ miały przynieść sekcie zysk w inny sposób.
Bogdan był dla sekty również dobrym nabytkiem, gdyż po śmierci siostry miał odziedziczyć cały pokaźny majątek rodziców. Dlatego fałszywy brat ofiarujący mu onegdaj przyjaźń, starał się usilnie pozyskać go dla bractwa. Na szczęście chłopak nie wiedział, że Nauczyciel planował nieszczęśliwy wypadek, w którym mieli zginąć jego rodzice.
Rozdział XIX
Tymczasem Asia walczyła o życie. Wycieńczone ciężką pracą ciało dziewczyny z trudem reagowało na wszelkie zabiegi lekarzy. Jedzenie mniej niż skromne, pozbawione niezbędnych składników, doprowadziło ją do anemii. Zuzanna natychmiast zawiadomiła Urszulę.
- Twoja siostrzenica żyje, ale jest w szpitalu w ciężkim stanie. Była więziona w sekcie, która właśnie została rozbita. To ci, o których opowiadałam.
- Czyli miałaś jednak rację. Przyjdę jak najszybciej. Załatw mi wejście.
Zjawiła się w ciągu kilkudziesięciu minut i od tego momentu siedziała przy dziewczynie prawie bez przerwy, trzymając ją za rękę. Oświadczyła, że jest jedyną jej krewną i nie odejdzie stąd. Zuzanna przynosiła jej kanapki i kawę, chociaż ta nie miała ochoty na jedzenie.
Nastąpił wreszcie dzień, gdy Asia otwarła oczy. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest, wreszcie wróciła jej pamięć. Ula pochyliła się nad leżącą.
- Pani Ula? Skąd tutaj? - wyszeptała zdziwiona.
- Mam tu znajomą, ona mnie zawiadomiła.
Asia nie zapytała, skąd się znały, gdyż nagle przypomniała sobie straszne wypadki sprzed kilku dni.
- Gdzie Sam? Żyje?
- Ten chłopak, z którym uciekłaś? Żyje. Jest w tym samym szpitalu. Ostrze noża nie przebiło serca, więc wyjdzie z tego. Przeszedł kilka operacji. Ma na imię Bogdan. Widziałam się z nim. Zdążył opowiedzieć mi o wszystkim.
- Bogdan? Ładne imię. A moja przyjaciółka Gala? Czy udało się ją uwolnić?
- Nie wiem, zapytam policjanta. Ale nie denerwuj się, musisz spokojnie wracać do zdrowia. Miałaś ciężkie zapalenie płuc. Jak się czujesz?
- Nie wiem, szumi mi w głowie, chcę spać.
Zasnęła niemal natychmiast. Lekarz nie krył ulgi w rozmowie z Ulą:
- Najgorsze minęło. Teraz musi odpocząć, a potem czeka ją jeszcze długa droga, żeby dojść do siebie.
- Kiedy będę mogła zabrać ją do domu?
- Gdy będę już pewien, że nic jej nie grozi. Niech pani będzie dobrej myśli.
Odetchnęła z ulgą. Nie zawiadomiła jeszcze jej ojca, chociaż wiedziała, że powinna to zrobić. Chciała mieć ją teraz tylko dla siebie. Poza tym musiała się dowiedzieć, co było powodem jej ucieczki z domu. Zorientowała się już, że Asia była bardzo wrażliwa, delikatna i naiwna. Co mogło ją do tego popchnąć? Musi odkryć powód ucieczki, musi!
Jej podopieczna wracała do zdrowia powoli, a ona nadal większość dnia i nocy siedziała przy łóżku dziewczynki. Poza troską o jej zdrowie bała się również zemsty ze strony sekty. Rozmawiała z porucznikiem Sadowskim, który powiedział jej prawdę.
- To nie ma znaczenia, że większość aresztowano. Musi pani wiedzieć, że ich macki sięgają daleko. Co prawda rozbito międzynarodową szajkę handlu kobietami, ale nie wszystkich udało się aresztować. Uciekł jeden z pomocników tego ich guru, a to, sądząc z opisu, brutalny zbrodniarz.
- Co mi pan radzi? Gdzie mała będzie bezpieczna? Ona musi wrócić do szkoły. Jak mogę ją ochronić w takim razie.
- Nie powinna wracać do znanego sobie otoczenia. I w żadnym wypadku nie powinna wychodzić z domu sama.
Pomyślała o zmianie wyglądu Asi, może także nazwiska, ale wiedziała, że może o tym zadecydować jedynie jej ojciec.
Gdy dziewczynka obudziła się, Ula drzemała na fotelu przy łóżku. „Jaka podobna do mojej mamy z tej fotografii, którą noszę zawsze przy sobie. Rzeczywiście to siostry” pomyślała. Poruszyła się i w tym samym momencie tamta otwarła oczy:
- No, jak się czujesz?
- Prawie dobrze. Tylko jestem jakaś słaba.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Twoja przyjaciółka żyje, jest także w tym szpitalu, bo miała operowaną nogę. Już może chodzić, na pewno cię odwiedzi.
- Och, jak się cieszę. Jak tylko będę mogła, pójdę do niej.
- Za kilka dni ty też wrócisz do domu, zobaczysz.
Do domu? Asia zastanowiła się. Wrócić? Nagle jak żywa stanęła przed jej oczami ostatnia scena z domu. Dyszący alkoholem Kazik z wykrzywioną wściekłością twarzą wyciągający ręce, by ją pochwycić. Zadrżała ze strachu. Nikt jej nie obroni. Pomyślała, że wolałaby wrócić do bractwa, przecież byli tacy serdeczni. Nie szkodzi, że ciężko pracowała prawie nic nie jedząc. Mówili jej, że jest ważna i kochana, że jest jedną z nich. Jak miło ją pozdrawiali, jak ciepło była witana na każdej modlitwie. Siostry, które ją przytulały i głaskały po głowie jak matki. Nauczyciel, który obejmował ją i błogosławił jakby była najważniejsza. Może tylko jego pomocnicy byli źli a on nie wiedział o niczym? Może Gala nie mówiła prawdy? Kilka łez spłynęło na poduszkę, ciche łkanie wstrząsało jej udręczonym ciałem.
- Asiu, nie płacz. Już po wszystkim. Wpadłaś w łapy przestępców. Teraz przywódcy są w areszcie.
Zamknęła oczy. „ Nie chcę się obudzić, zostawcie mnie wszyscy w spokoju” pomyślała. Ula była zmartwiona. Patrzyła ze smutkiem na wycieńczoną dziewczynę. Rozmyślania przerwało pukanie do drzwi i po chwili do sali weszła oparta na kulach Gala. Asia ożywiła się:
- Gala! Sam... Bogdan tak się o ciebie bał.
- To dzięki niemu żyję. Nie wierzyłam wcale, że mnie uratują. Wpadli w ostatniej chwili, bo już zapakowali nas do auta, żeby wywieźć do Niemiec..
- To znaczy, że było was więcej?
- Ze mną były jeszcze trzy, w tym Mara, którą może pamiętasz. Ale w Niemczech też zrobili akcję. Uwolnili wiele innych, już przywieźli je do kraju.
Obie rozpłakały się na wspomnienie ostatnich wypadków. Wspólne przeżycia bardzo zbliżyło obie dziewczyny.
- Bogdan to Sam, ty jesteś Joanna a ja naprawdę mam na imię Krystyna. Jak noga się zagoi, zamieszkam z siostrą. A ty?
- Ja jeszcze nie wiem, muszę wyzdrowieć – odparła patrząc na Ulę.
Rozdział XX
Następne dni jednak nie przyniosły poprawy, jakiej spodziewał się lekarz. Asia bała się powrotu do domu, w którym mieszkał jej oprawca. Na myśl o tym denerwowała się. Nie spała po nocach, straciła apetyt i w rezultacie jej stan się pogorszył. Lekarz był zmartwiony i zastanawiał się, co jest tego przyczyną. Podejrzewał u chorej pewną blokadę psychiczną i emocjonalną. Postanowił porozmawiać z jej krewną, która wykazała dużo troski o jej zdrowie.
W tym samym czasie wracał do zdrowia Bogdan. Miał pozostać jeszcze w szpitalu, chociaż najgorsze już minęło. Asia po kilku dniach odwiedziła go w sali szpitalnej. Na jej widok oczy mu rozbłysły:
- Witaj, królewno – powitał ją wesoło.
- Witaj mój wybawco i rycerzu. Gdyby nie ty, nie wiem, co by się stało z nami wszystkimi. To tylko dzięki tobie jeszcze żyjemy.
Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Bałem się o ciebie jak diabli. Myślałem, że ciebie też napadł ten nożownik.
- Na szczęście dopadłam drzwi domu Kraftów. To dzielni ludzie. Kiedyś ich odwiedzę i podziękuję. A wiadomo, kto był tym nożownikiem? Czy go złapali?
- Wiadomo dzięki tobie, ale go nie złapali. Nie myśl teraz o tym. Wyzdrowiej wreszcie, bo inaczej ja też nie wyjdę. Będę spał pod twoją salą.
- Nie żartuj. Wkrótce wrócisz do domu.
- To nie takie proste. Rodzice nie przebaczą mi, może nawet nie wpuszczą mnie do domu. I będą mieli rację, bo nie byłem dobrym synem, mieli ze mną same kłopoty.
- A może prawda jest zupełnie inna? Ja też myślałam, że zrobiłam coś strasznego, a okazało się to nieprawdą.
- Obyś miała rację. Mam na imię Bogdan, gdybyś chciała wiedzieć.
- Wiem już o tym. Ja mam na imię Joanna, ale mówią na mnie Asia. Widziałeś się z Krystyną?
- Jasne, cieszę się, że udało nam się ją uratować. I Marę też. O, idzie moja strażniczka, będziesz musiała uciekać.
Podali sobie ręce i tak zastała ich Urszula przybyła w towarzystwie niezadowolonej pielęgniarki.
- O, twój wybawca, Asiu. Jeszcze raz dziękuję ci z całego serca. Jesteś prawdziwym bohaterem.
- Pewnie każdy by tak postąpił jak ja.
- Na pewno nie każdy, młodzieńcze.
Podobał się jej ten skromny chłopak, budził zaufanie i sympatię. Pomyślała, że rodzice mogą być z niego dumni. Tylko jak znalazł się w tej sekcie i dlaczego? Czyżby miał też jakieś problemy tak jak inni uciekinierzy od świata? Gdyby była świadoma, jakie chłopak miał problemy i jakim człowiekiem był poprzednio, nie dziwiłaby się zbytnio. Wiedziała z własnego doświadczenia, że wyrzuty sumienia mogą człowieka zniszczyć.
Kilka dni później odwiedziła go Krystyna. Bogdan był zaskoczony:
- Nie wyjechałaś jeszcze do domu?
- No wiesz, bez pożegnania z tobą? Uratowałeś mnie i wiele innych dziewczyn. Przyznam ci się teraz, że ja tam myślałam, że tylko tak obiecałeś, żeby mnie uspokoić. Nie wierzyłam, że naprawdę mi pomożesz.
- Najważniejsze, że już jesteś zdrowa, chociaż nie do końca, bo widzę, że jeszcze kulejesz.
- Ale kości się zrosły. Podobno za kilka miesięcy będę mogła skakać. A co z tobą? Jak rana?
- Dochodzę do siebie. Goi się. Kiedy wracasz do domu?
Zawahała się.
- Niedługo, siostra mnie zabierze. Obie wychowałyśmy się się w domu dziecka i nie mamy żadnej rodziny. Po skończeniu osiemnastu lat musiałyśmy iść na swoje. Byłam tam trochę dłużej dzięki mojej wychowawczyni, ale teraz będę mieszkać u siostry, która mieszka za granicą. Może znajdę jakąś pracę. Nigdy już się nie pozwolę sobie na załamanie, bo wiem, że zawsze może być jeszcze gorzej.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo drzwi nagle otwarły się i stanęli w nich jego rodzice. Dopiero wczoraj otrzymali zawiadomienie z policji, że ich syn został ciężko ranny i leży w szpitalu. Teraz stali w drzwiach bez słowa. Dopiero po długiej chwili matka podeszła do Bogdana:
- Synku, tak się o ciebie baliśmy...
Nie mogła powiedzieć więcej ze wzruszenia. Ojciec podszedł i nie mówiąc nic delikatnie objął syna, chcąc ukryć łzy zbierające się pod powiekami. Krysia zamierzała wyjść, by nie przeszkadzać mu w spotkaniu z rodzicami. W drzwiach nagle odwróciła się:
- Powinniście państwo o czymś wiedzieć. Państwa syn uratował mnie i wiele innych dziewczyn. Zawdzięczamy mu życie i przyszłam mu za to podziękować.
Wyszła oparta na kulach, nie czekając na ich reakcję. Nastą[piła chwila ciszy. Przerwał ją ojciec :
- Tyle szukania, ogłoszeń i wyjazdów. Objechaliśmy niemal całą Polskę, a nikt nie domyślił się, że jesteś tak blisko.
- Wybaczcie mi, że przeze mnie mieliście tyle kłopotów. Żałuję wszystkiego.
Uderzyło go, że oboje tak bardzo się postarzeli. Siwizna ojca i głębokie zmarszczki matki były aż nadto widoczne. Poczuł żal, że to on jest tego przyczyną.
- Zabieramy cię do domu, synu. Przyrzekam, że teraz będzie inaczej – ojciec przerwał milczenie.
- Ja też przyrzekam, że się zmienię. Pójdę na studia, ale nie na farmację a na psychologię. Nie macie nic przecie temu?
- To twój wybór i twoja przyszłość. Czy potrzebujesz teraz czegoś? Przywieźliśmy ze sobą twoje ubranie, żebyś mógł się przebrać. Policjant podpowiedział nam, że byłeś ciężko ranny. Znamy niektóre szczegóły napadu. Więcej opowiesz nam w domu.
- Chyba jeszcze tu poleżę jakiś czas. Zapytajcie lekarza. O, właśnie idzie.
Wyszli na korytarz, gdy do sali wszedł lekarz. Po badaniu zaprosił rodziców do swojego gabinetu i przedstawił wszystko, co musieli wiedzieć o sytuacji zdrowotnej syna. Zrozumieli, że będą zmuszeni poczekać na powrót syna do domu. Czekała go długa rekonwalescencja.
Asia nie miała ochoty na opuszczenie szpitala. Ula bacznie obserwowała swoją podopieczną i gdy odkryła przyczynę, postanowiła działać. Oznajmiła Asi, że na razie zamieszka z nią. Dziewczynka spojrzała na nią z nadzieją.
- Ale mój tata nie pozwoli na to.
- Już z nim to uzgodniłam.
- To dlaczego do mnie nie przyjechał? Jest na mnie zły?
- Jego żona nie chce cię widzieć. Zagroziła, że wyrzuci cię z domu. Możesz mi powiedzieć, co się zdarzyło przed twoją ucieczką? Tylko mów szczerze.
Bała się tej rozmowy i tych wspomnień, ale wiedziała, że musi przez to przejść. Nie chciała do tego wracać i opowiadać o tym, co się wtedy zdarzyło. Jednak Ula nie ustępowała:
- Musisz mi powiedzieć. Wyrzuć to z siebie, będzie ci lżej. Zaufaj mi. Chodzi o Kazika?
Chwilę walczyła ze sobą, zanim odparła:
- On...on wrócił pijany i rzucił się na mnie, gdy leżałam i czytałam książkę. Próbował mnie rozebrać i...
- Rozumiem, nie mów nic więcej. Domyśliłam się, że to dotyczy tego chłopaka. Nie musisz tam wracać. Nie musisz go spotykać i oglądać. Razem z tatą przeniesiemy wszystkie twoje rzeczy do mojego mieszkania. Będziesz miała swój pokój. Twój tata będzie cię odwiedzać. Zgadzasz się?
