SPOTKANIE Z  WROGIEM

All right reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

 Autorka: Jolanta Szymanek
Tytuł: „Spotkanie z wrogiem”
Format: 148×210
Liczba stron: 166
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-936637-5-0

Niezależna recenzja: 

"Przy pierwszym kontakcie z książką, byłem dosyć sceptyczny. Miałem wrażenie, że czeka mnie raczej pozbawiona fajerwerków lektura, której bohaterką będzie zagubiona kobieta, mająca silną potrzebę zwierzyć się czytelnikowi ze swoich życiowych problemów. Jednak z każdą przeczytaną stroną „Spotkania z wrogiem” coraz bardziej przekonywałem się do przedstawionej historii.

Opowiadana historia jest czymś więcej niż tylko zapisem prawdopodobnych wydarzeń – wszak wielu Polaków zmuszonych sytuacją życiową decyduje się na pracę zagranicą. Szymanek w zręczny sposób uchwyciła złożoność stosunku Polaków do naszych sąsiadów zza Odry. Nie ukrywajmy, pomimo upływu 70 lat od zakończenia II wojny światowej, wciąż nie możemy zapomnieć wyrządzonych nam przez Niemców krzywd. Pomimo dialogu, od tylu lat trwającego pomiędzy naszymi narodami, w świadomości Polaków (i zapewne nie tylko ich) pokolenie Niemców z lat 1939-1945 jest uważane za zbrodniarzy oraz morderców..."  czytaj więcej                   

Prolog

Front zbliżał się nieuchronnie. Nocą słychać było z oddali coraz wyraźniej odgłosy bomb i armatnich strzałów. Drogą ciągnęły wozy, pojazdy i rzesze pieszych. Uciekinierzy z zajętych przez wojska terenów nieśli toboły z resztkami swojego dobytku, który zdołali w pośpiechu zabrać ze sobą. Szczęśliwcy ciągnęli wózki, sklecone prowizorycznie w drodze, z czego popadło.

W gospodarstwie panował pozorny spokój. Robotnicy przywiezieni z podbitych krajów już gotowali się bądź do ucieczki, bądź do spotkania z wyzwolicielami. Bauerowa stała się nieco milsza, co dało się wyraźnie odczuć, chociażby w kwestii jedzenia. Zamiast wody z mlekiem otrzymywali teraz prawdziwe, dobre mleko, a na obiad zdarzał się i wielki befsztyk. Gospodyni nie krzyczała już na dziewczyny, że siądą sobie na chwilę dla odpoczynku.

Jadzia chodziła milcząca. Tylko ona nie cieszyła się z rychłego wyzwolenia, jakby zupełnie jej to nie obchodziło. Nie pytano jej o nic, gdyż każdy zajęty był swoimi sprawami, a może po prostu większość domyślała się prawdy. W grupie dwudziestu młodych ludzi, przywiezionych na roboty do wielkiego bawarskiego gospodarstwa, było siedem Polek i trzech Polaków. Pozostali mężczyźni i kobiety wywodzili się z wielu różnych narodowości. Mimo wszystko społeczność ta w pewnym sensie zżyła się przez trzy lata wspólnej niedoli i nawet odmienna mowa nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody.

Ciężka praca i świadomość niewoli nie przeszkodziły im jednak kochać. Młodzi ludzie, niepewni swego dalszego losu, chcieli zapomnieć o koszmarze wojny i zapomnienia szukali w miłości. Po jakimś czasie potworzyły się pary zakochanych i wszyscy to zaakceptowali. Tylko Jadzia nie zgadzała się na żadne adoracje ze strony któregokolwiek z mężczyzn. Początkowo niejeden próbował zbliżyć się do niebieskookiej Polki, lecz bez skutku. Zaczęto więc uważać ją za osobę zarozumiałą i dumną, co nie było ani trochę prawdą. W rzeczywistości bowiem była ona dziewczyną nieśmiałą i delikatną. Raziły ją nachalne umizgi, a poza tym nie wiedziała, jak rozmawiać z mężczyznami. Matka powtarzała jej od najmłodszych lat maksymę:„ Nie wierz kobieto żadnemu mężczyźnie, bo to cukierek maczany w truciźnie”. Och, jak ją to straszliwie wtedy złościło! Po wygłoszeniu tej mądrości zawsze następowało wyliczanie przykładów, potwierdzających jej prawdziwość. Jadwiga bardzo dobrze zapamiętała nauki matki.

Być może nie dano by jej spokoju, gdyby nie Jurek. On jeden nie robił jej żadnych propozycji, nie obejmował jej, ani nawet nigdy nie wziął za rękę. A jednak był zawsze w pobliżu, gdy ktoś ją niepokoił, pomagał w cięższych pracach oraz troszczył się o nią jak o swoją żonę. Mimo tego nie byli parą. Jurek miał narzeczoną, która została w Polsce i chłopak zamierzał do niej wrócić. Bał się o nią, myślał o niej ciągle, o czym Jadzia doskonale wiedziała. Wpadł w ulicznej łapance w Warszawie jeszcze przed powstaniem, więc teraz umierał ze strachu o ukochaną, zwłaszcza gdy kontakt urwał się po zburzeniu miasta. Jeszcze wtedy nie wiedział, że zginęła na Woli razem z oddziałem powstańczym, w którym pełniła rolę sanitariuszki. Jadzia czuła się przy nim bezpieczna, toteż przyzwalała na jego troskę i opiekę, bo dzięki niemu nikt jej teraz nie niepokoił. Taki przyjacielski układ odpowiadał im obojgu. W ciągu tych trzech lat jednak i serce Marii nie pozostało obojętne. Spotkała na swojej drodze mężczyznę, którego widok był dla niej jak blask słońca w pochmurny dzień. Ich pierwsze spotkanie było zresztą szokiem dla obojga. Stali naprzeciw siebie bez słowa, zapatrzeni i zaskoczeni, jakby spotkało ich coś niewiarygodnego. Na szczęście nikogo przy tym nie było, toteż teraz nikt nie domyślał się prawdy.

Potem nastąpiło to, co miało nastąpić. Gorąca miłość, skrywana przed innymi, wreszcie rozpacz i strach. Wojna zbliżała się do końca. Wyzwolenie było bliskie. Jadzia wiedziała, że nie może wyjechać, bo pęknie jej serce. Miotała się jak ptak w klatce, wreszcie postanowiła wtajemniczyć we wszystko Jurka. Wiedziała, że musi mu zaufać, inaczej zginie.

                         c.d. Strona: Edytuj (blogger.com)