- Naprawdę? Nawet o tym nie marzyłam. Taka jestem szczęśliwa!
- To wracaj do zdrowia, kochanie. Ja przyjdę po ciebie, jak będziesz wychodzić.
Była pewna, że ojciec dziewczynki będzie przeciwny, ale wiedziała, że ma argument, który zmusi go do oddania córki pod jej opiekę. Przyjechał po kilku dniach przejęty wiadomością o odnalezieniu córki, ale Urszula zatrzymała go na korytarzu szpitalnym. Była wściekła:
- To ty tak opiekowałeś się własną córką, że o mało nie została zgwałcona?
- Co ty bredzisz...nie wiem o niczym- tłumaczył się wyraźnie zaskoczony.
- Jasne że nie wiesz. Zajmujesz się tylko swoją pracą i żoną pijaczką. Córki prawie nie dostrzegasz. Nie jesteś wart, żeby opiekować się tym dzieckiem.
- Może rzeczywiście... ale powiedz, o co chodzi...
- Czy wiesz, dlaczego ona uciekła z domu?
Milczał. Zaczęło do niego docierać, że nic nie wie o życiu Joanny. Może podświadomie czuł, gdzie czyha na nią niebezpieczeństwo, ale wolał uspokoić swoje sumienie, udając, że wszystko w jego rodzinie jest w porządku. Bał się usłyszeć od Urszuli, jaka jest prawda. Niemal skulił się ze strachu.
- Boisz się teraz? I dobrze, bo odpowiesz za wszystko! Wiedz, że to wszystko to sprawka twojego pasierba. Twojego przybranego synalka! Chciał ją zgwałcić!
- To drań. Zabiję go!
- Nie ośmieszaj się, nic nie zrobisz, bo jesteś tchórzem. Ale ja się o to postaram, że zostanie ukarany. Żeby wszystko było jasne, odbiorę ci władzę rodzicielską i ty mi w tym nie przeszkodzisz.
- Nie zrobisz tego!
- Zrobię. I ty doskonale o tym wiesz. Pójdziesz ze mną do dyrekcji szpitala i podpiszesz upoważnienie do odbioru Asi przeze mnie. Powiesz, że masz bardzo absorbującą pracę i że ja jako ciocia zajmę się nią. Mam nadzieję, że rozumiesz, jaką gehennę przygotowałeś swojemu jedynemu dziecku? Gdy Ewa zmarła, ona miała roczek. Czy wiesz, w jakich warunkach mała wyrastała? Matka alkoholiczka i brat zboczeniec i morderca!
- Wybacz mi, wiem, że zawiodłem.
- To nie ja mam ci wybaczyć tylko twoja córka, draniu! Ożeniłeś się i nic więcej cię nie obchodziło. Nie widziałeś, że ona potrzebuje pomocy! Nie interesowała cię twoja własna córka, łajdaku!
- Tak? A gdzie ty byłaś cwaniaro? Czy kiedykolwiek odwiedziłaś ją, napisałaś, przyjechałaś? Nie, nie interesowała cię, chociaż przyrzekłaś to Ewie. Gdzie byłaś przez tyle lat? Nie było cię przez siedemnaście lat i teraz robisz mi wymówki? Nie jesteś lepsza ode mnie.
Zapadła cisza. Wreszcie Ula pierwsza wyszeptała jakby do siebie:
- Masz rację. Ponoszę wielką winę tak jak i ty. Zostawiliśmy to biedne dziecko jak przedmiot. Nic dziwnego, że tak chętnie wstąpiła do sekty. Podobno czuła się tam szczęśliwa. Wyobrażam sobie, jak straszne teraz przeżywa rozczarowanie, jakby odebrano jej ostatnią wiarę. To dlatego tak się zmieniła.
- Zauważyłem to. Dobrze, niech zostanie z tobą, ale pozwól mi ją odwiedzać.
- Jak chcesz.
Nie protestował, czując ulgę, że sprawa zostanie zatuszowana i nie będzie musiał uczestniczyć w tym wszystkim. Bardzo się jednak mylił. Na widok zmizerowanej i bladej córki serce mu zabiło mocniej.
- Witaj Asieńko. Wiem o wszystkim i przepraszam cię...- zająknął się.
Nie wiedział, co ma powiedzieć temu udręczonemu dziecku. Poczuł żal, że nie obronił jej przed tym, co ją spotkało.
- Nie wrócę już do domu, tato. Chcę zostać z ciocią Ulą- odpowiedziała cichym głosem.
- Oczywiście, będzie tak jak chcesz.
Oznajmili dziewczynie ich decyzję. Ucieszyła się, że nie będzie musiała mieszkać w tym samym domu co jej przyrodni brat. Zamknęła oczy, chcąc skończyć rozmowę. Nie miała mu nic do powiedzenia.
Wyszedł ze łzami w oczach. Podpisał upoważnienie dla szwagierki i wyszedł.
Od tego dnia Asia szybko wracała do zdrowia. Czuła ulgę, że nie musi wracać do domu, gdzie mieszka jej prześladowca. Mieszkanie z nową ciocią wydawało jej się szczytem szczęścia, zwłaszcza, że ta dobrze znała jej prawdziwą mamę, a nawet była jej siostrą i przyjaciółką.
Rozdział XXI
Przyszedł czas opuścić szpital. Lekarz zawiadomił byłe ofiary i ich rodziny, by przedtem bezwzględnie stawili się w jego gabinecie. Przyszli o wyznaczonej godzinie wyraźnie zaniepokojeni w obawie, że przekaże im złe wiadomości. Zdziwiło ich, że wezwani zostali wszyscy jednocześnie. Chwilę siedzieli przyglądając się sobie. Rodzice Bogdana byli zmartwieni stanem syna, siostra Krystyny była spokojna, Urszula nie mogła ukryć zdenerwowania. Nagle do gabinetu zamiast lekarza wszedł nieznajomy mężczyzna.
- Witam, dziękuję, że państwo przyszliście. Jestem porucznikiem policji, moje nazwisko Adam Sadowski. To, co powiem teraz jest bardzo ważne, dlatego tu poprosiłem państwa. Rzecz w tym, że wy troje jesteście w wielkim niebezpieczeństwie.
- Jak to? Przecież sekta została rozbita- ojciec Bogdana był zdziwiony.
- Proszę pana. Walka z sektami to jak walka z wiatrakami. Mają różne powiązania ze światem przestępczym i z innymi sektami na terenie wielu krajów. Nawet nie znamy ich liczby. W wypadku tej sekty ma ona oddziały czy zbory na terenie całej Europy i nie tylko. Rozbicie tutejszej grupy jeszcze nie oznacza zniszczenia całego bractwa. Zwłaszcza, że są powiązani z międzynarodowym handlem kobietami oraz przemysłem narkotykowym. Proszę potraktować moje słowa poważnie, zwłaszcza że jeden ze zbirów, który zranił państwa syna oraz próbował zabić Joannę, pozostaje na wolności. Wysłaliśmy za nim list gończy, ale może być wszędzie. Niestety, on nie jest jedyny.
- To co pan proponuje, poruczniku? Czy im się nie należy ochrona świadka koronnego?- przerwała Urszula.
- To nie takie proste. Poszkodowani otrzymają ochronę, ale zalecamy, byście państwo zachowali jak najdalej idącą ostrożność. Konieczna będzie zmiana miejsca pobytu, żadnych kontaktów z osobami obcymi a także dawnymi znajomymi czy rodziną. Przynajmniej do momentu złapania reszty gangu i skazania wszystkich przestępców. Jesteście ważnymi świadkami dla sprawy, ponieważ znacie wiele szczegółów i wasze relacje będą ważnym dowodem oskarżenia. Co do Joasi, to zalecałbym zmianę szkoły i miejsca zamieszkania oraz stałą opiekę, aby nie zostawała sama nawet na krótko. I czujność przede wszystkim. Proszę nikomu obcemu nie ufać, żadnemu listonoszowi, sprzedawcy, czy obcemu pytającemu o ulicę. NIKOMU!
Zapadła cisza. Każdy z zebranych próbował oswoić się z tym, co usłyszał. Pierwsza odezwała się Agata, siostra Krystyny.
- A czy wyjazd z siostrą za granicę byłby dobrym pomysłem?
- Pod warunkiem zmiany nazwiska i wyglądu oraz zerwania wszelkich kontaktów. W takim wypadku komenda przejmie załatwienie formalności.
Agata zamilkła zaskoczona. Przekreślić całe dotychczasowe życie? Zła była na siostrę i zaczęła wątpić, czy dobrze robi, zabierając ją do siebie. Ostatecznie Krysia ma dziewiętnaście lat i może sama sobie radzić.
- Pomożecie też załatwić pracę?- powiedziała ze złością.
- Mamy takie możliwości, to zależy od okoliczności. Porozmawiamy jeszcze z każdym z państwa osobno. Dzisiaj chciałem przedstawić najważniejsze wiadomości. Jeszcze jedno. W siedzibie sekty znaleźliśmy wasze dokumenty, które oddaję. Niestety, waszych telefonów wam nie oddam. Otrzymacie od nas nowe. Możecie skopiować sobie wszystkie kontakty.
- Dlaczego? Czy to nie przesada?
- Ani trochę. Gdyby ktoś z was nieświadomie odebrał połączenie, od razu będą znali wasze miejsce pobytu. Z kolei my będziemy mogli przy ich pomocy odnaleźć przestępców. Poza tym proszę pozamykać i nie korzystać z żadnych kont społecznościowych w internecie. To polecenie bezwzględne! Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile przestępstw jest następstwem używania takiego konta. Jutro otrzymacie nowe telefony i specjalne numery alarmowe. Będziemy musieli wiedzieć o każdym waszym kroku do czasu, gdy złapiemy pozostałych bandytów. Dziękuję, to na razie tyle. Wracajcie do zdrowia i uważajcie na siebie.
Wyszli bez słowa przygnębieni nową sytuacją. Mieli wątpliwości, czy zdołają ocalić swoje życie i zdawali sobie sprawę, że odtąd zmieni się ono całkowicie. Po pożegnaniu rozstali się, nie podając sobie żadnych kontaktów.
Rozdział XXIII
Urszula wprowadziła Asię do nowego mieszkania. Próbowała stworzyć dla niej jak najlepsze warunki, by ta zapomniała o tym, co przeszła. Dziewczynka była jakaś cicha i małomówna, co według niej spowodowane było przeżyciami w sekcie. Dlatego szczególnie starała się, by zapewnić jej spokój i przywrócić poczucie bezpieczeństwa. Uzgodniła, że siostrzenica będzie kontynuować naukę w liceum systemem zaocznym ze względu na stan zdrowia. Zobowiązała się też wozić ją na regularne spotkania z psychologiem. Obie spędzały teraz ze sobą dużo czasu, gdyż Ula nie podjęła jeszcze żadnej pracy po przyjeździe do kraju.
Wkrótce stwierdziła, że Joanna jest bardzo inteligentna i szybko się uczy. Zdziwiła się, że w szkole miała słabe stopnie. Czyżby trafiła na złych nauczycieli? Powoli zaczęły przyzwyczajać się do siebie i Ula byłaby spokojna, gdyby nie smutek i jakaś obojętność bijąca z twarzy dziewczyny. Odnosiło się wrażenie, jakby zupełnie nie interesował jej świat i samo życie. Nikt z jej otoczenia nie domyślał się nawet, jak wielkim zawodem było dla niej to, co się stało. Jej wiara i ufność zostały podeptane i zniszczone w tak brutalny sposób, że życie straciło dla niej znaczenie. Marzenia , którymi żyła kiedyś, nagle straciły dla niej wartość i świat ukazał się z całą swoją brzydotą, zakłamaniem i złem. Dla wrażliwej dziewczyny był to cios w samo serce.
Ula za radą psychologa kupiła dziewczynie pieska. Był to mały śmieszny kundelek z zakręconym ogonkiem. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Asia od razu pokochała pieska i zajmowanie się nim oderwało ją na jakiś czas od ponurych myśli, które nie pozwalały zapomnieć o przeżytych rozczarowaniach. Piesek był radosny i żywy, trzeba było pilnować go niemal przez cały dzień, aby nie narobił szkody. Zdążył już pogryźć rękawiczki Uli i własną obrożę, toteż Asia nie spuszczała go z oka, co akurat dla niej było zbawienne. Zmuszona zapomnieć o swoich problemach, nie miała teraz czasu na pogrążanie się w ponurych myślach i rozpamiętywaniu ostatnich wypadków.
Natomiast w domu rodzinnym Joanny atmosfera była napięta, gdy ojciec zawiadomił żonę, że córka się znalazła, lecz zamieszka ze swoją krewną.
- I dzięki Bogu, były z nią tylko same kłopoty – skwitowała wiadomość żona.
- Co ty mówisz? Dziewczyna większość pracy za ciebie robiła. Myślisz, że nie widziałem?
- Aaaa, no tak, już córunia poskarżyła się tatusiowi, biedactwo.
Tego było mu za wiele.
- Ona nigdy nie powiedziała na ten temat jednego słowa! Na nic się nie skarżyła. Myślisz, że ja nie mam oczu i nie wiem, że ty najczęściej jesteś pijana?
Po raz pierwszy wspomniał o jej pijaństwie. Czuł ogarniającą go złość i pragnienie, by wyjść z tego domu i nigdy już nie wrócić.
- Co? Jak ty się odzywasz do mojej matki! - Kazik zerwał się z fotela czerwony z gniewu- Zabraniam ci!
- Ty, ty mi zabraniasz? Masz prawie dwadzieścia lat i już dawno powinieneś wynieść się z tego domu albo iść do pracy!
- Ty mi nie będziesz rozkazywać, mięczaku!!!
- Tak, jestem mięczakiem, bo przez palce patrzyłem na twoje wybryki. Teraz miarka się przebrała. Bądź pewien, że policja już wie, że próbowałeś zgwałcić Asię.
- Co? Coś ty zrobił?- matka była przerażona.
- Niech to udowodni. Nie ma żadnych dowodów.
- Zobaczymy.
Żałował, że to powiedział. Bał się, że chłopak zechce zemścić się na dziewczynie.
- Uważaj ojczulku, żeby córeczce coś się nie przytrafiło, na przykład jakieś nieszczęście.
Ojciec wstał gwałtownie i pochylił się nad synem, prawie wysyczał:
- Uważaj, gnoju, jeżeli włos z głowy spadnie mojej córce, to pierwszym podejrzanym będziesz ty i natychmiast bez pytania zostaniesz aresztowany. Przyrzekł mi to komendant policji. Zastanów się, zanim odezwiesz się do niej słowem, a gdy ją spotkasz, radzę ci przejść na drugą stronę ulicy!
Kazik milczał. Gdyby chodziło tylko o to, natychmiast rzuciłby się na ojczyma. Bał się jednak, że gdy policja weźmie go pod lupę, znajdzie też inne jego sprawki, a tego chciał uniknąć. Dotychczas udawało mu się odsuwać od siebie podejrzenia, gdyby jednak zaczęto głębiej drążyć, byłby skończony.
Ojczym zdumiał się, gdy zobaczył po raz pierwszy strach w oczach chłopaka. Blefował, mówiąc to wszystko, ale ten uwierzył. To jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że jego podopieczny nieraz już przekroczył granice prawa. Jaką zbrodnię ma już na sumieniu? Może rzeczywiście iść na policję i zawiadomić o próbie gwałtu przez niego? Może w ten sposób w pewnym sensie ją ochroni? Oni będą jej strzegli przed siepaczami z sekty, a tymczasem jej przyrodni brat może skrzywdzić i ją i jego. Postanowił, że tak zrobi.
Po tej rozmowie Kazik unikał ojczyma, posiłki jadał sam i większość dnia przebywał poza domem. Jego matka nie odzywała się do męża i nawet w najmniejszym stopniu nie zajmowała domem.
W ciągu jednego dnia ojciec spakował rzeczy Asi do worków, przeniósł do wynajętego busa i odjechał. Kazik był wściekły. Za wszelką cenę chciał poznać miejsce pobytu Asi. Próbował dowiedzieć się, do jakiej szkoły została przeniesiona, ale na próżno. Wymyślił wreszcie, że napuści na nią swego kumpla, który wyszedł z więzienia. Ten zaczął od śledzenia ojca Asi. Niestety, na jakiś czas przestał on odwiedzać córkę z obawy o jej bezpieczeństwo.
Nieświadoma całej sytuacji dziewczyna nie wychodziła sama z domu z obawy przed zemstę sekty, tak jak jej nakazał porucznik. Zresztą nadal stroniła od świata, przeżywając swoje rozczarowanie. Zawiodła się na ludziach, których kochała i teraz nie wierzyła już nikomu, nie chciała nikogo znać. Jedynie ciocia Ula jej nie zawiodła jak na razie. Tylko ona nie kłamie i można jej wierzyć.
Kazik wszelkimi siłami próbował znaleźć jej kryjówkę. Zadzwonił na numer Asi. Ponieważ nie odbierała, wysłał jej wiadomość: „ Zapłacisz za wszystko, za drugim razem mi się uda!”. Nie wiedział, że telefony uratowanych zostały przekazane policji i wiadomość dotarła właśnie tam.
Porucznik Sadowski był zadowolony z pomysłu. Namierzyli nie tylko telefon autora groźby, ale i jego adres. Gdy okazało się, że jest nim przyrodni brat Asi. Wszyscy w komendzie byli zaskoczeni. Sądzili, że dziewczynie grozi niebezpieczeństwo jedynie za strony sekty a nie członka rodziny. Rozpoczęli obserwację chłopaka. Rozważali wezwanie jego ojczyma, ale ten nagle sam zgłosił się na komendę. Opowiedział porucznikowi o próbie gwałtu przez chłopaka na jego córce.
Porucznik z niecierpliwością czekał na wyjście ojca Asi, by podzielić się nowymi podejrzeniami w sprawie, która ciągnęła się od kilku miesięcy. Nie mogli znaleźć sprawcy pewnego morderstwa i dwóch gwałtów młodych dziewczyn. Sprawdzali wielu podejrzanych, ale nie brali pod uwagę Kazika. A przecież mieli w bazie jego odciski. Chłopak nie uczył się, nie pracował i prawdopodobnie nadal handlował dopalaczami.
Policjant stał przed mapą, szukając adresu chłopaka. Niedaleko było stąd do parku, gdzie rozegrały się dwie z tych tragedii. Nerwowo zaczął przeglądać akta spraw odłożonych z powodu niewykrycia sprawcy. Po chwili leżały przed nim wyniki śledztwa dotyczące gwałtów popełnionych niedaleko miejsca zamieszkania chłopaka. Jedna z kobiet została brutalnie uduszona. Druga wyszła cało lecz nie widziała twarzy napastnika. Przestępcy nie odnaleziono, a odciski palców nie pasowały do żadnego ze znanych przestępców. Nagle uderzyła go jakaś myśl. "Nie, to niemożliwe! Czyżby był tak głupi, żeby atakować w pobliżu swojego miejsca zamieszkania?"
Mimo tego Sadowski natychmiast zarządził odprawę i przedstawił sprawę podwładnym.
- Proponuję, aby sprawdzić jego odciski palców, bo mamy ślady mordercy w naszej bazie. Porównamy i mamy go. Ale to za mało. Może się wywinąć. Proponuję zawinąć go na komendę i pobrać odciski, potem wypuścić. Nie mamy twardych dowodów. Będziemy go śledzić. Z tego, co mówi jego ojciec, on odgrażał się, że załatwi jego córkę. Złapiemy go na gorącym uczynku.
- Poruczniku, czy to nie jest zbyt ryzykowne dla dziewczyny? - odezwał się sierżant.
- To zależy od was. Liczę na to, że będziecie małą obserwować w na okrągło.
Wysłany natychmiast radiowóz wrócił z chłopakiem. Nie zdradzano mu powodu zatrzymania. Pobrano odciski palców pod pretekstem wszczęcia dochodzenia w sprawie handlu dopalaczami, następnie puszczono wolno i zarządzono obserwację. Tak jak przypuszczał porucznik, odciski się zgadzały.
Rozdział XXIV
Tymczasem wieczorem odwiedził Kazika kumpel, śledzący ojczyma. Udało mu się wreszcie odkryć miejsce pobytu Asi .
- Bingo, stary. Mamy go. Wiem, w jakim domu mieszka, ale nie sama tylko z jakąś babą.
- Muszę działać szybko, bo psy coś węszą. Kuba, jedziesz ze mną, potrzebuję pomocnika.
- Jadę, ale darujesz mi hajs za ostatnią dostawę prochów?
- Tak jak mówiłem. Masz jakąś melinę, gdzie nikt nie zagląda?
- Barak. Nikogo tam nie ma. Zamknięty na kłódkę.
- Dobra, tam ją zamknę i będę trzymał, jak długo mi się podoba. He, he, he...
Nie chciał zabijać dziewczyny lecz porwać ją, zamknąć i dręczyć, torturować, gwałcić. Marzył o tym, wyobrażał sobie od dawna, jaką rozkosz da mu powolne mordowanie dziewczyny. Przeżywał to już kiedyś i nie mógł zapomnieć, jakie emocje towarzyszyły zadawaniu cierpień bezbronnej. Teraz na dodatek był chory z nienawiści i bardzo niecierpliwy. Kuba nic nie powiedział, ale pomyślał, że Kazik to świr. Jak tylko go zawiezie, zmyje się. Nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Jeszcze tego samego wieczoru pojechali razem pod adres, gdzie przebywała Asia. Mieli szczęście. Właśnie wyszła z pieskiem. Niestety, towarzyszyła jej jakaś kobieta. Kazik był podniecony bliskim zwycięstwem:
- Ty zostaniesz tu, nie gaś silnika, ale pogaś światła. Czekaj, aż wrócę.
- Może chcesz gnata?
- Mam swój – pokazał pistolet z uśmiechem zadowolenia.- Jak go im pokażę, to obie ze strachu zrobią wszystko. Starą od razu uciszę, ale młodą muszę mieć żywcem.
Kumpel został w samochodzie, gotowy do natychmiastowej ucieczki, a Kazik wysiadł, nie zamykając drzwi, by nie spłoszyć ofiar. Skradał się cicho, chowając za rosnącymi przed domem krzakami.
Asia nie spodziewała się ataku. Gdy dopadł jej, chwytając za gardło i ciągnąc w stronę auta, nie mogła wydać głosu. Ula bez namysłu rzuciła się na chłopaka z całą siłą, gryząc go i drapiąc po twarzy. Trafiła go kolanem w podbrzusze i wczepiła wszystkie palce w jego włosy. Puścił ofiarę i błyskawicznie wyciągnął broń. Rozległ się strzał i kobieta osunęła się na ziemię. Asia próbowała krzyczeć . Nagle jak spod ziemi pojawiły się dwie ciemne postacie. Jedna z nich rzuciła się na Kazika, druga padła na kolana przed leżącą kobietą. Ciemność rozświetliły światła radiowozu policyjnego. Asia siedziała na ziemi, kaszląc przeraźliwie i trzymając się za gardło, obok niej siedział skomląc wystraszony psiak. Kazik leżał na ziemi z rękami skutymi kajdankami i przeklinał straszliwie. Próbującego uciec kumpla wyciągnięto już z auta i teraz zajmował miejsce w wozie policyjnym. Po kilku minutach usłyszeli sygnał pogotowia ratunkowego. Zatrzymani zostali odwiezieni do aresztu specjalnie wezwanymi radiowozami, gdy w tym czasie ratownicy opatrzyli Ulę i natychmiast odjechali na sygnale w stronę szpitala.
Oszołomiona Asia siedziała na trawie nadal rozpaczliwie płacząc. Policjant sam odprowadził psa do mieszkania, uważnie lustrując otoczenie oraz mieszkanie. Chciał sprawdzić, czy nie czyha tam następny bandyta. Po powrocie polecił dziewczynie zająć miejsce w radiowozie. Uważał, że nie powinien zostawiać jej samej. Postanowił odwieźć ją do szpitala i w ten sposób zapewnić jej bezpieczeństwo, a poza tym nie wiadomo było, czy też nie została poszkodowana. Okazało się, że jego partner był innego zdania.
- Nie możemy jej przecież zabrać tym radiowozem. - tłumaczył.
Asia odzyskała mowę i słysząc to wpadła w złość:
- Dobrze, to ja dzwonię natychmiast do porucznika, który miał zapewnić mi ochronę. Jeżeli coś mi się stanie, to pan za to odpowie – wymówiła z trudem.
- Niech jedzie, to niedaleko. Ta tygrysica nie popuści.
Siadła do radiowozu zaskoczona. „Tygrysica”? Dotychczas jedynie mówiono o niej klucha, ciamajda, śpiąca królewna. Nadal czuła złość, że nie dopilnowano jej bezpieczeństwa i przez nich najbliższa jej osoba jest być może umierająca.
W szpitalu dowiedziała się, że Ula jest właśnie operowana. Straciła dużo krwi i jest nieprzytomna. Asia usiadła na korytarzu i oświadczyła lekarzowi, że się stąd nie ruszy. Może kazałby ją wyprowadzić, ale zauważył czerwone ślady na jej szyi.
- Co się stało? Ktoś cię dusił?
- Tak, bandzior zaciskał ręce na mojej szyi. Trochę mnie boli i jakoś ciężko mi się oddycha.
Natychmiast zarządził badanie dziewczynki. Skutki duszenia były poważne i mogły zagrozić jej życiu, toteż od razu przyjęto ją na oddział i podano tlen.
Dopiero dwa dni później odwiedził je porucznik, by przekazać wiadomości o napastnikach. Zastał zdrową już Asię przy łóżku Uli.
- Mam wam do przekazania wiadomość. Obaj przestępcy już są w więzieniu. Okazało się, że zwłaszcza Kazik ma jeszcze inne zbrodnie na sumieniu.
Nie chciał opowiadać, jak porównano wreszcie jego odciski palców z tymi znalezionymi na poprzednich miejscach zbrodni i okazało się, że pasują. Za morderstwo i drugie usiłowanie oraz gwałt groziło mu nawet dożywocie.
- Dobrze, że nie wróciłaś o domu, bo z jego strony groziło ci bardzo poważne niebezpieczeństwo. Miał zamiar pozbawić cię życia - powiedział na koniec.
- Nie wiem, co ja mu zrobiłam. Starałam się być miła, schodziłam mu z drogi, wyręczałam w wielu zajęciach. Nawet czyściłam mu buty.
- Nic mu nie zrobiłaś. Po prostu w swoim zbrodniczym umyśle zaplanował zbrodnię na osobie, która aż się prosiła, żeby z niej zrobić ofiarę. Byłaś słaba i to go podniecało. Niestety, tacy jak ty stają się najczęściej ofiarami przestępstw.
- Trochę mi go żal.
Ula otwarła trudem wyjąkała:
- Asiu, czy ty się nigdy nie zmienisz? Kiedy zrozumiesz, że na świecie są też źli ludzie?
- Wiem, że jest zły, ale mi żal, że tak zmarnował życie. Ale ciociu, ja się właśnie zmieniłam w drugą stronę, bo zaczynam myśleć, że prawie wszyscy są źli.
- A co z tym zbirem z sekty, panie poruczniku?
- Rozpłynął się jak we mgle. Wysłaliśmy list gończy do innych krajów. Więcej nie mogę powiedzieć. Nadal musicie być ostrożne.
- Dziękujemy. Postaramy się uważać.
Po jego wyjściu Ula zamknęła oczy zmęczona. Po chwili wszedł lekarz.
- Proszę nie męczyć chorej. Powinna odpocząć.
- Zaraz idę.
Wyszła za lekarzem na korytarz.
- Może mi pan powiedzieć, co z moją ciocią?
- Niestety, jej życie nadal jest w niebezpieczeństwie. Wyjęliśmy kulę, ale przebite płuco nie funkcjonuje dobrze. Boję się zatoru.
- To ja powinnam tu leżeć. Ona mnie broniła!
- Musi cię bardzo kochać. Bądź dobrej myśli.
„ Chciała za mnie oddać życie” pomyślała Asia i łzy zakręciły jej się w oczach. Wróciła do sali. Ula leżała z zamkniętymi oczyma, więc postanowiła teraz udać się do domu w asyście „anioła stróża” przydzielonego przez porucznika, czyli młodego aspiranta policji. Nadal przecież istniało drugie niebezpieczeństwo w postaci sekty. Przed domem ze zdziwieniem zobaczyła ojca. Okazało się, że porucznik zobowiązał go, by noc spędził z córką, a rano opiekę nad nią mieli przejąć znów funkcjonariusze.
Nie rozmawiali o ostatnich wydarzeniach. Tak naprawdę nie przywykli do rozmów ze sobą poza wymianą ogólnikowych uwag. Ojciec i córka nie umieli przełamać budowanego przez lata muru obojętności i obcości. Asia zmęczona i słaba po ostatnich przeżyciach zasnęła natychmiast.
Jej ojciec siedział przez długi czas, analizując całe swoje dotychczasowe życie, wszystkie popełnione błędy zawinione i niezależne od niego. Błędy młodości, które zmieniły życie kilku drogich mu osób w piekło, potem nieszczęsne małżeństwo , obojętność wobec problemów z pasierbem, odsunięcie się od swojego jedynego dziecka i skazanie córki na klęskę. Tyle nieszczęść i tragedii.
„Popełniliśmy błąd wszyscy, teraz za to płacimy” pomyślał. Tej nocy nie zmrużył oka, a rano postanowił zmierzyć się z przeszłością i wyznać prawdę osobie, która najbardziej ucierpiała na ich kłamstwie. Z takim postanowieniem rano odwiózł córkę do szpitala, a sam pojechał do pracy, zapowiadając, że po południu wróci. Asia wzięła ubrania na zmianę dla cioci i pojechała do szpitala w asyście policjanta.
W sali leżała Ula podłączona do jakiejś aparatury. Nie otwarła oczu na jej widok. Pielęgniarka uspokoiła ją:
- Nie martw się, ciocia jest nieprzytomna, ale najgorsze już minęło. Przeszła jeszcze jedną operację. Jeżeli chcesz pomóc, zwilżaj jej usta tym płynem za pomocą wacika. Jak się obudzi, zawiadom mnie, tu masz przycisk.
Wyszła zostawiając dziewczynę bliską łez. „ To wszystko przeze mnie” powtarzała w duchu. Nagle chora poruszyła się, lecz nie otwarła oczu:
- Asiu, córeczko, gdzie jesteś... gdzie jesteś. Dziecko moje...
Asia pomyślała, że cioci coś się śni i nieprzytomna mówi bez sensu.
- Moja córka, ratujcie moją córkę. Oddaj mi ją, nie zabieraj. Córeczko...
Zaczęła gorączkowo rzucać się, jakby chciała uciec. Asia zawiadomiła pielęgniarkę. Wyproszono ją z sali.
„ O czym ona mówiła? Może straciła córkę, może jej ją zabrali?” zastanawiała się. „ Właściwie nie wiem nic o jej życiu. Mówiła, że mieszkała w innym kraju, była chora, chyba miała wypadek i to wszystko. Może miała córkę. Dlatego teraz mnie tak traktuje jak utraconą córkę”.
Ojciec jej przyjechał zaraz po pracy z wiadomością, że zostanie z nią aż do momentu, gdy Ula wyjdzie ze szpitala. Asia wystraszyła się na jego widok, tak bardzo się postarzał. Poszarzała twarz poorana bruzdami zmarszczek była twarzą starego człowieka. Żal jej się zrobiło. Pomyślała, że może nie ma tak łatwego życia jak jej się wydawało. Żona pijaczka, przybrany syn bandyta i utracona córka to zbyt dużo jak na jednego człowieka. Rozmowa się nie kleiła:
- Witaj, Asieńko, tak się bałem o ciebie – zaczął cichym głosem.
- Nie martw się tatku, mnie nic nie jest, ale boję się o ciocię Ulę. Rzuciła się ratować mnie jak lwica i sama naraziła się na to wszystko.
- Nic dziwnego. A jak się czuje?
- Była nieprzytomna, drugi raz ją operowali, ale lekarz mówi, że organizm się regeneruje.
- To wszystko wina tego drania. Przepraszam cię za niego. Nie wiedziałem, że on cię tak nienawidzi. Przecież dorastaliście razem.
- On wpadł w złe towarzystwo i to dlatego. Czy pójdzie do więzienia?
- Odpowie za rozbój i morderstwo.
- A co z mamą?
- No cóż. Wiesz, jak jest. Załamała się.
Wiedziała, co to znaczy. Po prostu nie przestaje trzeźwieć.
- A jak ciocia Ula? Dobrze ci u niej było?
- Wspaniale. Dużo rozmawiałyśmy, chodziłyśmy na wycieczki, jeździłyśmy na rowerach. Tu jest wypożyczalnia rowerów, wiesz?
- A co z nauką?
- Rok szkolny już się zaczął. Zapisałam się do liceum korespondencyjnego i uczę się w domu. Bardzo się cieszę, że nie muszę chodzić do szkoły. Nienawidziłam tych ordynarnych i głupich chłopaków i pustych, złośliwych dziewczyn!
Spojrzał na nią zdziwiony. Asia tak wyraża się o szkole?! Ona mówi o swojej nienawiści? To niebywałe, przecież dotychczas kochała wszystkich ludzi oraz wszystkie żywe stworzenia. Czyżby aż tak się zmieniła?
Zauważyła jego zdziwienie i zawstydziła się tego wybuchu. Po raz pierwszy poczuła niechęć do dawnych kolegów, którzy wyśmiewali ją i dręczyli. Złapała się nawet na tym, że gdyby mogła, zemściłaby się na nich wszystkich. Żeby cierpieli to, co ona kiedyś.
- Asiu, musimy porozmawiać o cioci Uli..
- Wiesz, ona prawie umarła przeze mnie.
- Bała się o ciebie, to zrozumiałe. Gotowa była oddać za ciebie życie.
Spojrzała na niego zdziwiona. Powiedział to jakimś dziwnym tonem.
- Tato, czy ciocia miała córkę? Bo w gorączce krzyczała, że by jej oddać córeczkę, że musi ją odnaleźć. Bardzo cierpiała. Czy jej córka umarła?
Nie wiedział, jak zacząć. Ukrył twarz w dłoniach i milczał. Cierpliwie czekała na to, co powie, coraz bardziej zdziwiona jego reakcją. Podświadomie bała się tego, co usłyszy i już żałowała postawionego pytania, gdy wreszcie odezwał się cichym głosem.
- Jej córka żyje, ona mówiła prawdę.
- Co się z nią stało, czemu ktoś jej ją zabrał?
- To ty nią jesteś, Asiu.
Zapadła cisza. Do Asi powoli docierało znaczenie wypowiedzianych słów.
- Ale jak, dlaczego? Przecież moja mama umarła i leży na cmentarzu! Czy tam leży kto inny?
- Nie, to siostra Urszuli a twoja ciocia. Ale ty jesteś córką Uli.
- Ale dlaczego mnie okłamywaliście? O co tu chodzi? A ty nie jesteś moim ojcem?
- Jestem. To długa i smutna historia. Byliśmy bardzo młodzi. Byłem zakochany w Uli, która miała wtedy tyle lat, co ty, siedemnaście. Oboje kochaliśmy się pierwszą młodzieńczą miłością. Ale starsza z sióstr Ewa zakochała się we mnie bez pamięci i robiła wszystko, by mnie zdobyć. Byłem młody i lekkomyślny jak większość młodych. Imponowało mi, że dziewczyna szaleje z miłości do mnie i doszło między nami do zbliżenia, zdradziłem Ulę. Nie kochałem Ewy, ale powiedziała, że jest w ciąży, więc wzięliśmy ślub. Potem wyszło na jaw, że skłamała, by zmusić mnie do małżeństwa. Mogłem się z nią rozwieść, ale zagroziła, że popełni samobójstwo. Na dodatek okazało się, że nie będzie mogła mieć dzieci. Żałowałem bardzo, że dałem się do tego zmusić, Nadal kochałem Ulę z wzajemnością, spotykaliśmy się potajemnie. Wkrótce okazało się, że spodziewa się mojego dziecka. Bylibyśmy oboje szczęśliwi, gdyby nie Ewa. Chciałem się rozwieść, ale groziła samobójstwem lub zemstą. Wymogła na Uli, że odda jej prawa do dziecka i wychowa jak swoje. To dziecko, to ty. Byłaś owocem naszej miłości, ale Ewa wmówiła sobie, że zrobiliśmy to dla niej. Było mi jej żal. Była bardzo wrażliwa i zakochana we mnie do szaleństwa. Bałem się, że się załamie, zwłaszcza że wkrótce wykryto u niej ciężką chorobę.
- A Ula?
- Wszystko zorganizowaliśmy tak, że nikt się nie domyślił, że to ona cię urodziła. Ewa udawała ciążę, potem zarejestrowaliśmy cię jako jej i moją córkę. Ula nie chciała cię oddać, ale Ewa ubłagała ją, jednocześnie zobowiązując, że nigdy nie powie ci prawdy. Nawet ich przybrani rodzice nie wiedzieli nic, bo wcześniej wyjechali na zagraniczną placówkę. Ula została u nas do czasu ukończenia nauki w liceum. Potem wyjechała z kraju, żeby do nich dołączyć. Gdy przenieśli się do Australii, straciłem z nimi kontakt.
- Czemu nie zawiadomiłeś jej o śmierci Ewy?
- Próbowałem ją odnaleźć, szukałem przez różne instytucje, ale jak kamień w wodę. Nie wiedziałem, że jej rodzice zginęli w wypadku a ona sama była bardzo chora. Przeszła długą rekonwalescencję, kilka operacji. Dopiero po przyjeździe do Polski dowiedziała się o śmierci siostry.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Wszystko to ją przerosło. Jej matką okazała się ciocia. Nie wiedziała, jak sobie poradzić z tą wiadomością. Miała ochotę zasnąć i obudzić się dopiero, jak wszystko na nowo się ułoży.
Oboje udali się do szpitala, lecz Asia poprosiła ojca, by zaczekał na korytarzu. Chciała tą pierwszą chwilę spędzić z Ulą sama. Speszyła się, gdy zobaczyła, że ma oczy otwarte i jest przytomna.
- O, czujesz się już lepiej. Bardzo się cieszę.
- Lekarz też jest zadowolony ze mnie. Podobno będę żyć- uśmiechnęła się.
-To dobrze, bo nie chciałabym cię stracić, mamo.
Zapadła cisza. Ula sądziła, że się przesłyszała. Zamknęła oczy.
- Dlaczego tak mnie nazwałaś, Asiu?
- Bo przecież jesteś moją mamą. Chcesz zaprzeczyć?
- Nie, nie zaprzeczam. Tata ci powiedział? A obiecał, że nigdy ci tego nie powie.
- Nie, to nie on, tylko ty. Gdy leżałaś nieprzytomna, mówiłaś niezrozumiałe rzeczy. Tata wyjaśnił mi wszystko.
- Masz do mnie żal? Pewnie mnie teraz znienawidzisz, że oddałam cię siostrze.
- Nie, nie mogę cię znienawidzić, ale żal mi, że zmarnowaliśmy tyle lat. Teraz mogę tylko cieszyć się, że odnalazłam moją prawdziwą mamę. Ale tata chciał z tobą porozmawiać.
Wyszła, a jej miejsce zajął zdenerwowany ojciec. Wyszedł po długiej chwili, ocierając zapłakane oczy.
Rozdział XXV
Minęło kilka tygodni. Przez ten czas ojciec nie odstępował Asi, tak jak nakazał porucznik. Razem odwiedzali w szpitalu Ulę, która szybko wracała do zdrowia. Asia jakby zaakceptowała nową sytuację, jednak wydawała się jakby nieobecna, ciągle zamyślona i milcząca. Ulę niepokoił widok zmienionej córki, toteż cieszyła się, że wreszcie lekarz postanowił wypisać ją ze szpitala. Była przekonana, że będąc obok niej, pozna przyczynę takiego zachowania.
Był piękny wiosenny dzień, gdy spakowana, z wypisem w ręce czekała na Asię i jej ojca, którzy mieli po nią przyjechać. Gdy minęła umówiona godzina, zaczęła się lekko denerwować. Wreszcie w korytarzu pokazał się on sam, ale jakiś zmieniony, szary na twarzy.
- Gdzie Asia, czemu nie przyjechała z tobą? - zapytała z niepokojem.
- Masz, czytaj - podał jej zapisaną kartkę papieru.
Nie wierzyła swoim oczom:
„ Kochani Rodzice!
Wybaczcie mi, ale muszę Was opuścić na jakiś czas. Chcę być sama, żeby przemyśleć i poukładać to wszystko. To za dużo jak dla mnie. Czuję się oszukana i zdradzona przez wszystkich. Zawsze mówiłam prawdę a tymczasem wszyscy mnie okłamywali i oszukiwali, nawet ci, których kochałam. Ty tato, mama, Nauczyciel i członkowie bractwa. Do tego brat morderca i gwałciciel. To za dużo dla mnie. Muszę od nowa poznać ludzi i świat, żeby móc stawić czoła temu wszystkiemu.
Nie martwcie się o mnie, za miesiąc kończę osiemnaście lat, więc mogę być już samodzielna. Nie zaufam tak szybko nikomu, będę czujna i ostrożna. W razie czego mam kontakt z porucznikiem. Dziękuję tato za kartę do mojego konta. Zaopiekuj się Ulą. Nie szukajcie mnie, sama do Was wrócę, jak pozbieram się po tym wszystkim.
Joanna
Ula rozpłakała się:
- Myślałam, że teraz się poznamy i nauczymy razem żyć jak matka z córką.
- Ja też sądziłem, że to wszystko da się jeszcze naprawić.
Milczeli w drodze do domu. Każdy zastanawiał się, co popchnęło ich córkę do tak dramatycznego kroku. Ciszę przerwała Ula:
- Zenek, musimy coś zrobić. Musimy jej jakoś pomóc. To wszystko nasza wina od początku.
- Masz rację, ja też to tak czuję.
Pomógł jej wejść na piętro. W mieszkaniu na stole czekał wielki bukiet kwiatów. Ula domyśliła się, że to jego sprawka. Zrobił kawę i usiedli razem naprzeciw siebie. Dawni kochankowie zmartwieni decyzją ich córki.
- Myślę, że jest czas, aby porozmawiać o wszystkim, Zenku- po raz pierwszy zwróciła się do niego tonem pozbawionym napastliwości i pretensji.
- Wiem, że oboje zawiniliśmy. Myśleliśmy o sobie i o Ewie, a nikt nie pomyślał o tym biednym dziecku. Ona stała się ofiarą naszych manipulacji, jakby była jakimś przedmiotem, jakąś kartą przetargową.
- Masz niestety rację. Sprzedałam ją swojej siostrze, bojąc się dramatu w naszej rodzinie, gdy dowiedzą się o ciąży. Oboje byliśmy egoistami.
- Ja z kolei bałem się, że Ewa załamie się, gdy ją zostawię. Kochałem ciebie a nie ją. Jedyną dobrą sprawą było, że będę mógł być przy naszym dziecku, czuwać nad nią i kochać. Ale i tu zawiodłem. Gdy Ewa zmarła, szukałem cię rozpaczliwie. Potem dałem się omotać tej kobiecie. Miałem nadzieję, że będzie dobrą matką dla Joasi. A ty? Wyszłaś za mąż?
- Nie, chociaż było blisko. Byłeś moją pierwszą i jedyną miłością i może podświadomie porównywałam każdego mężczyznę do ciebie. A ty okazałeś się słabym i niezaradnym egoistą. Naprawdę nie widziałeś, co się dzieje w twojej rodzinie?
- Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Ale teraz myślę, że sam się oszukiwałem i wolałem nie widzieć niektórych faktów. Asia ma rację, oszukiwaliśmy ją ale i siebie.
- Zawsze za nią tęskniłam i żałowałam tamtej decyzji. Nawet nie wiesz, ile nocy przepłakałam. Ciągle zastanawiałam się, czy jest szczęśliwa, czy dobrze się nią opiekujecie. Może dlatego nie chciałam utrzymywać z wami kontaktu. To za bardzo mnie bolało. Myślę, że ona wróci, gdy poukładamy swoje życie na nowo. Ty musisz zająć się swoją żoną. Myślę, że też potrzebuje pomocy.
- Niezupełnie.
Ula spojrzała zdziwiona. Zamilkł, patrząc gdzieś w dal, jakby chciał zobaczyć to, co kryje się przed jego wzrokiem. Nie chciała pytać więcej, domyślając się, że stanął przed jakimś problemem, który musiał rozwiązać.
Rozdział XXV
Asia nie żałowała nawet na moment, że wyszła z domu tak nagle bez pożegnania. Wiedziała, że będą chcieli ją zatrzymać. Ta ukrywana przez nich oboje prawda była kroplą, która przelała jej kielich goryczy. Nagle odczuła chęć wyrwania się z tej rzeczywistości, jaka ją otaczała. Odrzucić to wszystko, zapomnieć o sekcie, szkole i nieprzyjemnych przeżyciach a zwłaszcza o kłamstwie, które zmieniło całe jej życie.
Pod wpływem nagłego impulsu spakowała plecak, napisała list i wyszła z domu.
Gdy już była na dworcu autobusowym, zadzwoniła do porucznika Sadowskiego, bojąc się, że gdy nie zgłosi mu miejsca swojego pobytu, ten zarządzi jej poszukiwania. Porucznik nie był zachwycony:
- Jeżeli stracimy cię z oczu, nie będziemy mogli zapewnić ci ochrony. A nie ujęliśmy jeszcze wszystkich najgroźniejszych członków sekty. Przyjdź na komendę.
- Nie przyjdę, bo pan zawiadomi Ulę i mojego ojca a oni będą chcieli mnie zatrzymać.
- Przyrzekam, że cię nie wydam.
- I tak panu nie wierzę. Wszyscy kłamią. Niech pan mnie nie szuka, będę się sama meldować co jakiś czas.
Wyłączyła telefon. Nie wiedziała, że telefony, które porucznik wcześniej im rozdał, mają zainstalowany GPS.
Właściwie nie wiedziała, gdzie chce jechać. Spontanicznie weszła do autobusu, który szykował się do odjazdu. Właśnie pasażerowie wchodzili i zajmowali miejsca. Dopiero wtedy zorientowała się, że docelowym przystankiem jest Olsztyn. Kupiła bilet do końcowej stacji, ale nie była pewna, czy chce tam dojechać. Zdała się na własną intuicję i przypadek.
Patrząc na przesuwający się za oknem pejzaż, starała się nie myśleć już o tym, co dane jej było przeżyć przez ostatnie miesiące. Wiosna już była w pełni, co zauważyła ze zdziwieniem. „Zgubiłam gdzieś lato, jesień i zimę” pomyślała. Z radością patrzyła na słoneczne pola i zielone łąki, a droga przez las była dla niej jakby bajką z innego świata. Widok pasącej się na poboczu sarny wprawił ją niemal w ekstazę. „Jaki piękny jest świat” myślała. „ Chciałabym mieszkać w lesie, w jakiejś leśniczówce z dala od ludzi. Jak zobaczę coś takiego, to wysiądę... Nie, nie wysiądę, bo trafię na złych ludzi, którzy mnie zamkną lub zrobią mi krzywdę.” Zamknęła oczy. „Czy wszyscy są źli? Nie, nie wszyscy, ale więcej jest tych złych. Muszę być mądra.”
Była świadoma, że zmieniła swoje nastawienie do ludzi i z tego powodu nie czuła się szczęśliwa. „O ile lepiej było wierzyć w dobro, prawdę i szczerość. Świat wydawał się wtedy piękny.” myślała. „No właśnie. Wydawał. A naprawdę wszyscy kłamią i oszukują, tylko ja nie chciałam tego dojrzeć. Byłam naiwną kozą!”
Autobus zatrzymał się na rynku niewielkiego miasteczka. Kierowca zarządził dwadzieścia minut przerwy i pasażerowie wysiedli. Kwadratowy rynek z fontanną na środku otaczały z czterech stron stare kamieniczki w pastelowych kolorach. Ich fasady ozdobione rzeźbionymi frontonami i kolorowymi malowidłami sprawiały wrażenie, jakby przeniesiono je ze starej bajki. Asia zachwycona przechadzała się, oglądając wystawy i stylizowane szyldy. W szybie małej kawiarenki zobaczyła ogłoszenie, które ją zainteresowało. Stała przez chwilę, po czym szybkim krokiem udała się do autobusu. Wyszła z niego z plecakiem i po drodze zawiadomiła stojącego przed pojazdem kierowcę, że zostaje w tym mieście. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ale miała już swój plan.
Pierwsze kroki skierowała do zakładu fryzjerskiego. Gdy wyszła, nie było śladu po jej blond długich włosach związanych wstążką. Zamiast tego pojawiła się brunetka z króciutko obciętą fryzurą upodabniającą ją do chłopca. Spojrzała na siebie w witrynie sklepowej i uśmiechnęła się. Była zadowolona ze swojej metamorfozy. „ Teraz nikt mnie nie pozna” pomyślała „jeszcze tylko okulary”. Akurat mijała optyka, więc po chwili wyszła dziewczyna w okularach w ciemnej oprawce, co ją znacznie zmieniło. Wyglądała na więcej niż na swoje prawie osiemnaście lat.
Zgodnie ze swoim planem weszła do kawiarenki, w której nadal wisiało ogłoszenie o poszukiwaniu pomocy kuchennej. Przedstawiła się właścicielce i wyjawiła cel swojej wizyty.
- Mieszkasz tu lub w pobliżu?- kobieta była ostrożna.
- Nie, nie mieszkam, ale chciałabym się tu zatrzymać, bo bardzo mi się tu podoba. W dali widziałam jezioro.
- Mogę przyjąć cię na próbę, Joanno.
- Dobrze, niczego innego nie pragnę.
- Nie mamy tu zbyt wielu gości, ale zaczyna się sezon, więc muszę przygotować kawiarnię na zwiększony ruch. A gdzie będziesz mieszkać?
- Jeszcze nie wiem. Może jest tu jakaś stanica turystyczna.
- Nawet dwie. Przyjdź jutro rano o siódmej to omówimy warunki twojego zatrudnienia.
Schronisko okazało się niedużym zadbanym budynkiem, stojącym niedaleko zejścia na pomost prowadzący do przystani. Pokój miała Asia dzielić z dwiema lokatorkami. Wyglądały na uczciwe i spokojne, ale ona starała się trzymać od nich z daleka. Swoją kartę do bankomatu i telefon postanowiła nosić stale przy sobie, nawet gdy wychodziła do łazienki. Nie ufała już nikomu. Poważne panie mogły okazać się zwykłymi złodziejkami. Wydawały się trochę dziwne.
Miała ochotę zwiedzić samotnie okolicę, ale przypomniała sobie o ostrzeżeniach porucznika, więc ograniczyła się do spaceru po najbardziej uczęszczanych uliczkach wokół rynku. Wieczorem zjadła zabrane z domu kanapki i przygotowała się do snu.
Zamyśliła się.„ Ciekawe, czy sprawdzę się w tej pracy. Może nie nadążę ze zmywaniem albo będę tłukła naczynia? No to co. Albo się nauczę, albo poszukam czegoś innego.” Zasnęła dopiero, gdy obie lokatorki głęboko spały, o czym świadczyło głośne chrapanie z obydwu łóżek.
Wyszła rano, gdy obie panie jeszcze pogrążone były we śnie. Po uzgodnieniu warunków zatrudnienia pomogła pani Sabinie przygotować salę na otwarcie, wysłuchała też wszystkich zaleceń i wymagań na jej pracy. Nawet musiała poćwiczyć prawidłowy sposób noszenia tacy, stawiania zamówienia na stoliku i zbierania naczyń.
- Myślałam, że będę tylko pomocą kuchenną, moim zadaniem będzie zmywać naczynia, więc nie będę mieć styczności z gośćmi - skomentowała.
- Tak, masz rację, ale może się też zdarzyć, że trzeba będzie zastąpić Mariolkę albo pomóc jej w obsłudze. Jeżeli będziesz miała czas, obserwuj, jak ona to robi.
Trochę zmartwiła się, przypomniawszy sobie o przestrogach porucznika, aby unikała miejsc zatłoczonych, pełnych ludzi. Na szczęście tego dnia przez dziesięć godzin nie musiała wychodzić z kuchni. Był ładny słoneczny dzień i wiele osób wchodziło do kawiarenki na ciastko lub kawę albo po prostu kupić świeże wyroby cukiernicze, z których podobno słynął lokal. Praca nie była ciężka ani zbyt absorbująca, a przede wszystkim nie trzeba było wychodzić na salę, gdyż kelnerka Mariolka stawiała zużyte naczynia na blacie okienka kuchni.
- No i jak się czujesz? Nie jesteś zmęczona?- zagadnęła pani Sabina po zakończeniu pracy.
- Na razie nie. Ale już czegoś się nauczyłam.
- To bardzo dobrze. Dasz sobie radę. No to do jutra.
Asia pomyślała, że praca nie była cięższa niż w domu, gdzie po każdym posiłku przygotowanym przez nią, musiała zmywać i sprzątać kuchnię, bo jej matka niekiedy wcale do niej nie zaglądała.
Wracała powoli, ciesząc się pięknym wiosennym wieczorem ale jednocześnie z obawą a nawet strachem, który kazał jej obserwować mijanych ludzi i co jakiś czas odwracać się za siebie. „ Mam nadzieję, że nikt za mną nie idzie” myślała. Nagle ogarnął ją smutek, że teraz ten strach będzie jej towarzyszyć przez całe życie.
Zauważyła naprzeciw siebie zakonnika w długiej szacie zakonnej i nagle jej serce zaczęło bić mocniej. Przypomniał braci w sekcie. Najchętniej skręciłaby w boczną uliczkę, lecz szła dalej wystraszona, jakby ujrzała ducha. Gdy minął ją obojętnie, odetchnęła z ulgą. „ Jestem wariatką, przecież on nie ma nic wspólnego z tamtymi, uspokój się” zganiła samą siebie. Nagle humor ją opuścił i szybko poszła w stronę schroniska.
Obie współlokatorki właśnie wybierały się na ognisko.
- Chodź z nami, rozerwiesz się - mruknęła młodsza Zofia.
- Przepraszam, ale jestem zmęczona. Dzisiaj miałam pierwszy dzień w pracy- broniła się Asia- ale dziękuję za zaproszenie.
- Jakbyś zmieniła zdanie, to znajdziesz nas. Ognisko będzie nad jeziorem po lewej stronie pomostu.
- Tylko nie zapomnij wyjąć klucza z drzwi, inaczej cię obudzimy- dodała starsza Paulina.
Odetchnęła z ulgą, gdy wyszły. Już sama myśl, że miałaby dołączyć do grupy nieznanych ludzi, budziła w niej strach.„ Nie wiadomo, kto tam będzie w tym tłumie” pomyślała. Wiedziała, że wpada w skrajność, lecz nie mogła pozbyć się uczucia strachu. Nawet mijając przechodnia na ulicy kuliła się wewnętrznie, serce zaczynało bić szybciej i robiło jej się gorąco.
Dawna Asia, ufna i naiwna marzycielka zmieniła się w nieufną, przesadnie ostrożną, wystraszoną i zamkniętą w sobie dziewczynę z kompleksami. Zdawała sobie z tego sprawę i jeszcze bardziej pogrążała się w obsesyjnym strachu. Ostrożnie i cicho przemknęła do łazienki, potem w pokoju zamknęła drzwi na klucz i położyła się. Mimo zamkniętych okien słyszała gwar głosów imprezowiczów zdążających na ognisko.
Obudziło ją dziwne przeczucie, że ktoś nad nią stoi. Otwarła oczy przerażona, gotowa krzyknąć. Już szarzało, a blask latarni przed oknem oświetlał wyraźnie wnętrze pokoju. Była sama, obie panie jeszcze nie wróciły. Coś ją jednak niepokoiło. Usłyszała, jak ktoś manipuluje przy zamku. Na szczęście zapomniała wyjąć klucz i bezwiednie ustawiła go tak, żeby nie można go było wypchnąć. Ktoś próbował przekręcić klucz, coraz natarczywiej i głośniej. Zdziwiła się, że nie pukają, aby ją obudzić. Podeszła do drzwi.
- Paulina, to ty? - zapytała.
Cisza.
- Zofia, Paulina, czemu nie odpowiadacie!
Ktoś za drzwiami dyszał ciężko lecz nie odpowiadał. Mężczyzna! Strach dodał jej siły. Podbiegła do okna, i otwarłszy je krzyknęła: „ ratunku, ratunku”. Usłyszała przekleństwo wypowiedziane męskim głosem i tupot ciężkich butów. Siedziała skulona ze strachu. Ktoś chciał się tu dostać. Ktoś chciał ją skrzywdzić... Po chwili załomotano do drzwi i głos kobiecy zawołał: „Pani Joanno, proszę otworzyć.” Podeszła ostrożnie i uchyliła drzwi. Przed nią stała pracownica obiektu i jakiś mężczyzna.
- Co się stało? Krzyczała pani - mówiąc to, patrzył na nią podejrzliwie.
- Wydawało mi się, że ktoś próbował sforsować zamek, wyraźnie coś tu robił. Jak krzyknęłam, uciekł.
Uważnie przyjrzał się drzwiom.
- Rzeczywiście są ślady świadczące, że ktoś próbował się tu włamać. Dobrze, że klucz był w zamku. Widzi pani ? - zwrócił się do pracownicy, pokazując zadrapania.
- Ale jak się tu dostał? Przecież byłam na dole w recepcji cały czas – odparła urażona.
- Na pewno? Faktem jest, że ktoś chciał się tu dostać. Czy ktoś oprócz ciebie mieszka w tym pokoju?
- Tak, dwie starsze ode mnie dziewczyny. Poszły na ognisko.
Recepcjonistka rozejrzała się:
- Nie widzę ich bagaży. Miały plecaki, dosyć wyładowane. Nie widziałaś, jak się pakują?
- Przyszłam po pracy wieczorem. Widocznie zdążyły to zrobić wcześniej i wynieść wszystko. Ale przecież mówiły, że idą na ognisko i pewnie wrócą.
- Nie wymeldowały się? Proszę o informację. Jestem z policji. Proszę, oto moja oznaka- mężczyzna zwrócił się do recepcjonistki.
- Nie tylko nie wymeldowały się, ale i nie zapłaciły za pobyt- kobieta była zła.
- Może pani sprawdzić, czy nic nie zginęło?- zapytał Asię.
- Mam mało rzeczy, ale zobaczę.
Przejrzała zawartość swego plecaka.
- Nie ma mojego jednego swetra. Był nowy- odparła zmartwiona- otrzymałam go w prezencie. Skąd pan wiedział?
- Bo poszukujemy dwóch złodziejek, które okradają gości w letniskowych miejscowościach. Byliśmy na ich tropie od kilku dni.
Asia pomyślała, że miała rację, podejrzewając obie o nieuczciwość. Jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że nikomu nie można ufać. Tymczasem policjant obejrzał pokój, wyjrzał przez okno, wreszcie zwrócił się do niej.
- Pojedziesz ze mną na komendę i tam pomożesz stworzyć portret pamięciowy obu kobiet.
- Ale dlaczego powiedziały, że idą na ognisko a zabrały wszystkie swoje rzeczy?
- Miały widać inny plan.
Zawahała się.
- Nie pojadę z panem. Nie wiem, kim pan jest.
- Proszę, oto moja odznaka.
- Mógł pan ją komuś ukraść. Zjawia się pan nie wiadomo skąd zaraz po tym, jak ktoś próbował się włamać do zajmowanego przeze mnie pokoju. Może to pan? Proszę się nie zbliżać, bo zacznę krzyczeć i wyskoczę przez okno.
Mężczyzna na moment zaniemówił.
- Dziewczyno, jesteś chyba stuknięta. Dobrze, powiem. Porucznik Sadowski, którego dobrze znasz, kazał mi sprawdzić, co się z tobą dzieje. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo ten włamywacz miał jakiś wyraźny cel, jeżeli to wszystko prawda.
- Sadowski? A skąd wiedział, gdzie jestem?
- Nie wiem, zapytaj go.
- Czy jestem śledzona?
- Nie wiem. Pojedziesz ze mną? Czas ucieka a one mogą być gdzieś niedaleko.
Kiwnęła głową, ale gdy doszli do samochodu, włączyła telefon i zrobiła nim zdjęcie tablicy rejestracyjnej, po czym wysłała je porucznikowi. Policjant miał ochotę popukać się w głowę.
W komisariacie po spisaniu zeznań wzięła plecak, zmierzając do wyjścia. Zatrzymał ją.
- Gdzie chcesz iść?
- Dostałam pracę w kawiarence na rynku. Może znajdę inny nocleg, a może opuszczę miasto.
- Poczekaj. Rozmawiałem z porucznikiem. Twierdzi, że jeżeli chcieli włamać się do twojego pokoju, to mogli cię śledzić. W takim wypadku pójdą za tobą i wreszcie cię dopadną. Pomyśl, czy nie lepiej zostać tu, gdzie ludzi jest mniej, policjanci są powiadomieni o wszystkim i łatwiej o ochronę.
- Jak długo? Aż mnie wreszcie zamordują?
- Nie, aż ich złapiemy i umieścimy w więzieniach.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Uciekła, żeby w spokoju przemyśleć swoje życie, a tu wszystko się komplikuje.
- A gdzie mam mieszkać?
- Załatwiłem ci pokój u pewnej starszej pani. Niedaleko kawiarenki.
- Dobrze, spróbuję. Ale jak ona okaże się trucicielką i mnie zamorduje, to pan za to odpowie.
Westchnął, podając jej kartkę z adresem. Właściwie nie miała ochoty na nawiązywanie nowej znajomości z kimkolwiek, nawet ze starszą panią. „ Może okaże się zrzędą i nie będę mogła z nią wytrzymać. Każe mi gasić światło o dziesiątej wieczorem i myć się pod prysznicem tylko raz w tygodniu. Albo każe mi sprzątać, gotować i będę jej służącą” myślała. Mimo tego ruszyła na poszukiwanie podanego adresu, rozmyślając nad swoim życiem i przyszłością. Spodziewała się najgorszego.
Zdawała sobie sprawę, że jej nieufność i ostrożność najbardziej męczą ją samą. O ile łatwiej było wierzyć wszystkim, niż nie wierzyć nikomu! Ale stało się, przekonała się, że nikomu nie można wierzyć, nawet ojciec i matka okłamali ją. Najbliższe osoby.! A przecież twierdzili, że ją kochają!
Teraz fałsz i kłamstwo gotowa była przypisać każdemu. Wierzyła tylko sobie, a każdego człowieka zaczęła postrzegać jako wroga. Nawet wiadomość, że jej prawdziwa matka żyje, nie stanowiła dla niej źródła szczęścia. Ona też ją zawiodła, godząc się na krzywdzący ją układ.
Otrząsnęła się z ponurych myśli i za chwilę już stała naprzeciw pani Lucyny, emerytowanej nauczycielki. Powitała ją kobieta, która nie wyglądała wcale na staruszkę. Postawna pani po siedemdziesiątce uśmiechnęła się do niej, jednocześnie uważnie obserwując ją.
- Witaj, porucznik uprzedził mnie, że będziesz u mnie mieszkać. Proszę, zobacz swój pokój. Mieszkam tu sama, więc będziemy tylko we dwie.
Zaprowadziła ją do małego pokoiku urządzonego skromnie starymi meblami. Potem pokazała pozostałe dwa pokoje. Mieszkanie wydało jej się jakieś smutne, jakby snuły się w nim duchy przeszłości. Kamienica zbudowana w wieku XVIII była świadkiem dorastania i śmierci wielu pokoleń mieszkańców, co czuło się niemal namacalnie. Jakby ściany i meble szeptały, opowiadając historie mieszkających tu kiedyś ludzi. Jakby wszyscy poprzedni mieszkańcy zostawili tu swoje przeżycia, emocje i myśli. „Ile tragedii tu się rozegrało i ile radości widziały te ściany” pomyślała. Ogarnął ją smutek na myśl o wiecznym przemijaniu, które nieubłaganie pochłania istnienia ludzkie z ich uczuciami i emocjami. Zadrżała, jakby poczuła obecność dawnych mieszkańców.
Wnętrza były nieco ponure za przyczyną małych wąskich okien. Wrażenie to potęgowały jeszcze masywne drewniane meble. W pokoju, gdzie na prośbę gospodyni usiadły, było jeszcze mroczniej. Pękata rzeźbiona szafa z ciemnego drewna i wielka kanapa obita zielonym pluszem wydały się Asi smutne.
- To antyki? - zapytała zdziwiona Asia.
- Oczywiście. To bardzo cenne meble po moim pradziadku. Moi rodzice przyjechali tu z kresów jeszcze przed wojną. Meble uratował z płonącej kamienicy dziadek. Wartości materialnej specjalnie nie mają, ale sentymentalną ogromną. Dzięki nim czuję jakąś łączność z moją rodziną, jakby tu byli ze mną. Dzisiaj nie mam już nikogo. Pozwoliłam kiedyś córce wybrać swoją drogę, choć początkowo nie mogłyśmy się porozumieć. Latami nie dawała znaku życia, aż przyszła wiadomość z dalekiego egzotycznego kraju, z jakiejś misji, że zmarła tam na malarię.
Zamilkła na chwilę. Asia nie chciała tego słuchać, ale nie wiedziała, jak przerwać zwierzenia gospodyni, która wydawała się nie dostrzegać zdenerwowania gościa. Zapatrzona gdzieś w dal jakby wkraczała w odległy świat wspomnień.
- Żałuję bardzo, że nie byłam z nią. Mogłem tam pojechać i spędzić z nią ten czas. Tyle czasu zmarnowałyśmy na wzajemne dąsy, oskarżenia i kłótnie. Dzisiaj bardzo żałuję tego czasu, którego żadna siła nie zwróci. A przecież byłam kochającą matką, chciałam dla niej jak najlepiej.
Nastała chwila ciszy. Asia nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wstała nagle gwałtownie:
- Przepraszam, ale muszę wyjść po swój plecak, który zostawiłam w kawiarni. Dzisiaj mam zmianę popołudniową, więc muszę się spieszyć. Bardzo dziękuję za herbatę.
Rozdział XXVII
Wyszła nie oglądając się. Skręciła w stronę kawiarni. Ruch był duży, lecz nie zamierzała pomóc koleżance. Chwyciła plecak stojący w szatni i cicho wyszła tylnymi drzwiami od zaplecza. Szybko minęła minęła dwie małe uliczki. Prawie biegła, oddalając się coraz bardziej od centrum miasta. Na szczęście autobus stał na przystanku. Wsiadła z westchnieniem ulgi.
„ Co ja robię? Chyba coś mi odbiło” myślała w czasie jazdy. Nie planowała tego. Nagle poczuła, że musi zniknąć z tego miasta, że nie jest tu bezpieczna. Gospodyni obudziła w niej jakieś echo dawnych tragicznych przeżyć. Była jakaś nierzeczywista, jakby z innego świata. I ta jej opowieść o stracie córki! Przypomniała o jej tragedii. Wzdrygnęła się. Policjant też wydał jej się dziwny. Cała ta historia z dwiema kobietami na przystani była jakaś nieprawdziwa i czuła, że nie powiedział jej całej prawdy.
Na kolejnym przystanku wsiadł młody człowiek. Zasłoniła kapturem twarz i starała się na niego nie patrzeć. Na nieszczęście tylko miejsce sąsiednie było wolne. Usiadł obok niej, więc z uporem patrzyła w okno, udając, że nie słyszy pytania o możliwość zajęcia miejsca. Siadł mimo tego. Na szczęście nie odzywał się.
Niemal o nim zapomniała pogrążona w swoich myślach, gdy nagle usłyszała: „Witaj, kwiatuszku!”. Znała ten głos! Spojrzała zdziwiona i o mało nie krzyknęła. Obok siedział nie kto inny tylko Bogdan. Przyłożył palec na usta, więc odwróciła twarz do okna. „ Skąd on się tu wziął? Śledził mnie? Może wcale nie jest tym, za kogo się podawał. Może jest wykonawcą wyroków Nauczyciela lub jego zbirów? Ale nie, to niemożliwe, przecież prawie go zabili. Właściwie mnie obronił. To nie może być prawda” myślała gorączkowo.
Zmienił wygląd całkowicie. Zamiast rudawych długich włosów jego głowę pokrywała gęsta szopa czarnych krótkich loków. Okulary dopełniały całości. Wyglądał na mężczyznę w średnim wieku, zwłaszcza z czarnym wąsikiem pod nosem. Ubrany w jakiś traperski strój sprawiał wrażenie wytrawnego włóczykija, który przemierzał wszelkie niedostępne szlaki.
Zastanawiała się, jak uciec od jego towarzystwa tak, by nie zauważył. Postanowiła spróbować na następnym dłuższym postoju. Opracowała w myślach szczegółowy plan ucieczki a tymczasem udała, że drzemie.
Na postoju, nie patrząc na niego, wysiadła razem z pozostałymi pasażerami, którzy postanowili rozprostować nogi. Wzięła ze sobą swój plecak. Chwilę stała rozglądając się. Byli na dworcu autobusowym. Jedna z pasażerek zagadnęła:
- Idziemy poszukać toalety? Mamy 15 minut postoju. Razem będzie nam raźniej.
- Jasne, ja też o tym myślałam- odpowiedziała zadowolona.
- To ja też idę z wami- krzyknęła stojąca obok dziewczyna.
We trzy udały się we wskazanym kierunku . Kątem oka zauważyła, że Bogdan obserwował je dyskretnie. Obie kobiety weszły do kabin, ona natomiast gorączkowo szukała wyjścia. Po przeciwległej stronie odkryła okno, niewidoczne z dworca. Otwarła je jednym ruchem i najszybciej jak mogła wspięła się na parapet i wyskoczyła. Nie oglądała się za siebie. Była przekonana, że Bogdan obserwuje wejście, a może i czai się gdzieś za rogiem. Miała nadzieję, że nie podejrzewa jej o ucieczkę, byli przecież przyjaciółmi. Biegła przed siebie, wreszcie siły ją opuściły. Ulica się skończyła i przed nią rozciągały się zielone łąki .Usiadła pod ścianą jakiejś szopy ciężko dysząc. „ Co dalej? Zaraz pomyślę. Muszę się schować. Tylko gdzie? Może wrócić do domu? Nie, nie mogę im przebaczyć, że mnie tak oszukiwali. Jeszcze nie teraz.”
Nagle tuż nad głową usłyszała znajomy głos:
- No i co ci to dało? Czemu uciekasz?
Bogdan patrzył triumfalnie z góry.
- Czego chcesz ode mnie? Kim tak naprawdę jesteś? Dlaczego mnie prześladujesz – krzyczała bliska płaczu.
Siadł obok niej na trawie.
- Kim jestem? Rozbitkiem w czasie rekonwalescencji. Przecież mnie znasz. Pomogłem ci uciec. A teraz uspokój się. Nie zrobię ci przecież krzywdy. Co cię napadło?
- Dlaczego śledzisz mnie? I skąd się wziąłeś w autobusie?
- Wsiadłem tak jak ty. Nie wiedziałem, że ciebie spotkam, chociaż miałem zamiar cię odszukać. Przecież ja mieszkam w tych okolicach, nie pamiętasz?
- Nie wierzę ci ani trochę. Nikomu już nie wierzę, wszyscy kłamią!
- Co ci się stało?
Nagle wbrew sobie rozpłakała się. Bogdan objął ją i trzymał, czekając aż się uspokoi. Łkała rozpaczliwie nad sobą i swoją dziecięcą bezradnością, zła na siebie i wszystkich, którzy ją zawiedli. Płakała z żalu za dzieciństwem, jakie mogłaby mieć, gdyby nie kłamstwa i krętactwa dorosłych. Była wtedy maleńka i bezbronna, a oni potraktowali ją jak rzecz, jak pieska, któremu wybiera się właściciela. Nigdy im tego nie wybaczy, że zawiedli ją, chociaż podobno była owocem ich miłości. Zakłamani i bezduszni!
Położyła głowę na ramieniu Bogdana i nie przestawała łkać. Jego bluza mokra już była od jej łez, lecz nie poruszył się, czując, że dla dziewczyny chwila ta jest bardzo ważna. Wiedział, że Asia tym wybuchem żegna się bezpowrotnie ze swoim smutnym dzieciństwem i wkracza w dorosłe życie wzmocniona o nową wiedzę o życiu i ludziach. „Teraz spojrzy na wszystko nowymi oczami i zobaczy, że świat nie jest wcale taki różowy, jak jej się wydawało. Zrozumie, że w życiu trzeba podejmować walkę za walką, inaczej można pójść na dno. Życie jest brutalne, myślę, że już się o tym przekonała. Muszę jej pomóc przez to przejść, nawet jeżeli mnie odtrąci. To dla mojej siostry. Ona by mnie pochwaliła” myślał.
Wreszcie uspokoiła się. Wzięła podaną przez Bogdana chustkę i otarła zapłakane oczy i nos, jednak nie wyzwoliła się z jego uścisku. Zaskoczyła ją ta sytuacja, ale było jej dobrze w jego objęciach. Po raz pierwszy była tak blisko chłopca. Nagle wróciło poczucie bezpieczeństwa, jakby na całym świecie pozostał jej tylko ten dziwny chłopak, któremu może zaufać. Ciszę przerwał Bogdan:
- Już czujesz się lepiej?
- Trochę.
- Gdzie się wybierałaś? Uciekasz przed czymś?
- Jestem nieszczęśliwa, nie mam już nikogo. Rodzice mnie skrzywdzili. Nawet nie wiesz, co ja przeżyłam.
- A może wiem? Może ja też mam powód do ucieczki i rzucenia wszystkiego? Chcesz posłuchać mojej historii? Chcesz się o mnie czegoś dowiedzieć?
Zamknęła oczy.
- Chcę. Ale tylko mów prawdę.
I opowiedział jej wszystko o swojej szalonej młodości, gdy zatruwał rodzicom życie, walczył, bawił się z kolegami i imprezował zamiast się uczyć. Z trudem mówił też o śmierci ukochanej siostry, wyrzutach sumienia, konflikcie z rodzicami, ucieczce z domu i wstąpieniu do sekty.
- Resztę już znasz.
Wyprostowała się z westchnieniem.
- Dzięki, że mi to wszystko powiedziałeś.
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to tobie pierwszej. Nikomu o tym nie mówiłem.
- Tym bardziej jestem ci wdzięczna. Jeżeli rzeczywiście taki byłeś, to bardzo się zmieniłeś. Ja znam cię jako chłopaka, który naraził swoje życie, żeby tylko uratować nas. Dla dziewczyn i dla mnie jesteś naprawdę bohaterem. Nie każdy by chyba tak postąpił. Czy zdajesz sobie w ogóle sprawę, że ocaliłeś od śmierci tyle kobiet?
Uściskała jego dłoń.
- W takim razie zrewanżuję się i wyjaśnię ci moją sytuację.
Zastanowiła się przez chwilę, po czym zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie, drugiej matce, przybranym bracie i ojcu. Teraz, patrząc wstecz, mówiła o rzeczach, których pozornie dotychczas nie zauważała. Nagle zobaczyła dom i rodzinę jakby w ostrym świetle, które wydobywa z mroku wszystkie szczegóły. Mówiła bez wahania o pijaństwie matki, obojętności ojca i agresji brata, o ucieczkach nad morze lub w świat książek i wyobraźni. Mówiła o samotności i lekceważącej postawie koleżanek szkolnych. Zamilkła na chwilę.
Wreszcie przemogła się i po krótkiej przerwie zaczęła opowiadać o poznaniu Uli, napadzie Kazika, ucieczce i pobycie wśród bezdomnych. Z goryczą opowiedziała, z jaką radością i ufnością przystąpiła do sekty.
- Naprawdę tam byłam szczęśliwa. Czułam się kochana i potrzebna. Wszyscy byli tacy serdeczni, przyjacielscy.
Westchnęła głęboko. Na chwilę zapadła cisza, wreszcie Bogdan odparł ze złością:
- To dlatego tak łatwo nas wciągnęli do sekty. Byliśmy zagubieni, nieszczęśliwi i samotni. Takich najłatwiej omotać jakąś bzdurną ideą i odizolować od świata. Czytałem o tym przecież, ale myślałem, że tym razem będzie inaczej, że oni stworzą mi spokojne życie pełne zadumy i miłości bliźniego. Ale byłem durniem!
- Nie tylko ty. Ja myślałam, że tam nie spotka mnie nic złego. Byłam szczęśliwa, że tam trafiłam i wierzyłam w każde ich słowo. Po odkryciu prawdy chciałam umrzeć, wierz mi. Nie wiem, czy komukolwiek jeszcze zaufam. Czuję się, jakby mnie złamano jak kruchą roślinkę.
- To minie, zobaczysz. Ale chyba nie opowiedziałaś mi wszystkiego. To nie tłumaczy, jak się tu znalazłaś.
Bogdan odsunął ją i spojrzał jej w oczy. Zawahała się na moment.
- Masz rację, to nie wszystko. Ciężko mi jeszcze się z tym oswoić.
Wolno, z przerwami, zaczęła mówić o ostatnim napadzie Kazika i zranieniu Uli. Wreszcie wyznała mu najboleśniejszą prawdę o jej prawdziwych rodzicach. Znów pojawiły się łzy.
Przyciągnął ją do siebie i pogłaskał po głowie jak małe dziecko.
- Rozumiem, jak cię to boli, maleńka. Masz do nich żal. Ale pomyśl, jak oni żałują. Kochali się oboje, ale musieli zapomnieć o sobie. A twoja matka? Czy wiesz, co ona przeżyła? Kochała cię, chociaż cię opuściła. Przecież teraz prawie oddała za ciebie życie.
- Powinna była o mnie walczyć jako matka!
- Zrozum, miała mniej lat niż ty teraz. Oddała cię ukochanej siostrze, bo nie wiedziała, co robić. Siostra ją o to ubłagała. Myślała, że robi dobrze.
- Wszystko to wina ojca. Dlaczego wymusił na Uli, żeby oddała mnie siostrze. Dlaczego nie był z nią tylko z jej siostrą?
- Nie osądzaj ich tak surowo. Nie wiesz jeszcze, czym jest wielka miłość. Czy zdajesz sobie sprawę, jak oni oboje cierpią? Zwłaszcza, że ich porzuciłaś.
Wyrwała się i wstała gwałtownie.
- Więc uważasz, że zrobiłam im krzywdę? Że nie zasłużyli na to?
- Asiu, nie denerwuj się. Może spróbuj im przebaczyć. Przecież możecie stworzyć nową rodzinę. Masz kochających obojga rodziców, czy to nie piękne? A twojej mamie też należy się trochę szczęścia. Przez te wszystkie lata była taka nieszczęśliwa.
Znów zaczęła rozpaczliwie płakać, więc ponownie objął ją, głaszcząc po włosach i mokrych policzkach. Powoli uspokajała się. Nagle podniosła głowę i sama przylgnęła wargami do jego ust. Pocałunek trwał długo, zanim zawstydzona odskoczyła zaczerwieniona.
- Wybacz, nie myśl o mnie źle...
- Asiu, co ty mówisz. Przestań.
Tym razem to on przyciągnął ją do siebie całując jej oczy i usta. Nie odpychała go, oszołomiona i niemal nieprzytomna z emocji. Serce waliło jej w piersi, jakby chciało wyskoczyć. Chciała, by nie przestawał jej całować i dotykać. Było jej gorąco a jednocześnie drżała na całym ciele. Nic innego teraz jej nie obchodziło. Nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Był pierwszym mężczyzną, który ją pocałował. Wreszcie odważyła się i spojrzała mu w oczy z radością:
Jesteś pierwszym...
Wiem o tym. Cicho, nic nie mów.
Siedziała w jego objęciach już spokojniejsza. Właśnie zbliżał się wieczór i powoli ogarniała ich ciemność rozświetlana jedynie księżycowym blaskiem. Bogdan wyjął z plecaka koc i owinął nim dziewczynę i siebie. Objęci trwali tak, nie przerywając ciszy żadnym słowem, jakby pogrążeni w swoich myślach próbowali pogodzić się z przeszłością i zamknąć pewien etap życia.
Rozdział XXVIII
Niepewna przyszłość i ciągle grożące im niebezpieczeństwo nie budziły już takiego strachu. Na razie mieli siebie i możliwość wzajemnej pomocy i przyjaźni. „ Co ja zrobiłem? Nie powinienem dopuścić do tego, wobec niej to nie w porządku. Boję się, że ją skrzywdzę, a tym razem już na pewno się nie podniesie” myślał Bogdan.
Tymczasem Asia biła się z myślami :„ Co on sobie o mnie pomyśli? Nie obchodzi mnie to! Chcę zostać z nim. Żeby tylko nie odszedł. On jest wspaniały. Błagam, nie zostawiaj mnie!” Po chwili zamknęła oczy i z ufnością położyła głowę na jego ramieniu. Broniła się jeszcze przed snem, lecz wkrótce jej miarowy oddech świadczył, że zasnęła. Chłopak przygarnął ją mocniej. „Jaka ona jeszcze naiwna. Każdy łatwo może ją skrzywdzić. Chyba naprawdę muszę się nią zaopiekować.” Bał się zasnąć z obawy o ich bezpieczeństwo, drzemał jednak chwilami, budząc się nagle co jakiś czas ze strachem. Wiedział, że nie odzyskał jeszcze całkowicie zdrowia po zranieniu i nie nadaje się na obrońcę, o czym ona nie wiedziała.
Świt obudził Asię. Usłyszawszy miarowy oddech chłopaka nie poruszyła się nawet, domyślając się, że czuwał całą noc, by ona mogła spać spokojnie. Dopiero gdy pierwsze promienie słońca musnęły jego twarz, otwarł ze zdziwieniem oczy.
- Czyżbym zasnął? Ładny ze mnie opiekun- wysunął się spod koca.
- Nie żartuj. Dzięki, że czuwałeś nade mną, gdy spałam.
Wstał podając jej rękę.
- Chodź, musimy wrócić do miasta i ogarnąć się po tej szalonej nocy.
Wstała niechętnie. Na moment przytrzymała jego dłoń, po czym podniosła swój plecak. Ruszyli bez słowa w kierunku rynku, speszeni oboje nową sytuacją. Wreszcie Asia zdobyła się na niezwykłą, jak na nią, odwagę i chwyciła go za rękę. Nie cofnął dłoni, co ją ogromnie ucieszyło. Miała ochotę śpiewać ze szczęścia.
- To gdzie jedziemy, mała uciekinierko?
- A gdzie proponujesz?
- Rozumiem, że o powrocie jeszcze nie myślisz?
- A ty?
- Chciałbym trochę poleniuchować. Za kilka miesięcy mam rozpocząć pracę i studia. Muszę się trochę wzmocnić, bo odczuwam jeszcze skutki tamtej historii.
- Przepraszam, nawet nie zapytałam, jak się czujesz. Przecież przeszedłeś dwie operacje i byłeś ciężko ranny.
- Niekiedy czuję ból pod łopatką, jak za dużo chodzę, ale ogólnie jest prawie w porządku. To gdzie jedziemy? Może jednak rozważysz powrót do rodziców?
- Chciałabym jeszcze trochę pobyć z tobą – powiedziała czerwieniąc się mimo woli – ale może ty nie chcesz?
Przystanął na chwilę.
- Asiu, nawet gdybyś bardzo chciała, nie puszczę cię nigdzie samej. Przecież wiesz, że potrzebujesz opiekuna – zażartował.
- Jeżeli ty masz nim być, to zgadzam się!
- Ale uważam, że powinnaś uspokoić rodziców. Niech wiedzą, że nie masz do nich żalu.
- A twoi rodzice?
- Wiedzą, gdzie mniej więcej jestem, mam z nimi kontakt.
Kupiła widokówkę i po długim namyśle napisała:„ Kochani, mamo i tato, jeszcze mam do Was żal i chcę pobyć sama. Spotkałam Bogdana, więc mam opiekuna. Pozdrawiam, Asia”. Na razie nie stać jej było na więcej. Jeszcze nie stłumiła w sobie żalu do nich i nie zapomniała o krzywdzie, jaką jej wyrządzili, jak uważała. Nie wysłała otwartej widokówki. Włożyła kartkę do koperty i dopiero wtedy wrzuciła do skrzynki. Pamiętała, co nakazywał im porucznik Sadowski.
Tymczasem Bogdan zadzwonił do porucznika, by podać mu miejsce ich pobytu. Sadowski nie był zadowolony, że są razem. Obawiał się, że w ten sposób staną się łatwiejszym celem dla bandytów. Chłopak przyrzekł, że będą bardzo ostrożni i postarają się nie rzucać w oczy.
Był początek sezonu i miasteczko już zapełniło się turystami chętnie spędzającymi czas nad mazurskimi jeziorami. W tłumie łatwiej było ukryć się wszelkim niebezpiecznym osobnikom, więc postanowili jak najszybciej opuścić te strony.
Dwa razy przesiadali się do innego autobusu, aż wreszcie dotarli do miasta z pięknymi ruinami starego zamku. Podobało im się to miejsce i postanowili zostać tu na kilka dni. Przystanek, na którym wysiedli, znajdował się w pewnym oddaleniu od malowniczych ruin, więc postanowili obejrzeć je w pierwszej kolejności. Mijali niewielkie piętrowe domy dźwigające na sobie ciężar stu lat lub więcej, otoczone ogródkami przyciągającymi wzrok pięknem różnobarwnych kwiatów. Miasto sprawiało wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał.
Ruiny okazały się pozostałością zamku krzyżackiego. Zachowała się wieża i fragment murów. Asia była zachwycona. Po obejrzeniu zabytku postanowili poznać miasto oraz zaspokoić głód. Znaleźli sympatyczny bar niedaleko rynku. Rzucili się na jedzenie ze śmiechem. Już mieli wstać od stolika, gdy Asia rozejrzała się i w tym samym momencie zbladła.
- Bogdan, nie odwracaj głowy, ale po twojej prawej ręce siedzi pod oknem człowiek, który wyraźnie nam się przygląda. W dodatku wydaje mi się znajomy. Przyszedł tu przed chwilą. Jakby nas śledził.
- Spróbuję zobaczyć – i bez skrępowania odwrócił się.
Przyjrzał się mężczyźnie ostentacyjnie i uważnie. Zależało mu, aby tamten wiedział, że jest obserwowany.
- Pamiętam go, był raz czy dwa u Nauczyciela. Zamykali się wtedy w biurze i nikt nie mógł im przeszkadzać. Według mnie jest członkiem tej świętej mafii, ale nie wiadomo, czy nas śledził, czy znalazł się tu przypadkowo. Dzwoni gdzieś. Może zawiadamia o miejscu naszego pobytu. Ja muszę też coś zrobić.
Wziął telefon i napisał do porucznika wiadomość o przypuszczalnym członku sekty, który dziwnym trafem znalazł się obok nich. Odpowiedź przyszła prawie natychmiast. Dyskretnie odczytał ją, udając brak zainteresowania gościem, po czym zamówił herbatę i dwie szarlotki. Asia nie pytała o nic, wierząc, że on wie, co robi. Siedzieli nadal sącząc wolno napój i delektując się ciastkiem. Chodziło o przedłużenie ich pobytu w zamkniętym pomieszczeniu pełnym ludzi. Wreszcie obserwator nie wytrzymał, zerwał się gwałtownie z krzesła i opuścił lokal.
- Wybiegł nagle, jakby się paliło! Ale zaraz zaraz. Tak, podchodzi do niego dwóch mężczyzn i zaprasza do samochodu. Wsiada z nimi – relacjonowała Asia.
- Ciekawe, kim naprawdę był. Chodź, wychodzimy, moja towarzyszko niedoli.
Zapłacił i podał jej rękę. Szli, rozglądając się niepewnie, gdy otrzymał następną wiadomość. Po przeczytaniu skierował się do punktu informacji turystycznej. Poprosił o mapę miasta i okolicy. Chwilę studiował ją, wreszcie zadowolony mruknął:
- Ciekawe, co się będzie działo?
- Możesz mi powiedzieć coś bliższego?
- Kiedy sam nie wiem. Sadowski kazał nam zameldować się w jakimś hotelu czy pensjonacie i czekać na instrukcje.
- Och, czuję się jak na harcerskiej grze w podchody.
- Myślę, że coś ważnego się wydarzy. Nie bój się, oni wiedzą, co robić.
Sam nie wierzył w to, co mówi, ale nie dał tego po sobie poznać, aby jej nie straszyć.
Pensjonat okazał się miłym domkiem dysponującym kilkunastoma pokojami. Powitała ich kobieta w średnim wieku, przedstawiwszy się jako właścicielka:
- Teraz nie ma wielu gości, tylko trzy pokoje są zajęte. Będziecie na razie mieli spokój. Jutro spodziewam się wielu przyjezdnych, którzy zarezerwowali kwatery. Jeżeli interesują was posiłki, to proszę to zgłosić.
- Na pewno poprosimy o śniadanie, a resztę uzgodnimy – stwierdził Bogdan.
Rozdział XXVIII
Otrzymali pokój z łazienką na parterze. Asia od razu postanowiła doprowadzić się do porządku. Marzyła o kąpieli w ciepłej wodzie i umyciu włosów, co zabrało jej prawie godzinę. Gdy wyszła, od razu zauważyła, że jej towarzysz jest zdenerwowany. Spojrzał na nią poważnie:
- Rozmawiałem z Sadowskim. Dzięki, że byłaś czujna. Ten człowiek, którego zauważyłaś, jest niebezpieczny. To on kierował przerzutem dziewczyn do Niemiec i nie tylko. Aresztowali go.
- Gdyby nam się nie przyglądał, nie zwróciłabym uwagi. A czy był członkiem sekty?
- Niestety tak. Nie wierzyłem Sadowskiemu, ale teraz wierzę w każde jego słowo. Oni chyba nas wyśledzili, ale nie wiem jeszcze, w jaki sposób.
Nie powiedział jej, że nadal są w niebezpieczeństwie, gdyż sekta ma swoje sposoby, by kontrolować każdego i zmusić do współpracy szantażem, groźbami lub obietnicą szczęścia w innym świecie. Wiedział, że mimo aresztowania przywódców w jednym mieście, sekta nadal będzie działać w wielu miejscach nie tylko w Polsce.
Asia rozgrzana kąpielą położyła się i natychmiast zasnęła. Bogdan zamknął okno, sprawdził jeszcze raz drzwi, spuścił żaluzje i dopiero wtedy udał się do łazienki. Po kąpieli położył się na drugim łóżku. Jego również zmorzył sen.
Gdy się obudzili, był już wieczór. W pierwszej chwili chcieli wyjść na wieczorny spacer, ale chłopak przypomniał sobie wyraźne polecenia porucznika. Przekonał Asię, że powinni jednak zostać w pokoju. Zgodziła się niechętnie. Należało jednak pomyśleć o posiłku, toteż wyszedł poszukać gospodyni. Wziął ze sobą klucz i zamknął drzwi. Asię nie zdziwiło to ani trochę. Na stole leżał drugi klucz, więc mogła wyjść, jeżeli tylko miałaby na to ochotę.
Opadła na poduszkę i zaczęła zastanawiać się, jak spędzą następne dni. Była szczęśliwa, że się spotkali. Teraz nie przestawała o nim myśleć. Zamknęła oczy i próbowała przypomnieć sobie ich pocałunek, jego czułość i cudowne gesty, gdy gładził ją po policzku. Zrobiło się jej gorąco, gdy przypomniała sobie, jak zasnęła w jego objęciach. Czuła się jak odurzona. Chciała, żeby już wrócił i spojrzał na nią, dotknął, uśmiechnął się... Dla niej istniał już tylko on, jedyny, kochany... Czuła, że palą ją policzki. Pierwszy raz przeżywała coś takiego. „Jestem zakochana, oszalałam na jego punkcie...” Bała się, że potraktuje ją jak głupią zakochaną nastolatkę, że wyśmieje ją. „ Nie, on tego by nie zrobił. Jest ode mnie tylko o dwa lata starszy” uspokoiła samą siebie.
Czas jej się dłużył. Spojrzała na zegarek i zdziwiła się. Od wyjścia Bogdana minęła prawie godzina. „ Czy coś się stało? Dlaczego to tak długo trwa?” Prawie w tym samym momencie usłyszała nagle jakiś hałas, krzyki i stukot nóg, potem huk wystrzału. Wpadła w panikę. „Boże, żeby tylko nic mu się nie stało! Ja tego nie przeżyję!” szeptała przerażona.
Postanowiła zadzwonić do gospodyni. Numery wydrukowane były na kolorowej widokówce leżącej na stole. Żaden z dwóch numerów nie odpowiadał. „ Może ktoś go napadł a gospodynię zamordował? Może porwali Bogdana?” powtarzała sobie z płaczem. Wreszcie zadzwoniła do porucznika. Kazał zachować ciszę i nie otwierać nikomu. Siadła w kącie czekając na najgorsze. W pensjonacie zapadła cisza, jakby nikogo w nim nie było. Czuła spływające po policzkach łzy. Bała się o niego, chciała, aby znów był przy niej. „Błagam, wróć, proszę cię, wróć, nie daj się zabić. Musisz żyć, musisz, bo ja cię kocham jak nikogo na świecie. Bez ciebie nie chcę żyć. Bogdan, kochany mój, zrobię wszystko, żebyś tylko wrócił...” szeptała gorączkowo do siebie, gotowa modlić się, krzyczeć i wyć z rozpaczy. „ Jak jemu się coś stanie, to ja się zabiję. Zrobię to, przyrzekam. Zabiję się. ...”
Nagle ktoś zapukał w okno. Nie zareagowała. Skuliła się ze strachu i czekała. Intruz dał spokój i odszedł. Tymczasem w korytarzu załomotał ktoś do sąsiednich drzwi, rozległy się strzały i tupot wielu nóg.
Wkrótce po tym ktoś przekręcił klucz. "Bogdan” przemknęło jej przez myśl. Ale w drzwiach stał nieznany jej mężczyzna. Zacisnęła pięści i wrzasnęła:
- Gdzie Bogdan, bandyto, coś z nim zrobił!
Rzuciła się na niego z pięściami lecz złapał ją jednym chwytem za nadgarstki.
- Uspokój się dziewczyno. Twój chłopak żyje. Właśnie dzięki niemu złapaliśmy tych, którzy chcieli was skrzywdzić. Jestem policjantem. Chodź ze mną.
- Nigdzie nie pójdę. Nie wierzę ci. Nie zbliżaj się do mnie! Gdzie Bogdan!
W tej samej chwili zza jego pleców wychylił się Bogdan cały i zdrowy. Skoczyła natychmiast do niego i po chwili łkała rozpaczliwie w jego ramionach.
- Tak się o ciebie bałam. Myślałam, że coś ci się stało. Nie przeżyłabym tego.
- Nie chciałem nic ci mówić, bo to była zaplanowana akcja i baliśmy się, że się wystraszysz.
- To znaczy, że wiedziałeś o wszystkim?
- Niezupełnie. Porucznik przekazał mi instrukcje i adres tego pensjonatu. Miałem być przynętą, bo chcieli przede wszystkim mnie dopaść. Dlatego zamknąłem ciebie w pokoju, żebyś była bezpieczna. No, już po wszystkim. Złapali wszystkich. Sadowski kazał cię pozdrowić.
Policjant wyszedł, nie chcąc im przeszkadzać. Asia przytuliła się do Bogdana.
- Nawet nie wiesz, jak się bałam o ciebie.
- Pewnie tak jak ja o ciebie.
Oboje roześmieli się. Zostali jeszcze dwa dni w pensjonacie. Spędzili je, prawie wcale się nie rozstając . Dla Asi było to więcej niż pobyt w ukochanej krainie marzeń. Teraz na jawie przeżywała swoją bajkę o miłości, uczuciu, którego siłę dopiero poznawała. Dla niej istniał tylko on, jej ukochany chłopak, dla którego zrobiłaby wszystko. Miłość nagle poraziła ją, ogarnęła swoim ogniem z taką siłą, że nie umiała jej się oprzeć. Chciała być z nim i tylko z nim. Przesłonił jej cały świat i nic poza nim już dla niej nie istniało.
A on, bardziej doświadczony, przeraził się, gdy zrozumiał, jak wielką miłością obdarzyła go ta dziewczyna. Drżał na myśl, co by się stało, gdyby ją zawiódł. Podejrzewał, że załamałaby się całkowicie, a może nawet popełniłaby samobójstwo. Doskonale zdawał sobie sprawę, że od niego teraz zależy jej życie.
Jednak jej gorąca miłość i przywiązanie nie były dla niego przykre. Mile łechtały jego męską próżność i jednocześnie wywoływały jakąś nadzwyczajną tkliwość i czułość. Był zachwycony jej delikatnością i wrażliwością, jakiej dotychczas nie zauważył u żadnej z poprzednich sympatii. „Może miałem pecha i trafiałem tylko na puste lalki, które jedynie interesowały zakupy, modne ciuchy i imprezy. Nawet nie wiedziałem, że takie jak ona istnieją” myślał z żalem.
Spojrzał na Asię w skromnym sweterku i mocno spranych spodniach.
- Gdzieś ty się uchowała, że nie jesteś taka jak inne?- powiedział całując jej ręce.
- W krainie marzeń, potworze. Wiesz, jestem taką zaczarowaną księżniczką. Właśnie pokonałeś potwora. Należy ci się nagroda, więc masz moją rękę.
-Teraz rozumiem. Zaczarowałaś mnie, dlatego tak strasznie się w tobie zakochałem.
O mało nie zemdlała ze szczęścia, słysząc te słowa. Wziął w obie dłonie jej twarz i zaczął całować jej oczy, policzki i usta. Miała wrażenie, jakby unosiła się ku jakiejś niebiańskiej krainie. Przylgnęła do niego całym ciałem i zadrżała. Po chwili poczuła spływające po policzkach łzy. Wystraszył się:
- Kochana, co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Nie wiedziałam, że tak można kochać. Tak mocno, że nic nie jest ważne, tylko ty. Nie wiedziałam, że miłość tak strasznie boli. Ten strach i tęsknota i pragnienie...
Uśmiechnął się i przytulił ją mocno do siebie.
Dwa dni minęły jak sen. Początkowo spali osobno. Bogdan wiedział, że Asia nie zaznała jeszcze miłości fizycznej i szanował jej powściągliwość czy dziewczęcą nieśmiałość. Ostatniej nocy jednak Asia rozebrała się i bez słowa położyła się obok niego. Bał się spłoszyć ją jakimś niestosownym gestem, ale ona zaczęła wodzić dłońmi wzdłuż jego ciała. Nie wytrzymał i odwzajemnił się delikatną pieszczotą. Spokojnie z ufnością i całkowitym oddaniem przyjmowała jego dotyk, pocałunki i słowa szeptane do ucha. Bała się tego, ale jeszcze bardziej pragnęła go i kochała. Został jej pierwszym mężczyzną. Gdy leżeli potem objęci i zdyszani, uśmiechnęła się szczęśliwa i pomyślała „jestem kobietą”.
Następnego dnia gotów był nosić ją na rękach. Miał w życiu kilka dziewczyn, ale Asia... To było jak odkrycie nowego lądu. Nigdy nie zaznał czegoś takiego. Ta niewinna dziewczyna była jak postać z innego świata. Jej czułość, delikatność a jednocześnie namiętność i ogień niemal przyprawiały go o obłęd. Był pierwszy raz w życiu naprawdę zakochany. Nigdy nawet nie podejrzewał siebie o zdolność do takiego uczucia. „Jestem zakochany do szaleństwa” powtarzał sobie zdumiony. Był jeszcze bardziej wobec niej czuły i na każdym kroku dawał dowody uczucia.
Asię cieszyło to ogromnie, lecz cały ranek chodziła zamyślona i milcząca. Wreszcie podjęła decyzję.
- Bogdan, odwieź mnie do domu. Muszę powiedzieć coś rodzicom.
Spojrzał na nią uważnie.
- Cieszę się, że tak postanowiłaś- odparł.
- Wiedziałam, że ty zrozumiesz, dlatego cię tak bardzo kocham.
Objął ją i ucałował, po czym spakowali swoje skromne bagaże i ruszyli w drogę.
Rozdział XXIX
Urszula nie zmieniła adresu, czekając na powrót córki. Miała nadzieję, że kiedyś przebaczy jej i znów zapragnie z nią zostać. Nadal była słaba po tamtym napadzie i jej ruchy były ograniczone.
Ojciec Asi był u niej prawie codziennie, próbując jej pomóc w codziennych czynnościach. Jego żona umieszczona została w klinice leczenia uzależnień a pasierb nadal przebywał w areszcie i prawdopodobne było, że długo nie odzyska wolności, a może wcale. Mężczyzna nie chciał sam pozostawać w domu. Robił zakupy, pomagał sprzątać i spędzał z Ulą swój wolny czas. Gnębiły go wyrzuty sumienia, że zaniedbał córkę. Tęsknił za nią i martwił, obawiając się, że spotka ją znów coś złego. Wiedział, jaka była delikatna i wrażliwa, ale nie spodziewał się, że ostatnie wypadki zmienią ją tak bardzo, że oderwana od życia marzycielka stanie się zaradną młodą kobietą, która wie, czego chce i umie o to walczyć.
Pocztówka, którą otrzymali od Asi nieco ich uspokoiła, jednak nadal czuli niepokój, czy kiedykolwiek córka im wybaczy. Właśnie zjedli razem spóźniony obiad. Zbliżał się wieczór, gdy usłyszeli pukanie do drzwi. Ula otwarła je i zastygła z wrażenia, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Przed nią stała Asia i jej wybawca Bogdan.
- Możemy wejść? - zapytała.
- Oczywiście. Cieszę się, że was widzę. Ale skąd wy razem?- wyjąkała wreszcie zdumiona.
- To długa historia. Spotkaliśmy się przypadkowo.
Weszli, witając się z pobladłym ojcem Asi. Gdy usiedli wreszcie wszyscy przy stole, dopiero wtedy Asia opowiedziała o ich spotkaniu i akcji policji. Uli to nie uspokoiło.
- To już jesteście bezpieczni?
- No, niezupełnie. Musimy do końca życia uważać. Sekta to hydra stugłowa- odparł Bogdan.
- Wybacz mi Asiu, bo to przeze mnie tam trafiłaś. Gdyby nie moja ślepota, w porę bym cię może uratował. Byłem złym ojcem, dlatego oni cię złapali.
- Tato, nie mówmy już o tym. Tego się nie cofnie. Dzięki temu poznałam Bogdana i jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd – odpowiedziała patrząc na chłopaka.
- Rozumiem, że chcieliście nam o tym powiedzieć. Czy dlatego jesteście tu oboje ?- zapytała Ula.
- Tak, mamo i jest coś jeszcze. Chciałam wam powiedzieć, że wiem już, co czuliście wtedy, gdy byliście w sobie zakochani. Wiem już, co to jest miłość, jak silne jest to uczucie i już nie oskarżam was o egoizm i okrucieństwo. Mamo, wiem, że nie miałaś wyjścia, byłaś za młoda i nie wiedziałaś, jak masz postąpić. Nikt wam nie mógł pomóc. Gdyby nie manipulacje Ewy, bylibyście razem i być może tworzylibyśmy wspólnie szczęśliwą rodzinę. Przebaczam wam.
Ula rozpłakała się po tych słowach, więc Asia podeszła i objęła ją serdecznie.
- Mamo, jeszcze nie wszystko stracone. Bądź mi prawdziwą matką, której dotychczas nie miałam. Mam teraz młodą mamę.
- Córeczko, nawet nie wiesz, że każdej nocy, każdego dnia mojego życia myślałam o tobie i żałowałam, że cię oddałam. Pocieszałam się jedynie tym, że jesteś szczęśliwa. Och, gdybym znała prawdę!
Trwały tak w objęciach, matka i córka, które wreszcie odnalazły się po latach. Późno, ale być może nie za późno.
Długo trwały ich rozmowy, opowiadania i odpowiedzi na nurtujące pytania. Bogdan został jeszcze kilka dni, po czym z żalem odjechał, obiecując wrócić niebawem. Chciał zawiadomić o wszystkim rodziców, zwłaszcza, że zmienił swoje plany. Wybrał uczelnię w Gdańsku, by być bliżej Asi, która miała zamieszkać z matką i na razie ukończyć naukę w liceum. Ojciec obiecał często je odwiedzać, a tymczasem sprzedał rodzinny domek i przeprowadził się bliżej córki. Z domem tym wiązało się zbyt wiele przykrych wspomnień, dlatego chętnie pozbył się go, chcąc rozpocząć nowe życie.
Wkrótce odwiedzili ich rodzice Bogdana. Obie matki zaprzyjaźniły się i w ten sposób rodzina Asi znacznie się powiększyła. Ojciec Joanny zaprosił niebawem wszystkich na ogrodowego grilla w swej nowej siedzibie.
- Wiecie, nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że tyle ludzi dało się omotać tą niby-religią. Przecież w większości byli to ludzie wykształceni i mądrzy. Nigdy tego nie pojmę- powiedział ojciec Bogdana.
- Co gorsze, sekty mnożą się nadal mimo ostrzeżeń i złych doświadczeń- powiedziała z zadumą Ula.
- To proste. Rozmawiałem z niektórymi. Trafiają tam ci, którym jest źle na świecie, nie mogą zaakceptować rzeczywistości, są samotni i słabi. Odrzuceni. Tam czują się potrzebni i kochani, a niby modlitwy i rytuały są sposobem na pranie mózgu. To rodzaj duchowego samobójstwa, dlatego oddają swoje majątki, by tam zostać- tłumaczył Bogdan.
- To straszne. Czytałam nawet, że w niektórych sektach dochodziło do mordów i kanibalizmu zgodnie z jakąś ich pokręconą religią - wtrąciła Ula.
- Cud, że naszym dzieciom udało się stamtąd uciec i doprowadzić do zlikwidowania bractwa- matka Bogdana uśmiechnęła się do syna.
- Dlatego między innymi chcę iść na psychologię. Zagrożenie sektami to problem współczesnego świata. Wiem już, bo dużo o tym czytałem, że zwłaszcza wielu młodych ludzi porzuca rodzinę, naukę, przyjaciół i znika. Ale do sekty może trafić każdy, niezależnie od poziomu inteligencji i wykształcenia.
- Ale dlaczego? Przecież ludzie, którzy potrafią samodzielnie myśleć, posiedli jakąś wiedzę niekoniecznie nawet na studiach, powinni zauważyć, że ta nowa niby-religia to oszustwo.- zdenerwował się ojciec Asi.
- Niekoniecznie. Każdy z nas ma niezaspokojone potrzeby i jeżeli sekta im je proponuje, to wybierają życie, jakie ona im oferuje. Każdy z nas przeżywa kryzysy, a wtedy jesteśmy bezbronni wobec ich manipulacji. Sekty uzależniają uczestników psychicznie. Mam nadzieję, że dzięki wybranemu przeze mnie kierunkowi studiów zrozumiem mechanizmy ich psychomanipulacji i w przyszłości będę pomagać ludziom nie mogącym zaakceptować świata, w którym żyją. Żeby jak najmniej z nich trafiało do takich bandyckich sekt.
Wszyscy pochwalili jego pomysł, również jego rodzice. Ucieszyli się, że wybrał swoją drogę w życiu, przychylnie również patrzyli na jego związek z Asią. Według nich Asia miała na Bogdana dobry wpływ, zrobił się spokojniejszy i radosny jak dawniej oraz poważniejszy. Wreszcie pogodził się z przeszłością. Oboje z Asią odwiedzili grób jego siostry i złożyli na nim kwiaty.
Po kilku miesiącach dotarła do nich wiadomość, że Kazik otrzymał dożywotni wyrok więzienia. Jego matka, przebywająca w klinice leczenia uzależnień, wkrótce zmarła.
Obie rodziny rozpoczęły nowy etap życia. Rodzice obojga młodych przestali rozpamiętywać nieszczęścia, które ich spotkały i stali się dla dzieci prawdziwym oparciem, pamiętając o popełnionych wcześniej błędach. Dzięki temu Bogdan bez żadnych problemów ukończył swoje studia i został psychoterapeutą.
Asia zdała maturę i podjęła zaoczne studia pedagogiczne. Po jakimś czasie ona i Bogdan wzięli ślub i zostali rodzicami, ale to już inna historia.
Ula i ojciec Asi nie zamieszkali razem, chociaż spotykali się często za sprawą córki. Dawne uczucie już nie wróciło, zbyt wiele popełnili błędów i wzajemne przemilczane pretensje nie dawały o sobie zapomnieć. Oboje pozostali samotni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz